1018 r. - Wyprawa na Ruś Kijowską

Jechali już od dłuższego czasu. Konie, choć brały udział w gorszych wyprawach, były zmęczone. Ludzie, zarówno ci normalni, jak i ci służący bezpośrednio Polsce, ze zniecierpliwieniem wyczekiwali końca jazdy. Żeby uprzyjemnić sobie podróż grupa biało-czerwonych postanowiła śpiewać. Ich donośne głosy roznosiło echo. Polska miała wrażenie, że każde najmniejsze stworzenie w promieniu dwóch tysięcy kroków jest w stanie usłyszeć ich pieśń. I choć było to tak głośne, nikt z grupy zwykłych ludzi nie mógł ich usłyszeć, ani nawet zobaczyć. Kim my właściwie dla nich jesteśmy, pomyślała Polska. Robimy dla nich tak wiele, ale oni nigdy nie będą świadomi naszego istnienia. Weźmiemy udział w bitwie, a nawet nas nie zauważą. Wystarczy tylko przybrać normalną formę, a oni będą zbyt zajęci walką by zobaczyć, że ich oddział urósł o połowę...

- Wasza wysokość? - odezwał się głos za jej plecami. Był to jeden z jej zwiadowców, których wysłała tego dania rano.

- Jak daleko do miasta? - zapytała patrząc się przed sobie.

- Widzieliśmy Kijów. W tym tępie, z zatrzymaniem się na noc, powinniśmy dotrzeć nazajutrz po południu.

- Musimy dotrzeć przed ludźmi. - zatrzymała konia i dała znak innym by zrobili to samo. Odwróciła się w stronę zbrojonych i prawie krzycząc wydała rozkaz - Zepnijcie wodze, od teraz ruszamy galopem. Na wieczór będziemy pod Kijowem.

Po tych słowach usłyszała setki okrzyków radości. Na ten dźwięk sama się uśmiechnęła. Ponownie odwróciła konia, tym razem na wschód i ruszyła galopem. Reszta ruszyła za nią. Jeszcze raz przelotnie odwróciła się zerkając na wojsko Bolesława Chrobrego. Oby wytrzymali jeden postój bez swoich ,,aniołów stróżów" i nie uchlali się jak to mają w zwyczaju.

,,Anioły stróże" choć niekoniecznie byli stróżami, a już na pewno nie aniołami, to lubiła to określenie. Ze wszystkich możliwych, to chyba najlepiej oddawało wagę ich roli. Nie kierowali przecież ich życiem, ani niczym podobnym. Mogli jedynie wpływać na ich wybory, nie zawsze nawet ze skutkiem. Nie byli w stanie nawet pokazać im się w swojej prawdziwej postaci, ani zdradzić swojego istnienia. Jak więc nazwać ich inaczej niż aniołami stróżami?

Zgodnie z zapowiedzią, przybyli na miejsce pod wieczór. Dotarli dosłownie na kilka pacierzy przed całkowitym zachodem słońca. Konie miały w pyskach pianę, a jedźcy byli obolali. Około trzysta kroków od miasta, Polska kazała swojemu wojsku zostać. Dalej musiała pojechać sama. Gdy dotarła pod bramę miasta, natychmiast jej otworzono. Wcześniej wysłała gołębia, który miał powiadomić o jej przybyciu. Nie zdążyła przejechać jednego kroku, a już podszedł do niej jakiś mężczyzna. Wyglądał na kogoś wysoko postawionego. Podejrzewała, że może być jednym z generałów. Mężczyzna pomógł jej zsiąść z konia. Prowadząc ją na miejsce spotkania, wymienił z nią kilka słów. Przedstawił się jako najwyższy generał armii ruskiej, zapytał jak minęła droga, skomplementował jej wygląd i wyraził smutek, że będą musieli stoczyć bitwę. Był bardzo uprzejmy. Niemcy nigdy nie traktowali mnie tak dobrze, pomyślała.

Po krótkim spacerze dotarli na plac zamkowy. Była pewna, że rozmowa odbędzie się w sali tronowej, jednak myliła się. Jej przewodnik minął drzwi prowadzące tam, i ruszył w stronę krętych schodów na końcu korytarza. Potem przeszli przez jeszcze jeden korytarz i kolejny, aż w końcu dotarali na miejsce. Wszystko wskazywało na to, że komnata w której byli była przeznaczona do narad wojennych. Chcą rozmawiać jak równy z równym. Otworzono przed nią drzwi i wprowadzono do pomieszczenia.

