Rozdział 88
3/5
Perspektywa Wiktorii
Po rozpakowaniu prezentów zeszliśmy na śniadanie, gdzie wszystkim dopisywał świetny humor, jednak nie dane było mi tam długo zostać, bo Adę już ciągnęło na dwór, na śnieg.
Ubraliśmy się ciepło i ze słowami Molly w tle oznajmiającymi nam, że mamy być ostrożni, wyszliśmy przez drzwi, spotykając się z chłodem powietrza. Rozejrzałam się i zobaczyłam George'a, poprawiającego szalik Ady, bo w tym podekscytowaniu jedynie go na siebie narzuciła. Spojrzałam w górę na biel nieba i lecące z niego delikatne płatki, migocące najbardziej czystą bielą z jaką kiedykolwiek mogłam się spotkać. Z zafascynowania wyglądem wszystkiego wokoło wyciągnęło mnie uderzenie w tył pleców. Odwróciłam się, instynktownie robiąc duży krok w bok, aby nie dostać ponownie. Miałam dobre przeczucie, obok mnie przeleciała śnieżka. Caroline wzruszyła ramionami, śmiejąc się i następny rzut wycelowała w Freda, który schylał się, aby nabrać śniegu w dłonie. W tym czasie podbiegłam do parapetu, gdzie znajdowało się jakieś pięć centymetrów puchu i zaczęłam szybko formować kulki, które od razu mi się przydały, bo Fred właśnie się zamachnął. Zgięłam lekko kolana, więc śnieżka rozbiła się pod wpływem spotkania ze ścianą.
-W głowę? Oj, Weasley, nieczysty zawodnik z Ciebie - zawołałam w jego stronę, a on się uśmiechnął i zaczął formować kolejną kulkę.
-Nie wiń zawodnika, wiń grę - odpowiedział i tym razem pomimo zmiany mojego położenia, dostałam w nogę. Rzuciłam w niego i jakimś cudem dostał w dłoń, w której właśnie trzymał kolejny pocisk.
Tak bardzo, jak na początku dokładnie formowaliśmy kulki i staraliśmy się wycelować w siebie nawzajem, tak po paru minutach obrzucaliśmy się samym puchem, po prostu chcąc wykonać jakikolwiek ruch. W końcu straciłam siły i upadłam na kolana, śmiejąc się z całej sytuacji, a ten podszedł do mnie z wielkim zapasem śniegu na rękach i zsypał mi go na głowę, po czym ukucnął naprzeciwko mnie. Zaklęcie, które chroniło moje okulary przed zabrudzeniami było wielkim zbawieniem i to w tej chwil najbardziej.
Uśmiechaliśmy się do siebie i nie potrafiłam uchronić się od spojrzenia w jego czekoladowe oczy. Błyszczały, jakby były w nich całe galaktyki i nadal nie mogłam uwierzyć, że to na mnie patrzyły z taką miłością. Zniżyłam wzrok i przysięgam, piegi na jego policzkach oraz nosie tworzyły konstelacje, a pojedyncze płatki śniegu wyglądały, jakby Droga Mleczna była tuż pod jego lewym okiem. Te różowe usta wygięte w uśmiechu miały kolor różowej planety, którą chciałabym kiedyś zobaczyć, ale w zupełności wystarczyło mi patrzenie na niego. Na jego włosy cały czas zlatywały kolejne płatki śniegu, które mieniły się delikatnie, wyglądały jak pył gwiezdny, wyróżniający się na tle jego rudych włosów i wprawiający mnie w stan zafascynowania. Był więcej niż moim chłopakiem, był moim Wszechświatem, był życiem.
Położyłam dłoń na jego poliku, czując się jakbym dotykała nieskończoność, a on chwilę potem złapał mnie za nią i cmoknął w palce, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Odłożył ją z powrotem na jego policzek, pocierając kciukiem o moje knykcie i uśmiechając się. Świat wokoło był wyciszony, jakbyśmy byli tylko ja i perfekcyjny on z gwiezdnym pyłem zlatującym na nasze ciała.
