Rozdział 95

⚠️ Rozdział zawiera sceny, które mogą wzbudzić w niektórych dyskomfort.

Perspektywa Wiktorii

Ferie wielkanocne rozpoczęły się fajerwerkami bliźniaków i z tego co nam powiedzieli pod ich koniec, mieli je również zakończyć. Zbliżał się koniec kwietnia, więc uciekali dosłownie dwa miesiące przed zakończeniem szkoły. I sama już nie wiem czy stresowałam się właśnie tym, czy faktem, że wciąż czekają mnie owutemy.

Jednak nie stresowałam się tym w tej chwili, siedząc na jego biodrach. Leżał na plecach, a pod głową miał jedynie zwiniętą poduszkę, śmiał się z rzeczy, którą właśnie powiedziałam. Patrzyłam na niego z uśmiechem i czekałam, aż się uspokoi, a gdy już to zrobił, zlustrował mnie szybkim spojrzeniem. Nie powiedział nic, przejechał palcami od moich bioder do końca ud, po drodze zakreślając slalomy, na które przeszły mnie dreszcze.

-Miałem kiedyś sen - zaczął, nie przestając błądzić opuszkami po moich udach i spojrzał mi w oczy. - Tyle że on nigdy się nie skończył.

-Co się w nim działo? - zapytałam podczas krótkiej przerwy z jego strony, gdy lekko się poprawiał na miejscu.

-To był mój pierwszy sen o tobie - uśmiechnął się i zrobiłam to samo, byleby skupić się na czymś innym niż jego palcach. - I wiesz, zacząłem się zastanawiać wtedy, czy będę w stanie go kiedyś dokończyć na żywo.

-To to zrób - wzruszyłam ramionami, a on przejechał językiem po wnętrzu policzka, ponownie zjeżdżając po mnie wzrokiem. - Jak się zaczął ten twój sen? - spytałam, by zwrócił uwagę na moją twarz. Uniósł wzrok i po chwili ciszy odchrząknął krótko.

-Weszłaś do pokoju, gdy nie było w nim nikogo innego oprócz mnie. Zaczęliśmy rozmawiać i w ogóle, ale wtedy cię pocałowałem - przytaknęłam głową i uznałam, że to całkiem urocze, jednak wtedy kontynuował. - Odwzajemniłaś to i zacząłem cię dotykać w taki sposób, jak nigdy dotychczas tego nie zrobiłem, ty zresztą też.

-Ile mieliśmy wtedy lat? - spytałam szybko, na co się zaśmiał i przyłożył mi palec do ust.

-Zawsze zachowaliśmy się dziwnie jak na swój wiek, nie udawaj, że nie - odparł, po chwili zabierając swój palec. - No i wtedy jakimś cudem wylądowaliśmy na łóżku. Oderwaliśmy się od siebie, a ja spojrzałem ci w oczy i poczułem coś nowego. Zanim jednak zdążyłem wziąć kolejny oddech, obudziłem się - ucichł i zaczekał na jakąś moją reakcję. Nie odrywałam od niego spojrzenia i poczułam motylki w brzuchu, próbując sobie to wyobrazić.

-To go dokończ z własnym scenariuszem - mruknęłam w odpowiedzi, na co podniósł się do siadu, spotykając się z moim śmiechem. Zareagował za szybko na te słowa. - Wiesz Freddie, moje sny są tysiąc razy ciekawsze.

-Tak? - zapytał, łapiąc moją dłoń i przybliżył się do mojej twarzy. - Opowiesz mi kiedyś o jednym, żebym mógł go spełnić? - przytaknęłam niemo i uśmiechnął się na ten ruch. Położył wolną dłoń na moim policzku i ponownie zadał pytanie. - Ufasz mi?

-Jak nikomu innemu - uznałam i żadne słowo więcej nie padło z jego ust, bo wpił się nimi w te moje.

Wciąż siedziałam mu na kolanach, a po chwili położyłam go z powrotem na plecy i dopóki nie oderwałam się od jego ust, nie zareagował. Jednak gdy tylko się odsunęłam, od razu nas zamienił miejscami, więc leżałam pod nim, w lekkim szoku, że zrobił to tak szybko.

-To urocze, że chcesz mnie zdominować - powiedział, nachylając się nad moim uchem i złożył pod nim krótki pocałunek. - Ale to ja piszę scenariusz, pamiętasz?

