Rozdział 52 - Początek wakacji

Perspektywa Freda

-Zostaw mnie w spokoju! - usłyszeliśmy z Georgem krzyk Ginny i trzask drzwi, a Ron zszedł po schodach do kuchni gdzie siedzieliśmy.

-Nie przywaliła ci tylko nakrzyczała i to tyle? - zdziwiłem się, bo coś takiego nie było w stylu Ginny.

-Sądzę, że to spowodowane jest tym czasem w miesiącu - zaśmiał się krótko. Chciał usiąść obok George'a, ale ten odsunął mu krzesło, przez co upadł przywalając głową o podłogę - Ałć, to bolało! Dlaczego to zrobiłeś?

-Bo mogłem - wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.

-Aż mi się przypomniało jak Ginny pierwszy raz dostała miesiączki - tak, wspominałem takie dni.

-Ta, rodziców wtedy nie było w domu. Charlie spanikował, Percy szperał w rzeczach mamy, a Bill próbował jej wytłumaczyć co się odwala...

-A my staraliśmy się ją uspokoić, choć dopóki nie przyszedł Ron, który był przerażony to nie zaśmiała się - spojrzałem na młodszego rozmasowującego swoją głowę.

-Tak biegałeś za Percym, że w sumie to wszystkich rozbawiłeś.

-A to wasze życie nie jest żartem? - chciał się z nas pośmiać, choć tylko się pogrążał.

-Przypomnij nam braciszku, kto zawsze dostaje jako pierwszy opieprz od mamy? Kto jako pierwszy przynosi nam wstyd? - zacząłem, a Ron z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej czerwony.

-Kto nigdy nie miał dziewczyny? Choć w sumie nie wiem jak tam z Mionką, ale z tego co widzę to ustawiła cię w pozycji przyjaciela.

-Z Fredem przecież jest tak samo... Wika go olewa zadając się z innymi, ale czasami jak para się zacho...

-Zapomniałeś już jak to jest mieć złamany nos czy znowu chcesz przypadkiem zlecieć ze schodów? - to pokazywało jakim agresywnym rodzeństwem byliśmy dla niego, choć sam się o to prosił. Wstał przerażony i uciekł na górę, a ja schowałem twarz w dłoniach wzdychając - Przecież on ma rację...

-Oh Freddie daj spokój, to tylko Ron. Różne rzeczy czasami wygaduje. I nie załamuj się, bo możliwe, że spotkacie się na mistrzostwach Qudditcha i wtedy coś...

-George ja prawie sześć lat to ukrywam, nie mogę tak po prostu podejść i powiedzieć jej "Hej, kocham cię odkąd miałem jedenaście lat, a ty wbiegłaś we mnie na Pokątnej".

-Właśnie, że możesz - odezwał się głos Billa, który wszedł do kuchni - Tylko nie wiem czy mistrzostwa Qudditcha są romantycznym miejscem zważając na to, że będzie tłok, a ona nie lubi tłumów i to w końcu Qudditch, a ona lubi go tylko oglądać.

-Skąd ty to...

-Zeszłe wakacje, nie pamiętasz? - zapytał marszcząc czoło. Pokręciłem przecząco głową, bo w ogóle nic nie mogłem sobie przypomnieć - Trzy godziny o niej gadałeś, bez przerwy. Wiem nawet, że herbaty lubi tylko ziołowe, a jej pies, gdy miała osiem lat, nazywał się Rex.

-Serio?

-Fred, nie zwróciłeś uwagi na wchodzącą mamę, Rona, który przywalił w ścianę i Erolla rozwalającego pół pokoju, nie dziwię się, że nie pamiętasz.

-Byłeś w hipnozie - zaśmiał się mój bliźniak, lecz mi nie było do śmiechu, bo nie wiedziałem czy to serio się wydarzyło, czy próbowali mnie wkręcić.

-Zaczarowała go - powiedział Bill z lekkim uśmieszkiem - Skradła jego serce i biedny nie może rozsądnie myśleć.

-To się leczy Freddie.

-Sami się leczcie.