-Wstańmy z tych kolan, bo się nam odmrożą - powiedział, nie zabierając ręki, a ja przytaknęłam i moja dłoń spłynęła wzdłuż jego klatki piersiowej, gdzie wciąż jej nie puścił. Chciałam patrzeć na niego bez przerwy, ale w końcu spuściłam wzrok i poczułam, jak ściska delikatnie moją dłoń. Pochylił się, palcami wolnej dłoni uniósł moją głową i pocałował mnie w czoło, obwiązując ramię wokół mojej szyi, by przyciągnąć mnie do siebie. Moment później ciepło naszych ciał zaczęło się nachodzić i dawno nie byłam taka spokojna. Nasze dłonie wciąż splecione ze sobą wisiały bezwładnie, gdy Fred zaczął nami lekko kołysać i położył brodę na czubku mojej głowy. Przekręciłam głowę na bok, jednym uchem przylegając do jego bluzy przez rozpiętą kurtkę, by mieć możliwość patrzenia na podwórze. Słyszałam jak serce mu bije, a nie było niczego innego, co wprawiałoby mnie w taką ekstazę.
Okręcając się powoli wokół naszej własnej osi, zauważyłam dziewczyny i George'a, którzy formowali drugą kulę do bałwana. Gdy twarz miałam skierowaną w stronę okien w oczy rzuciła mi się Molly oraz Artur i czułam, jak moje policzki robią się jeszcze bardziej czerwone. Pan Weasley śmiał się z tamtej trójki, a wtedy Molly coś powiedziała i zwrócił spojrzenie na nas.
-Twoi rodzice na nas patrzą - mruknęłam ze śmiechem, gdy straciłam ich z zasięgu wzroku. Poczułam, jak unosi głowę, po czym z powrotem ją opuszcza, a do moich uszu dotarł jego jedwabisty śmiech.
-Sądzę, że musimy się do tego przyzwyczaić - powiedział, po czym westchnął i puścił moją dłoń, aby objąć mnie również drugą ręką. Żeby zrobić coś z rękoma obwiązałam je wokół jego brzucha pod kurtką i zaczęłam się uśmiechać, bo to był taki idealny moment, że ledwo wydawał się być realny.
>>>
Wróciliśmy z Fredem do domu, zanim tamci zdążyli dokończyć lepienie bałwana i rzeczywistość zdążyła znowu mnie uderzyć, jak tylko wyszedł do łazienki, zostawiając mnie samą w czterech ścianach. Cisza była przyjemnie ogłuszająca, a moje myśli same się pojawiły, zalewając każdą część mnie, lecz nie mogłam się nimi wypełnić, bo nagle wrócił, siadając naprzeciwko. Otrząsnęłam się z tego stanu, wywołując tym ciarki na całym ciele i wypuściłam powietrze buzią. Uniosłam wzrok i wtedy zauważyłam, że przygląda mi się uważnie, jakby próbował czytać, co się dzieje w mojej głowie.
-Może zaczniemy się przygotowywać do obiadu? - spytałam i wtedy do pokoju weszła roześmiana trójka z wciąż czerwonymi polikami od zimna dworu.
-Dobra moi drodzy, sprawa wygląda tak, że nie wyrobię się, jeśli zaraz nie zacznę się szykować - oznajmiła Ada, odwracając się w stronę zegara ściennego. George rzucił się na swoje łóżko, przewracając oczy z uśmiechem, a Caroline chyba zaczęła analizować, jaka czynność ile jej zajmie.
-Idź się myć pierwsza, później pójdę ja, a na końcu Wika, bo zawsze robi to najszybciej - stwierdziła Diggory, na co Ada pokiwała głową i jeszcze chwilę patrzyła na zegar.
