Rozdział 57

Perspektywa Freda

Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym, gdzie, tak jak prawie zawsze, był tłum, ponieważ na dworze padało. Dziewczyny śmiały się, siedząc przy kominku, a ja z Georgem i Lee cicho rozmawialiśmy o eliksirze postarzającym. Cicho, bo nie chcieliśmy, aby to usłyszały.

-No i co, wymyśliliście coś? - zapytał Ron dosiadając się do nas. Harry i Hermiona usiedli na drugiej kanapie, bliżej dziewczyn.

-Chwila, co ci powiedziała Trelawney? - usłyszałem nagle głos Roger.

-Że urodziłem się pod wpływem Saturna, ale powiedziała to w taki sposób jakby oznaczało to, że mam umrzeć - odpowiedział, a Granger pokręciła głową.

-Harry, wiem, że uważacie ją za kompletną wariatkę, ale... - przysunęła się bliżej niego - Saturn czasami nazywany jest planetą Szatana i pewnie właśnie o to jej chodziło.

-Nie rozumiem.

-Daj spokój, obydwie to wariatki wierzące w jakieś zabobony z układami gwiazd i wewnętrznym okiem - zaśmiała się Hermiona, a Wika przeniosła na nią wzrok.

-Jeśli tak bardzo irytuje cię moja osoba to równie dobrze możesz pójść pomagać skrzatom w kuchni, żebyś nie musiała na mnie patrzeć - stwierdziła ze spokojem. Brunetka przeskanowała ją ze złością, po czym wstała i poszła do dormitorium.

-Gdybym był trochę starszy to bym do niej startował - szepnął Ron z fascynacją.

-A wracając...

-Nie miałbyś szans - obwieścił George.

-Tak? Chcesz się przekonać?

-Nie.

-...wiąże się ze wszystkim, co jest dla człowieka nieuniknione, a cechą główną, jeżeli tak to można nazwać, jest smutek. Doznałeś wczesnej straty i nie miałeś kolorowego życia, prawda? Trelawney zapewne widzi, że to nie koniec złego.

-Ale co będzie tym złem?

-Tego już nie wiem, nie jestem jasnowidzem, ja tylko mogę ci powiedzieć co oznaczają jej przepowiednie i dziwne słowa - uśmiechnęła się słabo.

-Na pewno jest coś dzięki czemu można sprawdzić przyszłość - odezwał się Ron, a blondynka na chwilę zamilkła, by się zastanowić.

-Może jakaś stara księga z zapiskami? - zaproponowała Caroline.

-Albo jakieś specjalne zaklęcia? - zasugerowała Ada, a Wikę oświeciło.

-W sumie to można by było odczytać coś z linii dłoni, ale to już jest chiromancja, a na tym się nie znam.

-Chiro co? - zapytał Potter.

-Chiromancja, czyli czytanie z linii dłoni. Niektórzy wierzą, że te wszystkie kreski na dłoniach nie są przypadkowe, daj - podał jej dłoń, spoglądając na nas ze zdziwieniem - Ta na przykład, to linia życia. Oczywiście jej długość nie wyznacza ile się będzie żyło, więc spokojnie Ron, bo już widzę, że się przeraziłeś.

-Nie, po prostu... Nieważne.

-Ej, ale zajebiście by było gdybyś tak powróżyła - stwierdził Lee.

-Już mówiłam, że się na tym nie znam i nie mam zamiaru się tym zajmować - powiedziała, wbijając wzrok we własne dłonie.

-Dlaczego? - zapytałem.

-Nie... nie chcę o tym gadać. Także Harry, Trelawney naprawdę wydaje się być wariatką, ale nie lekceważ wszystkiego, co mówi. Jak czegoś nie zrozumiesz i będzie cię to nurtowało to przyjdź do mnie, spróbuję ci to wytłumaczyć - uśmiechnął się do niej lekko i pokiwał głową, a gdy wyjąłem z kieszeni talię kart wszyscy się wręcz na mnie rzucili.

-Nie wiedziałem, że wróżbiarstwo jest ci takie bliskie - zagadałem do Roger w chwili zamieszania.

-Astrologia właśnie na tym polega, tyle że przewidywanie przeszłości opiera się na położeniu najróżniejszych ciał niebieskich - spojrzała mi w oczy i, Merlinie, jak ja kochałem te dwa uczucia w nich. Raz nimi zabijała, a raz oddawała w nich wszystkie dobre impresje i pomiędzy nie było nic innego.

Perspektywa Wiktorii

-... i ona wtedy do mnie, żebym nie ubierała takich bluzek z dekoldem, bo nie chcą kolejnej dziwki w szkole, jak jej dowaliłam to do dzisiaj cofa się jak widzi mnie na korytarzu.

