ROZDZIAŁ 12

EMANUEL

Wyszedłem z pokoju Lei, odbierając telefon od mojej dziewczyny. Coraz częściej jednak zastanawiałem się czy na pewno chcę żeby nią była. Jasne, kochałem ją i to bardzo, ale nie czułem się przy Rachel w pełni sobą. Przez ten krótki czas w rezydencji państwa Michelle zauważyłem, że czuję się o wiele lepiej tu, wśród obcych dla mnie ludzi, niż przy mojej dziewczynie, z którą jestem od trzech lat. Oni może są bogaci, ale zachowują się zupełnie normalnie. Nie chełpią się, nie zadzierają nosa, spędzają razem czas jako rodzina i lubią to robić. Rachel rzadko kiedy jeździła do rodziców, ze mną spędzała czas tylko w drogich restauracjach lub w sypialni. Chyba potrzebowałem takiego detoksu.

I właśnie to wszystko spowodowało, że zacząłem coraz częściej myśleć o rozłące z nią. Miałbym więcej czasu dla siebie i dla rodziny, której nawiasem mówiąc też długo nie odwiedzałem.

– Hej, Kochanie. - przywitała się kokieteryjnym głosem. Oczami wyobraźni widziałem jak zawija pasmo włosów wokół palca. Zawsze tak robiła, gdy zaczynała flirtować.

Chyba uważała to za seksowne.

– Witaj,Rachel. - odpowiedziałem. Nie wiem, od kiedy zaczęło mi przeszkadzać to jak ja ją nazywam i jak ona nazywa mnie.

– Co tak oficjalnie, Kochanie? - zapytała, a z jej ust wyrwał się nerwowy chichot.

– Rachel...- wypowiedziałem jej imię z westchnieniem.

– Tęsknię za tobą. Kiedy do mnie wrócisz? - zapytała znów zmysłowym głosem, który nie działał na mnie tak jak wcześniej.

– Rachel,ja też za tobą tęsknię. Ale obawiam się, że to nie będzie takie proste, jak ci się wydaje. Ja nie wracam - oznajmiłem drżącym głosem.

– Ale...Co? Stało ci się coś? Zwerbowali cię gdzieś?

– Nie,ale ....

– Nie strasz mnie tak, Emanuelu! To nie jest zabawne! Myślałam, że coś ci   się stało! - wykrzyknęła, aż musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.

– Nic mi nie jest, ale chciałem powiedzieć, że .... - ponownie moja rozmówczyni mi przerwała.

– Emanuelu, tęsknię za tobą. - oznajmiła smutnym głosem. - Czuję się tu taka samotna. Brakuje mi też naszych upojnych nocy, wiesz że już jestem mokra?

– Rachel, wiesz, że nie tak powinna wyglądać nasza relacja? - zapytałem

– Ale o co ci chodzi? Zawsze lubiłeś, gdy tak mówiłam, podniecało cię to. - oburza się.

– Nasza relacja nie powinna polegać tylko na doznaniach seksualnych czy intymnych przyjemnościach. To nie dla mnie....

– Emanuel, jak śmiesz mi to zarzucać! - rzuca, a ja zirytowany podnoszę lekko głos.

– Dasz mi, do cholery jasnej, skończyć chociaż jedno zdanie?! - gdy moja dziewczyna ucichła, kontynuowałem. - Potrzebuję czegoś więcej niż namiętnej nocy, czy kolacji w ekskluzywnych restauracjach. Chcę od czasu do czasu się poprzytulać, obejrzeć film w domowym zaciszu, zrobić sobie czasem maseczki i po prostu porozmawiać na kanapie czy wyjść na spacer w ciepły, letni dzień. Ty mi tego nigdy nie dałaś, Rachel! I nie dasz. Zawsze tylko ty, ty i ty. Liczą się tylko twoje przyjemności: zakupy, przyjaciółeczki, Instagram i imprezy. To nie mój świat, Rachel. - przerywam, pocierając czoło -  I te kilka dni z dala od tego całego szumu oraz otoczki doskonałości mi to uświadomiły. My po prostu do siebie nie pasujemy, to wszystko niema prawa się udać. Tylko siebie ranimy.

– Czy to znaczy, że.... ? - pyta, a jej głos się łamie. Nie to zamierzałem uzyskać, ale chyba inaczej się nie da. Pomimo tego, że kraje mi się serce, potwierdzam jej przypuszczenia.

– Tak, Rachel. Zrywam z tobą. - mówię spokojnie.

Dziewczyna bez słowa rozłącza się, a ja czuję nie wyobrażalną ulgę, jakby ktoś zdjął kilkunasto tonowy ciężar z moich pleców.

Wracam do pokoju Lei, chowając telefon w kieszeń spodni. Zastaję dziewczynę rysującą coś ołówkiem przy biurku. Podchodzę nieco bliżej, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. Zaglądam przez jej ramię, by podejrzeć co szkicuje. Ze zdziwieniem patrzę na ciemnowłosą kobietę.

