ROZDZIAŁ 13

LEA

Podsłuchałam rozmowę Emanuela z tą całą Rachel. Przyznaję się.

„ – Witaj, Rachel. - odpowiedział na jej słowo.

– Rachel...- wypowiedział jej imię z westchnieniem. Było w tym coś udręczonego, może nawet nostalgicznego. Ukryta tęsknota.

– Rachel, ja też za tobą tęsknię.... ”

Nie wiem czemu ta krótka wymiana zdań aż tak dała mi się we znaki. Emanuel mówił to takim głosem, jakby naprawdę tęsknił za tą dziewczyną, było słychać że chce być tam z nią, a nie tu, ze mną.

I chyba właśnie to mnie aż tak zabolało.

Może to była jego siostra? W końcu wspominał, że takową posiada i nie podał jej imienia. Zrobiłam wtedy awanturę bezpodstawnie o jego siostrę. Albo kuzynkę. Albo mamę. Ale czy jeśli to była jego mama, to czy by zwracał się do niej po imieniu? Tak strasznie nienawidzę tego, że ludzie to osoby myślące. Właśnie dlatego, że człowiek tyle myśli popada w końcu w jakieś choroby psychiczne! I właśnie, dlatego zaistniał zawód psychologa i psychiatry.

Pomimo słów, które wypowiedziałam pod wpływem emocji, nie myślę wcale o nim jak o zwykłym pracowniku. Przez ten krótki czas stał się dla mnie kimś ważniejszym niż zatrudniony przez mojego ojca ochroniarza. Lubiłam z nim rozmawiać. A jego uroda czasem aż bolała mnie w oczy. Byłam po prostu zła i rozżalona po usłyszeniu urywka ich rozmowy, gdy zaczynałam swoją tyradę.

Nawet nie wiem skąd wzięła się u mnie ta złość. Po prostu się pojawiła, a razem z nią te wszystkie złe i przesiąknięte nienawiścią słowa. Może fakt, że zataił przede mną informację o tym, że jest z jakąś Rachel. Może w mojej podświadomości wykwitł przebiegły plan, że może on mnie zechce taką jaką jestem. Jako jedyny. Ten głosik mógł być bardzo cichy, albo nawet nie brałam takiej ewentualności pod uwagę. Chociaż nadal mam nadzieję że to jego siostra, która nadała mu imię po królu Włoch.

Przez resztę dnia, ja nadal byłam zła, a emocje buzowały w moich żyłach. Dryblas stał cały czas przy framudze drzwi i nie ruszał się stamtąd chociażby o krok. Jak wierny pies, który pilnuję swojej budy. Tylko gdy wychodziłam do kuchni, toalety lub na kolację z ojcem pod koniec dnia, on także ruszał. Aż dziw, że go nogi nie bolały po prawie ośmiu godzinach stania.

Tata podczas posiłku kilka razy zapytał o moją smętną minę i brak apetytu, ale zbywałam go, mówiąc że po prostu jestem zmęczona i miałam ciężki emocjonalnie dzień. W sumie to nie skłamałam. Nigdy nie umiałam tego robić, każdy wiedział kiedy kłamie. Dlatego wolałam powiedzieć prawdę, uogólniając ją, niż kłamać. Właśnie dlatego mój tata nie dopytywał, po prostu przytaknął i zmienił temat.

– Masz jakieś ciekawe zadania teraz na studiach?

– W zasadzie to nie, oprócz tego, że pod koniec roku będziemy po raz pierwszy pracować z dziećmi. Co prawda nie będą one miały jakiś zaawansowanych chorób, które by potrzebowały pomocy prawdziwego specjalisty, ale to zawsze coś. Przyjrzę się jakie zadawać pytania by dotrzeć do sedna problemu, jak zachęcać dzieci do rozmowy i jakich rad im udzielać. - mówię z lekkim uśmiechem, przesuwając kurczaka na drugą stronę talerzu.

– To wspaniale! - zachwyca się. - Nikt nie ma takiej pasji i zaangażowania jak ty, Skarbie. Będziesz świetnym psychologiem. - oznajmia z przekonaniem.

Rumienię się i spuszczam wzrok na makaron z pesto i kurczakiem. Mamroczę podziękowanie, wbijając widelec w danie, przygotowane przez Yua.

To miłe, gdy komplementuje cię ktoś z rodziny. Czuję się wtedy doceniona, że moja ciężka praca na studiach zostaje w końcu zauważona. A jeszcze lepsze uczucie będzie, gdy jakieś dziecko po terapii, przyjdzie do mnie szeroko uśmiechnięte i mocno przytuli.Wtedy na bank bym się popłakała.