Zabrzmiało jak wyzwanie, czego jednak nie dałam rady z siebie wydusić. Czułam, jak się rumienię i wtedy zdjął mi okulary, odkładając je od razu na stolik nocny. Pocałował mnie ponownie, lecz było to krótkie - sprawił, że dążyłam za jego ustami jeszcze chwilę zanim zrozumiałam, iż nie przyniesie to skutku. I uśmiechnął się, wiedząc jak mnie to zirytowało, jednak wtedy wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie z powrotem.

Jego wolna ręka spłynęła wzdłuż mojego boku i złapała za dół koszulki, który pociągnęła do góry. Złapaliśmy oddech, a on pomógł mi zdjąć ubranie, po czym zaczął składać mokre pocałunki od mojego dekoltu w dół. Zatrzymał się tuż przed gumką od moich dresów, spoglądając na mnie i ponad linią spodni złożył jeszcze parę pocałunków, wysyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Podniósł się lekko, by sam zdjąć z siebie koszulkę i zmierzyłam go wzrokiem, gdy odrzucał ją na bok. Merlinie, miał takie idealne ciało, ciepły dotyk, z którym spotkałam się po chwili, gdy złapał za gumkę od dresów, by je ze mnie ściągnąć. Po ich odrzuceniu zjechał spojrzeniem po moim półnagim ciele i poczułam lekkie kompleksy, więc złapałam za sznurki od jego spodni, by go do siebie przyciągnąć.

Biło od niego ciepło, a jego zapach był upajający i skupiłam się tylko na jego ustach oraz języku, dopóki nie usłyszałam skrzypnięcia drzwi. Obydwoje spojrzeliśmy w tamtą stronę, we framudze stał Lee, który na początku nas nie zauważył, lecz po chwili zwrócił na nas uwagę zszokowany.

-Wynoś się - rzucił szybko Fred. Zachciało mi się śmiać, a jednocześnie przeszła mnie fala zażenowania i zakryłam buzię dłonią. Jordan wyszedł bez słowa i rudzielec sięgnął po swoją różdżkę. - Colloportus - mruknął w stronę drzwi i spojrzał na mnie. - Bawi cię to? To może jednak otworzę?

-Nie, nie, nie - zaprzeczyłam szybko, a on prychnął znikomym śmiechem i oblizał usta.

-A i... Nie powstrzymuj się od reagowania - szepnął, a ten uginający pode mną kolana uśmieszek wkroczył na jego usta.

-Ciekawe, że jesteś taki pewny swego - mruknęłam, przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej w dół i zauważyłam wtedy gęsią skórkę na jego ramionach. Uśmiechnęłam się pewnie, ale nie trwało to długo. Złapał nagle moją rękę i wręcz brutalnie przygwoździł ją do poduszki swoją dłonią na wysokości mojej głowy, oddech ugrzązł mi w gardle.

-Popatrz na siebie, taka uległa moim najprostszym ruchom - rzucił, uśmiechając się spokojnie. - Nie jest wielką zagadką, jaki bałagan z ciebie zrobię.

I wyciągnęłam drugą, wolną rękę, aby wtopić palce w jego włosy, na co również mi nie pozwolił, robiąc to samo, co z tamtą. Bez słowa jednak wpił się w moje wargi i wypuściłam z siebie stłumiony jęk, przez który zacieśnił dłonie na moich nadgarstkach. Obezwładnione ręce doprowadziły mnie do innych sposobów, aby go dotknąć i wykorzystałam fakt, że znajdował się między moimi nogami, obwiązując je wokół jego pasa i przyciągając do siebie. Zaczęłam poruszać biodrami i westchnął w moje usta, a jego erekcja coraz bardziej napierała na moje ciepło.

Oderwał się ode mnie moment później tylko po to, aby rozebrać mnie do końca. Składał pocałunki na mojej nagiej klatce piersiowej i zszedł niżej, zostawiając je również na moich udach. Oddech mi się trząsł i na chwilę zanikł, gdy zsunął ze mnie ostatnią część garderoby, zostawiając kompletnie przed nim odkrytą.

-Jesteś piękna skarbie - szepnął, całując moje uda jeszcze wyżej niż poprzednio i motyle w brzuchu nie dawały mi oddychać. Mruknęłam jego imię, na co spojrzał na mnie, jednak o nic nie zapytał i wyprostował się, by samemu się rozebrać. O Boże, zapomniałam, jak się oddycha. Nie sądziłam, że będzie aż tak duży.

Żadne słowa nie padły z naszych ust, bo za bardzo się potrzebowaliśmy - dotarliśmy do siebie szybciej niż zdążyliśmy o tym pomyśleć. I nie potrzebowałam wiele czasu, żeby zatracić się w nim oraz ruchach jego bioder, które z czasem robiły się coraz mocniejsze.

