Rozdział 51

Perspektywa Wiktorii

-Lucy? - zapytał George, choć nie było to wyraźne.

-Nie idzie tutaj tylko do Pani Pomfrey - stwierdziła Ada. W końcu otworzyłam oczy i prawie oślepłam do reszty.

-Hejka - powiedział Fred.

-Proszę Pani! Wiktoria się obudziła! - krzyknął Lee, trochę za głośno. Chciałam się lekko podnieść, ale starszy z bliźniaków trzymał moją dłoń i mi to uniemożliwił, mówiąc, żebym się nie przemęczała i nie denerwowała pielęgniarki. Ale jakoś tak nieswojo się czułam leżąc, więc wyjęłam dłoń z jego uścisku i usiadłam. Wcale mi się w głowie nie zakręciło.

-Dziecko drogie, nie podnoś się, nie możesz się przemęczać - oh sorka. Pielęgniarka położyła na stoliczku strzykawkę i zaczęła mieszać coś w kubku. Rozejrzałam się i jedyne co przykuło moją uwagę to Lucy analizująca mnie i ludzi wokół mnie. Szmata. Kiedy zauważyła, że na nią patrzę uniosła brew i odwróciła głowę.

-Co się właściwie stało?

-Wypij to - kobieta podała mi ten kubek, na początku ignorując moje pytanie.

-Pamiętasz jak wracaliśmy z tej polany? George rzucił w nas śnieżkami, później jeszcze raz i... Odleciałaś - odpowiedział Lee, drapiąc się po karku.

-A bardziej szczegółowo?

-Wytworzyliśmy pioruny w pokoju, ale w nas nie uderzyły, ponieważ otoczyła nas ta niebieska... ścianka, co nie? Tak było tym razem. Pierwszy raz była nas tylko dwójka, a gdy Lee się tym zafascynował i stanął obok nas, cóż, zemdlałaś zaraz po uderzeniu drugiej śnieżki - Pani Pomfrey wbiła mi igłę w ramię z jakimś przezroczystym płynem, a zaraz po tym drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i stukot obcasów oraz oksfordów zwrócił uwagę wszystkich. Mama i tata, czyli było ze mną źle, pewnie umierałam czy coś tego typu.

-Dzień dobry - powiedzieli moi przyjaciele chórem.

-Cześć - powiedział mój tata uśmiechając się serdecznie, a mama mruknęła ciche "Dzień dobry" z tą samą miną co zawsze. - Co tam słychać u was? - zapytał, patrząc na chłopaków i Adę.

-Dobrze, choć byłoby lepiej gdybyśmy wszyscy nie musieli tutaj siedzieć - tylko nie zaczynajcie rozmowy jakbyście byli starymi kumplami, Fred błagam nie.

-Skoro tak nam pisano... Nie zmienimy woli sił wyższych - ten uśmiech podniósł mnie na duchu, szkoda tylko, że tak rzadko go widywałam. Pomijając moją mamę, która siedziała tam jak na skazaniu, atmosfera zrobiła się luźniejsza. Po chwili pielęgniarka wzięła moich rodziców na obwieszczenie mojego stanu, a do środka wpadła Caroline z Zacharym, którzy przechodząc obok nadal stojącej tam Lucy trącili ją ramionami ze spokojną miną. Sassy queen and king.

-Zebranie jakbyśmy na moim pogrzebie byli - stwierdziłam, a Lee zaśmiał się pod nosem.

>>>

-Najbardziej przypałowa akcja w waszym dormitorium? - to miłe, że wszyscy postanowili zostać. Zaczęliśmy grać w pytania, gdy Lee w końcu wylosował Caroline.

-Emm - spojrzała na nas, uśmiechając się. - Jak się robią gorące dni to Wika chodzi bez koszulki, w samym staniku i raz jakaś laska pomyliła pokoje, a ona akurat szła do łazienki - brunetka zaczęła się śmiać, a ja przypomniałam sobie ten dzień.

-To wcale nie było przypałowe, to tylko stanik.

-Fred może odwiedzimy raz dziewczyny w jakiś ciepły dzień? - zaśmiał się George.

-Ej Zach - odezwał się Jordan. - No wiesz, tak się przyjaźnicie z Wiką, widziałeś ją kiedyś bez koszulki?

