ROZDZIAŁ 20
Chciałabym zaprosić wszystkich na moje social media, ponieważ zazwyczaj na Instagramie ogłaszam kiedy co jest, w dodatku będziecie mieli dostęp do moich polecajek 😉
📸: _heartless_girl_08
🎶: _heartless_girl_08_
–––––––––––
Obudziłam się, zalana potem. Tym razem nie z powodu koszmarów. Ogromna, męska i ciężka ręka przygniatała moją talię, a świeży zapach dotarł do moich nozdrzy. Było mi koszmarnie gorąco od żaru ciała osoby obok mnie. Delikatnie wychyliłam się znad ramienia, które nadal mnie mocno trzymało w pasie i nie zapowiadało się na to by zamierzał puścić.
Dojrzałam spokojną,pogrążoną w śnie twarz mojego ochroniarza. O dziwo, nie poczułam paniki. Czułam nawet spokój. Nie wiem czemu, ale przyjemnie leżało mi się w jego ramionach. Bezpieczeństwo, które obezwładniało moje ciało, było cudnie upajające. Opadłam z impetem z powrotem na poduszkę, zamykając oczy.
Dziś szłam na wykłady. Nie chciałam siedzieć kolejny dzień w domu, pogrążona w swoich myślach. Tak naprawdę, to człowiek jest sam w sobie wrogiem. I to mnie przeraża. Wystarczy jedna zła myśl, by całe nasze życie runęło w gruzach i nas przygniotło swoim ciężarem. Wystarczy jedno słowo, by popaść w anoreksję lub bulimię. Wystarczy jedna zła chwila, by depresja nami zawładnęła. Tylko tyle. A o wiele trudniejsze jest wyjście z tego.
Wyczołgałam się spod ciężkiej ręki Emanuela. Musiałam się szybko umyć i coś zjeść. Chciałam jeszcze przed wykładami coś powtórzyć z notatek. Ostatnio moja nauka mocno kuleje przez wydarzenia ze świata zewnętrznego. Musiałam to naprawić, bardzo zależy mi na jak najlepszych wynikach. Moim marzeniem jest być najlepszym na świecie psychologiem dziecięcym.
***
Byłam już świeża i pachnąca szarym mydłem. Mój dzisiejszy strój składał się z jasnych jeansów i bluzki w czerwone – białe paski. Na stopy założyłam białe tenisówki. Yua przygotowała dla nas jajecznice i grzanki z masłem czosnkowym, za co nagrodziłam ją uprzejmym uśmiechem. Przeglądałam telefon z notatkami, gdy do kuchni wszedł w pełni ubrany w strój roboczy Emanuel. Był poważny, nic nie wskazywało na to, że był zły, że zostawiłam go w łóżku samego ani nie wyglądał na rozżalonego przez swoją decyzję. Nie był też szczęśliwy. Jego twarz była kamienna, nie wyrażająca kompletnie nic co pomogłoby mi go rozszyfrować. Uśmiechnęłam się z lekkim smutkiem, po czym wróciłam do jedzenia.
Wzięłam swój plecak, odebrałam drugie śniadanie od Yua dla mnie, po czym oboje wyszliśmy. Henry już czekał przed czarnym samochodem z założonymi z tyłu rękoma. Wszyscy dziś zachowywali się dziwnie poważnie. Starszy mężczyzna otworzył mi drzwi od pojazdu, kiwając mi głową. Zrobiłam to samo, po czym wsiadłam, od razu zapinając pasy. Emanuel tym razem usiadł z przodu, obok kierowcy. Zmarszczyłam brwi, ale nie odezwałam się. Na usta cisnęło mi się masę pytań.
Po parunastu minutach dojechaliśmy pod moją szkołę. Bez słowa ruszyłam w stronę wejścia. Byłam zirytowana bez ich zachowanie. Przez zachowanie ich wszystkich. Co się niby znowu stało? Znowu niesforna Lea coś zrobiła? Nie mogli się wszyscy pozamieniać w jedną noc, kiedy miałam atak paniki. A może wtedy była północ?
– Hej! - zawołał znany kobiecy głos. Jej szczupła dłoń wystrzeliła w górę, energicznie się poruszając. Zatrzymałam się w pół kroku.
– Cześć, Lucy. - przywitałam moją przyjaciółkę. Przytuliła mnie mocno, po czym spojrzała za mnie. Uniosła brew.