Cholera, czułam się tak dobrze, że nie zwracałam uwagi na wbijanie paznokci w jego plecy oraz moją głośność. Liczył się on i jego własne dźwięki, jego rozgrzane ciało i krótkie przekleństwa oraz komplementy w moją stronę. 

Uczucie godne, aby się od niego uzależnić.

>>>

-No i co? - rozległ się triumfalny głos Umbridge, która stała dwa metry od nas. George i Fred na samym dole schodów z uśmieszkami spoglądali na nią, a my z Adą ściskałyśmy się za dłonie. - Uważacie, że zamienienie korytarza szkolnego w bagno jest zabawne?

-Bardzo - odezwał się George, a do dyrektorki dopchał się Filch, któremu oczy się szkliły ze szczęścia. Co za psychopata.

-Mam formularz, pani dyrektor - zaczął, wymachując kartką energicznie. - Mam formularz, bicze już czekają...

-Świetnie, Argusie - odparła, nie spuszczając z nich wzroku, aż w końcu uśmiechnęła się, robiąc delikatny krok w przód. - Wy dwaj zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się z takimi, jak wy.

-Taak? - zaczął Fred, a ten uśmieszek nie schodził mu z twarzy. - Chyba jednak się nie dowiemy. George - odwrócił się do brata - myślę, że wyrośliśmy już ze szkoły.

-To śmieszne, ale pomyślałem o tym samym - obwieścił z takim samym uśmiechem i wszystko, co stało się później, było za szybkie, aby Umbridge zdążyła nad tym zapanować. Chłopcy unosząc różdżki, zawołali Accio miotły! i dosłownie sekundy później nad głowami przeleciały nam miotły ze zwisającymi łańcuchami, które gwałtownie się przed nimi zatrzymały.

-Już się nie zobaczymy! - zawołał Fred do dyrektorki, przekładając nogę przez miotłę.

-I nie musisz do nas pisać! - również zawołał George ze śmiechem, a Fred rozejrzał się po nas wszystkich.

-Kieszonkowe Bagno, którego pokaz odbył się na górze, można nabyć w naszym nowym lokalu Magiczne Dowcipy Weasleyów!

-Ulica Pokątna numer dziewięćdziesiąt trzy! Specjalne zniżki dla osób, które przyrzekną, że użyją naszych produktów, aby pozbyć się tej starej ropuchy! - dodał George, spoglądając na Umbridge. Wyglądała, jakby miała się zaraz zagotować i wykipieć. Wrzasnęła coś, co spowodowało nagły bieg Brygady Inkwizycyjnej, ale bliźniacy wiadomo, że byli szybsi. Odbili się w powietrze, a parę osób, w tym Ada oraz Caroline, zagwizdało na nich. Pod sufitem wciąż krążył poltergeist, który śmiał się z Umbridge i Fred zwrócił się do niego.

-Irytku, zrób jej piekło w naszym imieniu.

Duch ledwo zdążył w pełni zasalutować. Rudzielce zatoczyli szybkie kółko nad wszystkimi uczniami i zaraz po tym wylecieli przez drzwi wejściowe w akompaniamencie oklasków oraz krzyków. I chyba jako pierwsza wybiegłam na dwór, spoglądając na ich coraz bardziej zmniejszające się sylwetki. Dopiero wtedy, gdy owiał mnie lekki wiatr, uświadomiłam sobie, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Dobiegły do mnie dziewczyny i przeniosłam na nie wzrok, zachodzące słońce oświetlało ich twarze. Ada miała mokre policzki i wielki uśmiech, a Caroline śmiała się delikatnie z pewnego rodzaju dumą. Kimberly również na mnie spojrzała, ale ja jeszcze raz zerknęłam na Diggory.

-Przepraszam za wszystko - odparłam, na co uśmiechnęła się i bez słowa objęła mnie jednym ramieniem, do drugiego przyciągając Adę.

-Hej, a ja?! - krzyknął nagle Lee, wciskając się w sam środek naszego przytulasa. Zaśmiałyśmy się, kierując głowy jeszcze raz w miejsce, w którym przed chwilą znajdowali się nasi chłopcy. Westchnęłam, czując, jak Jordan próbuje mnie połaskotać po brzuchu i zaczęłam łaskotać go po jego czułej szyi, po chwili słysząc krzyk Umbridge.

No tak, musiała wyładować swoją złość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top