body gold



  .・。.・゜✭・.・✫・゜・。.  

Był nierzeczywisty.

Prawie jak puchowe płatki śniegu spadające zimą, albo mityczne istoty opisywane w greckich historiach, które tak interesowały Namjoona. Wzrok jego przez chwilę nie analizował obrazu jako realnego, przypisując mu wdzięk aniołów oraz idealnych postaci z rysowanych anime puszczanych zazwyczaj wieczorami.

Namjoonowi wydawało się, że gdyby nie tafla szyby przed nimi, oraz fakt, że nie ośmieliłby się nawet wyciągnąć palców w stronę chłopaka - to zapewne przeszłyby one przez niego niczym przez jakąś eteryczną istotę. Jego zwyczajowa analityczność straciła obecnie prawo głosu, do którego przepchała się mocniej filozoficzna część mężczyzny.

Dotąd chyba nie przyszło mu zupełnie zaniemówić na czyiś widok. Nie zwykł tracić możliwości używania słów, nawet w sytuacjach trudnych. Teraz jednak nie umiałby zapewne złożyć zdania, a jego onieśmielenie graniczyło z absurdem, bo jak jedynie patrzenie na kogoś mogło go doprowadzić do takiego stanu?

Już zbyt długo zawieszał wzrok na ciele, oraz widocznych nawet stąd - niemalże czarnych tęczówkach stojącego w witrynie ciemnowłosego. I tak już przepełniał go swego rodzaju wstyd, w końcu był przecież widoczny dla drugiej strony. Domyślał się, że zapewne nie było to nowością dla chłopaka - w końcu kto ominąłby kogoś tak pięknego w dzielnicy wypełnionej podobnymi jemu? Mimo to jednak przepełniało go niewygodne uczucie bycia nie na miejscu.

Z ociąganiem napił się z papierowego kubka kawy i niechętnie ruszył dalej, nie chcąc się mocniej pogrążać. Obejrzał się za siebie tylko raz, ale to wystarczyło, by spojrzenie jego spotkało się z drugim, nieco znudzonym, pogardliwym, ale i fascynująco delikatnym pod powierzchnią. Przez moment mógłby z pewnością stwierdzić, iż odebrało mu dech, szybko jednak powrócił do zmierzania w stronę uniwersytetu, nie chcąc się spóźnić na własne wykłady.

Wciąż jednak, do pewnego momentu, odczuwał na sobie czyiś wzrok, tęskny i niepewny.

・‥...━━━☆

- Z tego też powodu Wolter atakował Leibinizm i koncepcję teodycei. Opiszcie mi argumenty dwóch stron bazując na "Kandydzie". Na za tydzień. To wszystko na dziś - zakończył, słysząc w tłumie pojękiwania co mniej zadowolonych uczniów. Uśmiechnął się sam do siebie.

Kiedyś mu podziękują.

Oparł się o biurko, po czym zerknął na resztę planu. Obecnie miał jeszcze pierwszy rok, a potem okienko. Planował wyjść na nim na jakiś spacer i może kupić sobie coś do jedzenia. Nie wziął bowiem niczego ze sobą.

Zdecydowanie zbyt krótką dla niego przerwę pomiędzy prawie dwugodzinnym gadaniem a kolejnymi godzinami mówienia spędził głównie na sprawdzaniu prac pisemnych z drugiego roku. Miał ich osiem, po prawie piętnaście stron każda. Nie narzekał, ale czasami sam miał świadomość, że to on tak naprawdę o tym decyduje.

Mimo to warto było, w końcu kształtował tym młodych, zdolnych ludzi. I to nadawało jego pracy sens.

Do sali zaczęli powolnie wchodzić uczniowie. Po mniej więcej dziesięciu minutach był prawie komplet. Widział ich w tym roku po raz już trzeci, mimo to planował przeprowadzić coś luźniejszego, nie opartego tylko na jego mówieniu.

Wzrok Namjoona sam padł po chwili na jedną z postaci. Ciemne włosy, skórę przypominającą chłód struktur marmuru, jaki tworzył najsławniejsze rzeźby Michała Anioła, filigranowe rysy, oraz ciemny strój o dość odważnym kroju bluzki, który odsłaniał skórę aż za obojczyki chłopaka.

Szyję miał przyozdobioną czarnym chokerem z zawieszką w księżyc, a oczy lekko zamglone zmęczeniem, oraz widmem snu. Najwyraźniej nie wyspał się za dobrze, albo miał dość porannej pracy, która kilkukrotnie już odebrała mu możliwość zdążenia na wykład.

Który swoją drogą odwiedził po raz pierwszy od rozpoczęcia roku.

Sam Namjoon przez krótki moment nie potrafił uwierzyć, iż zjawiskowy chłopiec z witryny chodził najwyraźniej na jego zajęcia. Przecież by go zapamiętał. A może wcześniej nie chciał się pokazywać? Nie miał pojęcia, był jednak pewny, iż jego trzeźwość myślenia z jakiegoś powodu została mocno nadszarpnięta obecnością ciemnowłosego w wielkiej sali.

Szybko odwrócił spojrzenie, topiąc je w swoich dokumentach i notatkach. Potrzebował się skupić i wykazać swój firmowy już profesjonalizm, jakim to zwykł się szczycić w środowisku profesorskim. Nie mógł sobie pozwalać na takie rozmyślania oraz spostrzeżenia wobec kogoś tak młodego. To było zupełnie nie na miejscu.

Chrząknął znacząco i po uciszeniu rozgadanych studentów rozpoczął długą dyskusję na temat etyczności moralnych wyborów polityków w ówczesnym świecie. Temat ciężki, acz pobudzający butną młodzież. Przez bite dwie godziny prowadzono kulturalną, acz miejscami kipiącą wymianę zdań, podczas której jednak niektórzy woleli milczeć.

Na przykład znajomy Namjoonowi chłopak.

Nie zwracał jednak na to większej uwagi, w końcu pewnie nie interesował go temat, albo był cichy. Nie zdziwiłoby go to, wręcz przeciwnie, odosobnienie zdawało się do niego pasować.

Indywidualizm.

Dopiero po skończeniu, kiedy wszyscy już wyszli, zdał sobie sprawę, że na sali wciąż jest jedna osoba. Z niemałym rozbawieniem doszedł do wniosku, iż eteryczny ciemnowłosy zasnął oparty o własne ramię, prezentując skórę szyi, oraz linię szczęki wraz z miękkimi policzkami, zroszonymi delikatnym rumieńcem. Namjoon z lekkim zdenerwowaniem podjął się podejścia do niego, chcąc dać mu znać, by się obudził.

Szturchnął go delikatnie w ramię, odkrywając przy tym, że w uszach chłopaka znajdowały się bezprzewodowe słuchawki. Pokręcił głową, widząc to. Nic dziwnego, że się nie odezwał, pewnie nawet nie wiedział, o czym mówią.

Po drugiej próbie, ciemnowłosy nareszcie uchylił powieki przyozdobione rzędem długich, ciemnych rzęs przypominających wachlarze samych gejsz japońskich. Rozchylił leciutko malinowe usta i podskoczył nieco, widząc niedaleko siebie postać profesora.

- Zasnąłem...? - zapytał nieco zaspanym, brzmiącym jak lany miód głosem, którego Namjoon mógłby się spodziewać po kimś o takiej prezencji.