- Wasza wysokość, królowa Polska przybyła. - powiedział mężczyzna, który ją przyprowadził.

Na te słowa kobieta stojąca przy oknie obróciła się. Była wysoka, w pięknej niebieskiej sukni. Niebiesko - żółte włosy miała splecione w warkocz. Ruś Kijowska nie miała barw narodowych więc kobieta miała na twarzy godło swego kraju, orła na białym tle. Zamiast korony na głowie miała wianek z polnych kwiatów, a mimo to dalej wyglądała dostojnie. Polska poczuła się głupio. Prawie o głowę niższa, z rozpuszczonymi, rozczochranymi białymi włosami sięgającymi do pośladków, w skromnej czerwonej sukni i jeszcze skromniejszej koronie z brązu. Ruś nawet nie próbowała się wywyższać, a i tak wyglądała lepiej.

- Cudownie - odezwała się kobieta - Generale, możesz nas teraz zostawić same?

Generał posłusznie pokłonił się, najpierw swojej pani, a potem Polsce. Wychodząc delikatnie zamknął za sobą drzwi.

- Niecierpliwie oczekiwałam twego przybycia, pani. - władczyni usiadła na pięknie zdobionym krześle przy stole na środku komnaty, gestem zapraszając Polskę do tego samego. - Z góry przepraszam za moje rodzeństwo. Brat zawsze się spóźnia, a siostra nie jest jeszcze gotowa na słuchanie o sprawach wojennych. Napijesz się czegoś, pani? Po tak ciężkiej podróży na pewno jesteś głodna i spragniona. Rzeknij tylko słowo, a ja postaram się spełnić twoje życzenie.

- Właściwe to miałam nadzieję, że porozmawiamy mniej oficjalnie. - mówiąc to Polska wyciągała z torby, którą miała przy sobie, spornych rozmiarów, przezroczystą butelkę, z równie przeźroczystą cieszą. - Darujmy sobie te uprzejmości. Mówimy sobie po imieniu, jeśli, oczywiście, to ci nie przeszkadza, pani.

Ruś westchnęła z ulgą, po czym uśmiechnęła się promiennie.

- Bałam się, że nigdy tego nie zaporonujesz. - po tych słowach zwróciła się do służki stojącej przy drzwiach. - Możesz go już przyprowadzić.

Białowłosa że zdziwieniem uniosła jedną brew.

- Przyprowadzić... Kogo?

-Ach, taka, śmieszna sprawa - mówiła to polwejąc po kieliszku wódki - Chodzi o Rosję oczywiście. Plan był taki, żeby najpierw sprawdzić jaki masz stosunek do nas i tego spotkania. Musimy tak robić, powiedzmy, że mój brat jest dość...

-Dziwny?

- Nie... Raczej nie obchodzi go opinia innych, w sumie to mało co go obchodzi. Mówi co chce, robi co chce, ale ma to też dobre strony. Nigdy nie panikuje i zawsze zachowuje spokój.

- Rozumiem, że robicie tak zawsze - było to raczej stwierdzenie, niż pytanie - Zastanawiam się, jak wielu przechodzi ten test i jest godne poznania twego brata?

Ruś zaśmiała się cicho.

- Spodoba mu się twoje poczucie humoru. - spoważniała - Szczerze powiedziawszy jesteś pierwszą. Czasami, kiedy nie robiliśmy tego testu...

W tym momencie drzwi otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Ubrany był prosto. Gdyby Polska nie wiedziała kim jest, mogłaby pomylić go z jakimś służącym. Mimo to poczuła się bardziej komfortowo, wiedząc, że nie jest jedyną która wygląda brzydko przy Rusi.

-Siostro, pijesz beze mnie i to w towarzystwie takiej piękności? - Rosja podszedł bliżej, przyglądając się uważnie Polsce. - Skoro tu jestem, zgaduje, że możemy sobie mówić po imieniu, pani?

- Skończ słodzić, Polska nie wskoczy ci do łóżka po kilku kompematach. Przepraszam cię za niego.

