Rozdział 45

Perspektywa Wiktorii

-No ta szmata nagle sobie przechodzi obok mnie i specjalnie mnie szturchnęła ramieniem, żebym wleciała na ścianę. Oczywiście wkurwiłam się jak nie wiem, więc wykorzystałam fakt, że miała rozpinaną z boku spódniczkę - Caroline zaśmiała się, a po chwili stwierdziła:

-Należało się jej.

-Hejka - podszedł do mnie Zachary. - Wiesz...

-Hej - co. Razem z chłopakiem spojrzałyśmy na dziewczyny.

-Czy wy właśnie się ze mną przywitałyście? - chyba nigdy nie widziałam go bardziej zdziwionego. Sama miałam buzię szeroko otwartą.

-Foch już nam jakby minął - obwieściła Ada.

-Wy tak serio? - pokiwały głową. - Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej?

-Zacznijmy od nowa - zaczęła Caroline. - Masz czyste konto, ale każde małe przewinienie źle się może skończyć, pamiętaj.

-Tego się nie spodziewałam - szok i niedowierzanie.

-Dzięki za przebaczenie win - zaśmiał się lekko, a Caroline razem z nim. Byłoby fajnie gdyby nagle ktoś nie zaśmiał się ironicznie obok nas. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę, bo trudno było nie poznać tego "śmiechu". Angelina przewróciła oczami, po czym prychnęła, jednak przykre było, że co? Że stała sama, ojeju.

-Kochana, zostaw trochę tej zazdrości na przyszłe lata, bo jeszcze dużo przed nami - rzekł Zachary, a Caroline była jak: +1 dla niego. Johnson chciała coś powiedzieć, ale niestety nie potrafiła na szybko czegoś wymyślić. Odwróciła wzrok, robiąc się czerwona, a Diggory przybiła piątkę ze Ślizgonem.

-Kto to jest?

-Gdzie? - zapytała Ada.

-Tam - wskazałam głową na drugi koniec korytarza.

-O cholera - powiedziała.

-To jest Tom z Ravenclaw, z tego co pamiętam - odezwał się Zachary.

-Tom Wilson? - spojrzałam na czarnowłosego, a on przytaknął. - Ten Tom Wilson, który był wyśmiewany przez wygląd przed wakacjami? - ponownie przytaknął głową.

-O mój Boże - powachlowała się ręką.

-Ada, nie podniecaj się tak, masz chłopaka - szturchnęła ją Caroline.

-Właśnie, masz chłopaka. Mnie jakbyś nie wiedziała - przypał. Stanął przed nią, a jego mina mówiła to, jak bardzo był wkurzony i zazdrosny. Ocknęła się i próbowała się wytłumaczyć, ale on poszedł dalej.

-George, to nie tak! - ruszyła za nim.

-Kim się podniecamy? - spytał Fred, rozglądając się.

-Ta, od razu podniecamy - usiadł naprzeciw mnie i Zachary'ego. - Po prostu wyprzystojniał przez wakacje - po co ja mu w ogóle tłumaczyłam. - Tom Wilson.

-Ten Krukon? W jakim stopniu wyprzystojniał niby?

-Ma wyrazistsze rysy twarzy, urósł... - zaczął Faux, lecz po chwili się przymknął.

-Idzie tutaj - szepnęła Diggory. Przeszedł obok nas z jakimś kolegą, rzucając mi krótkie spojrzenie i uśmieszek, który odwzajemniłam, bo wow, z bliska był jeszcze bardziej przystojny niż powinien. Odprowadziłam go wzrokiem do zakrętu, a Fred nagle kaszlnął, wstał i po wymamrotaniu jakichś słów oraz spojrzeniu na Angelinę odszedł. Tak po prostu.

>>>

-Cały dzień nie widziałam Hariet - chodziłam zdenerwowana po pokoju. Ada cicho leżała na łóżku, ponieważ pokłóciła się z George'em i to dosyć poważnie. Caroline wróciła do pokoju z szeroko otwartymi oczami, bez słowa.