- Mhm, zapewne zbytnio przynudzałem, prawda? - stwierdził od razu mężczyzna, patrząc jak drugi wyjmuje z uszu słuchawki, z jakich cicho wciąż grała muzyka klasyczna.

Namjoon od razu rozpoznał kompozycję skrzypcową Bacha i uśmiechnął się lekko pod nosem, nie wiedząc jeszcze, że chłopak ją uwielbiał.

- Nie, nie... ja po prostu... miałem ciężką noc - odparł ciemnowłosy, zabierając torbę i kurtkę ze sobą. - Proszę mi wybaczyć to się nie wydarzy... - dodał jeszcze, odczuwając pełną winę, choć mając nieco zdystansowane spojrzenie.

- Nic się nie stało, rozumiem - odpowiedział Namjoon łagodnie. - Mogę prosić o twoje nazwisko swoją drogą? Nie sądzę, bym widział cię wcześniej na moich zajęciach... - zaczął, unosząc brew w nie zbyt kontrolowanym geście.

- Min - usłyszał krótką sylabę. - Min Yoongi - dodał jeszcze ciemnowłosy. - Nie widział mnie pan, bo to pierwszy raz, kiedy udało mi się tutaj przyjść i... - nagle urwał, jakby rażony piorunem. Jego tęczówki wyrażały coś pomiędzy wstydem, a szokiem, a kolor policzków przybrał jeszcze więcej odcieni malowanych na płótnie maków.

- Pan... Pan mnie... - nie potrafił sformułować zdania. - Znaczy, chyba był pan dzisiaj w dzielnicy, gdzie pracuję i... - znów urwał, spoglądając na własne buty, co uratowało go od zobaczeniem zdziwienia i lekkiego stresu Namjoona.

Nie sądził, że go skojarzy, lub co lepsze zapamięta - w końcu czemu miałby? Mijało go tysiące osób dziennie. Nie miał prawa mieć w głowie każdego.

Z tym, że nie każdy wpadał młodemu Yoongiemu w oko.

- Owszem, przechodzę tamtędy czasami, kiedy brakuje mi miejsca do zaparkowania bliżej uczelni - odpowiedział z lekką wyuczoną obojętnością. - I tak, zwróciłem na ciebie uwagę Yoongi, ale to nic personalnego. Poza tym, nie miałem pojęcia, że jesteś moim uczniem, więc... to naprawdę nic takiego. Nie wpłynie to na moją ocenę twojej pracy tutaj, uwierz. Każdy zarabia jak potrafi - dodał jeszcze by po chwili puknąć się mentalnie w głowę, bo czy właśnie nie zabrzmiał przynajmniej tak, jakby Yoongi oddawał swoje ciało za pieniądze?

Co poniekąd miało miejsce, ale w zupełnie legalnej formie.

- Emm... to ja... chyba powinienem już iść - powiedział jedynie, na co Namjoon przesunął się w bok, nie chcąc już zatrzymywać chłopaka. - Jeszcze raz przepraszam za to. I proszę zapomnieć, że tam pracuję - dodał jeszcze na prędce, po czym zbiegł szybko po stopniach sali i wyszedł przez drzwi, mocno ściskając torbę.

Zostawiając Namjoona z opiekuńczym, acz i smutnym wzrokiem.

・‥...━━━☆


W ogóle nie zamierzał o tym myśleć. Nawet teraz, kiedy znów pozował za szklaną szybą, przybierając wygląd tak niedostępny, iż uchodził za jakiś ideał w oczach niektórych przechodniów, jak i swojego pracodawcy.

Marka, jakiej był w pewnym sensie twarzą, zasłynęła właśnie z "żywych manekinów" jak zwykło się ich nazywać w niektórych kręgach. Ludzie rozpoznawali logo głównie przez ów fakt, więc zatrudniano ich coraz więcej, wybierając zazwyczaj modeli i modelki w początkującej karierze.

Yoongi jednak nie był kimś takim.

Umowę podpisał prawie na kolanie, po tym, jak lekko upity poszedł do domu z pewnym biznesmanem, licząc na cokolwiek, co zalepiłoby żałobę odrzuconego serca. Tamtego wieczora okazało się, iż dosłownie trafił na okazję, której nie potrafił odrzucić. Niefortunne wydarzenia zaprowadziły go do czegoś nowego, ekscytującego i pozwalającego zapomnieć przy okazji zarabiając.

I tak oto skończył tutaj, ubrany najnowszą kolekcję jednego ze słynnych tokijskich projektantów, podczas gdy jego umysł panicznie chował się za murem aroganckiego spojrzenia posyłanego przechodniom.

W końcu nie zdawał sobie sprawy, że tamtego ranka pozwolił sobie się w pewien sposób poddać. I to nawet nie jakoś powierzchownie, a dziwnie szczerze. W dodatku swojemu profesorowi. Dużo starszemu mężczyźnie, który wcale nie zamierzał go tak traktować.

Co on sobie w ogóle wymyślał?

Tłumaczył sobie, że po prostu dopadła go samotność. Głupota młodzieńczego serca o wciąż gojącej się ranie. Wszystko to, co powinno w nim mieć obecnie spokój.

On zastąpił czymś innym zbyt szybko.

Liczył, że obrazy w jego głowie po prostu przeminą, z czasem może nawet zaczną go śmieszyć.

Nie spodziewał się jednak co tygodniowego przypomnienia, iż tak nie będzie.

Jedna ze stron bowiem okazała się utonąć w wizji drugiej za mocno.

・‥...━━━☆

W czwartkowe popołudnie dostał pierwszą białą różę.

Czasami tak bywało. Kierownictwo sklepu miało pewien stopień przyzwyczajenia do prezentów wysyłanych ich modelom przez fanów. Yoongi jednak nie otrzymywał niczego, najzwyczajniej w świecie nie udzielał się za mocno poza pracą i uczynił się mimo tego, co sprzedawał, dość prywatną osobą.

Dlatego jego zdziwienie było tym większe, że róża została podpisana słodkim napisem "dla równie pięknego kwiatu" a pod tym dopisano jego imię i nazwisko.

Nie miał pojęcia skąd ktoś miałby je znać i przez moment chciał wierzyć, że to po prostu jakaś forma głupiego żartu.

Ale róże nie przestawały przychodzić.

Kolor ich bladych płatków ozdabiał mu bowiem każdy czwartek i poniedziałek, a skonfundowany chłopak coraz mocniej nie rozumiał, któż mógłby być autorem niezwykłych upominków. Kolekcjonował jednak kwiaty, miał już ich niewielki bukiet u siebie w domu.

A życie poza tym zdawało się wciąż takie samo, choć on czuł bez zmian rosnące przywiązanie do postaci Namjoona.

Przecież już wielokrotnie wmawiał sobie, że w ogóle nie lubi jego promiennego uśmiechu przyozdobionego dołeczkami. Jego mądrych słów docierających do chłopaka zza wyciszonej dostatecznie muzyki skrzypiec. Nawet sposób w jaki opierał się o drewniane biurko, sącząc kawę z papierowego kubka omiatały go tak nieuchwytną codziennością, że aż pociągającą.

I ciemnowłosy był wobec tych uczuć beznadziejnie bezsilny. Szczególnie wdychając woń róż wypełniającą mu sypialnię, w jakiej leżąc na pościeli rozmyślał niekiedy o tajemnej twarzy kryjącej się za wizerunkiem delikatnej bieli.