-Taaaak! - zawołali Caroline i Lee.

-Ale dlaczego to zrobiłaś? - zapytał George.

-Bo nikt nie będzie decydował o tym w czym chodzę. A dlaczego ty podałeś temu chłopakowi na trzecim roku te cukierki? Przez tydzień nie mógł mówić.

-Obrażał Adę, więc zrobiłem to, co do mnie należy - wskazał na dziewczynę siedzącą na parapecie, a ona po usłyszeniu swojego imienia rozejrzała się.

-O mnie mowa?

-No widzisz? Skoro ona powiedziała "kolejnej" to jak sądzisz, kto jest tą pierwszą? - zamilkł, a Lee zaśmiał się pod nosem - Co Cię tak bawi?

-Wiesz, z roku na rok coraz bardziej podoba mi się ten twój charakterek, a co do bluzek z dekoldem, noś dalej - poruszył brwiami, a Diggory się zaśmiała.

-Jesteś zboczony.

-A ty agresywna.

-Przynajmniej jest idealnym partnerem w zbrodni - stwierdził George, a do pokoju wszedł Fred z rozwalonymi włosami i poszarpanymi włosami - A tobie co?

-Tak jakby, emm, chciałem porozmawiać z Ophelią...

-Patrząc na Ciebie to zrobić coś kompletnie innego i jej przyjaciółeczki to zauważyły - pokiwał lekko głową na moje słowa.

-Coś kompletnie innego, czyli co? - zapytała Caroline, a ja posłałam jej spojrzenie - Flirtowałeś z nią?! Przecież ona ma chłopaka!

-No przecież gdybym wiedział to bym do niej nie podszedł - dlaczego to wydawałoby się być dla mnie takie zabawne? W środku jednak krzyczałam, bo kolejnej jego dziewczyny nie miałam zamiaru znosić.

-Jesteś podrapany na twarzy i szyji - i dlaczego do niego podeszłam to nie wiem. Obejrzałam jak głęboko wbiły te swoje pazury w niego i czułam na sobie wzrok wszystkich, co było takie niekomfortowe.

-Może przynieść wodę utlenioną i waciki? - zaproponowała Caro, a George zdążył odpowiedzieć przede mną.

-Ktoś Cię widział? - zapytał Lee, gdy brunetka wyszła z pokoju.

-Snape - spojrzałam na Jordana i my serio mieliśmy jakiś tik wspólnego śmiania się w niewłaściwych momentach - Czułem jak szkaluje mnie tym wzrokiem, ale nic nie powiedział.

-Był zbyt załamany twoimi sztukami podrywu - odezwał się młodszy bliźniak.

-Ta, bo on na pewno miał lepsze - spojrzałam na niego.

-Pewnie podchodził do takiej jednej - podszedł do mnie Fred - Z taką miną złego chłopca i delikatnym uśmieszkiem i z takim tekstem do niej: Pokazać ci mój eliksir? A ona oszołomiona jego tłustymi włosami, po prostu - podniósł mnie - Wskakiwała mu w ramiona, a on zanosił ją do swojego kantorka i resztę, to wiecie co się działo - zaśmiał się, stawiając mnie z powrotem na ziemi.

-O fuuj, wyobraziłem to sobie. Jezu Snape to robiący, o mój - mówił Lee, a ja wolałam o tym nie myśleć - Zaraz się zrzygam.

-Wyobraź sobie jak zdejmuje tę szatę, tak powoli, żebyś mógł się napawać widokiem - dopowiadał mu George, gdy Caroline w końcu wróciła.

-I te kocie ruchy, wyobraź to sobie - kontynuował Fred. Chłopak po chwili wybiegł do łazienki, a brunetka nadal stała z wacikami oraz buteleczką w drzwiach i dziwnie na nas patrzyła.

-Czy coś mnie ominęło?

-Niee - obwieściłam.

-Emm, okej? Masz - podała mi to, po co poszła, a Fred usiadł na łóżku.

-Caro, może chcesz zobaczyć sposób w jaki Snape podrywał, co? - zapytał. Lee z łazienki krzyknął "Nie zgadzaj się!", a George zaśmiał się i poszedł sprawdzić jak się trzyma.

-Będzie boleć - ostrzegłam go, lustrując zadrapania jeszcze raz. Skrzywił się i z tego bólu chciał ścisnąć kołdrę, a ja głupia tam spojrzałam, bo poczułam ruch przy nodze. Tak, ścisnął tę kołdrę i jego ręka w tym momencie... Było to tak kurewsko gorące, że musiałam się na chwilę od niego odsunąć.