-To pytanie nie jest na miejscu - Caroline i Ada zmroziły go wzrokiem.

-Boję się odpowiedzieć - odpowiedział Ślizgon.

-Żartujesz sobie? - zapytała Caroline.

-Ważniejszym pytaniem jest dlaczego gadamy o mnie bez koszulki, możemy grać dalej? Dziękuję.

-Lee... Ile najwięcej wydałeś w Hogsmeade w jednym dniu?

-Trzydzieści galeonów, teraz ja. Hmm, George... Ile razy widziałeś Adę w staniku?

-Lee! - krzyknęły dziewczyny, a ja zaśmiałam się, przybijając piątkę z chłopakiem.

>>>

A więc po prostu musiałam ćwiczyć nad wytwarzaniem tej bariery, ponieważ gdyby jakieś dodatkowe dwie osoby stanęłyby wtedy obok mnie, z moimi niewyćwiczonymi mocami, mogłabym się więcej nie obudzić. Ciekawe, czyż nie?
To chyba dlatego przez najbliższe dwa miesiące niczym nie dostałam, gdy ktoś obok mnie stał.

Nastał marzec. Caroline stała się 16-latką, co świętowało pół Hogwartu, bo przecież ona z każdym się zadawała, a Cedric zorganizował taką imprezę, że połowa ludzi nie wychodziła z dormitoriów przez następne dwa dni.

Ada przebijała połowę ludzi ze składów Qudditcha z każdego domu, a George był tak bardzo ucieszony jej postępami, że w każdym momencie całował jej policzki i mówił jak bardzo dumny jest. Urocze do czasu, gdy chcieliśmy spędzić czas po przyjacielsku.

Również wyjaśniła się sprawa Ślizgonki, która w lutym zaczęła chodzić w samych luźnych bluzkach, a wcześniej przyciasne koszulki były jej znakiem rozpoznawczym. Wpadła i chyba tylko chłopak, który dawał swoje przemówienie w sylwestra się cieszył z tego faktu, w końcu miał zostać chrzestnym.

Coraz częściej trzeba było gasić małe pożary bądź naprawiać stół w naszym tajnym pokoju, gdyż bliźniacy mega poważnie pochodzili do tematu własnego sklepu. Czasami (najwięcej George) przychodził do nas z oparzeniami i skaleczeniami, bo gdyby chodził do Pani Pomfrey stałoby się to zbyt podejrzane. Trochę kłóciłam się z Fredem o to, że te bawienie się w wynalazcę nie jest wcale takie bezpieczne, ale nigdy nie spełnił moich próśb o uważanie.

Oliver też zmienił się wraz z nowym rokiem. Stał się odpowiedzialny jak nigdy wcześniej i sam rozwiązywał problemy w swoim związku. Chłopcy narzekali na treningi, choć on miał perspektywę przyszłości, więc po prostu robił to, co powinien, żeby coś osiągnąć. Sprawę z Malfoyem rozwiązał dwoma zdaniami, nie wiem co mu powiedział, ale Dracona rozmawiającego z Caroline chyba do końca roku nie widziałam. Nigdy więcej nie wspomniał o Lucy, choć przez to stała się jeszcze bardziej przerażająca i tajemnicza. Widywałam ją tylko w poniedziałki na śniadaniu, ledwo żywą.

Zachary i Dominic. Cóż. Dominic wcale nie był taki wspaniały jak się wydawał. Zerwali w Walentynki, ale nie przytoczę tej historii. Ku mojemu zdziwieniu Zachary nie załamał się w większym stopniu. Płakał dwa dni mówiąc, że oddał swój pierwszy pocałunek złej osobie. A później było już normalnie. Zaczął gadać o jakichś przystojnych piosenkarzach, aktorach itp. i kompletnie zapomniał o Puchonie. Przynajmniej ja to tak widziałam.

Nikt nie spodziewał się przyjścia kwietnia. Dosłownie, połowa piątoklasistów przez pierwszą część kwietnia nadal myliła daty z marcem, gdy trzeba było coś zapisać. Ada i bliźniacy nie spędzili jakoś szczególnie urodzin, co wszyscy brali jako żart i nie dowierzali.