– Hej, Lea. - wróciła spojrzeniem do mojej twarzy. - Chcesz iść dzisiaj z nami do kawiarni „ za rogiem" ? Jared uwziął się na mrożoną kawę z kokosem i borówkami, które jest tylko tam. - oznajmiła, biorąc mnie pod ramię i lawirując między masą spieszących się studentów.
– Pewnie, ale niedługo. Wiesz... - wskazałam sugestywnie na ludzi wokół nas i mojego ochroniarza.
– Tak, pamiętam. - zrobiła smętną minę, którą zawsze mnie wyciągała na różne wyjścia. I teraz też działała. - Jak to wszystko się skończy, to w końcu gdzieś wyjdziemy. Tak na dłużej.
– Tak. - obiecałam. Rozstałyśmy się pod drzwiami od mojej sali, Lucy ruszyła dalej w głąb.
Ruszyłam na swoje ulubione miejsce na sali, czekał mnie tym razem wykład o zachowaniach dzieci w środowisku szkolnym prowadzącym przez profesora Stone'a. Słyszałam za sobą kroki mojego ochroniarza. Zatrzymałam się gwałtownie tuż przed moim zwyczajowym miejscem. Dziś siedział na nim jakiś chłopak. Miał jasne włosy z uroczą grzywką, delikatne rysy twarzy dodawały mu słodkości, a niebieskie oczy odzwierciedlały jego aurę anioła. Nie wiele myśląc usiadłam tuż obok, a Emanuel równie zdezorientowany jak ja, usiadł na ostatnie wolne miejsce w tym rzędzie.
– Nie chcę być nieuprzejmy, ale to jej miejsce. - oznajmił zgryźliwie goryl obok mnie.
Jeśliby stali obok siebie z pewnością to Warren by górował wzrostem, jak i muskulaturą. Nieznajomy pomimo że, widać po nim mięśnie, nie jest tak silny jak zawodnik walk w klatkach.
– Eee... przepraszam, nie wiedziałem że jest zajęte. - odpowiedział skrępowany, zerkając to na mnie, to na Emanuela. Brunet nawet na niego nie zerknął, skupiając się na wykładowcy, który właśnie wszedł. - Nie było podpisane, więc usiadłem. Ale jeśli to taki problem mogę się przesiąść.
– Nie, nie ma takiej potrzeby. - wtrąciłam się. - mój kolega nie chciał być niemiły.
– Chciałem. - burknął, opierając się ramieniem o oparcie krzesła.
– Nie, nie chciałeś. - posłałam w jego stronę wkurzone spojrzenie. - Siedź, w dodatku wykład już się zaczyna. - oznajmiłam, uśmiechając się lekko. Odwzajemnił nieśmiało mój uśmiech.
Tak samo, jak mój goryl kilka chwil temu skupiłam się na słowach profesora. Omawiał nasz temat, wyjaśniał nowe zagadnienia, gdy pisałam nowy temat i redagowałam notatkę. Szkicowałam gwiazdki na marginesie zeszytu, uważnie słuchając każdego słowa.
Tak samo jak resztę zajęć z udziałem profesora Stone'a, lubiłam je.Po zajęciach mogliśmy zadawać tyle pytań ile tylko chcieliśmy,by jak najlepiej zrozumieć temat. Sposób w jaki również mówił, gestykulował i przechadzał się był absorbujący.Nawet najbardziej oporni studenci zawsze coś więcej wynosili oprócz długopisu.
Westchnęłam ciężko patrząc kątem oka na mojego ochroniarza. Pod ławą miał schowany telefon na najciemniejszy tryb. Zauważyłam, że gra w jakąś gierkę. Przesunęłam się bliżej niego, stawiał właśnie na wolnym terenie jakieś dziwne urządzenie, a w jego miejscu pojawił się brezent i ikonka narzędzi. Zmarszczyłam brwi, gdy Emanuel przesunął obraz na małe pole z pszenicą, kukurydzą i gruszką. Ściął wyrośnięte rośliny, sadząc nowe. Jak zahipnotyzowana oglądałam to jak porusza palcami po ekranie, robiąc nowe rzeczy na swojej – jak zauważyłam – farmie.
Odsunęłam się od niego, wyrywając małą część kartki z mojego zeszytu. Czarnym tuszem napisałam pytanie. Podsunęłam pod jego rękę karteczkę. Zerknął na nią, potem na mnie i znowu na nią. Wziął ją do ręki, czytając krótkie zdanie. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem.

