ROZDZIAŁ 8

EMANUEL

Pilnowanie Lei stało się nawet przyjemne. Może to dlatego, że nie zachowuje się jak większość studentów w jej wieku? Wydaje się dojrzalsza i mądrzejsza, ma na pewno więcej bagażu emocjonalnego, niż ktokolwiek by się spodziewał. A ja byłem tego, aż za bardzo świadom. Nie każdy człowiek stracił mamę i ma ojca, jeżdżącego na wózku inwalidzkim. Szczerze powiedziawszy na początku zrobiło mi się żal rodziny Michelle. Ale to na początku, teraz zaczynam podziwiać ich odwagę, wytrwałość i niekończącą się miłość do siebie.

To niesamowite i piękne.

Minęły trzy tygodnie od kiedy spektakularnie wyśmiała moje imię i jednocześnie mnie. Moja starsza siostra przybiłaby jej piątkę. Obie za hobby wybrały sobie dręczenie mnie, jak nie całej męskiej populacji.

Są łudząco do siebie podobne, oczywiście z charakteru. Teraz się zastanawiam czy któraś z nich przypadkiem nie została adoptowana. Albo czy nie zrodziły się z jednego śmiechu, okropnie wrednego, upartego, ironicznego, wybuchowego i pewnego siebie dzieciaka, niczym z dzwoneczka.

Ale wracając do samej Lei, zastanawiam się co jeszcze mogła przeżyć w swoim stosunkowo krótkim życiu. Czasem w jej spojrzeniu widać przebłysk bólu, jak wczoraj gdy miała jakiś koszmar, o którym nie była skłonna rozmawiać. Wkurzyłem się, gdy oznajmiła, że mam sobie iść. Teraz jak jednak patrzę na to wszystko trzeźwiej czuję tylko wyrzuty sumienia, że jednak nie naciskałem na nią.

Ale czy to by coś dało?

Pewnie bym ją tylko bardziej wkurzył. Nawet nie byłem pewien czy by mi coś powiedziała, w końcu jestem dla niej tylko ochroniarzem, działającym jej na nerwy.

Zastanawiam się także czemu zawsze chodzi w długich spodniach, koszulkach na długi rękaw, czy też czasem bluzach, oraz skarpetkami do połowy łydki. Jest to trochę dziwny strój jak na koniec wiosny i wysokie, letnie temperatury przez ostatnie dni. Jednak ani razu podczas tych trzydziestu dni nie widziałem jej inaczej ubranej. Jestem bardzo ciekaw co skrywa pyskata Lea Michelle. Jaki ma mroczny sekret.

Każdy posiada jakiś mroczny sekret.

Po raz trzeci w ciągu piętnastu minut dzwoni mój telefon. Aktualnie Lea odrabia swoją pracę na studia. Przygotowuje jakieś pytania na ostatni temat jaki omawiali. Z tego co opowiadała Henriemu miała do zrobienia jeszcze jakąś prezentacje na temat ludzkiej mimiki podczas spotkań z psychologiem. Doskonale wiem, że przeszkadza jej mój dzwonek, a nawet wibracje telefonu, ale nie miałem zamiaru odbierać. Doskonale wiedziałem kto się do mnie dobija jak psychopata do drzwi ofiary.

Rachel.

Codziennie piszę mi rano powitalne smsy, a wieczorem dzwoni, pragnąc mi przypomnieć jak bardzo tęskni i mnie kocha i czeka, aż do niej wrócę. Ale podczas tego miesiąca, tych trzech tygodni czułem się lepiej pilnując i denerwując Leę, niż przez cały mój związek z Rachel.

Teraz widzę jak bardzo to wszystko było udawane: słodkie słówka, całusy, przytulanie czy nawet seks. Jakby to wszystko było pod publikę. Z tą pyskatą studentką wszystko przychodzi mi jakoś łatwiej, luźniej, bez zbędnych scenariuszy. Rozmowa z nią nie jest sztuczna, chociaż raczej przypomina to kłótnie, niż rozmowy cywilizowanych ludzi. Po prostu jest to.... Naturalne.

