Rozdział 6

Wycieczka. Jedno słowo, na którego dźwięk większość uczniów wręcz sra z radości.

Nie znoszę wycieczek. Podczas wycieczek dużo trudniej skupić się na czymkolwiek. Ale jeżeli ta konkretna wycieczka pomoże nam w zabójstwie, to czemu nie?

Wyjątkowo tego dnia byłam na stacji o czasie. Co jak co ale nie chciałam, żeby wyjechali beze mnie.

Gdy wsiadaliśmy do naszego wagonu przyczepili się do nas jacyś chłopcy w głównego. Przekilnam tego, kto zadecydował, że wycieczki wszyskich klas mają się odbyć w tych samych dniach.
Wyjątkowo nie miałam ochoty się z nimi sprzeczać. Rzuciłam im tylko mordercze spojrzenie, a oni szybko schowali się do swojego szpanerskiego wagonu pierwszej klasy.

W środku naszego przedziału usiadłam przy mojej grupie. Reszta grup miała po sześć osób, ale ponieważ Koro-sensei nie zgodził się bym była sama musiałam dołączyć do grupy Nagisy. Biedny przewodniczący. Był załamany, że ja również dołączam do tej grupy. No cóż ja i Karma to nie najlepszy zespół do pilnowania. Nie zazdroszczę.

Pociąg już ruszał, a Koro-senseia dalej nie było. Pewnie znów poszedł po jakieś słodycze. Żeby sie nie zdziwił. Nie miał tam za dużo, ale na jakąś pamiątkę starczy. Ciekawe kiedy się zorientuje, że nie ma portfela.

O wilku mowa, a wilk tuż, tuż. Ośmiornica właśnie się pojawiła. Wygląda na to, że trochę się wkurzył o te grosze. Kto by pomyślał? W dodatku dźwigał wielki plecak. Serio. Nawet największe pustaki mają mniejsze torby. Nie chciałabym nim oberwać. Po prostu udam, że nic o tym nie wiem.

Choć wątpię żeby uwierzył, że nie miałam nic wspólnego z tą kradzieżą. Patrzy na mnie jakbym zabiła mu matkę kostką masła.

Spokojnie [Imię], spokojnie. Jesteś niewinna, nic nie zrobiłaś. Kogo ja oszukuję, wszyscy i tak wiedzą, że to ja.
- [Nazwisko]-san oddaj moją portmonetkę.
- Cooo? Jaką portmonetkę?
- Tą, którą mi zabrałaś. Chcę ją spowrotem.
- Nadal nie wiem o co panu chodzi. Ja niczego panu nie zabrałam.
- Nie udawaj. Masz mi ją oddać natychmiast. Tam jest moja wypłata na ten miesiąc! Wiem, że ją masz.
- A to niby skąd?
- Zostawiłaś karteczkę ze swoim nazwiskiem i dopiskiem "Pożyczam te grosze, dzięki!"

Ups. Możliwe, że tak zrobiłam. Chociaż... coś mi tu nie pasuje.
- Naprawdę napisałam "dzięki"?
- Owszem.
- Coś miękne na starość.
- A więc to ty!
- Nawet jeśli- uśmiechnęłam się złośliwie- to co pan zrobi, jeżeli, już wydałam te pieniądze. Pewnie nawet nie zauważył pan, że nie ma pan portmonetki. Jak można nawet nie ogarnąć, że cię okradają.

Pożałowałam tych słów w chwili gdy je wypowiadałam. Takich rzeczy sie po prostu nie mówi nauczycielowi. Żadnemu. Nawet jeśli nauczyciel jest twoim celem. Jest to po prostu brak szacunku do osoby starszej.

Niepewnie spojrzałam na mojego wychowawce. Jego twarz zmieniła kolor na szary, a on sam wyglądał komicznie. Choć było mi wstyd za wcześniejszą sytuację to zaczęłam się śmiać.

Było to zupełnie nie na miejscu i właściwie to nie wiedziałam nawet dlaczego to robię, ale śmiałam się, aż Karma zaczął śmiać się ze mną. Po chwili cała klasa leżała na podłodze wagonu i trzęsła się ze śmiechu.

To naprawdę są wspaniali ludzie.

[Time skip]

W końcu dotarliśmy do hotelu. Nie był on zbyt luksusowy ani wygodny, ot zwykła, tradycyjna, japońska knajpa. Z tego co wiem inne klasy z naszej szkoły pojechały do jakiegoś hotelu.

Gdybym miała wybierać gdzie chcę mieszkać te pare dni to… wybrałabym knajpę. Nie lubię pomieszczeń pełnych przepychu i luksusów. Gdy jestem w takich miejscach zawsze mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Ktoś, kto nie życzy mi najlepiej...