Lea nie zwraca na mnie uwagi, chociaż doskonale wiem że wyczuła moją obecność. Delikatnie się spina, gdy podszedłem bliżej. Dopracowuje szczegóły wokół prawego oka. Dopiero, gdy kończy szkic prawej części twarzy, który nie przypomina jeszcze jej pełnego rysunku, odwraca się do mnie ze spokojem i lekko odpycha się od biurka. Marszczę brwi ze niezrozumieniem.

– Wszystko w porządku? - pytam, lustrując jej złą minę.

– Tak.- odpowiada przez zaciśnięte zęby.

– Lea, co się stało? Przecież widzę. - mówię i zakładam ramiona na piersi. Dziewczyna gwałtownie poderwała się z krzesła i stanęła przede mną.

Dopiero wtedy zobaczyłem, że sięgała mi idealnie do klatki piersiowej. Mógłbym ją przyciągnąć i przytulić jak misia, gdybym tylko chciał. A chciałem. Bardzo. Ale wiem, że jej by to się nie spodobało. Rzadko kiedy z kimkolwiek bliższym się przytulała, chociażby na powitanie. Woli raczej mówić, niż robić. Lubiła dystans, fakt że nikt nie mógł nagle wbić jej w tym czasie noża w plecy. Po prostu kontrolowała sytuacja. I tego nikt nie mógł jej zabronić. Jasne, przytulała się rano ze swoim tatą na wózku czy przyjaciółką na zajęciach lub kuzynką, której dawno nie widziała. Ale i to jest rzadkie.

Za to lubiła ludzi. I to cholernie. Szczególnie te małe, pokrzywdzone potworki. Nie mam nic do dzieci, dopóki nie nauczą się chodzić i mówić. Gdy są to niemowlęta są całkiem.... słodkie. To było budujące, że co tydzień przyjeżdżała do szpitala by czytać, śpiewać, pograć czy po prostu porozmawiać z tymi dziećmi. Umiała się odnaleźć w każdej grupie wiekowej i kochał ją chyba każdy. Za to, że po prostu była.

Ale wracając do jej wściekłości na mnie....

Jej twarz była delikatnie zaróżowiona przez buzujące w niej emocje. Z jej oczu biła wrogość i zdystansowanie do mojej osoby. Tylko dlaczego? Lustrowałem jej całe ciało i twarz w poszukiwaniu odpowiedzi na zadane w mojej głowie pytanie. Nie zrobiłem przecież nic złego. Wyszedłem tylko na parę minut, by odebrać ten nieszczęsny telefon od mojej byłej już dziewczyny. Wcześniej wszystko grało, śpiewaliśmy karaoke, wygłupialiśmy się i śmialiśmy.

Chyba, że .....

– Nic się nie stało. Po prostu nie mam już humoru do żartowania z tobą i wygłupiania się . Nie wiem co strzeliło mi do głowy przez ostanie kilka dni, że zdecydowałam się z tobą porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, ale koniec tego. Nie jesteśmy przyjaciółmi, ani nawet kolegami bym musiała zwierzać ci się z tego co robię czy czuję. Od tego typu spraw mam Lucy, Elizabeth czy Corę. Nie ciebie. Jesteś tylko pracownikiem w tym domu, zatrudnionym przez mojego ojca. Tylko chronisz mnie przed jakimś psychopatą, który ubzdurał sobie, że jesteśmy dla niego jakimś zagrożeniem i trzeba nas wyeliminować ze świata. Jesteś tylko ochroniarzem, nikim więcej. Więc się ode mnie odczep! Nie chce cię w moim życiu! - wykrzyczała swój monolog, pełen negatywnych emocji.

Nic, a nic pan Michelle nie pomylił się, kiedy mi ją opisywał. „Nie wysoka brunetka z włosami do ramion, upiętymi w dwa malutkie warkoczyki z tyłu, tworzące tak jakby koronę. Niezwykłe fiołkowe oczy, odziedziczone po matce. Dużo się uśmiecha, lubi pomagać, rysować, to jej potajemna pasja. Jest dość wybuchowa. Lepiej jej nie juszczyć, gdy jest w złym humorze. " Tylko, gdy mój pracodawca ją opisywał było to raczej w żartobliwej formie. Teraz jednak widzę przed sobą wulkan wściekłości, który właśnie wybuchł.

Zabolało.

Dla niej byłem nic niewartym pracownikiem w jej wielkim domu. Chroniłem jej tyłek przed zamachowcem. Nie potrzebuję mnie w swoim życiu, ma przecież swoją przyjaciółkę, kuzynkę i siostrę. W dodatku pewnie w mig znalazłaby kogoś na moje miejsce. Tak cholernie zabolały mnie jej słowa, bo w jej oczach byłem nikim. Udawała przez ostatni tydzień? Nie chciała sprawić mi przykrości? Co się więc w tym czasie zmieniło, że powiedziała mi to teraz?