-Fred, gdzie jest twoja fioletowa bluza? Nigdzie nie mogę jej znaleźć, a będę prała pod kolor, więc to twoja strata - do kuchni weszła mama z koszem na pranie skanując mnie wzrokiem. Cóż... Nie miałem pojęcia jak to ująć.

-Twoja przyszła synowa ją ma - dzięki George, zawsze ratujesz mi tyłek.

-Kto? Wiktoria? - na Merlina, zgadła.

-Tak, dokładnie, Wiktoria Roger, urodzona dnia jedenastego...

-Zamknij się! - rzuciłem w niego jabłkiem, ale skubany sprawnie zrobił unik.

-Nie rzucaj jedzeniem! Na dodatek we własnego bliźniaka. I nie denerwuj się tak, to nic takiego. Gdy byłam zakochana w waszym ojcu też nie chciałam, aby ktokolwiek o nim mówił... - oparła się o ścianę z ciepłym uśmiechem - To było takie wstydliwe. A gdy on był gdzieś blisko i moi bliscy mówili różne rzeczy, tylko zapaść się pod ziemię - zaśmiała się, a Bill cicho się ulotnił wiedząc, że możliwość, iż nagle zacznie opowiadać historię swojego zakochania wynosi 50% - No nic, wracam do moich obowiązków. A wy lepiej napiszcie do dziewczyn, bo Percy ma dobry humor, więc pewnie wam użyczy Hermesa.

Perspektywa Wiktorii

-Laski, dostałyśmy list od bliźniaków - powiedziałam, wchodząc do pokoju.

-Skąd wiesz? - zapytała Caroline, odchodząc od szafy.

-Wracałam z łazienki i twoja mama mi dała, podobno przyleciał przed chwilą - usiadłam na łóżku, a Ada siedząc na parapecie w końcu zainteresowała się otoczeniem.

-Czytaj - pospieszyła mnie Diggory, siadając na podłodze i otwierając paczkę żelek.

-Dzień dobry albo dobry wieczór, zależy kiedy będziecie to czytać. To znowu my, czyli wasi ulubieńcy. Wiemy, że tęsknicie, choć my również, więc nie musicie się wstydzić. Wakacje zaczęły się dosyć normalnie, jednak bez was trochę nudno, bo nie ma kto nam marudzić nad uchem czy podpalać nasze ubrania, pozdrawiamy Cię Ada. Mamy nadzieję, że jeszcze nic nie rozwaliłyście w domu Caroline, ją również pozdrawiamy. Podobno Percy widział ostatnio Olivera u jubilera, może chce ci się oświadczyć? O, uwaga, zmiana pisma, teraz George. Wiem, że Wika będzie to czytać na głos, bo to jej rola w tej grupie, więc chciałem ci przekazać, żebyś dbała o fioletową bluzę Freda. Mama się o nią pytała, a chyba nie chcesz jej podpaść, co? Uważajcie na pedofilii, a ty Ada nie dotykaj każdego napotkanego zwierzęcia, błagam. Myślimy o was non stop, ale bez skojarzeń proszę. Odpowiedzcie co tam u was, bo i tak nie mamy co robić. Kochamy was, Gred i Forge - zakończyłam kiwając głową. Ada uśmiechnęła się lekko, po chwili wracając wzrokiem za okno, a Caroline chyba się zamyśliła. - A ty co?

-To może być głupie, ale... Myślę o tym, co napisali o Oliverze.

-Że był u jubilera? Może po prostu jego mama ma urodziny czy coś?

-Nie, ona ma urodziny w styczniu.

-Okej, ale nawet jeśli to... Masz 16 lat dopiero, a on 18 i, no i się kochacie i w sumie to możecie się zaręczyć, ale dla mnie to idiotyczne.

-Zaręczyny to dla ciebie idiotyzm? - zapytała Ada z zniesmaczoną miną.

-Nie, ale tak wcześnie? No rozumiem, że tyle są razem i w ogóle...

-No chyba im nie zabronisz.

-Nie przerywaj mi proszę cię. I nie, nie zabronię im, moim zdaniem po prostu takie wczesne podejmowanie ważnych decyzji, bez wspólnego ustatkowania, jest co najmniej głupie.