Zbliżało się zdawanie SUMów, więc Ada pomagała nam w opiece nad magicznymi stworzeniami, Caroline w transmutacji, a ja w astronomii, czyli każda mogła ukazać jak obsesyjnie zakochana jest w danym przedmiocie. Fred po przeszukaniu moich szafek stwierdził, że mam 13 różnych map gwiazd, 7 map księżyca, dwa mini globusy księżyca, 5 mosiężnych teleskopów i jedną mapę Mundi. Mniejszą część z tego kupiłam na tym roku i nie mam pojęcia jak zamierzałam zmieścić to w kufrze.

>>>

-Nie, największy jest Ganimedes, Kallisto jest drugi - poprawiłam George'a, podczas gdy Fred rysował mapę gwiazd. Ada i Caroline siedziały w książkach, choć tą pierwszą cały czas coś rozpraszało.

-Czy my serio musimy się tego uczyć? - zapytała Kimberly, rzucając książkę na podłogę, a Caroline chciała się na nią rzucić za ten czyn.

-Wali cię?!

-Cicho bądź - uciszył ją Fred, gdy przez nagły krzyk uderzył czołem o teleskop.

-Jeśli chcesz dobrze zdać SUMy to tak.

-Ale one są dopiero za półtorej miesiącaaa - rozłożyła się na ziemi, a po chwili usiadła na parapecie. - Po co nam umieć jakieś księżyce Jowisza skoro kiedyś i tak pewnie znikną?

-Po to, żebyśmy zdali SUMy - odpowiedział jej Fred spokojnie, odkładając ołówek. Podał mi kartkę z lekkim uśmiechem, a ja odłożyłam zapiski z wszystkimi księżycami Jowisza i odebrałam ją od niego.

-Wygląda spoko, później to sprawdzę. Jest jeszcze półtorej miesiąca, ale ustaliliśmy, że pół miesiąca powtarzamy astronomię, pół transmutację i pół onms, żebyśmy się wyrobili. Kto jak kto, ale ty serio weź się do nauki, bo z transmutacji lecisz na nędznych i okropnych - założyła ręce na piersi i z powrotem wzięła do rąk książkę. Położyła się na podłodze, westchnęła i zaczęła czytać, a mnie nagle tak coś uderzyło.

Spojrzałam na młodszego bliźniaka. Był mniej zorganizowany niż reszta Weasley'ów i spokojniejszy i mimo, że nie da się tego zauważyć na pierwszy rzut oka to, gdy cała Nora się zbierała on odzywał się najmniej. Często razem zasypialiśmy i graliśmy w szachy. Na początku go ogrywałam, ale uczeń w końcu uczeń przerósł mistrza. Jedzenie ciasteczek od Pani Puddifot było naszym hobby, a wspólne obgadywanie wyglądu innych naszą codzienną czynnością. Traktował mnie jak młodszą siostrę i czasami serio się tak czułam.

Przy oknie Fred wpatrywał się w gwiazdy, które dzięki mnie znał w większej części. Ten, który mógł wygarnąć ludziom wszystko, gdy coś mu nie pasowało, a za bliskich życie by oddał i to było wspaniałe. Zawsze wysłuchiwał i starał się pomagać, wspierał nas zawsze. Wiedział o mnie zdecydowanie za wiele, nawet nie do końca wiem skąd. Moja pierwsza prawdziwa miłość. Wiele się od siebie uczyliśmy, chociażby o pierdołach. Bronienie siebie, zarywanie nocek, by gadać o niczym i wzajemny szacunek.

Ada, już zaryczana, leżała z delikatnym uśmiechem. Przyjaciółka od dzieciaka i jeśli powiedziałam, że Fred wiele o mnie wiedział to nic nie równa się jej. Nikt się jej nigdy nie równał. Dziwna, szalona, jedyna w swoim rodzaju i tylko ona chciałaby być na miejscu Noe'go, by móc pogłaskać i poprzytulać wszystkie zwierzęta świata. Byłyśmy kompletnymi przeciwieństwami i może to dlatego często się sprzeczałyśmy. Jednak czasami i mi odbijało i parę razy zalałyśmy łazienkę bądź spaliłyśmy jakiś krzak czy coś tego typu. Według kuzynek sprowadzała mnie na złą drogę, lecz kogo to wtedy obchodziło?