-Co się stało? - zapytałam, gdy przez następne pół minuty się nie odezwała.

-Malfoy, on... - za dużo dziwnych sytuacji wydarzyło się tamtego dnia.

Perspektywa Caroline

-Sądzisz, że jesteś taka mądra jakbym nie wiem kim była.

-Wcale nie muszę być nie wiadomo jak mądra, to ty jesteś debilem.

-Hej! - zatrzymał mnie. - Uważaj co mówisz, bo jak mój ojciec się o tym dowie...

-Uważaj komu grozisz, bo chętnie rozwalę Ci tą buźkę - uśmiechnął się bezczelnie prosto w moją twarz. - Musisz mnie nienawidzić, hmm?

-Mało powiedziane.

-To na jakim poziomie w skali Malfoy'a jestem umieszczona? Jak się ona nazywa?

-Ożeniłbym się z tobą, męczył cię i obrażał do końca życia - wstrzymałam oddech, bo powiedział to z taką powagą, że się tego nie spodziewałam.

-Draco, co ty...

-To, co chciałem zrobić od dawna - złapał mnie w talli i przyciągnął do siebie, a ja nie opierałam się. Może dlatego, że brakowało mi tego, tego uczucia. To nie było to samo co z Oliverem, ale minęło trochę czasu nim się od niego odsunęłam. Zobaczył, że chcę uciec, więc złapał mnie za nadgarstek. Wyjęłam różdżkę i po odrzuceniu go ode mnie uciekłam.

Perspektywa Wiktorii

-Jak z nim? - zapytałam George'a, gdy wyszli ze Skrzydła Szpitalnego.

-Nie umrze - takiej informacji potrzebowałam.

-A Caroline gdzie? - Fred rozejrzał się.

-To ona nie była w środku razem z wami? - Ada na szybko zaglądnęła przez drzwi, ale dziewczyny nigdzie nie było.

-Mam nadzieję, że Wood naprawdę się nie utopi pod tym prysznicem - stwierdził George, a to co powiedział jakoś nie dało mi do myślenia.

Perspektywa Caroline

Gdy tylko usłyszałam, że Oliver chcę się utopić pod prysznicem po prostu do niego pobiegłam. Nie powinnam była tam iść, tym bardziej, że to była łazienka męska.

Weszłam do środka, a ciepła para nie dosyć, że zaparowała mi okulary to jeszcze ledwo dało się oddychać. Zrobiłam parę kroków do przodu i nagle wyszedł on. Wycierał włosy w ręcznik, sam będąc tylko obwiązany w pasie. Uniósł głowę, zatrzymując się dwa metry przede mną. Trudno było stwierdzić czy nie mogłam oddychać przez tę parę, czy może przez niego. Przegryzłam wargę, a wspomnienia przeleciały przez moją głowę. Przez jego najwidoczniej też, ponieważ zrobił się czerwony.

-Coś... Się stało? - zapytał po chwili, a ja wróciłam myślami.

-Słyszałam, że chcesz się utopić pod prysznicem i tak jakoś... - zaśmiał się cicho, a u mnie pojawiły się rumieńce. Dopiero po powiedzeniu tego na głos dotarło do mnie jak głupio to zabrzmiało.

-Urocze - mruknął ze śmiechem. Ja pierdolę, chuju jebany pierdol się, kto ci pozwolił być taki w chuj idealny.

-Następnym razem na pewno się uda - nie wiedziałam co w ogóle mówię. "Chciałam" podejść bliżej, ale natychmiastowo się odsunął, spuszczając wzrok na podłogę oraz głęboko oddychając. Mierzyłam go spojrzeniem, a trzymanie się tak daleko nigdy nie było tak trudne. - Ja już... Lepiej pójdę - wycofałam się, a on w końcu podniósł głowę. Ta cała sytuacja była nie na miejscu.