・‥...━━━☆

- Prosiłbym o opracowanie problematyki utopii Arystotelesa. Zróbcie to w formie eseju. Chętni mogą się jeszcze odnieść do innych nurtów. Na dzisiaj to koniec - zakończył w znajomy sposób, przeglądając klasę powolnie, by znów zatrzymać wzrok na Yoongim.

Jak on śmiał w ogóle prezentować się w taki sposób.

Biała bluzka z nadrukiem z "Pulp fiction", ciemne spodnie z wysokim stanem, oraz zaciągnięty na talii rdzawoczerwony pasek. Kolczyki w uszach, srebrne kółeczka, okrągłe okularki, oraz nieco ułożone w nieład ciemne włosy. Na nogach miał jasne trampki, z kolorowymi skarpetkami wystającymi z nich wyraźnie. Cały zdawał się chodzącą ikoną mody, ale nie można się było temu dziwić.

Dopiero po chwili przypomniał sobie o jeszcze jednym ogłoszeniu, wyciągając siebie z myśli o chłopaku.

Z marzeń o tym, czy podobały mu się kwiaty, które Namjoon tak wytrwale wysyłał, wiedziony czymś w rodzaju romantycznego nurtu.

- Gdyby ktoś był chętny, do piątku możecie się dopisać na wyjście do muzeum malarstwa. Zostało jeszcze tylko parę miejsc, także się pośpieszcie. Lista wisi na drzwiach - dopowiedział, obserwując jak uczniowie stopniowo wychodzili.

Za wyjątkiem jednego.

Yoongi wciąż siedział na miejscu, grzebiąc w torbie. Dopiero po kilkunastu sekundach zebrał się z miejsca, ubrany w cienki płaszcz i czapkę beanie. Tak mógł nareszcie wyjść na nieco dające się we znaki powietrze miasta.

- Mówił pan, że ile jest miejsc? - Namjoon usłyszał pytanie po swojej prawej i natychmiast podniósł wzrok znad sprawdzanych wciąż prac, tym razem o teoriach Spinozy. - Mógłbym się jeszcze dopisać? - zapytał jeszcze ciemnowłosy, delikatnie rozchylając usta, co zrobił nieświadomie, a co zadziałało na każdy obszar mózgu Namjoona odpowiedzialny za zupełny zachwyt.

I fantazje, ale tego by nie przyznał.

- Jasne, mogę cię zapisać, jeśli chcesz - odpowiedział nieco głębszym tonem głosu, niż mówił zazwyczaj i Yoongi to wyczuł, głównie na swoich delikatnie różowych policzkach.

- Mhm, byłbym wdzięczny, dziękuję - powiedział na odchodne, kierując się w stronę drzwi i po chwili zostawiając po sobie jedynie krótką notatkę w terminarzu profesora.

Oraz ulotną woń białych róż, która przyprawiła Namjoona o zdecydowanie szybsze bicie serca.

W końcu nie sądził, że chłopak w ogóle je miał. Odbierał. Że naprawdę na nie spoglądał i trzymał w swoich pięknych, bladych dłoniach. Ta świadomość zbiła go z tropu, dotąd bowiem nie miał najmniejszego dowodu, iż te w ogóle do niego docierały.

A jednak.

W dodatku wciąż posiadał nikłą iskrę nadziei, że Yoongi chociaż się z nich cieszył, nie przechodził obojętnie obok delikatności płatków.

I tak właśnie było, w końcu za każdym razem ciemnowłosy marzył o tym, by były od Namjoona, choć wizja ta istniała dla niego jako nierealna.

Tak jak on sam istniał dla Namjoona w ten sposób. Nierzeczywisty.

A jednak prawdziwy.

・‥...━━━☆

W witrynie tego popołudnia stała drobna dziewczyna o urodzie porcelanowej lalki. Ubrana w kabaretki, ciemną spódniczkę, oraz włożoną w nią bluzkę z japońskimi motywami ryb koi. Pociągnięte brzoskwiniowym błyszczykiem usta skierowane miała ku przechodniom, lekko je wydymając dla większego efektu. Króciutkie ciemne włoski dodawały jej uroku, podobnie jak rumieniec na policzkach.

Zastępowała ona bowiem nieobecnego dziś Yoongiego, który z ledwością przekonał menadżera sklepu, by pozwolił mu na jedno wolne popołudnie. Ostatecznie jednak udało się, mimo, że musiał najpierw porozmawiać w kawiarni z nowo przybyłą do nich dziewczyną, która docelowo miała pracować tylko w weekendy.

Zgodziła się jednak bez problemu, co sprawiło, że mógł spędzić czas w taki sposób, w jaki chciał. Nie wiadomo, czy była to zasługa jej dobroci, czy tego, jak onieśmielał ją chłopak - nieważnym to było jednak w obliczu spełnionej prośby i faktu, iż ciemnowłosy mógł spokojnie oglądać profil swojego profesora, gdy ten siedział przy oknie po drugiej stronie autokaru, czytając książkę o teorii względności.

Yoongiego przepełniał swego rodzaju podziw, iż potrafił on czytać tego typu rozprawy naukowe. Dla chłopaka to zawsze oznaczało zupełne niezrozumienie tematu. O wiele bardziej przykuwał uwagę do problemów moralności człowieka, niż tego, z czego zbudowany był atom. Podobało mu się to jednak u drugiego, to delikatne skupienie przy czytaniu, ciemne oprawki jego okularów, oraz lekko rozchylone wargi, zapraszające do długich, może nieco głębszych rozmów w towarzystwie wina, bądź słodkich, ale i namiętnych pocałunków.

Nie wiedział, która z tych wizji brzmiała lepiej.

Z nieukrywanym zawstydzeniem odwrócił wzrok, gdy poczuł, iż obserwowany mężczyzna unosi swój. Nie chciał być przyłapany na patrzeniu na niego w taki sposób. Skupił się więc w mijanym krajobrazie miejskim, gdyż musieli przejechać mniej więcej piętnaście minut, by dostać się do budynku muzeum. Na nogach zajęłoby im to około pół godziny, nie chcieli więc tracić czasu, skoro transport i tak organizowały władze uczelni w ramach funduszy na edukację.

Tym samym mógł przez pewien czas oplatać ciemnością tęczówek ulice za oknem, które zbyt dobrze znał, nie zdając sobie sprawy, iż inna para oczu, zamiast czytać o podzielności materii skupiała się od pewnego czasu na jego sylwetce, szczęce i odsłoniętej przez zbyt mocno wyciętą bluzkę szyi.

Wszystkie te aspekty zdawały się tworzyć coś przypominającego rzeźby Dawida przywołane w żyjącej osobie, postacie z wielkich dzieł tworzące się na skórze chłopaka niczym na bladym płótnie. Namjoon nie potrafił już poświęcić uwagi czemuś innemu, aniżeli temu widokowi.

W myślach potrafił na miliony sposób przeklinać urodę swojego ucznia, jego głos, podejście, jego sposób ruchu, mówienia, chyba każdy element jego egzystencji, który odbierał mu rozsądek. Przecież nie miał prawa myśleć o nim w swoich ramionach z wypisanym na miękkich ustach imieniem bynajmniej do niego samego nie należącym. Takie obrazy tylko wszystko pogarszały, jakby nie robił tego również fakt, iż ciemnowłosy wiecznie pachniał różami.

Jakby trzymał je blisko siebie.