-Coś nie tak? - Ada chrząknęła z parapetu. Akurat musiała się zainteresować otoczeniem - O co chodzi? Ada, dlaczego masz taki wzrok? - spojrzał na mnie, a ja schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam. Bez słowa powróciłam do swojej czynności, tym razem bez patrzenia na jego ręce - Ej serio pytam, coś się stało?

-No nie widzisz jaka czerwona jest? - odezwała się Ada.

-Ada! - zawołała Caroline.

-Zawsze jest czerwona, gdy się zawstydzi albo... Oł, rozumiem - na Merlina, dlaczego ona mi to zrobiła - Ale co ja takiego zrobiłem? - jak fajnie, że drążył temat. Czułam na sobie jego wzrok, a chłopcy wyszli z łazienki i zauważyli dziwną atmosferę.

-Co się stało? - zapytali równo.

-Tylko spróbuj - powiedziała Caroline do Ady, która uśmiechała się złowieszczo pod nosem - Koniec tematu, nic się nie stało, dziękuję - na całe szczęście zaczęli rozmawiać i po chwili wszyscy wciągnęli się do rozmowy, a ja kontynuowałam odkarzanie ran rudzielca.

>>>

Czas leciał dosyć powoli, a opierał on się mniej więcej na rozmawianiu o Turnieju Trójmagicznym. Pogodziłam się z decyzją bliźniaków, bo gdzieś tam w środku i tak wiedziałam, że to się nie uda. Czasami spotykałam się z Cedrikiem odkąd Caroline przestawała mieć na niego siłę, by cokolwiek wskurać. Cóż... Chyba tylko raz wspomniałam o tym, bo tak fajnie mi się z nim rozmawiało, że nie chciałam tego psuć. Zauważyłam też, że Malfoy nie odzywa się do Caroline, która właśnie... Ten tumok tak bardzo przeżywał zostanie PREFEKTEM, że aż nam tego nie powiedział, dowiedzieliśmy się, gdy pierwszy raz wyszła z odznaką.

W końcu też chanteomagia miała się przydać. McGonagall, w imieniu dyrektora, zaproponowała mi, żebym się trochę podćwiczyła i urazy zawodników podczas turnieju leczyłabym ja, a nie pani Pomfrey. Co prawda pierwsze zadanie miało jeszcze być, że tak powiem, oddane pielęgniarce, żeby za coś jej płacili. Oczywiście się zgodziłam, bo co innego miałam do wyboru? Próbowałam też na nowo szukać informacji na temat tej całej mocy, więc gdy mi się nudziło kierowałam się do biblioteki, a przy okazji pomagałam młodszym w lekcjach. Raz wracałam do dormitorium, bo już się wkurzyłam, że nie mogę nic znaleźć i natrafiłam na cudną sytuację

Szłam korytarzem i normalnie mijałam ludzi, w końcu to szkoła. W pewnym momencie zatrzymałam się, aby zawiązać buta i zauważyłam, że ze spokojem idzie sobie Martha. Wszystko okej, gdyby z drugiej strony zakrętu nie szedł Draco. Wpadli na siebie, a te parę dziewczyn z roku blondynki spojrzały po sobie.

-Uważaj jak łazisz - powiedział ze złością i nie mam pojęcia co dopowiedział pod nosem, ale Marthę to najwyraźniej wkurzyło. Cofnęła się, stanęła zagradzając mu drogę i bez zbędnego marnowania czasu wykręciła mu rękę w taki sposób, że ten wręcz przed nią klęczał.

-Może powtórzysz, co? - wszyscy stali zszokowani, Draco jęczał z bólu, a ja byłam taka dumna.

-Pu- puść mnie!

-A może jakieś przeprosiny najpierw? - przemoc była i jest zła, ale czasami pokazuje zbyt aroganckim ludziom im miejsce, a w tym już nie widzę nic złego.

-Przepraszam - wreszcie go puściła. Chwilę próbował się pozbierać, ale w końcu wstał - Mój ojciec się o tym dowie ty... - ona tylko tupnęła nogą o ziemię. Pobiegł, odwracając się za siebie by sprawdzić czy go przypadkiem nie zaczęła gonić. Malfoy znikł z pola widzenia, Martha rozejrzała się po przerażonych ludziach, a jakiś chłopak stojący w grupce zagwizdał za nią, ta tylko pokazała mu środkowy palec.

-Cała twoja rodzina taka jest? - zapytał ktoś, a gdy spojrzałam w stronę głosu tym kimś okazał się być Ron - W sensie taka, emm, nie pozwalająca się źle traktować?

-Nie można pozwalać na takie traktowanie siebie i nie, nie każdy taki jest, przynajmniej nie taki agresywny - zaśmiałam się lekko, a on uśmiechnął się nieśmiało.