- Nie możesz odpowiadać za jego zachowanie moja droga - odpowiedziała biało - czerwona, po czym odwróciła się w stronę Rosji - A co do ciebie, to w moim przypadku będziesz musiał się trochę bardziej postarać.

- Widzisz siostro? Nie powiedziała nie - mówił to wypijając kieliszek wódki - No, przejdźmy do rzeczy. Czego Polsza, zwyciężczyni sławnej Bitwy pod Cedynią szuka na Rusi Kijowskiej?

- Bitwa pod Cedynią była już dawno, ale miło, że o niej wspominasz - Polska wypiła polany jej kieliszek bez popijki - Czego szukam? Dobrze wiecie czego szukam. Możemy uniknąć przelewu krwi, wystarczy, że przysięgniecie, że posadzicie Świętopełka na tronie.

- Ty za to, dobrze wiesz, że to niemożliwe. - Ruś pozbyła się już rozbawiania, które towarzyszyło jej na początku rozmowy. - Nie ważne z jak bardzo byśmy cię polubili, musimy kierować się dobrem kraju, a jak wiesz pozwolenie by jakieś inne państwo miało za duże wpływy u ciebie nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

- Tak jak myślałam - Polska spoglądała pusto w przestrzeń - Jakby nie patrzeć, na waszym miejscu postąpiłabym tak samo, ale zawsze warto spróbować.

- Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz - Ruś przechyliła się lekko do przodu - skąd w twoich zastępach trzystu żołnierzy niemieckich? Podobno nie przepadacie za sobą.

- Takie były postanowienia pokoju - tłumaczyła od niechcenia białowłosa - wojna nie może trwać wiecznie, choć i spokój nie będzie.

- Malutka Polsza chyba nie za bardzo im ufa. - Rosja spoglądał na nią z lekkim uśmiechem.

- I nigdy nie będzie. Mam wrażenie, że Polacy i Niemcy to naturalni wrogowie. - Polska odchyliła głowę w tył i zamknęła oczy, tak jakby musiała się nad czymś zastanowić. - No więc, skoro już omówiliśmy, że: dojdzie do bitwy, ja nie spoufalam się z Niemcami, a Rosja musi się bardziej postarać by zaciągnąć mnie do łóżka, musimy ustalić co zrobimy z tą falszką. Ja wyznaję zasadę, że alkohol nie może się marnować. Jakby nie patrzeć do bitwy jeszcze trochę czasu.

Rodzeństwo spojrzało się po sobie, po czym zaśmiali prawie w tym samym momencie. Wygląda na to, że co do falszki ustalone, pomyślała z uśmiechem Polska.

Tak oto minęły około dwie godziny. Po wszystkim, Polska nie była pijana na tyle by samodzielnie nie wrócić do swojej armii. Zachowywała (prawie) pełną świadomość. Flaszka na trzech, co to jest dla Słowian? Szła więc krokiem lekko chwiejnym w stronę bram miasta. Tym razem nie miała towarzysza, zgodnie z jej prośbą. Nikt z nich nie chciał bowiem, by wydało się w jaki sposób konkretnie przebiegała ich rozmowa.

W połowie drogi poczuła jak coś ciągnie ją delikatnie za dół sukni. Odwróciła się spokojnie, spodziewając się wszystkiego. Okazało się, że osobą odpowiedzialną była mała dziewczynka o niewinnym spojrzeniu. Prawie natychmiast spuściła wzrok i zaczęła się tłumaczyć.

- Ja przepraszam panią! - prawie krzyknęła - Ale ja bardzo chciałam panią poznać i...

-Spojnie już. - Polska pochyliła się na wysokość twarzy dziewczynki - Powiedz, jak się nazywasz i dlaczego tak bardzo chciałaś mnie poznać?

Polska nigdy nie przepadała za dziećmi. W normalnych warunkach przepędziłaby dziewczynkę, ale tym razem alkohol we krwi robił swoje.

- Nazywam się Białoruś. - ukłoniła się lekko - Słyszałam, że wygrała pani dużo bitew, pani Polsko.

- No dobrze, a dlaczego chciałaś się spotkać akurat tu? Przecież to nie miejsce dla małej królowej.

Białoruś zaśmiała się. Gdy śmiech jej przeszedł, obejrzała się dookoła.