Odrzuciłem połączenie i wygasiłem ekran telefonu, patrząc jak kobieta przy biurku gryzie długopis w czasie pisania pytań na kartce. Zauważyłem nie raz czy to na wykładach czy podczas odrabiania prac zadanych przez profesorów, zawsze marszczy brwi i obgryza końcówki długopisów lub ołówków. Na swój sposób jest to słodkie. Równie słodkie jest to, gdy kłócimy się, marszczy nos i staje się lekko czerwona na policzkach. Wygląda wtedy jak lalka, którą dostaje każda mała dziewczynka na urodziny.

– Czy możesz ten telefon wyłączyć, bo zaraz wypierzę go za okno! - warczy zirytowana, gdy po raz czwarty dzwoni mój telefon, z dobrze znanym numerem.

O, i właśnie o taki grymas wściekłości mi chodziło!

– Przepraszam. - mamroczę i odrzucam połączenie wyłączając go na dobre. Na szczęście dostałam w pakiecie telefon służbowy.

– No ja mam nadzieję, że przepraszasz. - szepcze pod nosem zawzięcie i wraca do tego swojego skupionego wyrazu twarzy, oraz maltretowania tego biednego długopisu.

– Co tam miauczysz podnosem? - pytam z lekkim uśmiechem, podchodząc bliżej jej biurka.

Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że ją irytuje. Jest to wyśmienita gra, w którą moje grać bez końca. A zasady są proste – kto pierwszy doprowadzi do tego, że jej cała twarz stanie się jak pomidor, wygrywa! Wszystkie inne chwyty dozwolone. A jak przy okazji umrzesz.... Cóż, mogę zaproponować chryzantemy na grób.

– Zastanawiam się czemu ty nigdy nie robisz żadnych prac, projektów czy referat. To nie fair.

– Pilnuję ciebie, to już jest zadanie na cały etat. Jeśli miałbym jeszcze studiować psychologie... - zastanawiam się przez chwilę – Nie, dziękuję. - odparłem, zerkając przez jej ramię na kartkę z pytaniami i długimi odstępami na odpowiedź drugiej osoby.

– Ja jestem zacną osobą do pilnowania! - zaprotestowała z oburzeniem i odwróciła się w moją stronę, uderzając kolanem w miejsce bardzo blisko krocza.

Jęknąłem z bólu, zginając się lekko.

– Kurwa. - sapnąłem.

– Boże, przepraszam! Nie chciałam! - krzyczy spanikowana, wstając z obrotowego krzesła i zasłaniając ręką usta, i nos.

Staje naprzeciw mnie. Próbuję coś zrobić, ale pomimo tego, że na początku spanikowała, teraz widzę, że ją to bawi. Mało brakuje by padła na plecy i zaczeła się tarzać po podłodze ze śmiechu. I to niby faceci, to maszyny do zabijania. Dziewczyny to jeszcze satysfakcję mają z naszej krzywdy!

– Czemu ty zawsze, kobieto, mnie nokautujesz? Jak nie słownie to fizycznie... - chrypię i powoli się prostuje.

– To nie było naumyślnie! - broni się, podnosząc lekko swój dziewczęcy głos. Przybiera poważny tembr głosu, by nie było ani śladu rozbawienia.

– Mhm, nie wierzę ci. Ciekawe czy dostanę pod koniec odszkodowanie. - droczę się i uśmiecham do niej ironicznie  - Zanim cię zabiją, ja trafię do szpitala co najmniej osiem razy.

– Nie prawda! - krzyczy, na co unoszę brew. – Chyba trafiłam w twój mózg, a nie genitalia. - mówi, zakładając ręce pod piersi. Przybiera jednak chwilę później skupioną minę, a następnie diabelski uśmieszek. - W sumie, jedno i to samo. - wzrusza ramionami.

Lubię się z nią droczyć. Po raz kolejny to powiem, ale z nią rozmowa czy nawet kłótnia jest o wiele przyjemniejsza niż z przejażdżka najlepszymi rollercoasterami z Rachel. Jej urocze rumieńce złości, krągłe kształty, czarne włosy zaplątane w drobne warkoczyki i jej dobre serce. Ciało anioła, dusza diabła. Uściślenie każdej kobiety. Jeśli ktoś by w to wątpił dodam, że po prostu uaktywnia się to w różnych okresach ich życia.