-Wiesz Wika... - zaczął po chwili - Może, emm, chciałabyś... pójść ze mną do Hogsmeade w tę sobotę? - dokończył szybko, ledwie zrozumiałe. Miałam chwilowy error i musiałam przetworzyć sobie to, co powiedział w głowie.

-Ron, jesteś uroczy i lubię Cię, ale nie dam się zaprosić, słyszałam twoją rozmowę z Georgem i Fredem w Pokoju Wspólnym - zrobił się taki czerwony, że aż się szerzej uśmiechnęłam.

-To nie tak, że, no wiesz, się w tobie zauroczyłem czy coś takiego, po prostu, no, masz fajny charakter i wiesz...

-Tak, tak, spokojnie - to było dosyć niezręczne, tym bardziej, że wolałam jego brata - Muszę już iść, ale jakby co to nie czuję jakiejś odrazy do ciebie - pokiwał głową patrząc w podłogę, a ja jak najszybciej się stamtąd ulotniłam.

>>>

Wieczorem zaniosłam do Marthy list, bo nasza rodzina uznała, że będą wysyłać wspólnie, aby nie dawać sowom więcej kursów w te i z powrotem. Dlaczego zrobiłam to wieczorem zamiast dać jej rano na śniadaniu? Tego też nie wiem, ale przynajmniej spotkałam się z Zacharym. Krótko porozmawialiśmy na każdy temat, by być ze sobą na bieżąco, lecz gdy zaczęło się robić coraz zimniej uznałam, że wrócę do siebie. Co prawda zaproponował, że mnie odprowadzi albo żebym u niego nocowała, ale nie chciałam sprawiać mu problemu.

A więc znowu szłam korytarzem i dopiero gdy spojrzałam na zegarek skapnęłam się, że jest po ciszy nocnej. Minęłam dwa skrzaty, które udały się na dodatkowe sprzątanie i cicho prosiłam, aby mnie nie wydały czy coś tego typu. Szłam szybko i gdybym tylko raz się przewróciła zapewne byłoby to słychać w całym Hogwarcie. Oczywiście nie mogło się obejść bez tego pieprzonego Filcha. Słyszałam te miauknięcia pani Noris za mną, więc jak najszybciej chciałam znaleźć się za zakrętem, by móc schować się w jakimś pomieszczeniu. Odwróciłam się skręcając w prawo i ledwo spojrzałam z powrotem przed siebie, gdy ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do kantorka. Byłam obsrana w tym momencie, bo przecież nie dosyć, że byłam ślepa to jeszcze było ciemno. Dopiero gdy uznałam, że warto na nowo zacząć oddychać poczułam ten zapach... Cynamon i moje ulubione męskie perfumy.

-Fred, możesz mi powiedzieć, co ty tutaj robisz? - jedyne co zrobił to zakrył mi usta dłonią.

-Jak ja mam dość tej przeklętej szkoły... - Filch przeszedł obok kantorka. Czasami się martwiłam, że może rzeczywiście zmuszają go do tej pracy. Miauknięcia kotki ucichły, a rudzielec ściągnął rękę z moich ust.

-Dziękuję - szepnęłam i wyciągnęłam różdżkę - Lumos - sposób w jaki się we mnie wpatrywał był taki... Spojrzałam w dół, bo nie wytrzymywałam już przez te chore uczucie. Fred złapał za klamkę, ale... Nie dało się otworzyć - To chyba jakiś żart... Żart... Fred? - krótko na niego spojrzałam, jednak nie odezwał się - Czemu się nie odzywasz? Dziwnie się czuję, Freddie powiedz coś.

-Może użyjesz różdżki? - wskazał na drzwi, po czym przegryzł wargę.

-Alohomora. To jedyne co zamierzasz do mnie powiedzieć? - zapytałam, gdy wychodziliśmy ze środka.

-A co mam mówić?

-Merlinie, zachowujesz się jak nie ty - czy ty chciałaś ryczeć? Oh God, co było ze mną nie tak.

-Ale to ja - zaśmiał się lekko - Nie boisz się ciemności, wysokości, ani tego, że w zamku jest troll, ale jesteś bliska płaczu, gdy przez chwilę się nie odzywam?

-Powinieneś się wtedy odezwać - wbiłam mu palec w klatkę piersiową, a ten zaczął się cicho śmiać - Idiota z Ciebie.

-To chyba to czyni mnie sobą, co nie?

Ogłoszenia parafialne
Pisałam ten rozdział, siedząc w szafie i słuchając playlist na spotify o drugiej w nocy, więc może to dlatego jest taki jakiś...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top