Rozdział 24
-Carooo - Cedrik potrząsał gwałtownie moim ramieniem.
-Odejdź - mruknęłam, próbując zakryć się kołdrą.
-Jeszcze czego. Zrobiłem Ci śniadanie, bo rodzice wcześniej wyszli trochę poznać okolicę.
-Która godzina? - podniosłam się do siadu i przetarłam oczy.
-Dziesiąta - podszedł do okna i rozsunął rolety.
-Jakim prawem budzisz mnie tak wcześnie w wakacje? - spojrzałam na niego.
-Prawem starszego brata - uśmiechnął się. Pokręciłam głową, unosząc kąciki ust. Wypchnęłam Cedrika z pokoju i ubrałam dżinsowe spodenki przed kolana oraz szarą bluzkę z jakimś napisem. Szybko przetarłam okulary i zbiegłam schodami do miejsca, z którego wyłaniał się zapach. Taka typowa kuchnia w apartamentach. Wszędzie biało, ale dosyć nowocześnie. Na stole sztuczne owoce i kwiaty, ogromna lodówka (jakby komuś było to potrzebne), wszędzie szufladki, ale połowa pusta i inne mało istotne elementy. Wyjęłam szklanki z górnej szafki, bo on zapewne zapomniał i jakimś cudem chwyciłam sok z lodówki. Równie dobrze mogłam wyjąć tackę, tak jak by to zrobiła Wiktoria, ale jej nie było, więc jakoś inaczej musiałam sobie radzić. Przeszłam do jadalni połączonej z salonem i ustawiłam wszystko na stole.
-Nie wierzę, że sam to zrobiłeś - popatrzyłam na już pusty talerz. - Muszę powiedzieć Amber, że świetnie gotujesz i żeby cię brała, bo takich mało - zaśmiałam się.
-Tylko spróbuj - wskazał na mnie palcem i zrobił groźną minę.
-Tylko żartuję, jeju. Tak w ogóle to nadal jej tego nie powiedziałeś? Cedrik jestem od ciebie młodsza, a mam chłopaka i ogólnie udane życie miłosne.
-W życiu bym nie pomyślał, że mój przyjaciel będzie chodził z moją siostrą - pokręcił głową. - Miałem taką ochotę mu wpieprzyć w tym roku.
-Zmieniłeś temat, ale już nie przesadzaj. Ważne, że teraz jest dobrze.
-Ta, tylko mu się do łóżka za prędko nie pakuj. Najlepiej to w ogóle nie dotykajcie się, krew mnie zalewa jak widzę, gdy trzyma dłoń na twojej talii albo niżej - powiedział, a ja zaśmiałam się krótko. To nawet urocze.
-Jak na razie nie czujemy do siebie mega pożądania, więc nie musisz się martwić - rzekłam i poprawiłam włosy.
-Caroline, to jest dojrzewający chłopak, ja bym nie był taki pewny wszystkiego. Wiem co siedzi u takich w głowach. Lepiej uważaj.
-Nie przesadzasz? Mam własny rozum, wiem jak o siebie zadbać - stwierdziłam i upiłam łyk soku.
-Po prostu martwię się o ciebie, okej? Przyjaźnimy się z Oliverem, ale zrozum mnie - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Okej - uśmiechnęłam się do niego i wstałam by pozbierać rzeczy ze stołu. Odstawiłam wszystko do zlewu i poszłam zobaczyć widok z salonu. Weszłam na balkon i prawie oślepłam. Po chwili przyzwyczaiłam się do słońca i podeszłam do barierki. Szum morza, żółty piasek, przyjemne ciepło, niedaleko budka z lodami. Spodobałoby się tu Adzie. Kocha takie klimaty.
-Fajnie, co nie? - usłyszałam brata za plecami. Przytaknęłam głową i odwróciłam się.
-Kiedy idziemy popływać? - spytałam się.
-Jak wrócą. A teraz chodź, bo zgubiłem klapki.
-Serio? Jak mogłeś zgubić coś, co miałeś cały czas na nogach? - podeszłam do niego.
-Nie wiem dobra? One wszystkie mają jakąś zdolność bawienia się w chowanego - powiedział i głęboko westchnął. Zaśmiałam się i ruszyłam na poszukiwania.
