ROZDZIAŁ 26

Anthony Michelle
* 14.08.1973
† 12.06.2022

Kochający ojciec, mąż i syn.
Ufam tobie, Jezu.

Ceremonia pochowania mojego ojca odbyła się zaledwie dzień po jego śmierci. Nie wierzę, że go nie ma. Nie byłam na siłach aby tym sie zająć, dlatego Carter i Emanuel zorganizowali pogrzeb. W jeden dzień znaleźli księdza, wykupili miejsce obok mojej mamy i przede wszystkim byli przy mnie i mojej siostrze.

Na pogrzebie, gdy ksiądz błogosławił mojego tatę i zakopywali trumnę, stałam na nogach tylko dlatego, że trzymał mnie Emanuel. Sam miał łzy w oczach, ale trzymał mnie. Wiedział jak bardzo jest to dla mnie ciężkie.

W końcu zawsze tak jest. Nie ważne w jakim wieku i z jakiej przyczyny chowamy swoich bliskich, popłaczemy się i tak. Żal nadal będzie ściskał nasze serca, dopóki umysły nie pogodzą się z faktem, że ich już nie ma. Wiedziałam o tym, w końcu zaraz kończyłam pierwszy rok studiów psychologicznych. Szkoda, że tata nie mógł dożyć nawet do końca tego semestru.

Na stypie u nas w domu, zaprosiliśmy wszystkich, którzy chcieli powspominać Anthony'ego. Najpierw zjedliśmy ciepły posiłek, przygotowany przez Yua. Potem przenieśliśmy się do salonu z herbatą. Słyszałam, jak pracownicy mojego taty opowiadają mi i Corze, jaki byl nasz tata w pracy. Zdradzili też kilka śmiesznych szczegółów.

- Pamiętam jak raz Anthony przyszedł do pracy w piżamie.  Miał spodnie w kratę i czarną bluzkę. Był wtedy jeszcze młody i mógł chodzić. - opowiada jego asystent. - Zaczynałem dopiero pracę, to był tylko staż potrzebny mi do zaliczenia kierunku. Nie spodziewałem się, że zatrzyma mnie na aż tak długo. - parsknął cicho. - Kiedy łagodnie zwróciłem mu uwagę na jego strój, on tylko spojrzał na siebie znad kubka z kawą i wzruszył ramionami.  Powiedział wtedy, że od dzisiaj ten dzień będzie dniem piżamy i każdy zaspany człowiek, pracujący u niego w firmie, kiedy przyjedzie tego dnia, będzie mógł udać się na dwie dwudziesto minutowe drzemki. Tak powstał w firmie dzień piżamy, który obchodzimy czwartego września. - skończył opowiadać, wycierając łzy spod oka.

Spojrzałam na kobietę, która znała mojego ojca od podszewki. Babcia nabrała powietrza w płuca, zaczynając kolejną historię dzisiejszego wieczora.

- Mały Anthony był wielkim rozrabiaką. Nie było rzeczy, której by dotknął i która byłaby cała. - zaśmiała się smutno, pocierając ręce o sienie. Dziadek chwycił jej jedną dłoń i obijał mocno. - Pamiętam doskonale dzień, kiedy dostał na urodziny mapę skarbów. Szukał go po całym podwórku. Mój mądry mąż zakopał go. Ma szczęście, że nie na naszym podwórku, tylko za płotem. Znalezienie skarbu, zajęło mu cały tydzień. Nie mówił o niczym innym. Kiedy znalazł punkt zaznaczony iksem, zaczął kopać. Kopał, kopał i kopał. Dziwiłam się ile siły i zaangażowania jest w tak małym dziecku. Dziura była większa od niego. Pod koniec dnia przytargał do domu skrzynie. Pomijam fakt, że był cały brudny. Otworzyliśmy ją razem. Jak się okazało mój mąż włożył do środka misia i nasze rodzinne zdjęcie. Anthony sam podsumował, że największym skarbem jest rodzina. - babcia oparła głowę o ramię dziadka, pozwalając na to żeby słone łzy spływały po jej policzkach.

