Rozdział 50

To chyba jakiś żart.

>>>

Około pierwszej podszedł do nas Percy z nadąsaną miną.

-Jak się mama dowie ile wypiliście to przez całe wakacje z pokoju nie wyjdziecie - założył ręce na piersi, patrząc na bliźniaków.

-To mogłeś ich pilnować zamiast, oh zostało Ci trochę szminki Penelopy w kąciku ust - uśmiechnęłam się złośliwie, a on cały zaczerwieniony przetarł ręką usta, po chwili się wycofując.

-Gdzie jest Zachary? - zapytała Caroline i w sumie też mnie to zastanawiało. Raz uciekłam od niego wzrokiem, a później już nie mogłam go znaleźć.

Po kilku minutach Oliver chciał zaciągnąć Caroline do dormitorium (nie, nie wiem jaki miał plan i dobrze, że Cedric poszedł 5 minut wcześniej), więc zanim poszli opieprzyła porządnie Adę, żeby nawet nie wahała się ruszać jakiegokolwiek alkoholu. Dotarło to do niej tak bardzo, że sama poszła spać, by "nie kusiło". Bliźniacy rozmawiali i śmiali się z kilkoma, najbardziej trzeźwymi, ludźmi na kanapach i dzięki mojemu wzrokowi bez butelek w dłoniach. Co trochę mniej trzeźwi tańczyli i zaczepiali ludzi wokoło, ale nie jakoś chamsko czy coś. Lee migdalił się z jakąś Krukonką w kącie, tak samo jak jakaś inna para. Uznałam, że skoro nikt nie zwraca na mnie uwagi to ulotnię się, ale gdy tylko ruszyłam w stronę schodów napadł mnie ten pedofil. Może i był przystojny, ale zachowywał się co najmniej dziwnie i po chwilowej rozmowie wydawał się być sztuczny. Tom zagrodził mi drogę z uśmieszkiem, na którego widok chciałam zwrócić śniadanie. Zbyt przesłodzony.

-Idziesz już?

-A widzisz jakąś przeszkodę?

-Może przejdziesz się ze mną na spacer? Podobno kochasz gwiazdy, więc będziemy mogli je podziwiać do rana - zaśmiał się lekko, przekrzywiając głowę na bok.

-Nie - odpowiedziałam krótko. Skąd ten zboczeniec wiedział, że lubię gwiazdy?

-Jesteś pewna? Poznalibyśmy się lepiej czy coś...

-Masz problemy ze słuchem? - odezwał się Fred, nagle stojący za mną, który nie mam pojęcia jak słyszał naszą rozmowę.

-Wyluzuj, chciałem ją tylko na spacer zabrać.

-Ale odmówiła, więc nie rozumiem co nadal tu robisz - drama check.

-Jest twoją dziewczyna, że taki zazdrosny jesteś? - wyglądałam jak pomidor.

-Może. Nawet jeśli to to nie twój interes. A teraz zejdź mi z oczu i lepiej się do niej nie zbliżaj - Tom włożył ręce do kieszeni i kręcąc głową poszedł, po drodze trącając rudzielca ramieniem.

-Fred, co to było? - odwróciłam się w jego stronę, a on właśnie przegryzał wargę.

-Nie wiem - wzruszył ramionami. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - zaśmiał się krótko. Po chwili nachylił się i pocałował mój nos. - Dobranoc.

No teraz na pewno nie zasnę.
Co się właśnie odpierdoliło.

W drodze do dormitorium myślałam nad jakimiś racjonalnymi wytłumaczeniami poprzednich zdarzeń. Niby można było zrzucić winę na alkohol, ale po pierwsze: Słowa pijanego to myśli trzeźwego, a po drugie: Tyle lat znajomości, wiedziałam, że Fred wcale nie ma słabej głowy.

>>>

-Co? Kacyk męczy? - zapytałam Ady, która obudziła się z jękiem.

-Zamilcz szatanie - schowała głowę pod poduszką, a ja, po postawieniu jej małej buteleczki na szafce, cicho wyszłam. Zapukałam do bliźniaków i prawie natychmiastowo otworzył mi Fred. Pomińmy fakt, że był bez koszulki, bo wszyscy wiemy jak na to reagowałam.