Namjoon zdawał się dla tych obrazów zupełnie zaniechiwać postępowania według tego, w co wierzył. Według analitycznych i logicznych ścieżek, jakie często obierał. Bo nie było nic logicznego w fakcie, że tak często myślał o Yoongim, jako o kimś, kogo mógłby rano całować w policzki i przytulać do siebie, jak najcenniejszy skarb.

Nic w tym nie brzmiało, jakby mogło się kiedykolwiek spełnić.

Wrócił więc do lektury, przestając już cieszyć spragnione serce obserwacją chłopaka w tak dobrze uchwyconym kadrze. I kiedy tylko znów utonął w linijkach, podczas stania w korku, Yoongi pozwolił sobie ponownie zerknąć na profesora.

Nie wiedząc, iż tamten sekundy wcześniej patrzył w identyczny sposób na niego. Stęskniony i niepewny własnych myśli.

Pragnący.

・‥...━━━☆

Kompletnie stracił poczucie czasu, pochłonięty muśnięciami pędzla obrazu Van Gogha, jakiego kolorystyka tak mocno zajęła jego umysł swoim postimpresjonistycznym pięknem. Ciemność nieba odbijała się w równie mrocznej czerni rzeki Rodan, której wstęgi nie było widać w całości na dziele. Gwiazdy wydawały mu się równie zachwycone sobą, co on był nimi.

Oświetlenie przypominało mu jego samotne wieczory, spędzone na spacerach przy rzece, jedynie w towarzystwie słuchawek, księżyca oraz świateł ulicznych lamp rozstawionych wzdłuż ścieżki. Czasami do trójki dołączały jeszcze maleńkie krople deszczu, ale ostatnio działo się to coraz rzadziej i nie mógł już cieszyć się rozproszeniami światła na lekko mokrym asfalcie.

Obraz wydawał mu się zabierać go właśnie do takich chwil - kiedy miał jedynie siebie. Tylko swoją postać oraz myśli wypełniającego go od środka. Uniósł jeszcze wzrok, skupiając go na migoczących świecidełkach u góry dzieła. Byłby prawie pewny, iż zapisane w nich zostały te tajemnice, których nikt nie miał posiadać.

Dlatego były umieszczone tak wysoko nad ludźmi.

Teraz czuł, że wystarczyłoby wyciągnąć palce i pewnie by ich dotknął, w końcu znajdowały się tak niedaleko. Wszystko jednak mu tego zabraniało, podobnie jak robiło to życie, kiedy spoglądał na niebo.

Gwiazdy po prostu zawsze pozostawały niedostępne. Nawet te uchwycone w swoim pierwiastkowym pięknie na płótnie obrazów.

Poprawił plecak na ramionach, czując, jak jedno z ramiączek poczęło powoli opadać. Dopiero po tym wrócił jeszcze na chwilę do spotkania z artystą, którego miał już nigdy nie poznać.

Namjoon przyglądał się chłopakowi z pewnej odległości, mocniej zaciskając palce na służbowej, skórzanej torbie, w której zawsze miał zbyt wiele dokumentów, oraz książek. Nie potrafił uwierzyć, iż sztuka może podziwiać sztukę.

Ale właśnie tego był przecież świadkiem.

Kosmyki chłopaka mieszały się bowiem z niebem dzieła, błysk jego oczu - z gwiazdami, a sylwetka z niegwałtownymi, delikatnymi krzywiznami tafli rzeki uwiecznionej przez malarza. Był przekonany, iż w pewnym stopniu jedno dorównywało drugiemu.

Przynajmniej w jego opinii.

Z nieskrywanym uśmiechem zerknął na własne buty, znów przyłapując się na niezbyt zdrowych przemyśleniach. Po cóż miałby tworzyć takie wizje? Jak mógł porównywać człowieka do sztuki tak prosto? Czyżby nie przesadzał?

Bał się, że nie.

Lekko onieśmielony przeszedł w głąb wystawy, nie mogąc już pozwolić sobie na ani sekundę dłuższego wpatrywania się w chłopaka mocniej, aniżeli w otaczające go obrazy. Coś zdecydowanie nie dawało mu przyzwolenia na świadomość, iż naprawdę bardziej cieszył się z tego widoku, niż tego, jaki powinien go interesować.

- Podobają się panu? - usłyszał po chwili i był dosłownie jeden krok od stracenia oddechu. Odwrócił się w kierunku Yoongiego, nie rozumiejąc, czy Bóg robił sobie z niego żarty, czy naprawdę był skazany na jego bliskość, nawet tak odległą.

- Są niezwykłe - odpowiedział jedynie. - Swego czasu uwielbiałem tutaj przychodzić. - dodał jeszcze, starając się trzymać ton.

- A czemu już pan tego nie robi? - zapytał z ciekawością ciemnowłosy, mając nadzieję, że nie jest zbyt wścibski.

- Cóż, powiedzmy, że większość mojego wolnego czasu spędzam przygotowując się do pracy, albo pisząc - odparł jedynie, nieco wymijając, acz i zgodnie z prawdą.

- Oh, rozumiem... - stwierdził Yoongi po chwili. - Szkoda, muzea tego typu za każdym razem potrafią zaskoczyć. Nieważne ile razy widziało się to samo dzieło.

- Tak uważasz? W moim odczuciu można by w końcu popaść w nudę.

- Naprawdę tak pan uważa? - zapytał ciemnowłosy z lekkim niedowierzaniem. - Ja czuję, jakbym mógł oglądać je codziennie i ciągle czuć się tak, jakbym po prostu wracał do starych przyjaciół i dowiadywał się o nich czegoś nowego.

- Pięknie powiedziane - pochwalił go Namjoon z krzywym uśmiechem, przepełnionym nutą dumy, oraz podziwu, a chłopak nie tylko poczuł jak serce zabiło mu szybciej, ale również, jak znajomy róż wstępuje na policzki, co zmusiło go do spojrzenia w dół na kilka sekund.

Nie uszło to uwadze drugiemu, zupełnie roztopionemu przez zachowanie ciemnowłosego. Był w stanie podnieść jego podbródek palcami i ucałować delikatnie, ale wizja ta nie mogła działać w tej rzeczywistości.

- Dziękuję - rzekł cicho w końcu, nerwowo poprawiając dłuższy kolczyk zdobiący jego uszy. - Wciąż jednak nie odpowiedział mi pan na pytanie.

- Ah tak, wybacz - zaczął, gubiąc się w słowach. - Odpowiedź pewnie ci się nie spodoba, ale tak. Myślę, że to jedna z tych rzeczy, jakie widzi się raz, bądź kilka razy w życiu. I można dostrzec różnice, ale w długim okresie czasu. Popaść na nowo w zachwyt, może nawet trochę sentymentalny, czy nostalgiczny, ale jednak. Przy częstych spotkaniach tego nie ma.

- Prawda, ale przynajmniej nie można zapomnieć - stwierdził chłopak, nie mogąc powstrzymać się przed patrzeniem na linię szczęki mężczyzny i sposób, w jaki układały się jego włosy.

Namjoon nie miał pojęcia, jak dobrze wyglądał. Niemalże za dobrze.

- Zapominanie jest częścią nas, wszyscy musimy się z tym godzić - padło zdanie po dłuższej chwili.