– A narysowałaś może coś nowego? - zadaje ponownie pytanie mój ojciec.

Mina mi pąsowieje. Faktycznie, rysowałam dzisiaj, zaraz po usłyszeniu fragmentu rozmowy pomiędzy Emanuelem, a tą całą Rachel. Musiałam wtedy zająć czymś myśli, by nie zastanawiać się nad tym wszystkim co miałam w zwyczaju. Na zewnątrz nie pokazywałam po sobie tego, że analizuje to wszystko, ale w głowie..... To prawdziwy chaos wypowiedzianych i nie wypowiedzianych słów. Tych ukrytych pomiędzy wierszami i tych, które zostały powiedziane wprost. Tych, które druga osoba wykrzyczała w gniewie oraz tych wyszeptanych łagodnym głosem.

Rysowałam osobę, która pewnie dałaby mi ukojenie w czasie tych złych burz myśli. Pogłaskała po głowie i powiedziała parę słów otuchy. Zrobiłaby duży kubek gorącej czekolady, znalazłaby herbatniki i pianki w szafce, i obejrzała wszystkie odcinki tureckich seriali. Rysowałam odważną kobietę, która oddała swoje życie za moje i za którą tęsknię jak za nikim innym nie będę tęsknić.

– W sumie to tak. Rysowałam..... - chwila zawahania. -....mamę. Z tego zdjęcia, gdzie siedzi na plaży owinięta kocem. To chyba jedno z ładniejszych jej zdjęć. - powiedziałam niemrawo, obawiając się reakcji ojca. Torturowałam ponownie kawałek mięsa, zanim wrzucę go do ust.

– Ooo, to .... interesujące. Jestem ciekawy jak ją odwzorowałaś. - odzywa się po chwili ciszy. Tata odkłada sztuczce po skończonym posiłku na talerz i patrzy centralnie na mnie. - używałaś tylko ołówka czy jakiś kolorów.

– Tylko ołówka. - powiedziałam cicho, również kończąc kolację. Nie mam apetytu i wątpię by się to zmieniło.

– Pokazałabyś mi go jutro? Chętnie zobaczyłbym moją żonę, a twoje rysunki zazwyczaj są bardzo żywe. - oznajmia, po czym odsuwa się od stołu. - Dobranoc, Lea. - żegna się i jedzie wózkiem w stronę swojego pokoju.

Nie jestem pewna czy tata tak do końca pogodził się z jej śmiercią.W końcu nie nacieszyli się sobą wystarczająco długo. Przeze mnie. Pomimo tego, że chodziliśmy na terapię po wypadku to nadal czuję poczucie winy na swoich barkach. Jeden z powodów, dlaczego jesteśmy takie a nie inne, psycholożka podała jako brak kobiecego wzorca. Być może, tak jest. Ale jestem pewna, że tata nie otrząsnął się w pełni.

Siedzę chwilę przy stole i patrzę pusto w przestrzeń. Yua wchodzi do jadalni i zbiera talerze, zerkając na mnie co parę sekund. Jednak ja nie reaguje. Automatycznie wstaje od stołu i idę na górę. Słyszę za sobą cztery zaniepokojone „ panienko" . Jedno na pewno należy do starszej Japonki, drugie do Henriego, który przyszedł odłożyć kluczę i się pożegnać, trzecie do jednego z domowych ochroniarzy, którzy zazwyczaj pilnują drzwi i czwarte, o dziwo, należało do mojego zawodnika walk w klatkach.

W sumie czy ja mogę go nazywać swoim? On nie jest mój, jest tej całej Rachel.

Słyszę za sobą kroki. I nie mogłam się mylić, należały do mojego głównego ochroniarza, który właśnie biegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz. W końcu miał mnie chronić nieważne czy przed jakimś szalonym zamachowcem, który uwziął się na moją rodzinę czy przed samą sobą. Jedno nie wyklucza drugiego.

Mój instynkt mówi mi, żebym uciekała jak najdalej od tego faceta. Najlepiej jakbym zamknęła się w łazience lub jakimś innym ciemnym schowku ( Niczym Harry Potter ) i zamknąć się na cztery spusty. Za to mój umysł i częściowo serce, podpowiadało, by zatrzymać się. Poczekać na niego z irracjonalnego powodu, poszukiwania atencji.

W mojej głowie pojawiło się wahadło, które wahało się pomiędzy dwoma możliwościami.

Uciekać. Zostać. Uciekać. Zostać. Uciekać. Zostać.