-Żyjecie jakoś czy tylko egzystujecie? - weszłam do środka, szukając wzrokiem reszty. Co to za dzień bez koszulki? George leżał rozwalony na swoim łóżku, chyba jeszcze trochę śpiąc, a Lee wyszedł z łazienki z uśmiechem.

-Żyjemy, on chyba najbardziej - rudzielec wskazał na Jordana.

-Bo?

-Bo mam dziewczynę - wow.

-Kogo? - usiadłam na jego łóżku, chcąc wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji.

-Elizabeth. Krukonka z naszego roku. Ma długie czarne włosy i te jej niebieskie oczy... - rozmarzył się, padając na poduszkę. - Kiedyś się jej oświadczę.

-A znasz ją dłużej niż jeden dzień? - pytanie tak dla pewności.

-Rozmawialiśmy od początku roku, szkolnego.

-Tak mu nie wierzymy - odezwał się Fred, a Lee rzucił w niego poduszką.

-Nie kłamię!

-Dobra, chciałam tylko sprawdzić czy żyjecie. Narka - wyszłam i skierowałam się do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Umówiłam się z Zacharym.

Zeszłam do lochów, a on już tam na mnie czekał.

-Cześć - przytuliłam go krótko, a on z uśmiechem otworzył przejście i zaciągnął mnie do swojego dormitorium. - A więc? Z kim ty się do cholery całowałeś? Jego imię, nazwisko, wiek, kolor oczu, jak się poznaliście, jaki ma charakter, czy ma rodzeństwo, gdzie mieszka...

-Zanim rozpędzisz się do numeru buta, usiądź - a więc usiadłam, czekając na odpowiedzi. - Nazywa się Dominic Roberts. Ma 16 lat, szare oczy i blond włosy. Teoretycznie znamy się od pierwszego roku, ale rozmawiać zaczęliśmy dopiero z trzy miesiące temu, gdy mieliśmy pracę w parach na eliksirach.

-Twój uśmiech mówi piękną historię, którą chcę poznać - zarumienił się i zakrył twarz dłońmi. - Jejku, ty jesteś zakochany!

-Cichoo - zaśmiał się nieśmiale. - Okej... No zaczęło się od tych eliksirów. Trochę gadaliśmy i w ogóle. Przez następne dwie lekcje znowu byliśmy w jednej parze i tych rozmów było coraz więcej, a on tak pięknie opowiada... Wracając. No był kolegom takim jak każdy, choć było w nim coś innego... Ale nie zwracałem na to uwagi. Przez ostatnie pół miesiąca Dominic zaczął dziwnie się zachowywać, jakby mnie unikał. No i tak trwaliśmy w tym stanie, aż do wczoraj.

-Wstydził się tego, co czuje.

-Pewnie tak - pokiwał głową, wbijając wzrok w jakiś punkt.

-Ale... Po północy zniknęliście mi z oczu, gdzie poszliście? - chłopak otworzył szerzej oczy, robiąc się czerwony.

-Emm...

-Zach, pewna osoba w naszym wieku już się pieprzyła, nic mnie nie zdziwi.

-No dobra - westchnął i zwinął golf na szyi. Można się domyśleć co tam było.

-Jak nisko je masz?

-Tylko do obojczyków - wyprostował kołnierz z powrotem.

-Ale wy nie...

-Nie, spokojnie - naciągnął rękawy na dłonie.

-Skoro tak fajnie spędziliście noc to dlaczego nie jesteś u niego?

-Bo wrócili jego koledzy z pokoju - znowu uciekł wzrokiem zawstydzony.

-Nie chcesz się ujawniać...

-Proszę cię - zaśmiał się ironicznie. - To jest ostatnia rzecz, którą bym chciał zrobić w Hogwarcie. Skoro mój własny ojciec tak zareagował na wieść o mnie to dlaczego inni by nie mieli tak samo, a może nawet gorzej? - oczy zaszły mu łzami, których nawet nie starał się zakryć. - Nie bez powodu jesteś jedyną osobą, która o tym wie... Dobra, koniec tych smutków, w końcu mam chłopaka! - uśmiechnął się promiennie. - Musisz go poznać!