- Wiesz, pani Polsko, siostra zabroniła mi panią poznać, mówiła że jestem za mała, ale ja muszę przecież znać władców innych krajów, prawda? - nawet nie czekała na odpowiedź, tylko zaczęła mówić dalej - Muszę ich znać, bo kiedyś też będę mieć swój kraj... I Rosja też będzie miał! Nawet potężniejszy od tego!

Polska bała się, że dziewczynka zachłyśnie się własną śliną, tak szybko mówiła. Postanowiła jednak podtrzymać rozmowę. Zważywszy na jek pozycję społeczną, chciała potraktować ją jak najlepiej. Do bram miasta został jeszcze kawałek drogi, więc do tego czasu mogła trochę z nią porozmawiać.

- Och, a jak myślisz, kiedy się to stanie?

- Nie wiem, ale pewnie jeszcze trochę czasu minie. Myślę, że Ruś nawet nie będzie się nazywać Ruś.

Polska zaśmiała się.

- A czemu tak sądzisz?

- No nie wiem, Ruś jakoś tak głupio brzmi...

Po dojściu na miejsce. Pożegnała się z Białorusią. Podziękowała za rozmowę i wyraziła nadzieję na kolejną w przyszłości. Gdy dziewczynka zniknęła jej z oczy odebrała swojego konia i ruszyła do swoich. Teraz musieli ponownie wrócić do ludzi, choć nie było jej to na rękę. Potrzebowała chociaż odrobiny snu, a w siodle nie było to najprzyjemniejsze. Mimo to udało jej się trochę przespać. Jechali w ciemnościach nocy. Na szczęście, droga prowadziła przez łąki i pola, więc szansa, że jakiś koń złamie mogę była wystarczająco niska by móc jechać dalej.

Z rana byli już z armią Chrobrego. Miejsce bitwy nie było jeszcze znane. Wszystko zależało od niego. Po kilku godzinach król kazał się zatrzymać i poczynić przygotowania. Polska rozkazała swoim żołnierzą to samo. Teraz nastał niecierpliwy czas oczekiwania. Wojacy sprawdzali stan swoich zbroi i ostrzyli miecze. Sama Polska również miała zamiar walczyć. Nie lubiła bić się w zbroi. Zawsze zakładała tyle pancerza ile to było konieczne, nie więcej. Naramienniki, nakolanniki, nagolenniki, nałokietniki i trochę blachy na udach. Nie miała nawet kolczugi. Nigdy nie dała się trafić, uznawała więc, że lniana bluzka jest wystarczającą ochroną.

Gdy wkładała miecz do pochwy, usłyszała dźwięk trąb. Szybko wsiadła na konia i poczęła wydawać rozkazy. Życzyła swym generałą szczęścia i czekała na odpowiednią chwilę by ruszyć w bój. Tradycyjnie, musieli poczekać, aż zwykli ludzie na dobre zaczną walkę. W końcu nadszedł odpowiedni moment i rozkazała atak. W miarę jak zbliżali się do wrzawy, coraz więcej jej osób zaczęło przyjmować swoje ludzkie formy. Polska zrobiła to samo. W pewnym momencie jej włosy z białych stały się blond, a skóra straciła swoje barwy i stała się kremowa. Teraz przyszedł czas na bitwę.

Ona i jej ludzie walczyli na flance, tuż przy brzegu lasu. Posoka lała się że wszystkich możliwych stron. Polska na przemian, atakowała, unikała i traktowała ludzi swoim koniem. Wszytko szło idealnie do momentu w którym ktoś ściągnął ją z wierzchowca. Dziewczyna mocno uderzyła o ziemię. Siła upadku przetoczyła ją w bok w stronę lasu. Pech chciał, że akurat w tym miejscu zaczynało się zbocze małej dolinki. Stoczyła się ze zbocza i o mało nie wylądowała w rzece. Udało jej się w ostatniej chwili złapać wystającego korzenia. Podnosząc się z trudem, spostrzegła postać wolno idącą w jej stronę.

- Wygląda na to, że sama zdążysz się zabić za nim w ogóle zacznę z tobą walczyć.

Tajemniczą postacią okazał się Rosja. Stał teraz przed nią z zadziornym uśmiechem.

- Nic wielkiego - mówiła z trudem, podeszła po miecz, który znajdował się kilka metrów dalej - Tylko złamane żebro i kilka sinaków.