Wziąłem ostatnie resztki moich emocji i schowałem je w głąb serca. Nie mogła ich zobaczyć i też je zranić. Przybrałem maskę oschłości i obojętności, jaką zazwyczaj nosiłem przez czas pilnowania jej. Pochyliłem się w jej stronę, tak że nasze twarze były na tej samej wysokości, a dłonie splotłem razem za moimi plecami.

– Zrozumiałem.- powiedziałem spokojnie, zjeżdżając spojrzeniem na chwilę w dół i z powrotem na jej oczy. - Tylko następnym razem powiedz to otwarcie, zanim ktoś się do ciebie na serio przywiąże. Nie lubisz, gdy wbija ci ktoś nóż w plecy, ale sama przed chwilą to zrobiłaś. - pokręciłem głową. Jej twarz wyraźnie zbladła. - Następnym razem po prostu może powiedz to łagodniej, a nie wydzierasz się na ludzi, jak niezrównoważona psychicznie. Może to ty tutaj jesteś tą „psychopatką " ? I faktycznie, jestem tylko twoim ochroniarzem. To było z mojej strony bardzo nieprofesjonalne, wybacz, panienko Michelle. - uśmiechnąłem się lekko, próbując zamaskować szpilki, które wbiła we mnie. - Dam ci radę. Zastanów się czasem nad swoim zachowaniem. Ktoś próbuję ci pomóc, a ty go odtrącasz albo się zamykasz. Jeśli tak dalej będziesz postępowała, nie zostanie ci nikt. Ani Lucy, ani Elizabeth, ani Cora. Nikt. - odwróciłem się, po czym stanąłem przy jej drzwiach, tam gdzie moje miejsce było od początku mojej pracy.

Może i była to zazdrość o Rachel. Może zobaczyła jej imię na wyświetlaczu, zanim zabrałem telefon. Może się boi. Ale to jej nie broni. Chciałem mieć po prostu z kim pogadać podczas mojej służby. Może nawet Lea mi się spodobała. Ale teraz raczej nic z tego nie będzie. Od początku powinienem zająć się tylko moją pracą.

Nawet nie jestem do końca pewien czy wiem nadal co to jest kochać osobę, która nie jest ze mną spokrewniona. Rachel chciała pieniędzy, a Lea uważa mnie za nic niewartego pracownika. Może dobrze by mi zrobił ogólny detoks od dziewczyn. Może odwiedziny u moich rodziców będą dla mnie dobre? Mama na pewno będzie szczęśliwa, gdy mnie zobaczy.

Jedno wiem na pewno, dziś pożegnałem dwie dziewczyny.

- Oh, witaj Emanuelu. - mówi Yua, która wychodzi z jednego z pokoi z szmatką do wycierania kurzy.

- Dzień dobry, Yua. - odpowiadam grzecznie.

Starsza kobieta przygląda mi się uważnie, gdy przechodzi obok w fartuchu. Zerka na drzwi od pokoju przy których stoję. I nagle jej twardy wyraz twarzy zmienia się na łagodniejszy. Mógłbym przysiąść, że na jej wargach tańczy uśmiech.

Nie zwracam jednak na to uwagi i stoję wyprostowany z poważną miną, ze wzrokiem wbitym w ścianę.

- Pan Michelle chyba cię ostrzegał przed jej wybuchowym charakterkiem, prawda? - pyta, wskazując na drzwi palcem. Zaskoczony kiwam głową. - Wiesz, ona nie jest taka zła. Od kiedy tylko urodziła się, Lea łaknęła atencji wszystkich, a gdy jej nie dostawała to płakała. Zawsze ktoś musiał być nad nią. Teraz, gdy jest dorosła nie potrzebuje tej całej otoczki uwagi, ale gniew został. Zauważyłam, że złości się zawsze kiedy z czymś się nie zgadza lub coś ją zdenerwuje. Widocznie zrobiłeś coś co ją zdenerwowało.  - wygłasza, a szmatkę przewiesza sobie przez ramię i pociera ręce o siebie.

- Yua, nie zamierzam jej teraz dogadzać i skakać nad nią. - złoszczę się, ale staram się mówić spokojnym głosem.

- Nikt ci nie każe. - broni się. - Mówię jak jest. Ale słyszałam raz powiedzenie: nigdy nie zostawiaj w nocy dziewczyny po kłótni. Gdy ty będziesz spać, ona będzie płakać i zastanawiać się co zrobiła nie tak. - oznajmia poważnym tonem.

Zamyśliłem się nad tą myśleć. Może coś w tym jest? Kobieta w końcu myśli o wiele więcej niż mężczyzna. Właśnie dlatego kobieta żyje dłużej od faceta.

- Przemyśle to, okej? - pytam dla świętego spokoju.

- Jasne. Jeśli w procesie myślenia pomogą ci ciastka czekoladowe są na blacie w kuchni. Wiesz gdzie znajdziesz mleko. - puszcza oczko, po czym odchodzi.

Ta kobieta jest chytra jak lis. W sumie każda kobieta jest chytra jak lis.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top