Perspektywa Freda

Parę dni po sylwestrze cały dzień padał śnieg, więc razem z Adą i Caroline wyciągnęliśmy George'a oraz Wikę na dwór. Pięć minut od przekonania ich wyszliśmy i choć mieliśmy plany iść aż za Zakazany Las, skończyło się tylko na polanie obok niego oraz strumyku. Po drodze spotkaliśmy Lee oraz jego nową dziewczynę, a że Roger, jak się okazało, często widywała ją w bibliotece i zdążyła trochę poznać, oni również z nami poszli. Podzieliliśmy się na grupy, ja z George'em oraz dziewczynami i Wika z Lee i Elizabeth. Roger oraz Krukonka prawie non stop wpadały na siebie i śmiały się do łez, chyba z tego co mówił Lee. Trochę nie mogłem się przez to skoncentrować, ale jedno ciche "Ogarnij się" i szturchnięcie Caroline pomogło.

Minęły z trzy godziny ciągłego śmiechu i zemst, gdy w końcu Elizabeth przypomniało się, że miała się spotkać z jakimiś koleżankami. Pożegnała się z szerokim uśmiechem na twarzy i pobiegła cała w śniegu w stronę zamku. W zamian za nią doszedłem do drugiej grupy, a po chwilowej przerwie na "wyczyszczenie okularów" wydawało mi się, jakby Wika mnie ignorowała.

Po wszystkim, czyli po tarzaniu się w śniegu, zrobieniu zdjęć i innych różnych rzeczy było nam zbyt zimno, żeby ruszyć głowami.

-Na gorącą czekoladę! - oznajmiły dziewczyny i zaczęły "biec". Lee coś za nimi zawołał, więc jedna Wika odwróciła się i stanęła, by dowiedzieć się o czym mówił. Byliśmy trochę w tyle, a ona uznała, że to idealny moment, żeby podbiec. Ręce miała w kieszeniach płaszcza, policzki i nos całe czerwone i widocznie marzła, lecz z uśmiechem. Była tuż przed nami i chciała zwolnić, jednak natrafiła na jeden z bardziej śliskich momentów. Na początku próbowała utrzymać równowagę, nie udało się. Na szczęście mój refleks Qudditcha zadziałał. Złapałem ją. I cholera jasna, za głęboko spojrzałem jej w oczy. Za bardzo się rozmarzyłem o pocałowaniu jej wtedy. W sumie mogłem to zrobić. Ona jednak wyprostowała się i stanęła na własnych nogach, odchodząc krok ode mnie. Kątem oka zauważyłem jak George lepi kulkę ze śniegu i rzucił już chciałem zrobić unik, ale nie musiałem. Błękitna otoczka znowu się pojawiła. Spojrzałem na Roger, która zorientowała się o pojawieniu się tego dopiero, gdy śnieżka uderzyła w barierę.

-Jak ty to zrobiłaś?

-Nie mam pojęcia - mruknęła i w tym samym momencie otoczka zniknęła.

-Ale mega! - krzyknął Lee i podbiegł do dziewczyny. - Potrafisz to kontrolować? Rzuć jeszcze jedną!

-Za każdym razem raczej się nie spodziewała ataku - stwierdziłem, a Wika, stojąc naprzeciw George'a, nadal trzymała ręce w kieszeni i czekała. Mój bliźniak ulepił kolejne dwie. Rzeczywiście, otoczka się pojawiła i to było zachwycające, ale tylko do chwili, gdy rzucił drugą śnieżkę. Po jej uderzeniu Roger zachwiała się, ledwo unosząc rękę do głowy, po czym runęła na ziemię.

Ogłoszenia parafialne
Cóż, kwestia sporna, co się właściwie stało w tym rozdziale.
Amerykańscy naukowcy mówią, że komentowanie i wyrażanie swojej opinii pod rozdziałami dobrze wpływa na życie miłosne oraz szczęście i napływ pieniędzy.
Dziękuję za przeczytanie, do następnego🧡🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top