- Czasami to cięższe, niż nam się wydaje - odpowiedział tylko Yoongi, czując się winnym, iż sam nie potrafił tego wykorzystać w stosunku do profesora. Przez durne kwiaty i równie durne nadzieje, jakie wcale nie więdły jak one.

- Tu masz rację, schodzimy jednak z tematu - Namjoon musiał jakoś zmienić tory, zanim powiedziałby coś, czego by nie chciał. Bo w końcu sam pragnął stracić myśli o drugim, przestać wyobrażać sobie rzeczy.

Ale to nie było najłatwiejsze zadanie, gdy on mówił równie pięknie o świecie jak wyglądał.

A może nawet piękniej, gdyby to było możliwe.

- No tak, rzeczywiście - odpowiedział jeszcze, zmieszany. - Wracając więc, obrazy mogłyby też w pewien sposób odzwierciedlać niezwykłość codzienności. Są tak dostępne, czemu z tego nie korzystać?

- Należy mieć umiar, we wszystkim - odparł dość poważnie Namjoon, trochę mocniej, niż zamierzał. - Nawet w czymś takim, jak podziwianie sztuki. Najgorszej stać się na nią obojętnym przez przypadek.

- Nie uważam, żeby to było możliwie, ale skoro pan tak twierdzi... - zaśmiał się Yoongi pod nosem, a dźwięk ten polał łyżeczkę miodu na serce mężczyzny.

- Namjoon - odparł tylko, chrząkając nieco, by nie dać poznać po sobie efektu śmiechu chłopaka.

- Słucham? - zapytał nieco skonfundowany drugi.

- Nie musisz wciąż mówić mi "pan". Czuję się staro. Poza tym nie jesteśmy na sali wykładowczej - powiedział, od razu tego żałując ale i czując ulgę swego rodzaju.

- Oh, emm... w porządku - Yoongi poczuł, jak ciepło się po nim rozlewa na fakt, iż właśnie złamali między sobą formalność, choć przecież była to wycieczka szkolna, a nie czysto prywatna sytuacja. Mimo to zaczął aż drżeć na myśl, że inicjatywa wyszła z drugiej strony, nawet, jeśli to nie było nic takiego. - Tak więc Namjoon... nie wiem, czy można być obojętnym na sztukę - odparł, nie rozumiejąc, co właśnie powiedział od emocji.

- Jak na wszystko - odparł z ledwością szatyn, poprawiając okulary i starając się nie upaść na kolana przed chłopakiem na dźwięk swojego imienia w jego ustach. - Uwierz mi, to przychodzi z czasem.

- A pan? Był pan kiedyś tak do czegoś przyzwyczajony, że się panu znudziło?

- Szczerze mówiąc tak. Na przykład do picia soku pomarańczowego, albo... - urwał na moment, śmiejąc się, na co Yoongi zmarszczył nieco brwi. - Dosłownie sekundę temu prosiłem cię, żebyś...

- Mówił ci po imieniu - poprawił się ciemnowłosy, słodko się przy tym zacinając na własne niedociągnięcie. - Wybacz.

- Ależ nic się nie stało - machnął ręką mężczyzna, spoglądając na drugiego z takimi iskierkami, że Yoongi poczuł w sobie kwitnące kwiaty.

- Poza tym... - zaczął po chwili, kiedy już poczuł znów pewność w nogach, jakie zrobiły się na moment miękkie. - Nie o to pytałem. Bardziej o rzeczy, które powodują zachwyt. Nie wiem, filmy, ludzie, cokolwiek.

- W takim razie chyba nie... - odrzekł, nie próbując nawet nawiązać do tego, iż widzenie Yoongiego dość często wcale nie sprawiło, iż się nim znudził. Wręcz przeciwnie.

Co czyniło z niego częściowo hipokrytę.

Albo po uszy zakochanego, ale tej opcji nie akceptował.

- Widzisz? Czyli mam rację - odparł Yoongi z szerszym uśmiechem.

- Niekoniecznie, jedna jaskółka wiosny nie czyni - odparł jeszcze tylko Namjoon, nim podszedł do niego ochroniarz, dając znać, iż muszą niedługo zamykać i wycieczka musi się powoli zbierać.

Rozmowa więc została urwana, ale drobne iskierki w sercach dwójki nie zgasły.

・‥...━━━☆

Yoongi nie powinien tego wieczora stać samemu na przystanku przy uniwersytecie. Ale musiał napisać zaległą pracę, a innego terminu nie było - poza tym, nie mógł sobie pozwolić na kolejne opuszczenie pracy, co poskutkowało tym, że obecnie mókł na deszczu, oczekując z coraz mniejszą nadzieją, iż autobus rzeczywiście przyjedzie.

Chyba setny raz przetarł dłonią oczy, chcąc widzieć cokolwiek od grubych łez, jakie cisnęły mu się na twarz. Coraz bardziej odczuwał zimno i ciężkość cienkich ubrań, jakie założył pod wpływem porannego ciepła. Nie miał siły na nic, jedynie na to bezskutecznie oczekiwanie.

Po kolejnej minucie biernej walki z deszczem na przystanek podjechał samochód, mercedes, ale nie należący do najnowszych - zdecydowanie odkupiony z drugiej ręki, mimo to wciąż prezentujący się poważnie i w pewien sposób bogato. Chłopak nie miał pojęcia, co maszyna robiła na wysepce, skoro stał tutaj tylko on.

Po chwili szyba pojazdu opadła, a w środku ciemnowłosy dostrzegł postać profesora, który uśmiechał się do niego delikatnie. Yoongi nie miał pojęcia, co mężczyzna tutaj w ogóle robił, ani jakim cudem dostrzegł go tutaj, przemoczonego niemalże do suchej nitki.

- Podwiozę cię, jeśli chcesz, chyba, że wolisz jeszcze trochę zmoknąć - powiedział tylko z nieukrywanym przekonaniem, iż Yoongi nie może odrzucić takiej propozycji. I miał rację.

Chłopak jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi z niemym "dziękuję za danie mi wyboru", po czym wszedł na siedzenie pasażera, zamykając za sobą głośno drzwi.

- Przepraszam, jeśli pomoczę ci trochę tapicerkę, ale naprawdę, moje ubrania to...

- Spokojnie, nie przejmuj się tym zupełnie - odparł Namjoon opanowanie, odjeżdżając z powrotem na główną drogę i starając się nie skupiać na kroplach wody, które niczym perły zdobiły bladą skórę chłopaka, pozwalając jej lśnić w świetle mijanych latarni niczym drobiny diamentów.

- Postaram się - odparł jedynie. - Poza tym... dziękuję, że zechciałeś mnie uratować - przyznał po chwili.

- Nie ma sprawy, to nic takiego - odparł z lekkim zakłopotaniem Namjoon. - Nie mogłem pozwolić ci tam marznąć i znosić takiej ulewy.

Na te słowa coś ciepłego pojawiło się w klatce chłopaka. Chyba ta świadomość, że drugi o niego dbał. W jakiś dziwny sposób, może nawet najbardziej ludzki i normalny, zupełnie nie wiedziony przywiązaniem - mimo to dla ciemnowłosego wiele to znaczyło.

Zwłaszcza, że tak naprawdę nie czuł tego nigdy od obcych osób.

- Odzywa się w tobie dobry samarytanin? - zapytał chłopak po chwili, próbując obrócić troskę w żart, dla własnego dobra.

- Tylko czasami - usłyszał odpowiedź. - Jak mi zależy - dodał mężczyzna, dopiero po chwili rozumiejąc, co powiedział.

