Rozdział 10

Chyba mam zwidy. Czy oni sprowadzają kolejnego nauczyciela? Poza tym jak ten grubasek ma nas uczyć w-f'u? I co będzie teraz robił Karasuma-sensei?

Te pytania kłębiły się w mojej głowie, gdy wszyscy zajadali się słodyczami przyniesionymi przez… Takaoke? Chyba tak.

Szlak by trafił mój brak talentu do zapamiętywania imion!

Ja w każdym razie nie miałam zamiaru jeść niczego, co podaje mi ten mężczyzna. Było w nim coś… coś sztucznego. Jakby coś na sobie wymuszał. A ja nie znaszę kłamców i "aktorów".

"Hipokrytka" pomyślałam "Sama cały czas udajesz"

Dlatego właśnie się nienawidzę.

[Time skip]

- Nie możemy tyle ćwiczyć! Nie będziemy mięli czasu na naukę!- krzyknął Maehara (to był on czy ktoś inny, bo się pogubiłam, jak ktoś jest bardziej ogarnięty tu jest, to nich poprawi- dop. autorki)

Nie skończył. Nasz nowy "nauczyciel" kopnął go w brzuch z kolana.

- Jesteśmy rodziną, a w której rodzinie nie słucha się ojca?- szczerze powiedziawszy, gdybym miała takiego ojca uciekłabym z domu.- Co ty na to Kanzaki?

- Ja…- dziewczyna popatrzyła na niego ze strachem- chyba odmówię.

Stało się to czego można było się spodziewać, a jednak nikt się nie spodziewał. Takaoka wymierzył jej mocny policzek. Dziewczyna poleciała na ziemię.

No teraz to chyba już do reszty mu odpierdoliło.

- No to już przesada-powiedziałam, już porządnie wkurzona- nawet nie ma szans, żebym tyle ćwiczyła, a co więcej, jeśli myślisz, że możesz tak po prostu bić moich- zawachałam się na sekundę- przyjaciół, to grubo się mylisz, spaślaku.

Takoka nie wachał się ani chwili. Uderzył mnie w twarz. Głowa trochę mi odskoczyła, ale nie upadłam. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem:

- Widzisz, Takaoka-senpai, trudno mi darzyć cię szacunkiem. Po pierwsze, nie wiem jak ciebie wychowali rodzice, albo ktokolwiek inny, ale kobiet się nie bije. Po drugie, twoje sposoby nauki są gówniane. A po trzecie, lepszy cios wymierzyła mi Kayano na ostatnich zajęciach.

No dobra. Może skłamałam w kwestii tego ostatniego, ale widok jego twarzy był tego wart.

Nie wiem dlaczego, ale gdy był wkurzony, przypominał mi bardzo Jego. Może dlatego, że obaj udawali kogoś innego. Obaj pod maską dobroczyńcy, skrywali prawdziwego szaleńca i psychopatę.

Teraz byłam już wkurzona.

- Pokaże ci jak powinien wyglądać prawidłowy cios.

Zacisnęłam pięść i uderzyłam w brzuch. Mój nauczyciel zgiął się w pół i wypluł trochę śliny. A ja… byłam zadowolona. Znalazłam sposób na rozładowanie negatywnych emocji, jakie czaiły się wewnątrz mnie od czasu wycieczki. A raczej od tego pamiętnego spotkania.

Ja rozładowałam trochę emocje, ale Takaoka najwyraźniej dopiero zaczął popadać w paranoje. Gdyby nie Karasuma, chwilę później otrzymałabym solidny cios w potylicę.

Oczywiście popełniłam elementarny błąd. Odwróciłam się od przeciwnika, zanim upewniłam się, że jest martwy.

- Wystarczy, Takaoka!- krzyknął Karasuma-sensei
- O... Nareszcie zareagowałeś Karasuma. Ale przecież nie będę z tobą walczył. Stoczmy pojedynek nauczycielski. Wybierz najlepszego ucznia, którego wytrenowałeś. Jeśli da radę dotknąć mnie nożem, uznam twoje metody. Ale nie będziemy walczyć tym.- Wskazał na nasze gumowe noże- Jestem człowiekiem, więc użyjemy prawdziwych noży.

To… zły pomysł. Mogą nazywać się zabójcami, ale nigdy nie zabili żadnego człowieka. Karasuma bierze do ręki nóż. Widać, że wacha się to zrobić. W końcu wręcza nóż… Nagisie. Nie mogę ukryć zdziwienia.

- Daje ci wybór. Nie musisz brać tego noża, Nagisa.- powiedział Karasuma-sensei

Nagisa wacha się, ale tylko przez chwilkę. Potem bierze nóż.

Chłopak stanął na przeciwko Takaoki. Jest dziwnie spokojny.

Za to Takaoka jest widocznie pewny wygranej. Obrzydza mnie jego spojrzenie pogardy. Choć szanse na to są małe, mam nadzieję, że Nagisa go spierze.