Splunęła krwią. Już wcześniej wydawał jej się wysoki, ale teraz spostrzegła jak bardzo. Dosięgała mu może do klatki piersiowej.

- Kurwa - zaklnęła - to ty jesteś taki wysoki czy ja jestem taka niska?

- Wydaję mi się, że oba.

Bez zapowiedzi ruszył do ataku. Polska nie była w stanie wygrać z nim siłowo, ale mogła ograć go zwinnością i szybkością. Sparowała pierwszy cios. Skoczyła do boku i spróbowała skontrować. Rosja sparował i odepchnął ją w tył. Spróbował uderzyć, ale ona zrobiła unik, kopnęła go w łydkę i uderzyła od dołu. On upadł, lecz podniósł się zanim Polska zdążyła zareagować.

- Nie widziałem jeszcze, żeby jakaś kobieta walczyła... I to w dodatku tak dobrze - pochwalił ją, przyjmując pozycję do odparcia ataku.

- A mogę jeszcze lepiej.

Tym razem ona zaatakowała pierwsza. Dwoma szybkimi skokami znalazła się przy nim. Cięła od góry przez lewe przedramię. Rosja nie spodziewał się tego ruchu i zacisnął zęby gdy ostrze przecięło skórę. Stracił na chwilę równowagę. Ta chwila wystarczyła by Polska mogła ostatecznie powalić go na ziemię. Teraz siedziała na nim okrakiem z pełnym satysfakcji uśmiechem i dwoma mieczami w dłoniach.

- I co teraz? - zapytał znudzonym głosem - Zabijesz mnie?

- Nie, to byłby głupie. - odpowiedziała przeciągając słowa - Moim celem było zdobycie wpływów w waszym kraju. Jakie miałabym wpływy jeśli bym was pozabijała?

- Zwinna, szybka, mądrą a do tego piękna. Czego chcieć więcej?

- Och, jest jeszcze wiele moich cech o których nie wiesz. -odpowiedziała na zaczepkę.

- Nie wątpię. Jest za to coś czego ty nie wiesz o mnie. - spojrzał wyzywająco. Szybkim ruchem położył ręce na jej talii i przewrócił ją na bok. Teraz to on leżał na niej, cały czas ją trzymając. - Nienawidzę przegrywać, Polszo.

Po tych słowach wstał i pomógł zrobić to samo Polsce. Dziewczyna otrzepała się, nie powiedziała nic, tylko oddała mu miecz. Zaczęli wdrapywać się z powrotem na skarpę. Gdy byli na szczycie, bitwa była już skończona. Stali przez chwilę w ciszy.

- Ty... - zaczął oszołomiony Rosja - wygrałaś.

- Jak to było? - Polska udawała, że przeszukuje najgłębsze zakamarki swej pamięci - Nienawidzisz przegrywać, tak? - zaśmiała się - W takim razie masz spory problem. Na mnie już czas. Twoja siostra chyba nie brała udziału w bitwie, przekaż jej w takim razie ode mnie pozdrowienia.

Polska zaczęła już odchodzić, gdy coś sobie przypomniała.

- Och, prawie bym zapomniała. Pozwolę sobie przyłączyć do kraju Grody Czerwieńskie. Bywaj.

Rosja długo patrzał jak jego Polsza odchodzi. Otrząsnął się dopiero gdy stracił ją z oczu. Spojrzał na swoją ranę na lewym ramieniu i ruszył do resztek swojego oddziału.

*******
Teraz kilka słów wyjaśnień.

•Dlaczego Ruś jest Rusią a nie Ukrainą?
•Otóż w tamtych czasach termin Ukraina nie istniał, więc postanowiłam nazwać ją Rusią.

•No dobra, ale dlaczego w takim razie Rosja jest Rosją, Białoruś Białorusią? Wszyscy powinni nazwać się Ruś.
•Ruś Kijowska dała początek Rosji i Ukrainie (podejrzewam, że Białorusi również jako, że zajmowała temte tereny ). Termin Rosja istniał w tamtych czasach i było to określenie na Ruś tyle że greckie. O Białorusi wtedy nie słyszano i dlatego jest w mojej opowieści dzieckiem.

Dziękuję bardzo, dowidzenia czy tam doczytania (?).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top