Rozdział 30

-Lucy powaliło cię?!

-Już dawno! - zaśmiała się i puściła jedną rękę.

-Wracaj tu natychmiast!

-Zluzuj - przeszła przez barierkę i usiadła na podłodze. - Widzisz? Nic się nie stało.

-Ale mogło - spojrzałam na dziewczynę.

-No nie powiesz mi, że nigdy czegoś takiego nie robiłaś.

-Robiłam, ale nie na takiej wysokości - poprawiłam włosy, a wtedy usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach.

-Wika... Szybko... Chodź... - zasapany Fred wpadł na mnie.- Nie ma... czasu - pociągnął mnie za rękę i zszedł z wieży.

-Co się dzieje? - spytałam. Lucy szła za nami i przysłuchiwała się dokładnie.

-Ada... i George - zaczął. - Oni rozmawiają, znaczy... krzyczą na siebie.

-O cholera - otworzyłam szerzej oczy. - Gdzie?

-Przy naszym przejściu do Miodowego Królestwa.

>>>

-Gdybyś nie była taką egoistką to nic by się nie stało! - stanęliśmy z Fredem i Lucy za zakrętem. - Ale oczywiście nie! Musisz taka być i tylko wszystkich wokół irytować!

-Zdradziłeś mnie i to moja wina?

-No na pewno nie cała, ale nie wmówisz mi, że jesteś taka święta!

-Gdybyś mnie w ogóle kochał to do tego by nie doszło!

-Od tygodnia próbowałem z tobą porozmawiać, myślisz, że po co? - wzruszyła ramionami. - Ja nadal cię kocham, kurwa zrozum to w końcu! - i nagle zapadła głęboka cisza. Ada próbowała grać silną, ale oczywiste było, że nie potrwa to długo.

-Czy to ten moment? - zapytał cicho Fred, a Lucy zakryła mu usta ręką.

-To nic nie znaczyło, jeden ogromny błąd - George też zaczynał być kruchy. - Jestem idiotą i wszystkim co najgorsze, wiem o tym, ale nadal mi na tobie zależy... To co zrobiłem było okropne i czuję się jak ostatni dupek. Tak bardzo cię przepraszam. Wiem, że słowa nic nie dadzą, ale... - brunetka przerwała mu, wtulając się w niego. Zachwiał się lekko i było widać, że nie spodziewał się tego. Oczywiście popłakałam się gdzieś w połowie jego wypowiedzi, zmywając tusz z rzęs.

-To aż takie smutne? - odezwał się Fred, gdy wchodziliśmy po schodach.

-No nie wiem, chyba tak - zaśmiałam się przez łzy.

-Ciekawe jak będzie teraz między nimi - zaczęła blondynka. - Tak jak wcześniej czy może trochę... Będą mieli bardziej sceptyczne podejście do siebie i tego całego związku.

-Ty nie wierzysz w miłość i drugą szansę, ale to nie oznacza, że takie coś nie istnieje - rzekł i zarzucił rękę na moje ramiona. - Będzie między nimi tak jak wcześniej, przynajmniej taką mam nadzieję.

-Co mnie cholera jasna ominęło, że Ada i George stoją na korytarzu i się przytulają? - podbiegła do nas Caroline.

-Były krzyki oraz płacz, lecz w końcu nastała upragniona miłość - powiedział Fred. Diggory spojrzała na niego niezrozumiałym wzrokiem. - Cytat z jakiejś książki Wiki, nie wnikaj.

-Muszę się zbierać - Lucy spojrzała na zegarek na mojej ręce. - Lekcję u Snape'a. Narka - spojrzała na mnie i Freda ostatni raz, znikając za zakrętem.

-To co? Partia szachów? - podpytała okularnica.

-Znowu cię ogram - rzekł rudzielec. - Więc spoko.

-Zabawne - prychnęła. - Zakład, że przegrasz?

-O galeona - uścisnęli sobie dłonie, a ja pokręciłam głową. Dzień bez zakładu to dla nich jak dzień stracony.

>>>

-I co? Mówiłem, że cię ogram - Fred uśmiechnął się zwycięsko. Siedziałam bokiem tylko po to, aby móc na niego patrzeć.

-Wygrałeś, bo oszukiwałeś - prychnęła.  - Jeszcze raz.

-Ale chcę moją wygraną - wystawił rękę w jej stronę. Podawszy mu je z wielką niechęcią rozglądnęła się po Wielkiej Sali, a jej wzrok spoczął na wejściu.