-Skoro mogą to niech robią co chcą.

-Widać, że w ogóle nie dociera do ciebie co ja mówię.

-Ej, ej, ej. Nie kłócić się. Zakończmy ten temat i po problemie - Caroline starała się załagodzić sytuację i całkowicie pomogła w tym jej mama, która przyniosła nam naszą miłość, czyli kakao i herbatniki.

-Co tu taka cisza? I co bliźniacy napisali? - postawiła tackę na komodzie, szukając wzrokiem listu.

-Napisali, żebyśmy uważały na siebie i że nas kochają - podsumowałam, a Pani Diggory uśmiechnęła się.

-Gdy byłam w waszym wieku też miałam taką grupkę przyjaciół. Dwaj bracia, i taka jedna dziewczyna... Strasznie się o nas troszczyli, a o samotnym wyjściu na spacer po ciemku nie mogłyśmy nawet myśleć - zaśmiała się lekko - A gdy raz poszłyśmy do Zakazanego Lasu, o jejku. Tak nas opieprzyli, że do dzisiaj to pamiętam.

-A co się z nimi dzieje teraz? Utrzymuje Pani z nimi kontakt?

-Cóż... Bracia się wyprowadzili, ja poznałam ojca Caroline i moja przyjaciółka przestała mieć znaczenie, lecz to było na siódmym roku, więc wyjechała i już nigdy się nie spotkałyśmy. Ale nie płakałam, zawsze wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie. Wszystko co dobre kiedyś się kończy.

-Nie tęskni Pani?

-Nie, nie sądzę. Taki tok życia, nie warto tęsknić za wspomnieniami. No a teraz pijcie kakao, bo zaraz wystygnie - wyszła cicho z pokoju, rzucając ostatnie ciepłe spojrzenie na list przede mną.

>>>

-Co tam? Gdzie idziecie? - zapytał Cedric, gdy ubierałyśmy buty.

-Nad jezioro, chcesz z nami? - zaproponowała Caroline, a on zaczesał włosy do tyłu.

-W sumie to czemu nie, chwila - szybko wspiął się po schodach i po dosłownie minucie był już z powrotem. Wyszliśmy z domu, a promienie słońca padały wprost na nasze twarze i do momentu, gdy nie doszliśmy na ścieżkę wzdłuż jakichś drzew ledwo coś widzieliśmy. Dlaczego nie pomyśleliśmy o zabraniu okularów to dobre pytanie. Dziewczyny szły z przodu śpiewając nieznane mi piosenki, a ja zaczęłam rozmowę z chłopakiem na temat wakacji sprzed roku czy dwóch i fajnie mi się z nim rozmawiało szczerze mówiąc.

Po około dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce, gdzie oprócz jakichś dwóch dziewczyn na drugim brzegu, nie byłego żywego ducha.

-Zaraz się roztopię chyba - mruknęła okularnica i nawet nie zdążyłam położyć torby na piasku, a obydwie już robiły wojnę w wodzie. Zdjęłam letnią sukienkę i związałam włosy w kitkę. Znaczy się chciałam związać, ale nie zdążyłam nawet przyłożyć gumki do włosów, bo ktoś porwał mnie do wody. Po prostu podniósł w talii, przerzucił przez ramię i pobiegł.

-Cedric!

>>>

Do zachodu słońca siedzieliśmy nad jeziorem, a ja non stop rozmawiałam z brunetem i non stop się śmialiśmy i Merlinie, mogłam wcześniej bliżej go poznać. Śmiał się z moich tandetnych żartów i tekstów, nie był zboczony tylko zabawny i odganiał ode mnie owady, których bałam się jak cholera.

-To co? Na miasto? - odezwała się Ada, gdy słońce w pełni zaszło.

-Mama nie będzie zła - Cedric wyprzedził Caroline, która chciała powiedzieć, że może lepiej nie.

