Rozdział 3

Nareszcie w domu. Mimo, że byłam nieobecna przez 2 lata tutaj nic się nie zmieniło. Mój dom pozostał zielony i zarośnięty. Pomimo, że Ministerstwo Obrony zaproponowało mi mieszkanie, wolałam wrócić do mojego starego domku na drzewie.

Czułam się tu bardziej niezależna, taka... wolna. Wyposażyłam mój dom we wszystkie niezbędne urządzenia z laptopem włącznie. Nie chciałam wydawać pieniędzy na ruter, więc wi-fi podbierałam sąsiednim restauracjom i kawiarniom.
Wszystkie meble i urządzenia były ręcznie wykonane przeze mnie. Dzięki temu nie musiałam martwić o naprawę lub wymiane.
Jedyne co w tym domu pochodziło ze sklepu to ubrania. Choć wiele razy próbowałam nauczyć się szyć nigdy mi to nie wyszło. Z moim ADHD samo nawleczenie nitki było istną męką.
Rzuciłam torbę w kąt i zrezygnowana opadłam na łóżko. Już zapomniałam jaka szkoła jest męcząca. A w-f... zdecydowanie za bardzo się rozpędziłam. Nie powinnam pokonywać nauczyciela, nawet jeśli to nie było trudne.

Po pierwsze to obniża jego autorytet. Akurat w tym przypadku uważam, że Karasuma-sensei posiada na tyle duży szacunek, że jedna przegrana raczej tego nie zepsuje, ale jednak... to stawia go w niezręcznej sytuacji.

Po drugie robi to ze mnie jeszcze większego dziwolonga. Jakby nie wystarczyło, że właśnie wróciłam z psychiatryka. Nie, [Imię] zrobi sobie reklamę pokonując przełożonego.

No cóż co się stało, to się nie odstanie. Trzeba iść dalej. Należy zająć czymś ręce i umysł. Nie znoszę bezczynności. Bezczynność jest okropna. Kiedy nic nie robię zawsze nachodzą mnie okropne myśli. Pewnie bezczynność będzie moją wieczną karą po śmierci. Znaczy, byłaby gdyby Bóg istniał. Siedziałabym całą wieczność i nic nie robiła. Tylko ja i pustka. Na zawsze. Przerażająca wizja.

Ale zanim to nastąpi trzeba odrobić lekcje. No co? Wieczna kara, karą wieczną, ale trzeba lekcje mieć odrobione.
Wyjęłam zeszyty i zagłębiłam się w świat liter, cyfr i definicji.

[Time skip]

Skończone. Ja nie mogę ośmiornica dużo zadaje. Spojrzałam na zegarek. Za wcześnie, by się położyć, za późno by zrobić coś konstrukcyjnego. "Godzina dwudziesta pierwsza to godzina na napchanie żołądka po kolacji" (pomijając fakt, że nie jadłam kolacji). Tak mawiała moja mama.

Mama... to już tyle czasu minęło mamo. Tyle czasu do kiedy ostatni raz cię widziałam. To już dziesięć lat... A zdawać by się mogło, że jeszcze nie tak dawno śpiewałaś mi kołysanki przed snem i przychodziłaś w nocy wypędzać potwory spod łóżka. To dziwne jak jedno zdarzenie potrafi zmienić cały świat. Że jedna noc może zniszczyć wszystko. Zabawne, im bardziej staram się zapomnieć o tym wszystkim, tym więcej szczegółów sobie przypominam...

Miałam 6 lat. Byłam bardzo zaradna jak na swój wiek. Tego dnia wracałam z nocowania u koleżanki. Mieszkała po drugiej stronie ulicy, a jezdnia nie była zbyt ruchliwa (zwłaszcza w soboty), więc rodzice puszczali mnie do niej samą. Spieszyłam się do domu, by opowiedzieć mamie i tacie o tym jak kolorowałyśmy obrazki kucyków i oglądałyśmy filmy Barbie.
Wbiegłam do mieszkania z rysunkiem w dłoni i plecaczkiem w motylki na plecach. Zdziwiłam się trochę, że drzwi były otwarte, ale pomyślałam, że to z powodu tego, że ja nie posiadałam klucza.
- Mamo! Tato! Gdzie jesteście?
"Pewnie się schowali". Często tak robili. To była nasza mała rodzinna tradycja. Gdy teraz o tym myślę, przypomina mi się, że w domu było cicho. Zwykle od rana słychać było w domu muzykę. Roześmiana wybiegłam na taras. Byli tam.

Martwi.

Tata miał ranę ciętą, zadaną nożem. Na czole mamy widniał czerwony punkcik po strzale z pistoletu.

Skąd wiedziałam, że już się nie obudzą? Nie chciałam tego przyjąć do wiadomości, ale ta myśl była w mojej głowie od samego początku. Pamiętam jak potrząsałam nimi, żeby otworzyli oczy.

"Proszę niech to będzie sen. Albo film, jeden z tych, które uwielbia tata." Raz podejrzałam jak taki ogląda. Było dużo krwi i wybuchów.
"To się nie dzieje naprawdę"-powiedział mi wtedy- "oni tak naprawdę żyją"

Pamiętam jak obraz mi się zamglił. Pamiętam, że wybuchnęłam płaczem, że oddychałam spazmotycznie, marząc tylko by wstali i krzyknęli, że to tylko żart. Może nawet sama w to wierzyłam.