Zanim ogromne wahadło zatrzymało się, na którejś odpowiedzi przede mną stanął Emanuel. Z szybkimi, długimi nogami i zdyszany jak pies po zabawie „ Rzuć piłkę, ja złapię" . Patrzyliśmy się na siebie jak mops w lustro. Głęboko w oczy, z lekko przekrzywioną głową i wielkim zainteresowaniem. Patrzymy na siebie w tym momencie jak Allie i Noah z pamiętnika. To właśnie ten rodzaj spojrzenia, o ile można to w ten sposób porównać.

Emanuel Warren nawet, gdy byłam nadal na niego zła, onieśmielał swoją urodą. Wszystkie jego wypustki, zagłębienia, dołeczki i bruzdy tworzyły jego idealnie nieidealny wygląd, na który pewnie każda kobieta, która uwielbia wysokich brunetów z brązowymi oczami i stylem na motocyklisto – ochroniarza. Inaczej jego stylu nie da się opisać. Było w nim coś z motocyklisty, ten groźny błysk w oczach i silna postura. A jednocześnie coś z ochroniarza ( Którym zresztą był) , poważna mina, wyuczony styl chodu i silne mięśnie.

Nie jestem pewna ile staliśmy na środku korytarza pomiędzy moim pokojem, łazienką, a przejściem do naszej prywatnej, rodzinnej biblioteki. Krzątanina Yua ustała, gwar rozmów również, a ostatni trzask drzwi był chwilę temu. W końcu Emanuel lekko drga i podchodzi o krok, nie cofam się, chociaż mam na to wielką ochotę. Moje ciało jednak nie słucha mnie i stoi w miejscu, jakby zastygło.

– Lea? - wypowiada moje imię, bojąc się, że zaraz ucieknę z krzykiem i zamknę się na cztery spusty.

Był taki plan, ale moje wahadło nie umiało podjąć decyzji. Nadal przechylała się w to jedną stronę, to w drugą. Jakby ktoś za każdym razem go dotykał, by nadal się bujało.

– Wszystko gra? - dopowiedział, gdy nadal się na niego gapiłam. Zrobił jeszcze jeden malutki krok w moją stronę. Nadal nie umiałam wziąć nóg za pas i zwiać, jak ostatni tchórz.

Ale ja nie byłam tchórzem, nie zwiałam. Stałam solidnie w miejscu, patrząc nadal na niego. Nie wiem tylko czy moje osłupienie wynikało z szoku, moich niekończących się myśli czy dlatego, że Emanuel stoi przede mną i pomimo tego, że jest na mnie zły, bo musi być zły, i pyta o moje samopoczucie.

– Lea? - ponownie pyta. Tym razem wybudzam się z letargu i usiłuję sklecić w głowie sensowne zdanie.

– Tak, wszystko okej. - Byłam dumna, że głos mi nie zadrżał. Jednak jemu moja elokwentna odpowiedź nie wystarcza.

– Pytam serio, dzieciaku. - syczy i stawia kolejny maleńki kroczek naprzód.

– Mówiłam, że masz mnie tak nie nazywać! - warknęłam zirytowana.

– A ja mówiłem ci, że będę cię tak nazywał, bo się tak zachowujesz! - podniósł głos, stając prosto nade mną. Brakowało tylko paru centymetrów, żeby na mnie wszedł. - Przyjmiesz w końcu do wiadomości fakt, że wszyscy tam na dole się o ciebie martwią? Bo jesteś dla nich ważna? Zmartwiłaś ich swoim nagłym wstaniem i ucieknięciem na górę. I nie udawaj teraz, że wcale cię to nie ruszyło, cokolwiek to było! Bo ruszyło! Niby jesteś jak otwarta, pieprzona księga, ale jednocześnie jeśli chodzi o jakiekolwiek problemy, nagle,  się zamykasz. - mówi groźnie, wykrzywiając krzaczaste brwi i akcentuję słowo „nagle".

Przełknęłam ślinę i spojrzałam prosto w jego niemal czarne już oczy, które patrzyły na mnie z tym błyskiem groźnego motocyklisty.

– Bo nie chcę być niczyim problemem, Emanuelu . - odpowiadam, o dziwo spokojnie. Biorę jeden głęboki wdech i mówię dalej. - Każdy ma swoje problemy, a ja nie zamierzam dodawać im wszystkim, na których mi zależy, problemów. I nie mam zamiaru – oznajmiam boleśnie wolno.

Ostatnie zetknięcie się fiołkowych i brązowych oczu, ostatni oddech, ostatnie mrugnięcie. Oboje odwracamy się w stronę naszych pokoi i po prostu odchodzimy.

Bardzo dojrzali ludzie. Bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top