Cholera jasna.

- Zależy? - Yoongi prawie odczuł impakt tego słowa, którego najmniej się spodziewał. - Co masz na myśli?

- No wiesz, jesteś moim uczniem - odparł pokrętnie drugi. - Kto będzie za ciebie przychodził na moje wykłady i zdobywał wiedzę? Nie chcę, żebyś był chory przez takie pogody.

Na te słowa coś w chłopaku zgasło, ale jednocześnie poczuło się w pewien sposób miło. W końcu nie każdy tak dbał o innych bez wyraźnego powodu.

Poza tym, nie uogólnił tego do wszystkich uczniów. Tylko do niego.

- To dobrze o tobie świadczy - stwierdził tylko, odwracając głowę w kierunku szyby, ale nie na długo.

- Powiesz mi, gdzie cię podwieźć?

- Emm, mieszkam odrobinę za miastem, jeśli to nie problem... - powiedział jedynie chłopak, spoglądając na swoje uda.

- A dokładniej?

- Będzie z trzydzieści kilometrów - odparł ciszej, próbując trzymać głos nieco w ryzach.

- Oh... to dość sporo - odrzekł mężczyzna skonfundowany. - A nie masz miejsca do zatrzymania się w mieście? Gdziekolwiek?

- Nic. Nie sądzę, żebym miał - odparł krótko chłopak, czując odrobinę ciężaru sytuacji i własnej winy, choć jakim prawem miał czuć się winny za mieszkanie poza głównymi granicami miasta?

- Może więc... - Namjoon ugryzł się w język, ale po dłuższej chwili kontynuował, widząc minę chłopaka, jakby to on był głównym problemem. - Prześpisz się u mnie w pokoju gościnnym? A jutro pojedziesz pierwszym autobusem do siebie. Nie sądzę, żeby jeszcze dzisiaj coś kursowało, nie w taki deszcz. Poza tym... nie musisz jutro iść na zajęcia, jest sobota.

- Masz rację, ale, nie będę za dużym problemem? - zapytał Yoongi, choć w głowie miał jedynie fakt, iż Namjoon właśnie zaprosił go do swojego domu, jak gdyby nigdy nic i chłopak nie miał pojęcia, co ze sobą obecnie zrobić, bo marzył o tym w wizjach zbyt śmiałych, by je opowiadał.

- W życiu, przecież sam to proponuję - odparł tylko drugi, nie wierząc, że to w ogóle przyszło mu na myśl tak prosto. - Nie będziesz żadnym obciążeniem.

- Skoro tak... to chyba w porządku - odpowiedział cicho, wciąż nie wiedząc, co się właśnie rozgrywało.

Ani co miało się rozegrać.

・‥...━━━☆

- Tu jest łazienka, tutaj ekspress do kawy, a tutaj lodówka, z której możesz brać, co ci się żywnie podoba... - Yoongi słuchał mężczyzny z ledwością, skupiając się raczej na wyglądzie jego dłoni, szczęki, oraz otwartości mieszkania, jakie posiadał. Wszystkie elementy ze sobą grały i nie wyglądały jak kupione za pensję profesora, chociaż mógł równie dobrze nie mieć pojęcia, o zarobkach takich zawodów. Mimo to był zaskoczony.

Od wejścia prawie się nie odzywał, wciąż będąc w szoku tego, co się działo. Nie miał nawet prawa tutaj być, a jednak był, na tej ślicznej, mahoniowej podłodze, w swoich ciemnych skarpetkach, śledząc Namjoona niczym cień i poznając układ pomieszczeń.

Miał ochotę się zaśmiać z tego faktu, bo jego serce wywinęło już dziesięć koziołków, z powodu bliskości drugiego, oraz zachowań, jakich nie przejawiał podczas oficjalnych wykładów. Był dużo luźniejszy, niemalże przyjacielski nawet jego sposób mówienia wydał się Yoongiemu miększy.

A Namjoon mimo tego, iż zdawał sobie sprawę, jak wiele barier właśnie zanikało między nimi, nie chciał tego powstrzymywać. Miał wrażenie, że właśnie obserwował motyla w swoich dłoniach i gdyby pozwolił mu odlecieć, już nigdy by go nie znalazł.

Swoją drogą jednak nie miał żadnego pozwolenia na trzymanie go w nich bez jego zgody i to hamowało go przed czymkolwiek. To jak i fakt, iż Yoongi przecież nie czuł do niego absolutnie niczego poza zwykłymi relacjami ucznia i wykładowcy.

To akurat wydawało mu się oczywiste.

W końcu nawet wysyłane róże nie mogły tego zmienić, będąc tylko anonimowymi prezentami, na które Namjoon wydawał niewiele więcej pieniędzy w miesiącu, aniżeli bez nich. Nie żałował jednak ani grosza na nie przeznaczonego.

Były tego warte.

Zwłaszcza w chwilach, gdy mógł sobie wyobrazić ich ilość stojącą na biurku chłopaka, albo gdziekolwiek indziej, zdobiących swoimi płatkami pomieszczenie podobnie, jak w jego oczach Yoongi zdobił rzeczywistość dookoła siebie. Już samo jego istnienie wydawało się czymś niezwykłym, a do tego dochodziły jeszcze inne czynniki.

Zupełnie jak z białymi różami.

- Poza tym nie przejmuj się mną, możesz robić co chcesz i wstać, o której chcesz - dodał po chwili, wyciągając trochę rzeczy z lodówki i układając je na blacie. - Jesteś może głodny? Spragniony?

Yoongi prawie powiedział prawdę, ale powstrzymał się, po usłyszeniu pewnych rzeczy od swojego pracodawcy kilka dni temu.

- Nie, dzięki. Ale możesz mi zrobić kawy, jeśli to nie problem – dodał, chcąc zdobyć chociaż tyle na pusty żołądek.

- Jasne, że nie, poczekaj moment – odpowiedział mu starszy i wstawił odpowiednie kapsułki do urządzenia. - Swoją drogą, jeśli mogę zapytać, co robiłeś na przystanku tak późno? – powiedział jeszcze, nim zaczął kroić paprykę, leżącą do tej pory na gładkim marmurze.

- Musiałem napisać pracę – powiedział. - Zazwyczaj zostaję później, bo nie mam czasu na uczelnię od rana – odparł po chwili, pozwalając sobie na zajęcie miejsca na kanapie.

- O czym? – kolejne pytanie, łagodne, acz niewygodne, gdyż ciemnowłosy wcale nie chciał mówić.

- O granicach miłości bądź ich braku – powiedział zgodnie z prawdą, próbując za wszelką cenę nie poczuć się źle, tak jak gdy dostał ten pieprzony arkusz i zrozumiał, iż nie ma szans wymyślić niczego innego, jak różnicy wieku.

Statutu. Sytuacji formalnej. Tych wszystkich rzeczy, jakie jego dotyczyły, a jakich nie chciał nigdy odczuwać. Nie prosił o to bowiem.

- Oh... - usłyszał tylko po chwili. – Pamiętasz może, co napisałeś? – zapytał Namjoon, niosąc chłopakowi kubeczek kawy, jaki postawił przed nim delikatnie, a Yoongi w tym samym momencie, gdy drugi się nachylał, uniósł wzrok. Spojrzenie, jakie podzieli miało w sobie zbyt wiele odsłoniętych emocji, przez co obydwoje speszyli się odrobinę, udając, iż nic się nie wydarzyło. Namjoon po prostu obszedł stolik i usiadł obok chłopaka, a Yoongi sam zaczął patrzeć tylko w taflę napoju, zamiast na swojego rozmówcę.