Perspektywa Wiktorii

-To się źle skończy - powtarzałam.

-Dotarło, a teraz zamknij ryj - odezwała się Ada na skraju wkurwienia. Mieli kolejny cichy dzień z George'em, więc naprawdę bezpieczniejsze było trzymanie się od niej z daleka.

-Nie skończy się źle, jeśli uwierzysz - powiedział Fred, gdy stanęłam obok niego - że wszystko pójdzie dobrze.

-To tak nie działa.

-To niech ten pierwszy raz zadziała - posłał mi spojrzenie mówiące, żebym więcej się nie odzywała, więc ucichłam.

-Dobra - zaczął George. - Teraz wystarczy otworzyć.

-W całym pokoju powinny pojawić się chmury z deszczem. Musimy jeszcze pomyśleć nad jakąś optymistyczną wersją.

-Otwórz w końcu - Ada popędziła Caroline. Chwilę mocowała się z korkiem, ale już po chwili butelkę trzymała w jednej dłoni a korek w drugiej. Rzeczywiście, chmurki wylatywały przez otwór, stopniowo się powiększając i zajmując całą powierzchnię pod sufitem. Może dlatego George siedział na łóżku.

-I jak to teraz schować? - spytała Diggory, podnosząc się.

-Usiądź - rozkazał Fred. Rozległ się grzmot. - Pogoda jest czuła.

-To takie małe chmurki, więc jakikolwiek piorun poczujemy jakby przeszedł nas prąd - stwierdziła, a zafascynowana Ada również wstała. Chciała sięgnąć, dotknąć, ale nie zdążyła tego zrobić. W sekundę pojawiło się parę piorunów, uderzając w nie i raczej uderzyłyby też mnie i Freda, ale...

-Ada! - krzyknął George, zrywając się z łóżka i cudem unikając błyskawicy.

-Wika, co to jest? - spytał Fred, patrząc na jasno niebieską błonę wokół nas.

-Nie mam pojęcia - wyciągnęłam dłoń, ale to nagle zniknęło. Spojrzałam na George'a, który schował pogodę do butelki i rzucił ją w kąt, powracając do swojej dziewczyny.

-Trzeba je zanieść do Pani Pomfrey - oznajmił starszy, odklejając moją dłoń od jego ramienia.

>>>

-Co z nimi będzie? - zapytałam, gdy Pani Pomfrey pozwoliła nam wejść.

-Nigdy nie spotkałam się z porażeniem od sztucznie wywołanych piorunów - stwierdziła, poprawiając okulary i chciała już o coś zapytać, ale weszła McGonagall.

-Poppy, co się stało?

-Zostały trafione piorunami.

-Jak to? Za oknem słońce i zero chmur!

-To nie były prawdziwe pioruny Pani Profesor - odezwał się George, a ona zrobiła pytającą minę.

-Stworzyliśmy je i schowaliśmy w butelce.

-Chłopcy, nie możecie tak po prostu zamykać burzy w butelkach... ale to nie miejsce na rozmowy o tym - skierowała się w stronę drzwi, kręcąc zrezygnowanie głową.

-Będziemy mogli do nich przyjść później?

-Lepiej, żeby najpierw się obudziły - pokiwałam głową i spojrzałam na bliźniaków, wiedząc, że i tak tam wrócimy. Weszliśmy do gabinetu McGonagall, a cisza była denerwująca.

-Usiądźcie - wskazała na krzesła przed biurkiem. George i ja usiedliśmy, ale Fred uznał, że postoi. - Co się dokładnie wydarzyło? Panno Roger rozumiem, że przy tym byłaś - przytaknęłam. - Proszę.