Rachel za to wolała przeznaczyć pieniądze dla siebie. Nasza mała łazienka w domu, aż pękała w szwach od jej maseczek, peelingów, balsamów, myjek czy masażerów. Robiła wszystko by podobać się mi i otoczeniu wokół niej. Moja dziewczyna kochała także ciuchy, szczególnie te odsłaniające lub uwydatniające jej atuty. Gardziła słabszymi, nie lubiła za bardzo dzieciaków, a o pracy gdziekolwiek nawet nie chciała słyszeć.

Ale kochałem ją, nadal kocham. Też nie jestem święty, mam swoje grzeszki. Muszę sobie dokładnie przemyśleć to czy aby na pewno chce do niej wrócić i czy jest jeszcze sens to wszystko ciągnąć. Nadal pamiętam naszą ostatnią kłótnie zanim przyjąłem ofertę tej pracy.

Wynoś się stąd, Emanuel! - krzyknęła Rachel, wyrzucając moje rzeczy z szafy. -Zdradzasz mnie z tą blond suką znad przeciwka! Zabawiasz się z nią, wiem to, ty cholerny chuju! - krzyczy w szale, rzucając we mnie wszystkim co miała pod ręką.

Nie spałem z nią, Rachel! - przekrzyczałem ją, chcąc do niej jakoś dotrzeć. -Cholera, ona dopiero się przeprowadziła, chciała zapytać o najbliższy sklep spożywczy! - wyjaśniłem. – Czy to taki problem, do cholery?

Kłamiesz! Ty zawsze kłamiesz mi w żywe oczy! Jesteś w tym najlepszy na świecie, ty pieprzony kłamco! Wynoś się stad i nie wracaj! Nienawidzę cię! - rzuca się po całym pokoju, zalewając się łzami i łkając.

Rachel, nie zdradziłem cię! - próbuje do niej podejść, ale uderza mnie mocno w twarz.

Idź do tej blond zdziry, zrywam z tobą, ty zdradziecki sukinsynie!

Więc się spakowałem i przyjąłem ofertę od Anthonego Michelle, wyjechałem kilka miast dalej. Odciąłem się od mojej dziewczyny i po prostu żyłem tu już od miesiąca. Nadal nie poukładałem sobie wszystkiego w głowie po naszym ostatnim starciu. To jest bardzo trudne do zrobienia i nie jestem pewien ile mi to jeszcze zajmie.

W związku należy sobie ufać, a nie rzucać na lewo i prawo oskarżeniami o zdradzie. Zabolało mnie to i to bardziej, niż chciałem. Ale właśnie tak się czuję zakochana, skrzywdzona osoba przez osobę, którą kocha. A jeśli nawet ma się w związku kryzys, trzeba najpierw porozmawiać, wiem to z własnego doświadczenia. A może bardziej doświadczenia moich rodziców.

Dlatego zanim do niej wrócę z powrotem, muszę być pewny swojej decyzji.

– Ej, odcięło cię na dobrych kilka sekund. - mówi sceptycznie Lea, machając mi ręką przed oczami i pstrykając palcami. - Nie walnęłam cię tam przypadkiem za mocno?

– Sorry. Nie, wszystko gra. - wymamrotałem, drapiąc się po karku lekko zakłopotany. - Jutro sobota, masz jakieś plany?

– Nie, chciałam porysować w ogrodzie i skontaktować się na FaceTime z dzieciakami ze szpitala. - oznajmia, chowając kartę z pytaniami w granatową teczkę, którą następnie schowała na półkę.

– A znajdziesz też chwilę by porozmawiać ze swoim ochroniarzem? -pytam z nadzieją.

Chciałbym poznać bliżej Leę Michelle i dać jej poznać siebie. Być może zostaniemy znajomymi, a może nawet kimś więcej. Chciałem zobaczyć co wywiąże się z naszej znajomości. W końcu w umowie nie mam nic o bliższych kontaktach z córką mojego zleceniodawcy.

– Być może. A co, zainteresowany? - pyta, unosząc lekko jedną brew.

– Bardzo.- odpowiedziałem ze szerokim uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top