★★★

Spacerowaliśmy przez jakąś wąską uliczkę. Kanzaki zgubiła rozpiskę morderczej wycieczki, więc teraz chodziliśmy trochę po omacku. Denerwowało mnie to. Przez wiele lat musiałam mieć wszystko rozpisane i zanalizowane. Poruszanie się bez planu było dla mnie, jak poruszanie się bez nogi. Ale co mogłam zrobić? Dziewczyna zgubiło nasz plan, każdemu się zdarza.

Nagle zaatakowało nas kilku chłopaków, bodajże licealistów. Karma próbował ich powstrzymać i nawet dobrze mu szło na początku, ale i tak leżał chwilę później nieprzytomny.

Spojrzałam na moich przeciwników. Byli silni, bez wątpienia i mięli przewagę liczebną, ale najwidoczniej walkę znali tylko ze szkolnych bijatyk. Nie powinnam mieć problemów z ich pokonaniem.

[Time skip]

Wyszłam z walki praktycznie bez szwanku, miałam tylko kilka sinaków, rozciętą wargę z nosa kapała mi krew, ale chyba nie był złamany. Powinnam dość szybko się wylizać. Niestety nie udało mi się powstrzymać wszystkich. Kilku uciekło z dziewczynami.

Miałam właśnie za nimi pobiec, gdy usłyszałam głos, który zmroził mi krew w żyłach:

- Dawno się nie widzieliśmy, co kuzyneczko?
Bardzo powoli obróciłam się w stronę osoby, która to powiedziała. Osoby, którą przez tyle lat próbowałam wymazać z pamięci.

- M- Michael?
Ale… ale to przecież nie możliwe! On nie miał prawa mnie znajeźć. Ostatnio widział mnie 7 lat temu, gdy…

- We własnej osobie, kochaniutka.
- Ale… ty… jak?
- Jak cię znalazłem? To nie było proste. Kto by pomyślał, że jesteś tak dobra w uciekaniu? Zawsze byłaś krok przede mną. Gdy docierałem do jakiegoś miejsca, gdzie miałem nadzieję cię znaleźć, dowiadywałem się, że byłaś tam, a i owszem, ale dwa lub trzy miesiące wcześniej. A potem, gdy trafiłaś do psychiatryka... przyznam straciłem nadzieję, że cię dorwę.- Roześmiał się- Ale teraz tu jesteś. Co zrobiłaś, żeby cię wypuścili?- Zaczął iść w moją stronę, a ja cofałam się, aż poczułam za plecami zimną ścianę- Przespałaś się z jakimś strażnikiem, żeby pomógł ci uciec? Przekonałaś ich, że sie zmieniłaś i będziesz teraz uczciwym obywatelem? A może włamałaś sie do systemu i skróciłaś swój wyrok?

Serce biło mi jak oszalałe, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Chciałam uciec, uderzyć go albo chociaż się mu postawić.

- Z-zostaw mnie- powiedziałam, ale mój głos się załamał, więc nie zabrzmiało to tak pewnie, jak bym chciała.

Michael wybuchnął śmiechem.
- O, nie ma się czego bać... na razie. Myślałaś, że tak po prostu cię zabiję? Że jednym szybkim ruchem zakończę twój żywot?- Pochylił się do przodu, tak że czułam teraz na twarzy jego oddech- Poczekam. Cierpliwość zawsze była moją zaletą. Zaczekam, aż będziesz tak przerażona, że nie będziesz w stanie spać w nocy. Będę czekać, aż uznasz, że śmierć to błogosławieństwo. Aż twoje życie będzie nie do zniesienia i będziesz błagać mnie o śmierć.

Pomocy, ktokolwiek, proszę.

Karma P.O.V

Obudziłem się chyba jako pierwszy. Boże, jak mnie głowa boli! Rozejrzałem się dookoła. Wokół mnie leżeli moi koledzy, ale nigdzie nie widziałem żadnej dziewczyny. Najwyraźniej tamci je zabrali. Nie wierzę, że [Nazwisko] dała się tak łatwo porwać. Musi gdzieś tu być.

Rozejrzałem się znowu, tym razem uważniej. I wtedy ją zobaczyłem. Stała przyciśnięta przez jakiegoś faceta, na oko dwudziestoletniego, do ściany. Co się dzieje? Czemu nie walczy z tym gościem, tylko stoi i wygląda na przerażoną?
[Nazwisko], najodważniejsza osoba jaką znam? Ona boi się jakiegoś faceta?

Z niewielkim trudem (głowa wciąż mi dokuczała) podniosłem się z ziemi. Musiałem wiedzieć o co chodzi. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułem, że powinienem to wiedzieć.