Pomimo tego, że jego twarz pozostawała bez wyrazu, wziął swój długopis i zaczął pisać. Były to tylko dwa słowo.

Dziwna nazwa. Nie wiele myśląc wyjęłam swój telefon z tylnej kieszeni spodni i w google play wpisałam jej nazwę. Zainstalowałam grę, zaraz dostając obraz podobnej farmy co ma zawodnik walk w klatkach, tylko że o wiele mniejszej i skromniejszej. Z strachem na wróble – który robił za samouczek – poznałam większość tajników gierki. Zasadziłam pszenicę i dostałam kurnik z pięcioma kurami. Ten strach na wróble jednocześnie mnie irytował, jak i bardzo pomagał. Stał tak, patrząc na mnie tym wzrokiem, kiedy zbierałam pierwsze jaja od kur. Nie mogłam przewinąć jego instrukcji dopóki nie skończył, nie ważne czy umiałam to zrobić czy nie.
Zanim się obejrzałam wskoczyłam na drugi level. Tym razem dostałam nowe ziemię do sadzenia, krowy i tą samą dziwną maszynę co Emanuel stawiał, jak teraz widziałam do robienia paszy.
Wyłączyłam telefon, by napisać kolejne pytanie na kartce.

Przesunęłam papier pod jego rękę.
Cieszyłam się z czasu jaki dawała gra do zbudowania czegoś, przez co ta gra aż tak bardzo nie uzależniała. Ja nie musiałam tak długo czekać z powodu jeszcze małego poziomu, ale zakładam, że ten czas zwiększał się razem z nowymi rzeczami, tak samo jak gwiazdki dzięki którym mogłeś przejść do następnego poziomu. Poczułam jak jeden brzeg kartki ociera się nieprzyjemnie o moje przedramię.

przewróciłam oczami na jego odpowiedź. Spojrzałam na niego, ale on jakby nigdynic ozdabiał swoją farmę za pieniądze zarobione przed chwilą. Spojrzałam na liczbę nad niebieskim paskiem. Uśmiechnęłam się w duchu do samej siebie. Napisałam odpowiedź również dźgającgo rogiem kartki. Odebrał ją ode mnie niemal od razu i pochylił się nad nią, kładąc telefon na kolanie. Spojrzał na mnie oskarżycielsko, ale i tak widziałam jak na jego ustach majaczy uśmiech. Uniosłam wyzywająco brew, ponownie włączając telefon i odpalając grę.

Zaraz dostałam karteczkę z powrotem. Otworzyłam usta w obóżeniu. Odwróciłam do niego głowę i wskazałam na siebie palcem w niemym pytaniu „ ja? Jaja sobie robisz?" . Ciemnooki pokiwał powoli głową z powagą na twarzy.

Małym drukiem, tuż przy krawędzi kartki napisałam odpowiedź.