No i opowiedziałam jej wszystko, a ona po tym westchnęła. Skanowała nas wzrokiem, próbując zebrać myśli i w końcu zaczęła:

-Wiecie, że muszę poinformować o tym waszych rodziców oraz że dostaniecie karę... A wy chłopcy - przerwała na chwilę. - Nie sądzę byście mieli pozwolenie na tworzenie niebezpiecznych rzeczy na terenie szkoły. Teraz zobaczyliście skutki... Odejmuję wam po 10 punktów, każdemu. Może po tym dotrze coś do was - Fred szturchnął mnie lekko.

-Stało się coś jeszcze... My z Fredem siedzieliśmy obok dziewczyn i gdy pioruny zaczęły uderzać nie dostaliśmy ani jednym, ponieważ wokół nas pojawiła się taka...

-Niebieska otoczka - nie odzywała się przez chwilę, lecz w końcu powiedziała:

-Idziemy do dyrektora. Pan, Panie Weasley nie zauważył tego, tak? - przeniosła wzrok na George'a, który pokręcił przecząco głową. - A więc może Pan wrócić do dormitorium.

>>>

Pani Pomfrey ostatecznie wyszła, więc w końcu zrzuciliśmy z siebie materiał. George jak poparzony podbiegł do swojej dziewczyny, a my z Fredem spojrzeliśmy na siebie.

-Pogodzili się już?

-Nie, ale skoro to w pewnym stopniu przez niego się stało to raczej nie będą pokłóceni jak się obudzi - usiedliśmy na łóżku obok Caroline, a ciszę, w której było tylko słychać słowa George'a skierowane do Kimberly zniszczyło otwieranie drzwi.

-Umm... Hej.

-Oliver? Co ty tutaj robisz? - odezwałam się.

-To chyba oczywiste - szepnął rudzielec, a Wood usiadł obok leżącej Caroline.

-Co mówiła Pomfrey? - zapytał, unosząc na nas wzrok.

-W sumie to niewiele. Można powiedzieć, że prawie nic - odpowiedziałam, patrząc na strach w jego oczach.

-Kiedy to się stało?

-Wiesz co się stało w ogóle?

-Wika, proszę cię, mam swoje źródła.

-Około szesnastej - powiedział w końcu Fred.

-Leżą tak nieprzytomne osiem godzin? - w jego głosie było słychać jeszcze większy strach. Wbił w nią wzrok, będąc bliskim płaczu, jednak nie dotykając jej nawet palcem.

-Oni serio się nadal kochają - powiedziałam do Freda. - Nadal martwią się o siebie, nadal obchodzi ich ten drugi, nadal nie potrafią przestać o sobie myśleć.

-A sądziłaś, że jak będzie? Nie widzisz, że to jedyna taka miłość, która zdarza się tylko raz w życiu? - i wtedy drzwi znowu się otworzyły, a w nich nie kto inny jak Cedric.

-A ten co tu robi? - zauważył Olivera. - Jakim prawem tutaj niby jesteś?

-Cedric, uspokój się - wstałam szybko i podeszłam do niego, ale ten tylko na mnie spojrzał.

-Tak ją zraniłeś, a teraz masz czelność przychodzić, gdy leży w szpitalu? - mnie się do jasnej cholery nie ignoruje.

-A jednak pojawiłem się koło niej wcześniej niż ty - dogryzł się Oliver.

-Zostaw go w spokoju - gdyby nie Fred, który w porę złapał Cedrika to się mogło źle skończyć. - Spróbuj go tknąć, a sama za siebie nie ręczę - spojrzałam mu w oczy swoim ostrzegawczym wzrokiem i w końcu dotarło. - Puść go - zwróciłam się do Weasley'a, a on zrobił to i odszedł od Puchona, który nadal na mnie patrzył. - Tylko spróbuj.

-Zrozumiałem - uniósł lekko ręce.