Ośmieliłam się mieć nadzieję. Ośmieliłam się myśleć, że świat jest sprawiedliwy. Ostatni raz.

Kilka godzin później znaleziono mnie zapłakaną nad ciałami moich rodziców.

Otrząsnęłam się. Rozmyślanie o tym nic mi nie da. A już na pewno mi ich nie zwróci. Stanowczym ruchem otworzyłam podręcznik i zaczęłam czytać. Zrobię wszystko by przestać myśleć o przeszłości.

[Time skip]

Przetarłam zmęczone oczy i spojrzałam na zegarek. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły te godziny. Powinnam kłaść się spać, ale, choć nigdy się do tego nie przyznam na głos, boję się. Boję się koszmarów, które nawiedzają mnie co noc. Boję się mojej historii. Boję się mojego życia.
Przez chwię zmagałam się jeszcze ze zmęczeniem, ale nie miałam szans. W końcu każdy człowiek potrzebuje snu. Zrezygnowana zamknęłam oczy i zasnęłam.

Byłam sama na środku morza. Wokół mnie szalała burza. Fale biły o siebie z wielką mocą, a ja desperacko próbowałam utrzymać głowę nad wodą. Wiedziałam, że był to daremny trud. W końcu opadłam z sił i zanurzyłam się. Byłam coraz głębiej i głębiej. Moje płuca łaknęły tlenu, którego nie mogłam im dostarczyć. "To tylko sen, to się nie dzieje naprawdę". Ale to było tak realistyczne, że sama sobie nie wierzyłam. W chwili gdy już myślałam, że to już koniec, sen się zmienił.

Stałam teraz w wielkiej sali.
Morderczyni!
Odwróciłam się w stronę głosu.
- Tata?
Stał tam. Wyglądał tak... żywo, choć twarz była zamazana, bez problemu go rozpoznałam.
Morderczyni! -Syknął głos z drugiej strony pokoju.
- Mama...
To twoja wina! To przez ciebie umarliśmy!
- Nieprawda! Kłamiesz! Nic nie zrobiłam!
Jak mogłaś nam to zrobić? Kochaliśmy cię! A ty nas zabiłaś!- w jej głosie było tyle nienawiści, tyle odrazy, że aż się cofnęłam.
- Przestańcie! To...- głos mi zadrżał i zaczęłam się trząść- To nie jest moja wina!- krzyknęłam na cały głos.
Nigdy nie zaznasz spokoju. Będziesz o nas pamiętać do końca swoich dni. Nie pozwolimy ci zapomnieć o twoim pierwszym zabójstwie. O tym jak zabiłaś swoich rodziców!
-Zamknij się! Ja tego nie chciałam!- Opadłam na kolana i zaczęłam płakać- To nie ja!- krzyknęłam przez łzy.
Jesteś winna. A winni otrzymują karę! Będziesz pokutować całą wieczność!
-Przestańcie! Nie jesteście moimi rodzicami! Oni nigdy by czegoś takiego nie powiedzieli!
Co ty wiesz o swoich rodzicach?! Nic o nas nie wiesz! Nie zdążyłaś nas poznać! Mogłaś mieć szczęśliwe życie przy nas, ale wybrałaś inną drogę. Teraz cierp. Cierp jak wszystkie twoje ofiary!
Znikąd zaczęły pojawiać się postaci ludzi.
Morderczyni! Morderczyni!
Złapałam się za głowę.
-Przestańcie! Wynoście się stąd!
Tłum duchów rozstąpił się, by przepuścić jedną osobę. Gdy ją zobaczyłam serce podeszło mi do gardła i jestem pewna, że byłam równie blada jak te duchy.
-Ty... nie powinieneś żyć. Zabiłam cię!
Owszem, zabiłaś mnie. Dlatego już nigdy się mnie nie pozbędziesz. Będę iść krok w krok za tobą. Nigdy cię nie opuszczę! Będziesz słyszała moje słowa o każdej porze dnia. Będziesz czuła mój oddech przy każdnym kroku. Oddech nas wszystkich. Wszystkich twoich ofiar. Nigdy nie zaznasz spokoju. Nigdy!

Obudziłam się z zlana potem. "To tylko sen [Imię]. To nie było prawdziwe". A jednak czułam, że to nie był tylko sen. Będę pamiętała o wszystkich, którzy przeze mnie zginęli. Do końca mojego życia będą mnie nawiedzać demony przeszłości. ON będzie mi o nich przypominać. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc siedziałam skulona pod kocem i czekałam na wschód słońca. Bo nawet po najciemniejszej i najstraszniejszej nocy zawsze wychodzi słońce.

★★★

Tak, wiem, że zabijanie jej rodziców, jest takie nudne i aŁtoteczkowe, ale będzie mi to potrzebne do części za milion lat, więc... Przepraszam mocno i pozwalam na hejtowanie mnie za to.

A! Z uwagi na to, że zaczęła się szkoła, rozdziały będą publikowane w soboty, a nie wtorki.

Dziękuje za uwagę! *kłania się* Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top