Podszedłem do [Nazwisko] i tego... kogoś. Dziewczyna spojrzała na mnie z błaganiem w oczach. Tak jakby chciała, żebym jej pomógł i równocześnie, żebym uciekał. Nie rozumiałem, o co jej chodzi?

Chłopak również na mnie spojrzał. Miał czarne włosy, niebieskie oczy i, jak zauważyłem z pewnym zażenowaniem, był kilka centymetrów wyższy ode mnie.

- O, jest i rycerz na białym koniu. Nie bój się młody, nic jej nie zrobię. Na razie z nią skończyłem. Do zobaczenia [Imię].

To mówiąc odwrócił się i odszedł w sobie tylko znaną stronę.

Your P.O.V

Opadłam na kolana. Jak to się mogło stać? Dlaczego nie mogłam się ruszyć? Czemu czułam się w tym momencie, tak jakbym przebiegła maraton?

I wtedy to poczułam. Jakby nagle spadło na mnie niebo, a ja rozpaczliwie próbuję je utrzymać chociaż mnie przygniata.

Strach. Strach, który towarzyszył mi od tamtego dnia, ukrywany skrzętnie pod grubą warstwą udawanej odwagi i pewności siebie teraz dał o sobie znać z całą mocą. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo się go boję.

Karma kucnął obok mnie, a ja opuściłam głowę. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Nie w tej sytuacji.

"Proszę, Karma, nie pytaj. Proszę, nie patrz na mnie. Proszę po prostu… zapomnij, że cokolwiek widziałaś."

- Kto to był, [Nazwisko]?- Milczałam- O co tu chodzi?- Podniósł moją głowę i patrzył mi prosto w oczy.- Wytłumacz to [Nazwisko].

Co miałam mu powiedzieć? Że nagle moje koszmary ożyły? Że okazało się, że cała moja ucieczka nie miała sensu? Że nie jestem tak silna jak myślał?

- Nie chcesz mi powiedzieć, tak? No trudno.- Wstał i odwrócił się ode mnie. Nie, nie mogłam pozwolić mu odejść. Musiałam go zatrzymać.

Chwyciłam go za rękę, a on odwrócił się w moją stronę.

- Karma, ja ci to wytłumaczę. Obiecuję. Może nie teraz i nie tutaj, ale na pewno ci wytłumaczę. Tylko… zaufaj mi. Proszę.- Spojrzałam na niego z błaganiem w oczach.

- Trzymam cię za słowo, [Nazwisko]

Po tych słowach odszedł do reszty grupy, która zaczęła się już budzić.

(Time skip)

Leżałam na swojej macie i wsłuchiwałam się w równe spokojne oddechy dziewczyn obok mnie. Jeszcze tego dnia Koro-sensei pomógł nam je uratować, więc wszystko było w porządku. Wszystkie poszły spać zaraz po szaleńczej pogoni za naszym nauczycielem, który chciał się wkręcić na seans opowieści Bitch-sensei. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie.

Tylko ja kręciłam się na podłodze próbując się przespać choć chwilę, ale nic z tego. Za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam jego twarz i słyszałam z głowie jego głos "Zaczekam, aż nie będziesz mogła spać w nocy".

Zrzuciłam z siebie śpiwór. Nie dam rady zasnąć i wszelkie próby nic mi nie dadzą. Rozejrzałam się dookoła, żeby zobaczyć czy mój nagły ruch nikogo nie zbudził. W ciemności mogłam dostrzec tylko zarysy sylwetek moich koleżanek, ale chyba wszystkie dalej słodko spały.

Na palcach podeszłam do okna i  przerzuciłam przez nie nogi, po czym chwyciłam się brzegu dachu i podciągnęłam w górę.

Spojrzałam na niebo. Gwiazdy były takie lśniące i wyraźne, zupełnie inaczej niż u nas. Udało mi się dostrzec Oriona i Mały Wóz. Zawsze miałam problem w znajdowaniu gwiazdozbiorów, więc odnalezienie dwóch uznałam za sukces.
"Tata byłby ze mnie dumny"-pomyślałam. To on w końcu nauczył mnie rozpoznawać wzory na niebie.

Wciągnęłam głęboko powietrze. Pachniało tu też inaczej. Tak... czysto. Położyłam się na dachu i natychmiast zasnęłam.

____________________________________

To najdłuższy rozdział do tej pory! Dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze!

Szczególne podziękowania dla Nonashiii, która przeczytała i oceniła. Jesteś wielka bro!

Stuknęło nam 1k wyświetleń! Jesteście niezwykli! Naprawdę dziękuję z całego serduszka!

To do napisania!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top