-Zgrany z nas duet, co nie? - spytał Fred z uśmiechem, a ja zakryłam mu buzię dłonią, ponieważ usłyszałam kroki. Oczywiście musiał zrobić z mojego serca czegoś w stylu "mwkxkwidixi" i położył swoją dłoń na tej mojej. Drzwi znowu się otworzyły, ale osoby, która przez nie weszła na pewno się nie spodziewałam.

-Czy jakiś fan Caroline jeszcze przyjdzie czy na tym lista się kończy? - zapytałam sama siebie, a Fred zaśmiał się, zdejmując moją dłoń z jego twarzy.

-Malfoy? A ty co tutaj robisz? - zapytał Oliver, nie będąc w żadnym stopniu szczęśliwym z jego przybycia. Gdyby tylko wiedział co on niedawno zrobił...

-Nie twoja sprawa - syknął, podchodząc do dziewczyny z drugiej strony. - Co z nią?

-Nic nie wiadomo.

-Służba zdrowia w Hogwarcie - prychnął i zapewne by został dłużej, gdyby nie mordercze spojrzenie Wooda. Podszedł do mnie i jedyne co wyszeptał to: - Informuj mnie o jej stanie, proszę - pokiwałam głową i kusiło mnie, aby spytać od kiedy on o coś prosi. Ostatni raz rzucił okiem na brunetkę i wyszedł najciszej jak potrafił. Nagle usłyszałam jakieś mamrotanie od jej strony, więc szybko się przy niej wszyscy znaleźliśmy (No może oprócz George'a, który od przyjścia tutaj wzrokiem od Ady na centymetr nie uciekł).

-Co ona mówi? - zapytał Oliver.

-Zamknij się to może się dowiemy - uciszył go Cedric, koncentrując się. Caroline otworzyła lekko oczy, zdążyła spojrzeć na jej "byłego" i znowu coś wymamrotała, a ja idealnie ją zrozumiałam.

-Co powiedziała?

-Dziękuję, że jesteś - to tak ładnie ujmując. Oczy zaszły mu łzami, ścisnął jej dłoń i nachylił się nad nią mrucząc słowa "Zawsze byłem, zawsze będę i nie zamierzam tego zmieniać" a mi serce się roztopiło. - O mój Boże - odwróciłam się do Freda i wtuliłam w niego. - Oni serio się kochają i im na sobie zależy. To jest takie... - ryczałam, mówiąc z jakieś 5 minut, aż w końcu uciszył mnie dwoma słowami:

-Cii, spokojnie.

>>>

Dziewczyny przebudziły się jeszcze tej samej nocy, a ja wraz z George'em i Oliverem płakaliśmy ze szczęścia. Oczywiście było trochę niezręcznie, gdy Cedric ponownie zapytał Olivera co tutaj robi. Specjalnie to zrobił.

Następne dni były dosyć... Dziwne. Syriusz Black w Hogwarcie między innymi. Do tego można dorzucić fakt, że Fred i Angelina... Może inaczej. Fred coraz mniej traktował ją jako swoją dziewczynę. Nie wiem czy reszta to widziała, ale ja zauważyłam, że gdy tylko była w pobliżu, Fred czuł się nieswojo. Nie, nie tryskałam szczęściem, że mogłoby dojść do ich zerwania. Raczej byłam zmartwiona i zaniepokojona, bo chyba coś się musiało wydarzyć skoro... To po prostu nie było to samo.

Perspektywa Caroline

-Malfoy, to był tylko jeden pocałunek, który nic nie znaczył i muszę ci przypomnieć, że zaraz po tym uciekłam - zganiłam chłopaka, który cały czas na mnie patrzył i to nie zwykłym wzrokiem, co zaczęło mnie irytować. - I przypomnij mi, ile ty masz lat? Trzynaście, tak? Pieprzone trzynaście! Jesteś dopiero na trzecim roku i od długiego czasu trujesz mi życie.