zauważyłamjak powstrzymuje uśmiech, który ciśnie mu się na twarz. Sama szeroko się uśmiechnęłam, wracając do wykładu. Zostało tylko półgodziny, większość wymienialiśmy się z moim ochroniarzem karteczką. Ogarnęło mnie lekkie poczucie winy, ale zignorowałam je. Odwróciłam tym razem głowę do drugiego mojego sąsiada. Nieznajomy, którego imienia
nadal nie poznałam, skupiony był na mnie. Patrzył w moje oczy ognistym wzrokiem, a gdy ja również na niego spojrzałam, uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego tajemniczy, lecz promienny uśmiech. Chciałam go poznać, nie często ktoś dołączał do nas pod koniec roku. Wydawał się tajemniczy i pełen sekretów, co nie ujmowało mu urody. Był przystojny, nawet jeśli mężczyźni z jasnymi włosami to nie mój ulubiony typ.
Pan Stone skończył wykład, zapowiadając że na następnych zajęciach będzie pytał z tego tematu i zalecił nam przeczytać kolejny. Zapisałam polecenie na marginesie i podkreśliłam dwoma liniami. Nie słuchałam, więc dopadła mnie karma. Spakowałam się i wyszłam z ławy.
Emanuel czekał na mnie na schodach prowadzących w dół, do wyjścia. W trójkę, obok siebie wyszliśmy z sali wykładowej. Następne zajęcia miałam dopiero za dwadzieścia minut, więczdążyłabym porozmawiać z nieznajomym. Mam nadzieję, że tymrazem mój ochroniarz nie będzie mi przeszkadzał i próbował być niemiły dla chłopaka.
– Ej! - zawołałam za nim, gdy już odchodził. Odwrócił się w moją stronę i posłał w mi przyjemny uśmiech.
– Tak? - spytał. Pomimo zaciśniętych ust Emanuela i jego mocno spiętego ciała, podeszłam do chłopaka. Szedł za mną jak cień.
– Jestem Lea. - przedstawiłam się, podając mi dłoń.
– Wiem, głośno tu o tobie. - skomentował lekko. Zmarszczyłam brwi. - Jestem Chase. - uścisnął mi dłoń, delikatnie potrząsając.
– A skąd... - zaczełam moje pytanie.
– Skąd się tu wziąłem? - zapytał, przerywając mu. Łagodnie zabrałam dłoń z jego mocnego uścisku. - Cała prawa strona naszej placówki spłonęła i przydzielili nas do różnych miast. Wiesz, zaraz koniec roku, a niektórzy kończą college, więc...
– Tak, rozumiem. - odpowiedziałam. - Muszę lecieć, do zobaczenia. - odezwałam się po chwili krępującej ciszy
– Tak, tak. Ja też, zaraz mam kolejny wykład. - wytłumaczył się.
Przytaknęłam ruchem głowy i pomachałam mu. Ruszyłam w przeciwną stronę, a szatyn żwawym krokiem podążał za mną.
– Nie podoba mi się tamten typ. - oznajmił z nutą złości w głosie.
– Jest miły. - zaprotestowałam.
– Nie każdy miły mężczyzna ma dobre zamiary. - zaprotestował złowrogo. Stanęłam na środku korytarza.
– Nie każdy mężczyzna jest płatnym zabójcą. - wyszeptałam w jego twarz, by nikt oprócz niego mnie nie usłyszał
Wznowiłam marsz w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. Musiałam z nią porozmawiać by zachować choć resztki normalności. Cała męska populacja powoli doprowadzała mnie do szału.
***
Gdy ostatni wykładowca oznajmił na dziś koniec niemal jęknęłam z ulgi. Czułam się jak parę miesięcy temu, gdy do mojego życiazawitał Emanuel. Poczułam taką samą ulgę po zakończeniu zajęć,nie wiedząc co czeka mnie w domu.
– Idziemy? - spytała Lucy, biorąc pod ramie swojego chłopaka. Jared spojrzał na nią z miłością, całując moją najlepszą przyjaciółkę w czoło.
– Tak...
– Lea! - zawołał męski głos z tyłu auli. Jeszcze rano to Lucy wołała mnie, by zawiadomić o wyjściu. Odwróciłam się, dostrzegając białe zęby Chase'a. - Idziecie gdzieś?
– Do kawiarni. - odpowiedziała za mnie Lucy.
– Mógłbym się dołączyć? Nie znam miasta, a miło by było iść z kimś znajomym.
– Pewnie, ja nie mam nic przeciwko. - oznajmiła z radością, mrugając do mnie jednym okiem. Przewróciłam oczami.
– Chodźmy. - zawyrokował chłopak mojej najlepszej przyjaciółki.
Wolałam nawet nie patrzeć na mojego ochroniarza, nie chciałam niszczyć sobie końcówkę dnia w dodatku z przyjaciółmi. Chase miał jechać swoim autem, Lucy nas podwiezie pod kawiarnie, a gdy będę chciała iść już do domu, to zadzwonię po Henriego. Specjalnie wysłałam mu rano sms'a z informacją. Wchodząc na parking, Emanuel podniósł wzrok i zatrzymał się w pół kroku. Patrzył w jedno miejsce. Powędrowałam za jego wzrokiem, zdziwiona jego nagłą zmianą. Był poważny, spięty niż bardziej i wyglądał jakby zobaczył właśnie ducha.
– Co się stało? - spytałam szeptem, gdy moi przyjaciele szli dalej. Zauważyłam przed czerwoną toyotą piękną, długonogą kobietę z pięknymi rozwianymi włosami.
Kobieta zauważając nas, uśmiechnęła się. Odbiła się biodrem od blachy samochodu i ponętnym korkiem ruszyła w naszą stronę, w stronę mojego ochroniarza.
– Witaj, Emanuelu.
– Rachel – wypowiedział jej imię z goryczą, patrząc na jej smukłą twarz i wyrzeźbione ciało.
Dopiero po chwili dotarło do mnie kim jest ta piękna kobieta, której od razu nie polubiłam. Coś zakuło mnie w klatce piersiowej.
Stałam właśnie twarzą w twarz z byłą dziewczyną Emanuela Warrena.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top