-Szmaciarz - rzuciła krótko. Obróciłam się, co niestety nie było zbyt dobrym pomysłem, bo siedziałam po turecku i straciłam równowagę. Wewnętrznie już czułam ból zderzenia się z podłogą, ale nie doczekałam się go. Czyjeś zimne ręce zdążyły mnie złapać i postawić w pionie. Otworzyłam oczy, a przede mną stał Zachary Faux. Nie uśmiechnął się, nie puścił mi oczka jak miał w zwyczaju to robić, nie założył mi włosów za ucho. Nawet nie patrząc mi w oczy szybko zdjął ze mnie dłonie i ruszył dalej. Szczerze mówiąc to miałam ochotę porozmawiać z nim tak samo jak kiedyś, wtedy kiedy było dobrze, a moim jedynym zmartwieniem były uczucia do Freda. Pomimo tego co zrobił ja po prostu tęskniłam. Obejrzałam się za nim. Siedział przy swoim stole na drugim końcu sali i tępo patrzył się gdzieś za plecy chłopaka, z którym rozmawiał. Mój Zach...

-Nie patrz na niego - powiedziała Caroline. - Nie pamiętasz co ci zrobił? Niech teraz on cierpi.

-Chyba wolę twoją Puchońską stronę - rzekłam, usiadłam z powrotem i wtuliłam się w bok rudzielca. Nic mi nie wychodziło, mój przyjaciel nadal był tylko moim przyjacielem, miałam kompleksy, martwiłam się o wszystkich zamiast o siebie, nie jadłam, nauka zaczęła mnie przytłaczać, a ucieczką od tego był tylko i wyłącznie sen.

-Zimna jesteś - powiedział cicho. Przekręcił głowę i potarł ręką o wierzch mojej dłoni. Przestawił pionka na szachownicy i odwrócił się lekko w moją stronę. - Nie pójdziesz ubrać czegoś cieplejszego? - nadal mówił cicho, jakby nie chciał, aby ktokolwiek usłyszał.

-Nie jest mi zimno - stwierdziłam. Spojrzał mi w oczy i pokręcił głową. - Skup się.

-Jesteś ważniejsza od jakiejś gry. Kończymy - powiedział do Caroline i wstał. Podał mi rękę i pomógł wstać.

-Jakby co to szukajcie mnie w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu - rzekła. - Nie wiem czy wrócę na noc - skierowała się do mnie. - Źle to zabrzmiało - skrzywiła się, lecz zaśmiała.

-Może jesteś chora - Fred przyłożył mi rękę do czoła. - Mówiłem Ci, że nie masz tak często chodzić na tę wieżę w takiej pogodzie - nie chciało mi się rozmawiać, więc tylko kiwałam głową. W ciszy doszliśmy do dormitorium chłopaków. Usiadłam na jego łóżku, a on wyciągnął z szafy szkarłatną bluzę i próbował wcisnąć mi ją przez głowę.

-Umiem się ubierać - pokręciłam oczami. Założyłam tą bluzę i wygodnie ułożyłam się na łóżku. Wzrok skierowałam za okno, a on chwilę mi się przyglądał.

-Więc - położył rękę na mojej nodze. - Jeśli wyjdziesz na dwór cienko ubrana to nie będę miły.

-Yhym - przytaknęłam i przymknęłam oczy.

-Widziałem jak patrzyłaś za Zacharym - siedząc na krawędzi łóżka bawił się sznurkiem od moich spodni. - Tęsknisz za nim? - przytaknęłam głową. Wziął głęboki wdech i również spojrzał za okno.

-On wcale nie jest zły Freddie - wychrypiałam.

-A jak wytłumaczysz to wszystko? - zapytał.

-Nie wiem. Chcę z powrotem tamte dni, bo naprawdę było dobrze. A może to co on mówi jest prawdą i teraz tylko go ranię? Mówiąc mu, że nie wierzę w to... Łamię mu serce, bo ma je delikatne, Freddie ja nie chcę tego - podniosłam się do siadu i spojrzałam mu w oczy. - Nie chcę tego, ja...

-Zamknij się już - pokręcił głową i przytulił mnie do siebie. - Po prostu myśl o czymś innym, nie o tym. Porób coś, nie wiem.

-Idę spać - wstałam z łóżka i ziewnęłam krótko.

-Gdzie idziesz? - spytał zdziwiony.

-No do dormitorium - odpowiedziałam, poprawiając okulary na nosie.

-Zostań ze mną.

-I tak będę spać, więc po co ci ja na ten moment?

-Też jestem zmęczony, no chodź - objął mnie w pasie i położył z powrotem na materacu. Typie, stop. - Dobranoc.