Słyszałam jeszcze masę podobnych historii. Sama kilka opowiedziałam. Cora postanowiła opowiedzieć historię o tym, jak tata źle założył mi pieluchę i musiała robić to sama, a miała ledwo cztery latka. Śmialiśmy się, płakaliśmy i piliśmy herbatę przez resztę dnia. Czułam się lepiej niż wczoraj.

Musiałam jednak na chwilę wyjść. Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem i przemyśleć parę spraw. Wywinęłam się spod ranienia mężczyzny i skinęłam głową na górę, gdzie były balkony. Posłał mi zmartwione spojrzenie, niemo pytając „ wszystko w porządku? ” . Uśmiechnęłam się na jego troskę. Delikatnie weszłam na piętro, kierując się w stronę szklanych drzwi, osłoniętych czerwonymi zasłonami. Wieczór był ciepły i przyjemny. Światło księżyca padało na moją twarz, a gwiazdki wesoło świeciły na niebie.

Liczyłam na to, że tatuś znalazł się wśród tych gwiazd. Że jego nogi działają jak przedtem. Że jest z mamą, szczęśliwy. I że zaopiekuje się nami, nawet jeżeli będzie tylko duszą. Może nawet mama przekona go do mojego związku z Emanuelem.

Odetchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się sama do siebie.

Henry jest w więzieniu, tak samo jak Rachel i Chase. Dowiedziałam się od Emanuela, że Chase jest bratankiem Henriego. To on załatwił mu przeniesienie na moją uczelnie i to on kazał mu się do mnie zbliżyć. Chciał mnie czymś zająć. Nie wyraził się jednak zbyt precyzyjnie, bo oboje próbowali mnie zabić, o czym świadczyła broń Rachel. Cała trójka nawet nie czekała na proces. Przyznali się do wszystkiego. Dla Rachel wymierzono karę do dwóch lat pozbawienia wolności za groźby wymierzone w moją stronę i kolejne dwa lata za posiadanie nielegalnej broni palnej. Dostała też zalecenie pójścia do psychiatry. Ale jej stan psychiczny nie był na tyle ciężki, aby ominęła ją kara. Była wszystkiego świadoma. Chase dostaję 6 lat pozbawienia wolności za współpracę z przestępcą i groźby w moją stronę. Henry za to już do końca swojego życia będzie w więzieniu. Dopuścił się morderstwa, wmieszał w to innych ludzi, groził naszej rodzinie i kilkukrotnie powtarzał, że niczego nie żałuję.

Jak mocno trzeba być zepsutym, że tak nienawidzić drugie człowieka, aby go zabić? Moja mama prawdopodobnie nawet go nie kochała, był dla niej tylko przyjacielem. A mój tata zaufał mu na tyle, aby powierzyć mu swoje dzieci.

- Dobrze się czujesz, Lea? - usłyszałam męski głos za sobą. Lekko się wzdrygnęłam. - Hej, to ja.

- Wiem, przepraszam. - rumienie się, odwracając do Emanuela.

- Nie przepraszaj. Rozumiem. - obejmuje mnie w pasie ramionami.

Mam wrażenie, że przez tą całą sytuację zbliżyliśmy się. On częściej mnie dotyka i całuje po szyi, ramionach i twarzy. Ja za to pozwalam mu na to wszystko. Kilka razy sama nawet to robiłam.

Kiedy byłam zamknięta w jednej z kabin na uczelni, nie wiedziałam do kogo zwrócić się o pomoc. Kiedy wybierałam jego numer, myślałam że mnie oleje, albo że jest już w podróży. Jednak przyjechał. Niecałą godzinę po tym jak wyjechał.