-Prowadźcie - uśmiechnęłam się w stronę rodzeństwa, a Caroline jeszcze raz spojrzała bratu w oczy, po czym złapała mnie za rękę i popędziła w przeciwną stronę niż tą do domu. W takim tempie po pięciu minutach weszliśmy na zapewne jedną z bocznych uliczek. Dziewczyna kierowała nas w stronę muzyki i widocznych kolorowych lampek. W pewnym momencie skręciła i aż mnie zatkało. Kilka par tańczyło na wyznaczonym parkiecie do Another day in paradise, które akurat się zaczęło, więc położyłam torbę pod ścianą i zaciągnęłam Adę na środek, a para jakichś dziadków uśmiechnęła się do nas.

-To źle się skończy - zaśmiała się. Jeśli z własnej woli zaczynam tańczyć to później się wczuwam, a wtedy wszyscy się mnie wstydzą i nie przyznają do mnie. Przetańczyłam jeszcze jedną piosenkę z Adą, następnie jedną z Caroline i gdy chciałam szukać Cedrika ten zawołał nas, bo znalazł jakiś bar. Dwa stoliki stały na zewnątrz i dziewczyny tam usiadły, a my poszliśmy zamówić.

-Sprzedadzą ci alkohol?

-Mam tu znajomości, bierz co chcesz - uśmiechnął się cwanie, a ja pokiwałam głową.

-No to weźmy te drinki, bo mają dużo owoców - stwierdziłam. - Ale im podwójnie.

-Nie chcę siostry upijać.

-Nic jej nie będzie - spokojnie, imprezy w Pokoju Wspólnym ją wyrobiły.

-Dobra - mruknął i zaczął rozmawiać z barmanem. Rozejrzałam się, a do środka weszła grupka co najmniej siedmiu chłopaków w wieku Diggory'ego. Trójka z nich zajęła stolik w rogu, a pozostała czwórka podeszła do blatu z czego trójka tylko się wygłupiała za tym jednym patrzącym na spis. Brunet i dwóch blondynów chcieli zacząć ze mną rozmowę, ale zaczepił mnie Cedric. Na blacie stały już nasze drinki, więc chwyciłam dwa z nich i po rzuceniu chłopakom krótkiego spojrzenia wyszłam, kręcąc biodrami. Kochałam robić coś takiego, bo czułam jak na mnie patrzą. Tak wiem, według niektórych to może trochę szmaciarskie zachowanie i nie byłam nawet pełnoletnia, ale serio, mało mnie to obchodziło. Postawiliśmy drinki na stoliku, a gdy Ada upiła łyk przez słomkę spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

-Będziesz piła alkohol?!

-Też się dziwię - mruknęłam i zaczęłam pić.

-No chyba cię wali - powiedziała Caroline. - Miałaś być tą jedną, która zawsze jest trzeźwa, co z twoimi postanowieniami?

-To tylko jeden drink, uspokój się - zaśmiałam się, a ona nie mogła tego przeboleć.

Po napiciu się postanowiliśmy przejść się wzdłuż głównej uliczki. Po drodze był parkiet, a tam zostałam zaciągnięta przez jakiegoś przypadkowego chłopaka do tańca, jednak nie obmacywał mnie ani nic, po prostu "Chciał potańczyć z jakąś uroczą dziewczyną". Miło mi się zrobiło gdy to powiedział, ale dziewczyny chciały iść dalej, więc pożegnałam się. Spotkałyśmy jeszcze ludzi z byłego rocznika z Hogwartu i parę ulicznych grajków, którym próbowałyśmy pomóc w graniu bądź śpiewaniu. I tak koło trzeciej wróciliśmy do domu, a tam już czekali na nas rodzice Caroline i Cedrica, którzy nie mogli zasnąć dopóki nie było nas w domu. Gdy z Adą poszłyśmy do pokoju usłyszałyśmy jak Cedric stanął w obronie siostry, bo rodzice uwzięli się tylko na nią. W końcu przyszła z herbatami i gadałyśmy do rana o pierdołach, śmiejąc się w poduszki, a gdy wybiła ósma zasnęłyśmy z uśmiechami na ustach.

Ogłoszenia parafialne
Brak ogłoszeń parafialnych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top