-Mogę iść z Tobą? - zapytał George z łobuzerskim uśmieszkiem, patrząc na swoją dziewczynę, a ta nawet się do niego nie odwracając, podeszła do drzwi.
-Jasne - odpowiedziała i zaraz potem zniknęła na korytarzu. George posłał nam zaskoczone, a zarazem podekscytowane spojrzenie, po czym zerwał się z materaca, wziął z szafki rzeczy i wybiegł z pokoju.
-Ona tak na serio mówiła? - odezwał się Fred, podśmiewając się pod nosem i razem z Caroline na siebie spojrzałyśmy.
-Bardzo prawdopodobne - uznała, na co pokiwałam głową i obydwie się zaśmiałyśmy.
>>>
-Fred, skup się, nie możesz wyjechać za obszar moich ust, tym bardziej że to płynna pomadka - złapałam jego ręce, które znajdowały się przy mojej twarzy. W jednej trzymał kosmetyk, a drugą moją buzię, żebym się nie ruszała. Caroline oraz George z boku obserwowali jego próby pomalowania mnie, podczas gdy siedziałam mu na kolanach, bo uznał to za najbardziej wygodną dla niego pozycję.
-No dobra, nic już nie mów, uwaga zaczynam - stwierdził i przyłożył do moich warg szminkę. Patrzyłam, jak marszczy brwi, ma w pełni poważny wyraz twarzy, jest kompletnie skoncentrowany na swoim działaniu i to było takie atrakcyjne, że przeszły mnie dreszcze, których próbowałam się pozbyć, ściskając jego talię, gdzie trzymałam dłonie. Pomyślałam, że zamknięcie oczu będzie dobrym pomysłem, jednak gdy tylko to zrobiłam, moje inne zmysły wzięły górę. Czułam jego silne dłonie trzymające moją żuchwę, fakt, że siedziałam na nim w sukience i bijące od niego ciepło, a do nosa docierał do mnie zapach jego wody kolońskiej. Otworzyłam oczy i wtedy odsunął się ode mnie, sięgnął po lusterko leżące na łóżku i mi je podał.
-Nie jest źle - rzekła Caroline, a George kiwał głową z uznaniem. Obejrzałam jego dzieło i byłam miło zaskoczona, że nie wyjechał.
-Ze spokojem wyszłabym tak na miasto - zareagowałam na jego wyczekujące spojrzenie, na co uśmiechnął się delikatnie i zeszłam z niego, by pochować kosmetyki.
-To co? Gotowi? - zaczął George, spoglądając na zegarek, a następnie na swoją dziewczynę chodzącą po pokoju. - Za pięć minut mamy być na dole.
Przed wyjściem z pokoju Kimberly chciała jeszcze jakoś inaczej ułożyć swoje loki, co skończyło się jej głośnym westchnięciem, Caroline upewniła się, że koszula flanelowa w jej spodniach się jakoś nie podwinęła, a ja wygładziłam materiał zwiewnej morelowej sukienki, z którą i tak coś nie było nie tak, ale nie mogłam zrozumieć co dokładnie.
Zbiegliśmy po schodach, na których wpadłam na Ginny i złapałam ją za rękę, aby do nas dołączyła, co skończyło się jej głośnym śmiechem. Na korytarzu zastaliśmy Syriusza, poprawiającego ozdoby wiszące na ścianie, jednak szliśmy dalej i tak trafiliśmy do kuchni. Wciąż trzymałam rudowłosą za rękę, więc ta zaciągnęła mnie do miejsca obok niej i Rona, a naprzeciwko siebie miałam Adę, która zajęła miejsce pomiędzy George'em a Fredem.
