Prolog
Lea była ledwo dwunastoletnią dziewczynką, zaczynała zaraz siódmą klasę podstawówki. Wakacje spędziła razem z ojcem i starszą siostrą - Corą, w domu na wsi ich dziadków.
Jej mama zmarła przy jej porodzie, ledwo ona sama uszła z życiem.
Dziewczyna była uderzająco podobna do swojej zmarłej matki. Z wyglądu jak i charakteru. Takie same niebieskie oczy, wpadające w fioletowy, od których biło ciepło oraz zdeterminowanie do wszelkich wyzwań. Czarne, krótkie włosy sięgające do połowy szyi. Cora lubiła robić z nich dwa malutkie warkocze, które potem oplatała wokół jej głowy jak koronę. Szczupła, niewysoka sylwetka. Jej największym atutem jednak była łabędzia szyja i duże usta, a najgorszym kompleksem młodej Lea ciemna karnacja oraz odznaczające się na niej białe plamy. Czarnowłosa jednak nie przejmowała się aż tak chorobą, jednak nie pokazywała ciała rówieśnikom.
Z charakteru matka dziewczynek była bardzo ciepłą i otwartą osobą, kochała je nawet jeśli jedną widziała tylko przez krótki moment. Kobieta nie dawała sobie wchodzić na głowę, wręcz nienawidziła gdy coś lub ktoś ją ogranicza w jakiejkolwiek dziedzinie i główną jej cechą na pewno była impulsywność.
Głośna, uprzejma, czasami agresywna i optymistyczna. To właśnie w takiej kobiecie zakochał się Anthony, nie było więc opcji by nie kochał tak samo mocno swojej najmłodszej pociechy.
Dosłownie krew z krwi.
Kilka tygodni spędzonych z dala od miasta i pośpiechu szybko się skończyły, zanim się obejrzeli trzeba było się pakować w drogę powrotną. Po pożegnaniu się z dziadkami dziewczynki wsiadły w samochód, na tylnych kanapach obok siebie, roześmiane i gotowe do długiej podróży.
- Anthony! - zawołała głośna teściowa, machając dłonią do młodego mężczyzny. - Uważajcie w czasie drogi, podobno mają być silne, lipcowe ulewy.
- Nie przejmuj się. - oznajmił spokojnie, spoglądając ze spokojem w tak samo fiołkowe oczy kobiety, jak te jego żony. - Przyjedziemy jeszcze na święta.
Po kolejnych uściskach i paru łzach, Anthony wsiadł do pojazdu odpalając silnik potężnego, terenowego samochody, ruszając tym samym z podjazdu.
Jazdę rodzina umilała sobie grą w „co widzę'' . Prosta, przyjemna i nieangażująca prawie wcale gra dla wszystkich grup wiekowych.
- To co widzę jest duże, niebieskie i z białymi plamami. - rzekła Cora, patrząc z błyskiem w brązowych oczach na swoich współgraczy.
- Niebo - odpowiedział bez zastanowienia ojciec dziewczynek.
- To nie fair! - oburzyła się dwunastolatka, zakładając ręce pod niewielkie piersi.
- Jak będziesz w starszym wieku to też będziesz się wymądrzać przed swoimi dziećmi - zapewnił ze śmiechem mężczyzna.
- Ale żeby mieć dzieci muszę mieć chłopaka, a chłopaki są ble... - mruknęła dziewczyna, robiąc skwaszoną minę. Pozostała dwójka zaśmiała się w głos, na co dziewczyna jeszcze bardziej się obruszyła na swoim siedzeniu.
- TATO! - krzyknęła nagle przerażona Lea. - UWAŻAJ! - powtórzyła takim samym głosem, pokazując na przednią szybę pojazdu.
Światła drugiego samochodu zamigotały niebezpiecznie, a chwilę później uderzył z ogromną siłą w auto z rodziną. Anthony nie miał szans zrobić żadnego manewru, by zamortyzować wypadek. Pijany kierowca wjechał nie na ten pas, okaleczając młodego wdowca.
- To cud - powtarzał lekarz, który przeprowadzał operację.
Odpowiesz za grzechy, które położyłeś na moich barkach, a które nie były nigdy moje!
____________________
Żeby nie było, że jestem leniwą pizdą i nie wrzucam wam rozdziałów. Oto prolog mojego wytłumaczenia. Mam na razie 4 rozdziały, ale są o wiele dłuższe, niż moje zwyczajne rozdziały. Jest to też pierwsza książka, którą zamierzam wydać, ale to za kilka lat. Zdążycie się nacieszyć. Opublikuje resztę opowieści jak będę miała całość, a to jest jej przedsmak.
Do zobaczenia, wasza VI
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top