- Coś o różnicach wieku, czy pozycji społecznej... nic takiego – urwał, nie zamierzając mówić o wszystkim dokładnie. Poza tym faktem było, iż nie pamiętał wiele.

- Uważasz, że to prawda? – zapytał starszy po chwili, tonem głosu zmuszając Yoongiego do poświęcenia mu choćby zerknięcia. – Że te rzeczy są w stanie rozdzielić ludzi?

- Z pewnością w pewnych okolicznościach – odpowiedział ciemnowłosy, czując się coraz bardziej niekomfortowo z tematem, który był mu obecnie zbyt personalny. – Nie sądzę, by uczucia zawsze mogły być wolne.

- Mówisz, jakbyś żył w romantyzmie i prosił o własne cierpienie – zaśmiał się Namjoon do siebie. – Uczucia to kwestia indywidualna. Nie podpiszesz ich pod normy społeczne. Poza tym, czy pozycja naprawdę przeszkadza?

- Tak, jeśli powiedzmy, pracodawca zakocha się w swoim pracowniku, może go traktować lepiej, niż resztę zespołu – odparł rzeczowo Yoongi, nie próbując nawet dawać za przykład czegokolwiek związanego ze szkołą. – To oczywiste, że taki układ nie przejdzie.

- W takim razie nastawienie formalne musi takie pozostać.

- To nie takie łatwe – stwierdził ciemnowłosy, upijając łyk napoju. – Nie zrozumie pan tego – dodał jeszcze, jakby rzucając drugiemu wyzwanie, które ten wyczuł, choćby w słowie"pan".

- Oh, uwierz mi, że umiem to sobie wyobrazić – odpowiedział, niby rzeczowo, z drobnym uśmiechem błądzącym na ustach, a mimo to z nutą smutku w głosie, jak i w oczach, którą Yoongi wyczuł, ale nie zareagował.

- W takim razie wiesz zapewne, że to zależy od osoby. I nie zawsze sprowadza się do prostych zasad – odparł, przesuwając się nieco w kierunku drugiego, jakby jego rozsądek właśnie uciekł, bo przecież miał się trzymać jak najdalej. – One po prostu rzadko działają.

- Czyżby? – zapytał Namjoon, wyczuwając lekką zmianę między nimi. – Jeśli ktoś umie dotrzymać dyscypliny i reguł, to nic nie musi być niepoprawne.

- Z tym również bywa niełatwo – skwitował Yoongi. – Mówić można wszystko, ciężej to wykonać.

- Powiedziałbym, że to prawda, ale samozaparcie czyni cuda.

- Jeśli się je ma – odpowiedział znów ciemnowłosy.

- Owszem – zgodził się Namjoon. – Albo je wypracuje.

- Mówisz , jakby to nie miało nikogo nic kosztować – stwierdził jedynie Yoongi po chwili. – A przecież wiesz, że to wcale tak nie wygląda – dodał, patrząc niecelowo w oczy mężczyzny i znajdując w nich żal, jakiego się nie spodziewał. Świadomość ta uderzyła go przez moment, bo co to miało do rzeczy? Nie rozumiał, ale też nie zamierzał pytać.

To nie była jego sprawa.

- Zapewne, domyślam się – stwierdził. – W końcu nigdy nie miałem takiej sytuacji – dodał, kłamiąc, ale nie miał wyjścia.

- No widzisz... to wiele zmienia – uciął nieco chłopak, próbując nie dopuścić tych słów do zranienia go. – Tym samym temat chyba się zakończył.

- W istocie – stwierdził Namjoon. – Co nie zmienia faktu, iż po części oboje mamy rację.

- Może? Nie przyszło nam tego sprawdzić – stwierdził Yoongi, rozglądając się po pokoju, nim jego wzrok nie trafił na wazon wypełniony białymi różami, stojący na półce. Kwiaty prezentowały się, jakby ktoś tyle co kupił je w kwiaciarni. Były pełne, niektóre jeszcze nie do końca rozkwitnięte, by potem rozłożyć się w swoim subtelnym pięknie. Chłopak momentalnie stracił dech. Podobne kwiat dostawał bowiem dwa razy w tygodniu, nie mając pojęcia, od kogo. Uśmiechnął się sam do siebie. Najwyraźniej ich widok miał go prześladować.

- Śliczne kwiaty – powiedział, unosząc kubek do ust. Namjoon dopiero po chwili zrozumiał, do czego nawiązywał drugi i poczuł, jak wszystko w nim zaciska się nieco. Oczywiście, że zapomniał, iż tutaj były. Jego puls przyspieszył nieco, ale szybko pozbawił się owych odczuć. Musiał zachować obojętność. Jakby nic się nie stało.

- Dziękuję. Dostałem ostatnio – stwierdził naturalnie, rozkładając się przy tym mocniej na oparciu, w geście zupełnego rozluźnienia.

- Doprawdy? – zapytał chłopak z szokiem w głosie, a mężczyzna już zrozumiał swój błąd. Bardzo. Dogłębnie i dobitnie, ale nie miał już czasu zmienić faktu, ani pokrętnie ominąć znaczenie udzielonej odpowiedzi. – To dziwny zbieg okoliczności, bo ja również takie... - urwał na moment chłopak, jakby w szybkim zrozumieniu tego, co właściwie chciał powiedzieć.

- Dokończ proszę – głos Namjoona brzmiał dziwnie, trochę głębiej, niżby w istocie mógł. Delikatnie zabarwiony niepokojem. Obawą.

- Dostaję bardzo podobne – stwierdził z niewielkimi rumieńcami chłopiec, a mężczyzna sam poczuł rozchodzące się w nim ciepło, widząc reakcję drugiego na samo mówienie o tym. – Są równie urodziwe, co pańskie. Może to ta sama osoba, kto wie – zaśmiał się sam do siebie, próbując zejść z kolejnego tematu, jaki go odkrywał.

- Nie wiedziałem, że ktoś ci je wysyła – odpowiedział tak, jakby wcale nie on pakował kwiaty i nie prosił poczty kwiatowej o dostawy. – Domyślasz się, kto to może być?

- Nie mam pojęcia – uśmiechnął się chłopak z kruchym rozmarzeniem wypisanym w kącikach ust. – Ale jest w tym pewien urok. Jak i fakt, iż dostaję je tak często. Nie podpisane, za wyjątkiem pierwszej.

- Tej osobie najwyraźniej bardzo zależy – stwierdził Namjoon z uśmiechem, choć chwilowym.

- Pewnie tak. Ale nie sądzę, by to trwało długo – usłyszał po chwili, patrząc jak Yoongi znów wziął łyk kawy między zdaniami. – Nikt nie poświęca mi uwagi na dłużej, niż moment – dokończył w takim tonie, że mężczyznę coś zdecydowanie zabolało, bo czy nie był żywym przykładem poświęcania chłopakowi każdej ulotnej myśli, oraz mniej lub bardziej odpowiednich fantazji? Czyż nie był obrazem tego, jak prosto można się w kimś zupełnie zatopić? Wręcz zatracić. I słyszenie czegoś podobnego od obiektu jego uczuć było dla niego czymś zbyt mocnym w owej chwili.