Caroline wbiła wzrok w jakiś punkt odpływając myślami. Miała więcej znajomych niż Ada chęci do życia i samoakceptacji, lecz nie sądzę, aby wymieniła nas na kogokolwiek innego. Była stanowcza i zawsze wiedziała czego chce od życia, w notatniku miała cały rozpisek swojej kariery i życia w przyszłości. Rodzinę stawiała ponad wszystko, a nasze rozmowy po części składały się właśnie z planowania przyszłości. Wspólnie zakradałyśmy się na dział ksiąg zakazanych w bibliotece i pomagałyśmy młodszym w odrabianiu zadań. W przeciwieństwie do Ady pozwalała się zbliżać do mnie chłopakom, oczywiście nie wszystkim. Na twoim ślubie byłaby pierwszą druhną, jeśli szukasz chrzestnej dla dziecka to proszę bardzo.

Perspektywa Freda

-Lepiej mi w krótkich czy w długich włosach? - zapytała, gdy wracaliśmy z eliksirów, a że miałem taki fajny humor nie zastanawiałem się słowami, które powiedziałby jej przyjaciel tylko ktoś bliższy.

-W obydwu opcjach jesteś piękna, choć w krótkich wyglądasz dojrzalej i tak... Inaczej - to słowo miało brzmieć jako "bardziej pociągająco". Nie wiedziałem, że od włosów może zależeć coś takiego, lecz życie zaskakuje mnie każdego dnia. Podcięła je ponownie i moje hormony pomyślały sobie "Tak, to jest to coś, przez co nie będziesz mógł spać, bo mały problem będzie ci to uniemożliwiał, a jeśli już zaśniesz to szykuj się na ciekawe sny".

-Inaczej... Czyli jak?

-Tak, że nie wypuściłbym cię z dormitorium przez parę dni - czasami jednak potrzebowałbym kłódkę na usta.

-A więc przyznajesz się, że masz fantazje seksualne ze mną? - zapytała, patrząc na mnie zamiast przed siebie.

-Tak - wystawiła rękę do żółwika, którego odebrałem jako "Też mam z tobą, więc luz".

-To co, na kakao?

-Na kakao - i skierowaliśmy się w stronę kuchni. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że żadne z nas się nie speszyło.

>>>

Pierwszy i drugi dzień SUMów był dla mnie dosyć spokojny, bo byłem na to przygotowany, ale gdy nadeszła środa, a z nią zdawanie zielarstwa bałem się wstać z łóżka. Nie w obawie przed złą oceną, po prostu samo patrzenie na te wszystkie rośliny przyprawiało mnie o odruch wymiotny, a jeszcze wiedza jak je pielęgnować... Gdyby nie opieprz od Caroline nie wstałbym w ogóle.

Obrona przed czarną magią była prosta i ten dzień obiegł się bez żadnych zażaleń dziewczyn na temat tego, że coś pomyliły. Runy od zawsze były mocno pieprznięte dlatego też nic nie napisałem, bo po przeczytaniu pierwszego słowa zacząłem zastanawiać się nad sensem mojej edukacji.

Sobota i niedziela minęły szybko, za szybko. Poniedziałek przywitał nas eliksirami co wyszło dobrze nam wszystkim, przynajmniej tak myśleliśmy. We wtorek Ada chodziła podekscytowana, jednak w przeciwieństwie do mnie, ponieważ karmienie ognistego kraba nigdy mi nie wychodziło. W środę o północy zdawanie astronomii dłużyło się niemiłosiernie do momentu, gdy nastała moja kolej. Dzięki Roger astronomię odbierałem jako przyjemność i z uśmiechem rysowałem mapę gwiazd, bo każda z nich była mi znana. Również w ten sam dzień wróżbiarstwo, na którym kłamałem więcej niż normalnie w ciągu paru miesięcy. Numerologia przeklęta przez Adę i Wikę poszła mi podobnie jak runy, choć coś jednak napisałem. Na historii magii polegliśmy całą piątką, lecz na szczęście mugoloznawstwo było odwrotnością.

I w taki sposób minęły dwa tygodnie, a razem z upływem czasu nadeszło zakończenie roku szkolnego, które spędziłem bez George'a, bo miał się przez dwa miesiące nie widzieć z Kimberly. Cały dzień rozmawiałem z siódmoklasistami i się z nimi żegnałem, no i może też trochę dokuczałem Percy'emu, że Hogwart bez takiego świetnego prefekta nie będzie istniał.