-Oh, Caro, ale nie powiesz, że ci się nie podobało - jego ton głosu był dziwny. Głęboki, taki, że mogłabym się w nim zatopić... A pytanie uświadomiło mi, że rzeczywiście trochę mi się podobało. Lekko zbladłam przez samą myśl, że podobał mi się pocałunek z kimś innym niż z Oliverem i to na dodatek z Draco... - Wiedziałem.

-Malfoy, jeszcze jedno słowo i... - nie dokończyłam, bo on znowu to zrobił. Ten mały debil znowu złapał mnie w talii, znowu przyciągnął do siebie, znowu mnie pocałował, znowu nie byłam przeciwna i znowu to mi się podobało. Ale dlaczego skoro nadal kochałam Olivera... Oliver... OLIVER! Stał kilka metrów od nas i wszystko widział. Gdy go zobaczyłam, momentalnie odepchnęłam od siebie blondyna  i uderzyłam go w twarz, po czym ruszyłam za brunetem, który coraz bardziej się oddalał.

-Oliver! - krzyknęłam za nim, z nadzieją, że zareaguje. W końcu udało mi się go dogonić, jednak gdy stanęłam obok niego on dalej szedł. W tym wypadku stanęłam przed nim i zagrodziłam mu drogę.

-Możesz się odsunąć? Chcę przejść - odpowiedział jednocześnie obojętnie, jak i ostro, natomiast widziałam, że hamuje łzy. Przeze mnie.

-Ollie... Pogadajmy - poprosiłam go, jednak on tylko krótko parsknął śmiechem.

-Po pierwsze nie mów tak na mnie, a po drugie, to nie ma o czym gadać, już nie jesteśmy razem, sama ze mną zerwałaś - odparł z kpiną w głosie, przez co coś we mnie pękło.

-Ale... Ja... Nadal cię kocham - te słowa najwidoczniej nie wywarły na nim żadnego wrażenia, wręcz go rozśmieszyły i wkurzyły.

-Tak? Jakoś tego nie widziałem jak całowałaś się z Malfoy'em na korytarzu, gdzie każdy mógłby was zobaczyć. I wiesz co? Mam dość już bawienia się z tobą w kotka i myszka, musimy w końcu ostatecznie zerwać - i właśnie pękło we mnie wszystko, dosłownie wszystko. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po mojej twarzy, a ja nie mogłam nic zrobić.

-Ollie...

-Nie nazywaj mnie tak! Nie wiesz jak mnie zabolało to, jak dziewczyna, którą kocham od ponad czterech lat zerwała ze mną, przez coś czego nawet nie zrobiłem, potem narobiła mi nadziei, a teraz całowała się z jakimś dzieciakiem! Caroline, to ostateczny koniec! - już chciałam coś powiedzieć, ale on przeszkodził mi. - Caroline, nie ma już nic do dodania.

Powiedział.
I odszedł.
A ja zostałam.
Wryta jak w ziemię, nie mogąc się ruszyć. Łzy nadal leciały po mojej twarzy i nie zamierzały przestać.
Po kilku minutach stania w miejscu i patrzenia w miejsce, w którym stał Oliver, pobiegłam do dormitorium.  Wchodząc do pomieszczenia trzasnęłam drzwiami i zsunęłam się po drzwiach. Łzy nadal wypełniały moje oczy, przez co dopiero po chwili zauważyłam moich przyjaciół wpatrzonych we mnie.

Ogłoszenia parafialne
🙃
Zapraszam was wszystkich do sprawdzenia książki z wierszami "Listy z Warszawy" autorstwa Lubie_Hemingwaya. Dopiero zaczyna, lecz mega mi się podoba to, co pisze i zachęcam was do przeczytania.
Moje rozdziały to dla mnie przepiękna odskocznia od tej uciążliwej rzeczywistości, więc staram się je pisać jak najczęściej i mam nadzieję, że w pewnym stopniu przyczyniam się też do waszego oderwania od codzienności.
Dziękuję za przeczytanie, komentarze i do następnego🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top