Syriusz i Harry rozmawiali na temat zaginionego Stworka do momentu, w którym Black nie postawił na stole talerza z pieczonym indykiem. Molly patrzyła na wszystkich ze szczerym uśmiechem, chwilę później zaczynając pogawędkę z Caroline, która siedziała najbliżej niej i zaczęła wyciągać się po nasze talerze, aby podstawić je Syriuszowi. Wszyscy po chwili zaczęli jeść, a rozmowy krążyły między każdym z każdym i nie chciałam być niemiła, więc starałam się w nich uczestniczyć. Moja podświadomość po prostu była gotowa na jakiś wybuch, element, który wszystko popsuje.
Jednak nic takiego się nie działo przez dłuższy czas. Ron, Ginny i Bill non stop mnie rozśmieszali, opowiadając historyjki ze swojego dzieciństwa, a Molly ciągle pytała czy aby na pewno nie dołożyć mi czegoś i dolewała mi soku dyniowego, gdy tylko widziała, że mam pustą szklankę. Ada oraz bliźniacy opowiadali Syriuszowi różne historie, na co odwdzięczał się tym samym i usłyszałam, że pewnego dnia na szóstym roku udało mu się wydostać ze szlabanu dzięki flirtowaniu z jakąś młodą nauczycielką. Caroline wraz z Harrym rozmawiali o Quidditchu i trochę o Oliverze oraz jego drużynie, co jakiś czas wybuchając głośną oznaką zgody na jakiś temat. Po powrocie z łazienki stanęłam w drzwiach, opierając się o ich framugę i westchnęłam. Buzia bolała mnie od uśmiechania się, a na dole sukienki miałam ślad od ziemniaka, który spadł Ronowi z talerza, gdy oburzył się nagle wypowiedzią siostry. Rozejrzałam się, a wtedy Pani Weasley wstała i klasnęła w dłonie, oznajmiając, że czas odwiedzić jej męża.
Razem z Szalonookim i Mundungusem, który załatwił auto, dostaliśmy się na ulicę z opuszczonym domem towarowym Purge & Dowse Ltd. Po chwili byliśmy już w recepcji szpitala i przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze, ale przestałam o tym myśleć, gdy Ada wskazała mi, że na piątym piętrze znajduje się kawiarnia, a Caroline zaciągnęła nas za resztą, kierujących się na oddział urazów magizoologicznych. Pan Artur otwierał prezenty i dokańczał resztki obiadu, ciesząc się na nasz widok, jednak lekko się zmieszał, gdy Molly zaczęła pytać o jego za wcześnie zmienione bandaże. Temat zmienił się niezbyt prędko, ale jak już się to stało byliśmy w stanie porozmawiać z głową rodziny na spokojnie, szeroko omijając mugolskie sposoby leczenia.
>>>
Wróciliśmy na Grimmauld Place po około dwóch godzinach, więc na dworze było kompletnie ciemno. Większość z nas poszła się przebrać w wygodniejsze ubrania i tak po około dziesięciu minutach wszyscy wylądowali w salonie, gdzie Syriusz właśnie rozpalał w kominku. Na prośbę Molly poszłam z Ginny pomóc zrobić jej coś ciepłego do picia i gdy weszłam do kuchni nadal czułam zapach świątecznego obiadu, Ginny chyba też, bo obydwie zjadłyśmy pozostałości puddingu łyżeczkami, co kobieta skwitowała śmiechem. Wodę gotowałyśmy dwa razy przez ilość kubków, które musiałyśmy zalać, ale przynajmniej w międzyczasie zdążyłam pokroić pomarańcze i cytryny, aby powkładać plasterki do każdej herbaty. Moja mama zawsze robiła tak, gdy tylko zaczynały się zimniejsze dni.
Zostawiłam swój kubek na sam koniec, więc gdy wróciłam ostatecznie, wszyscy byli zajęci sobą nawzajem. Patrzyłam na to wszystko, a w tle grała muzyka z zaczarowanego fortepianu, która zagłuszana była przez rozmowy. Złapałam wzrok Freda, siedzącego na kanapie obok Billa i wtedy poklepał swoje kolana, sprawiając, że przewróciłam oczami z uśmiechem, ale podeszłam i usiadłam, tyłem do okna.