- Mylisz się. Na pewno ten ktoś tak nie myśli – odparł Namjoon. – Gdybyś poznał tą osobę, pewnie byś to zrozumiał.

- To albo fakt, że nie jestem warty czegoś podobnego – zaśmiał się drugi gorzko. – Nie wiem, raczej nigdy się nie spotkamy. Takie sprawy są poza moimi wizjami.

- Tak sądzisz? Nie próbowałeś – stwierdził trafnie Namjoon, pochylając się nieco w stronę chłopaka i zmieniając sposób w jaki siedział.

- Nie widzę powodu, dlaczego miałbym – odparł Yoongi jedynie, zaciskając blade palce na wciąż ciepłym kubku. – Poza tym, gdybyśmy się już spotkali... nie mam pojęcia, co bym zrobił. W końcu ten ktoś wysyła mi kwiaty. Dwa razy w tygodniu. Nie wiem nawet, co ta osoba do mnie czuje, czy to coś więcej, czy po prostu kaprys. Byłoby mi dziwnie rozmawiać z kimś takim.

- Pewności nie masz – Namjoon odczuwał niemałą absurdalność rozmowy, ale czerpał z niej dziwną przyjemność. W końcu rozumiał, co czuł chłopak i jak odbierał całość sytuacji. Do tej pory żył w niewiedzy, a obecnie mógł przynajmniej częściowo poznać obraz jego emocji z tym związanych. – Ale nie byłoby to pewnie proste, tak porozmawiać.

- Pewnie nie... - rzekł jeszcze cicho. – Ale to i tak tylko gdybanie. Nie sądzę, żebyśmy się spotkali. – Nie pod tym niebem – dodał, znów posyłając swojemu sercu smutny uśmiech.

Taki, który wcale nie miał takim pozostać na długo.

  ・‥...━━━☆   


Miał przed sobą ten sam widok.

Ludzie chodzący w znajomym pędzie po mieście, ulotne spojrzenia przechodniów na jego figurze, czy rysach twarzy. Jego równie znana mu obojętność, wzrok skierowany na chodnik, oraz znaki sklepowe po drugiej stronie, w końcu nie mógł sobie pozwolić na zbytnią prywatność. Zazwyczaj nie łączył spojrzeń z osobami, które widział po drugiej stronie. Wolał unikać niepotrzebnego nieformalizmu. On był jedynie laleczką do podziwiania. Nikim więcej.

Przeniósł dłoń na biodro, odgiął delikatnie szyję. Dzisiaj miał na sobie głównie biały kolor i wyglądał w nim jeszcze mniej realnie niż zwykle, dodając do tego kontrast czarnych kosmyków, oraz niebieskich soczewek, które założył. Czuł się anielsko, chociaż w życiu by się takim nie nazwał. Ale humoru nie miał najgorszego, zwłaszcza, że jego zmiana kończyła się za chwilę i mógł iść na uniwersytet.

Znów go zobaczyć.

Uśmiechnął się niekontrolowanie sam do siebie, czując przypływ kruchszego od porcelany szczęścia. Miał w sobie stada motyli frywolnie poruszające się po jego wnętrzu. Od poprzedniego wieczoru prawie nie umiał się składać w całość. W dodatku przyszła do niego rankiem kolejna róża, a ich zapach przypominał te, które widział w domu profesora. Dziwiła go obecność tych specyficznych kwiatów w jego życiu. Szukał już jakiegoś znaczenia, ale nic nie przemawiało do niego zbytnio.

Kiedy jego zmiana finalnie dobiegła końca, pozwolił sobie jeszcze zerknąć na kwiat, który miał zamiar zostawić w pracy i przenieść go do domu wraz z drugim pod koniec dnia, kiedy skończy wykłady. Szybko się przebrał we własne ubrania, po czym wyszedł przez drzwi, nie oglądając się za mocno.

Dlatego zdziwiła go dłoń na jego ramieniu.

Prawie podskoczył w miejscu, nie mając w ogóle gotowości na owy gest, po chwili jednak jego serce w pewien sposób się uspokoiło, choć nie zbyt mocno, kiedy dostrzegł do kogo ta dłoń należała.

Dołeczki jego profesora zupełnie odebrały mu mowę, a iskry w oczach – oddech. Sądził, że przynajmniej na moment będzie mógł odgonić uczucie dziwnego stresu przed spotkaniem, nie udało się to jednak i już nie miało.

- Na Boga, przestraszyłeś mnie – powiedział lekko, choć wciąż musiał gryźć się w język, przed byciem z drugim na „pan".

- Wybacz, nie chciałem – rzekł mężczyzna, w którego dopiero teraz Yoongi zobaczył, iż jedna z dłoni znajdowała się za nim, jakby coś ukrywał. – Przyszedłem chyba w odpowiedniej chwili.

- Można tak powiedzieć, właśnie skończyłem zmianę i idę na swoje zajęcia... - odparł lekko zakłopotany. – Szukałeś mnie?

- Tak – padła tylko krótka odpowiedź, odbierająca chłopakowi zbyt wiele rozsądku. – Chciałem ci tylko coś przekazać, nic wielkiego – odparł starszy ze stoickim spokojem, choć głos mu nieco drżał. – Mam nadzieję, że rozważysz prośbę – dodał jeszcze, nim Yoongi zdołał w ogóle zapytać, o jaką prośbę może chodzić, bo wzrok jak i wszystkie myśli momentalnie utkwił w białych płatkach róży, którą trzymał mężczyzna, w swojej prawej dłoni, przewiązaną tak już znajomą mu wstążką, na jakiej to wisiała karteczka, bliźniacza z tą, jaką dostał jakiś czas temu przy swoim pierwszym kwiecie.

Przez moment nic nie mówił, po prostu nic, nie wydał nawet dźwięku, choć jego serce dudniło niczym młotek, a oddech nie istniał. W oczach Namjoona widział mieszankę emocji tak silną, że ledwo w nie spoglądał, wyciągając drżące wyraźnie, blade palce w kierunku łodygi, jakby bał się, że gdy tylko jej dotknie, obieca coś, co było dla niego zbyt piękne, jak na rzeczywistość.

Ujął powolnie w dłonie roślinę, po czym obrócił karteczkę, nie mogąc uwierzyć w żadną z rzeczy, która się właśnie rozgrywała.

Tekst, jaki ujrzał były w stanie go zabić, gdyby miłość była do tego zdolna:

Istnieje ktoś, kto nie poświęca ci uwagi tylko na moment. Może chciałbyś go poznać?"

I Yoongi, z łzami poczynającymi tworzyć się w jego kącikach oczu, kiwnął jedynie głową nieśmiało, zaczynając coś pięknego przy świadkach w postaci szarych, prawie deszczowych chmur, uśmiechu Namjoona, który po chwili obejmował go ramionami, oraz przechodniów, jakich wzrok miał w sobie to, czego nie miał ten mężczyzny.

Bezsprzeczną ulotność.





p.s pisałem to długo, ale z przyjemnością - mam nadzieję, że równie dobrze się czytało tę krótką historię o podziwianej sztuce i jej obserwatorze~ na tyle jednak się do niej przywiązałem, że pozwoliłem jej na miano oddzielnej książki

dziękuję jeszcze raz ihrusu za pozwolenie na wykorzystanie idei, możesz mi napisać, czy wyszło dobrze



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top