- Jest okej. - odpowiadam na jego poprzednie pytanie. - Czuję się trochę dziwnie i pusto. Ale cieszę się że nie ma już nikogo kto chciałby nas zabić. A ty nie musisz już narażać swojego życia dla mnie. - mówię mz zdobywając się na słaby uśmiech.

- Będzie dobrze, Lea. - pochyla się, składając całusa na moim ramieniu.

Nie mam pojęcia czy już zauważył plamy na moim ciele czy nie. Szczerze zastanawiam się czy mu o tym powiedzieć. W końcu i tak by się o tym dowiedział. A bielactwo nie jest chyba powodem do wstydu. Na pewno nie przed nim.

- Zostajesz? - pytam cichutko, opierając się o jego dużą pierś. Oboje wypatrujemy się w dal.

- A chcesz żebym został? - droczy się.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. To niegrzeczne.

- Och, nie. Czyżby na święta Mikołaj do mnie nie przyjdzie? - robi zszokowaną minę. Parskam cichym śmiechem.

- Jesteś niemożliwy. - mówię przez kolejny napad śmiechu.

- Przynajmniej się uśmiechasz.

Kręcę z niedowierzaniem głową. Zamykam oczy i opieram się cała na jego ciele. On stoi stabilnie i pozwala mi na to. Oddycha spokojnie i miarowo. Nawet nie zauważam kiedy nasze oddechy równają się ze sobą, tak samo jak bicie naszych serc.

- Zostaję, Lea. - mruczy prosto do mojego ucha.

Przechodzi mnie dreszcz. Powstrzymuję pisk szczęścia i mocno go całuje. Potrzebuję go.

***

Jest piętnasty czerwca do swojego gabinetu wzywa nas notariusz. W zasadzie to mnie, Corę, Cartera, Emanuela i Elizabeth. Ona także była na pogrzebie, jednak nie mogła być na stypie. Nie czuła się na tyle silna, aby słuchać o swoim wujku. Rozumiałam ją. Nadal miała lekko czerwone oczy.

- Zmarły zostawił testament. Jest on sprzed czterech lat, taka data przynajmniej widnieje na kopercie. - mówi mężczyzna. - Czy ktoś wiedział, że  zmarły zostawił po sobie testament? - pyta notariusz.

Kręcę głową, tak samo jak wszyscy inni. My z Corą pewnie i tak dostałbyśmy po połowie majątku. W końcu jesteśmy jego córkami.

- Cóż, mam odczytać ostatnią wolę Anthony'go Michelle'a ? - pyta cicho, przykładając palce do otwarcia koperty.

Patrzę po całej reszcie. Cała reszta patrzy na mnie. Jak na znak wszyscy kiwamy głową, na znak zgody. Mężczyzna otwiera jedynym ruchem zaklejoną kopertę i wyjmuję papier. Czyta przez chwilę, a następnie mówi na głos:

- Dla mojej córki Cory i jej przyszłego męża zostawiam naszą rodziną firmę i półtorej miliona dolarów. - mówi m, spoglądając na moją siostrę, która płaczę. Carter delikatnie pociera jej plecy. - Dla mojej drugiej córki, Lei, zostawiam cały nasz dom rodzinny, razem ze wszystkimi pracownikami i drugie półtorej miliona dolarów. - patrzy na mnie i kiwa lekko głową. - Dla siostrzenicy mojej żony, Elizabeth, zostawiam w spadku domek letniskowy w Aspen i dwadzieścia tysięcy dolarów. - zerka szybko na El, która także zaczyna płakać. - A na koniec dla mężów moich dwóch córek, Lei i Cory, zostawiam ich ręce. Macie moje błogosławieństwo, kimkolwiek będziecie. - kończy czytać notariusz, na jego usta wkrada się delikatny uśmiech. - Dobrego dnia.

Czy... Czy tata właśnie wyraził swoją zgodę na to, żebym mogła w przyszłości poślubić Emanuela?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top