Bill i Fred kontynuowali rozmowę, a ja w tym czasie rozglądałam się, spoglądając na dobry humor każdego w pomieszczeniu. Zaczynając od Molly, wsłuchującej się w interesującą dyskusję Ady, Caroline oraz Syriusza, kończąc na Ginny, która wpatrywała się w opowiadającego coś Harry'ego. Zamiast woni ostrych, nieprzyjemnych perfum, które pamiętałam z domu, było czuć pierniki z pudełka stojącego na środku ławy kawowej. Również na niej znajdowały się kolorowe parujące kubki, a nie kryształowe szklanki z bursztynową cieczą, której zapach pomieszany z tymi perfumami mogłam sobie wciąż przypomnieć. Wszędzie były ozdoby, wisiała nawet jemioła, a choinka była chaosem, ale przyjemnym chaosem. Nikt się nie kłócił i nie wyzywał, a jak już to było to przekomarzanie, nie czułam się też ignorowana, bo gdy tylko uśmiechnęłam się w czyjąś stronę ktoś to odwzajemniał. Nikt przez cały wieczór nie wypomniał mi czegoś, nie upokorzył, nie uciszył ani nie zwrócił uwagi na fakt jak jestem ubrana, pomimo, że przebrałam się w za dużą bluzkę i leginsy. Ani razu nie zachciało mi się płakać i uciec gdziekolwiek, byle dalej stąd i po raz pierwszy poczułam się bezpiecznie podczas świąt poza Hogwartem.
-W porządku? - zapytał Fred, ściskając mnie delikatnie w talii, abym zwróciła na niego uwagę. - Hej, skąd te łzy?
-To chore - mruknęłam, zniżając się i chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
-Słońce, ale co się stało? - odezwał się ponownie, wsuwając palce w moje włosy, by trzymać moją głowę blisko.
-Nie sądziłam, że święta mogą być takie rodzinne - powiedziałam cicho, bardziej do siebie. Po tych słowach cmoknął mnie w czoło i objął, wzdychając głośno.
Wystarczyło przejęzyczyć się sześć lat temu i źle wylądować, aby tak się wszystko pozmieniało.
>>>
Po około godzinie do drzwi zadzwonił Oliver, który podobno zgodnie z planami zabierał Caroline do siebie, co nieco nas zdziwiło, jednak skończyło się i tak tym, że Molly dała im talerz z ciastem na ten czas. Wood jeszcze przed wyjściem wręczył mi list, mówiąc, że na schodach stała jakaś sowa, która chyba czekała, aż ktoś odbierze od niej przesyłkę. Otworzyłam go od razu po ich wyjściu i był on do mnie. Zachary zaprosił mnie oraz "kogokolwiek zechcę" na Sylwestra w jego domu, ponieważ rodzice wyjeżdżali do znajomych, udzielając mu zgodę na zorganizowanie czegoś. Po przedstawieniu sytuacji bliźniakom oraz Adzie natychmiast mu odpisałam, pytając o szczegóły.
Jeszcze tego wieczoru Ada i George spakowali torby, gdyż mieli wybrać się do jej rodziców. Oznaczało to, że każdy miał następny wieczór spędzić ze swoją drugą połówką, co było całkiem zabawne, chociaż do głowy wpadła mi myśl, że może bardziej przyszłościowe.
Ogłoszenia parafialne
Spóźniony o parę minut prezent na urodziny moje oraz Wiktorii, uznałam, że to będzie dobry pomysł.
Jak zapewne zdążyliście zauważyć na początku rozdziałów jest numeracja, więc pojawią się jeszcze dwa, które chcę odpowiednio dopracować.
Przepraszam, jeśli to, co napisałam nie nadaje się do czytania.
Mam nadzieję, że pijecie dużo wody i uważacie na siebie, kocham was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top