Perspektywa Caroline

-Tylko rozmawialiśmy!

-Takie bajeczki możesz wmawiać małym dzieciom, a nie mi! Widziałam ten twój uśmieszek na twarzy! - szłam dalej przed siebie, nawet się do niego nie odwracając.

-Jaki uśmieszek? Ubzdurałaś coś sobie i... Nosz cholera jasna nie mam zamiaru biegać za tobą po całym zamku! - chwycił mnie za ramię i gwałtownie zatrzymał.

-No? Proszę bardzo, tłumacz się - czemu wszyscy tak się zdradzają?

-Tylko z nią rozmawiałem, a śmiałem się może dlatego, że powiedziała coś śmiesznego? Byłoby miło gdybyś najpierw pomyślała, a dopiero potem dostawała focha na cały świat!

-Oliver ja nie jestem ślepa i głupia! Widziałam to twoje spojrzenie... - wciągnęłam powietrze próbując zakryć to, co czułam w środku. - Od kiedy ty w ogóle tak się kłócisz, hmm? - założyłam ręce na piersi. 

-Czekaj - przymknął lekko powieki. - Jakie spojrzenie?

-To... - wbiłam wzrok w podłogę. - Którym patrzysz na mnie - wyszeptałam.

-Nikt inny do końca moich dni nie zostanie zaszczycony tym spojrzeniem. Jesteś jedyną od trzech lat i myślisz, że nagle to by się zmieniło? Zrozum, ja wcale z nią nie flirtowałem.

-Przepraszam - powiedziałam skruszona. Pokręcił głową, podszedł bliżej i mnie przytulił. Tak mocno, że byłam pewna i poczułam się taka szczęśliwa, bo to najlepsze co mogłam wtedy poczuć. 

Perspektywa Wiktorii

-Fred - szturchałam go w ramię, ale nie budził się. - Wstawaj no.

-Co jest? - zapytał zachrypniętym głosem. Za oknem było już ciemno i tak trochę za długo spaliśmy.

-Ja jestem - Diggory odezwała się z drugiego końca pokoju.

-O niee - zakrył głowę poduszką, a ja zaśmiałam się cicho.

-Też cię kocham przyjacielu.

-Kto powiedział, że cię kocham? - podniósł się na łokciach. Wstałam i poszłam się lekko ogarnąć do łazienki. Były dwa wyjścia, pierwsze: wyszłabym, a tam Caroline siedziałaby na rudzielcu i biła go poduszką oraz drugie: wyszłabym, a wszystko byłoby na swoim miejscu. Wróciłam do pokoju, los wybrał opcję numer dwa.

-Wikaa - do dormitorium weszła Ada i George. Widok ich razem jakoś mnie uszczęśliwił. - List do ciebie.

-Czyżby cichy wielbiciel? - Fred uśmiechnął się jednym kącikiem ust i zaczesał grzywkę.

-No raczej nie, bo Darek mi go dał - odpowiedziała Kimberly.

-Dobra mordy w kubeł - usiadłam na podłodze obok Caroline. - Nigdy nie dostaję listów, więc to musi być coś ważnego - i zaczęłam czytać.

...uderzył głową i trafił do szpitala. Leży w śpiączce od tygodnia, lekarze nie wiedzą co mu jest. Uważam, że chciałby abyście wiedziały o jego aktualnym stanie zdrowia. Za tydzień będę wolna, więc zabiorę was do niego. Pozdrów bliźniaków i...

-Co jest? - Fred przykucnął przy mnie. Wstrzymałam oddech i tępo patrzyłam się w tekst na pergaminie.

-Co tam jest napisane? - zapytał George. Usiadł naprzeciw mnie i złapał za moją dłoń. Powoli wyciągnął list z moich rąk i zaczął czytać.

-Czemu macie takie miny? - Ada również dosiadła się do nas.

-Matthias, on... - rzekłam ledwo słyszalnie.

-Co? - wyrwała list swojemu chłopakowi i przeczytała go.

-Na pewno nic mu nie je... - zaczął Fred.

-Oh, nie odzywaj się, takie gadanie nie pomaga - przerwała mu okularnica. Żadne słowa by wtedy nie pomogły.

Ogłoszenia parafialne
Nie wiem czy to ja jestem jakaś dziwna, ale chłopak w mediach strasznie przypomina mi starszego Olivera.
Jak sądzicie, co się stało Matthiasowi? Zwykły wypadek czy może coś poważniejszego?
Dziękuję za przeczytanie i do następnego❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top