Popatrzyłam na mojego przyjaciela. Spodziewałam się, że ujrzę strach w jego oczach. Ale… on się uśmiecha. Podchodzi spokojnie do zdziwionego Takaoki i bierze zamach nożem. Mężczyzna przewraca się, a Nagisa podchodzi go od tyłu i przykłada mu nóż do gardła.

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Nie chodzi już nawet o to co przed chwilą się stało. Te ruch, to podejście, jakby szedł do szkoły, potem ten szybki ruch… Nagisa ma to czego ja nigdy nie miałam. Talent do zabijania.

Ale… jeśli wtedy Takaoka był zły, to teraz był wściekły.

- Jak… możesz… sprzeciwiać się ojcu!- wydyszał

- Przepraszam, ale proszę, żeby nas pan opuścił. Pana wymuszona ojcowska postawa, nie jest nawet w połowie tak przyjazna jak chłodny profesjonalizm Karasumy-sensei'a.

Tego już było za dużo dla Takaoki i jestem pewna, że gdyby nie Karasuma-sensei, Nagisa leżałby teraz i skręcał się z bólu.

I nagle pojawił się dyrektor. Zaczął mówić o tym, że strach jest ważny w nauczaniu i tak dalej. W sumie to chyba jego typowa gadka. Skończyło się na tym, że Takaoka dostał wypowiedzenie i uciekł.

Raczej nikt nie będzie za nim tęsknił.

[Time skip]

Całą klasą szliśmy właśnie na słodycze fundowane przez Karasume. Śmiałam się ze wszystkimi i zupełnie się nie spodziewałam, co miało się stać.

- No, no, kogo my tu widzimy.- Odwróciłam się w stronę znajomego głosu. Tak o wtedy zaczęłam mieć złe przeczucia.

Stali tam Kuba Rozpruwacz, Chemik, Diler, Lekarz i Szpieg. Co oni tu robili?

- Czego chcecie?- warknęłam na nich

- My? Zupełnie niczego. Przywiodła nas zwykła ciekawość. Zabawne, kto by pomyślał, że osoba, której zwierzchnictwo uznaliśmy ma zaledwie 16 lat.- Kuba zaśmiał się- Wiedziałem, że jesteś od nas młodsza, ale myślałem, że maksymalnie dziesięć lat. Nigdy nie obstawiłbym dwudziestu. Widać odpowiedni makijaż robi swoje.

Podszedł bliżej.

- Osobiście nie mam zamiaru słuchać się dziecka.- Podniósł mój podbródek

- Dziwne. Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało.- Uśmiechnęłam się szyderczo- Jakoś nigdy wcześniej nie przyszło ci do głowy, żeby o to zapytać. Powiedziałabym, że nigdy cię to jakoś specjalnie nie interesowało. Czemu tak nagle zmieniłeś nastawienie? A może- odsunęłam jego rękę- ktoś je zmienił?

Kuba wzruszył ramionami:

- Nikt nie zmienił mojego nastawienia. Otrzymałem po prostu od kogoś wiadomość o tym, czy wiem ile masz lat. Postanowiłem się dowiedzieć.

- Już wiesz. I co? Dało ci to coś? Zamierzasz coś z tym zrobić?- zapytałam

- Uznałem, że nie możemy dłużej słuchać takiego dzieciaka. Nie możemy przecież pozwolić, żeby ktoś się dowiedział. Wyśmiali by nas.

- Aha. I rozumiem, że teraz chcesz mnie zabić i sam zostać szefem? Muszę cię rozczarować. Nie mam zamiaru ani dać się zabić, ani oddać ci stanowiska.

- Przykro mi, ale nie masz za dużego wyboru. Walcz ze mną albo odejdź i nigdy nie wracaj. Daję ci wybór, jakiego nikt inny by ci nie dał.

- Może jestem młoda, ale nie głupia, Kubusiu. Wiem doskonale, że nie dasz mi odejść. Nie w tej branży. Wybieram walkę.

- Sama tego chciałaś.- powiedział, po czym zaatakował. Myślał pewnie, że weźmie mnie z zaskoczenia. Ale ja już na to czekałam. Zrobiłam unik, a on stracił równowagę. Wykorzystałam to uderzyłam go z łokcia z potylicę. Upadł. Nie zabiłam go ale unieruchomiłam.

- Masz jeden, bardzo duży problem. Za bardzo wierzysz we własne możliwości. Nie dociera do ciebie, że możesz trafić na lepszego przeciwnika. Pomyślałeś, że skoro jestem młoda, to nie mogę być silniejsza. To był błąd. Twój ostatni.

Po tych słowach wyciągnęłam nóż i przebiłam jego serce.

"Przykro mi Kubo. Naprawde cię lubiłam. Przepraszam za to co ci zrobiłam. Nigdy cię nie zapomnę"

★★★

Tak więc jest już kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobało. Dziękuję, za gwiazdki i komentarze!

Kto nie lubi Takaoki? *podnosi rękę*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top