>>>

Położyłem bagaż na górnej półce, po czym poprawiłem włosy, które zdecydowanie urosły, choć nie przeszkadzało mi to szczególnie. Rozpiąłem jeden guzik w koszuli, cały czas stojąc tyłem do drzwi, jednak czułem czyiś wzrok na sobie, więc się odwróciłem. Wika stała oparta o drzwi i analizowała mnie od dołu do góry rozbrajającym wzrokiem.

-Coś się stało? - nie odpowiedziała tylko usiadła przy ścianie po turecku, kładąc torbę na kolanach, by wyjąć książkę. Podparłem się rękoma po obydwu stronach wejścia i zajrzałem na korytarz. Panował tłok, jakby większy niż zazwyczaj, lecz Ada sobie ładnie z tym poradziła. Szła z różdżką w dłoni, na dodatek z delikatnym uśmiechem, więc przerażeni ludzie, myśląc, że zapewne ten uśmiech oznacza psychopatyczne pomysły brunetki, odsuwali się na boki. Odsunąłem się od drzwi, by zrobić jej miejsce, bo może i wyglądała niewinnie, ale jak użyje wobec ciebie różdżki to tylko i wyłącznie agresywnie. Opadłem na siedzenie i obserwowałem jak mój bliźniak zamyka drzwi. Też z uśmiechem.

-Ale nie będę wujkiem? - zapytałem, a George, po domyśleniu się o czym mowa, pokręcił głową.

-Co? - nie ogarnęła. Skakała wzrokiem po mnie i po nim próbując się czegoś dowiedzieć, a my tylko uśmiechaliśmy się do siebie. - Powiecie mi o co chodzi?!

-Fred zbyt pochopnie zdefiniował nasz humor - powiedział, przenosząc na nią wzrok. Kimberly uniosła brwi, spoglądając na mnie i po chwili się zaśmiała.

-Gdzie Caroline? - spojrzałem za okno, lecz tam były pustki.

-Jedzie z Oliverem - mruknęła blondynka, nie odrywając wzroku od książki.

-Nie masz humoru - przysunąłem się do niej, gdy George i Ada zajęli się wszystkim innym dookoła. - Nie ignoruj mnie - wyjąłem książkę z jej dłoni, a ona od razu wyciągnęła się po nią. Jak fajnie, że byłem wyższy i miałem dłuższe ręce.

-No Fred - uśmiechnęła się w końcu, gdy prawie się na mnie kładła, by odzyskać swoją własność. Wskazałem na swój policzek, a ona przewróciła oczami i cmoknęła mnie.

-Proszę bardzo.

-Zamknij się - zachichotała i z powrotem usunęła się w swój kąt. Zadanie wykonane.

Perspektywa Caroline

Pociąg gwałtownie ruszył, przez co poleciałam na mojego chłopaka.

-Nawet nie musiałem nic robić, a już mdlejesz na mój widok - zaśmiał się uroczo, jednak pacnęłam go w ramię, bo takie teksty, mimo, że są słodkie, to denerwują. - Co będzie w wakacje w takim razie, jak nagle wyjdę bez koszulki?

-Przecież nie raz cię takiego widziałam - spojrzałam mu w oczy. - Idiota z ciebie.

-Hej! - próbowałam wstać z jego kolan, ale uniemożliwiał mi to, trzymając mnie rękoma w pasie. - Za taką obrazę cię nie puszczę, nie myśl sobie.

-A więc co mogę zrobić, abyś mnie puścił, hmm?

-Najlepiej wiesz co - powiedział z tym takim jedynym w swoim rodzaju uśmiechem. Położyłam dłonie na jego policzkach, wpijając się w jego usta, na których nadal czułam uśmiech. Nie przesunął dłoni pod moją koszulkę bądź na tyłek, widać było, że się powstrzymuje.

-Robisz postępy Ollie - stwierdziłam, gdy już się od niego odsunęłam.

-Ale musisz mi to odpłacać pocałunkami.

-Nie widzę problemu - musnęłam krótko jego wargi, a on przewrócił mnie nagle na plecy i po prostu zrobił to samo z jeszcze większym uśmiechem niż przed momentem

Ogłoszenia parafialne
Starałam się fajnie i wzruszająco opisać tę końcówkę, ale opinię jak wyszło to już zostawiam wam.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top