>>>
-Jezu, no rusz się - powiedziałam zniecierpliwiona, opierając się o framugę drzwi. W końcu wyprostował się i założył na ramię torbę plażową. Dźgnął mój brzuch przechodząc obok mnie. - Ty karaluchu!
-Sama jesteś karaluchem. Kto ostatni na plaży ten przegrywa! - krzyknął i wybiegł z domu. Czemu zdjęłam wtedy te pieprzone klapki? Dlaczego akurat wtedy? Szybko ubrałam je, ale nie wybiegłam drzwiami. Znalazłam się na balkonie i przeszłam przez barierkę. Skoczyłam na piasek i podeszłam bliżej morza. Dobrze, że nie było zbyt wysoko. Trochę dziwne w sumie, że nie było drzwi od strony plaży, trzeba było wyjść głównymi i okrążyć cały dom. Gratulacje dla architekta, baletnicy, debila.
-Przegryw! - odwróciłam się.
-Ale jak? Przecież...- zrobił zdziwioną minę i zaczął machać ręką.
-Nieważne jak, ważne, że przegrałeś! - wytknęłam mu język. Nic nie mówiąc położył torbę na ziemi i wyjął z niej koc. Rozłożył go, a na plażę weszli nasi rodzice. Mama w okularach przeciwsłonecznych typu "mucha" i z torbą jakichś kremów oraz olejków, a tata z parasolką w dłoni. Obydwoje uśmiechnięci od ucha do ucha.
-No dalej, zdejmujcie te ubrania, muszę was kremem nasmarować, bo jeszcze się spalicie jak ten tutaj rok temu - odezwała się mama, wskazując głową na swojego męża. Na samo wspomnienie czerwonego i nie pozwalającego się dotknąć taty zaśmiałam się głośno. Cała w kremie i fioletowym stroju kąpielowym weszłam do ciepłego morza. Izrael nigdy nie wydawał mi się ciekawy, ale ważne, że jest z dostępem do morza.
-Zawadzasz mi drogę, przesuń się - Cedrik popchnął mnie, wynurzając się z wody.
-Mogłam umrzeć! Powaliło cię? - spojrzałam na glony za mną.
-To tylko rośliny - powiedział poważnie.
-Zabójcze! - krzyknęłam i próbowałam odbiec. - Chodź, bo umrzesz! Wciągną cię na drugą stronę! - ciągnęłam go za rękę. - Ile ty ważysz?- po chwili ciszy, w której patrzył na mnie wzrokiem typu "Nadmiar wody ci szkodzi", wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Dobrze udawałaś mega przejętą, prawie bym uwierzył, że serio się boisz - rzekł, nadal się śmiejąc.
-No oczywiście, że dobrze. Chodź, zrobimy wyścigi! Kto szybciej dopłynie do... tamtej łódki.
-Dobra, ale gdzie start? - spytał się, wycierając włosy. Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się.
-Może przy tym czymś?
-Chodzi ci o butelkę? O tym pływającym mówisz? - podszedł bliżej brzegu. Kiwnęłam głową i ruszyłam za nim. - Za chwilę start, przygotuj się.
>>>
-Mamo! Cedrik mnie bije!
-Uspokójcie się, jesteśmy wśród ludzi - spojrzała na nas, a brązowe włosy zawirowały wokół jej twarzy. Uśmiechnęła się lekko i weszła pomiędzy mnie, a szatynka. - Trzeba było też go lekko popchnąć. Jesteś kobietą, od czegoś biodra masz, no nie?
-No tak - zaśmiałam się. - Zobaczcie! Ale ładne - podbiegłam do witryny sklepu z antykami.
-O nie, nie, moja droga. W zeszłym roku już Ci kupiliśmy zegar i w ogóle o niego nie dbasz - tata złapał mnie za ramiona i odciągnął. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu zamilkłam. Skręciliśmy w lewą uliczkę, a Cedrik się potknął i przewrócił.
-Gdzie idziemy? - spytał, otrzepując kolana z brudu. Wtedy spojrzałam przed siebie. Tłum ludzi, a gdzieś pośród ich wszystkich świecąca wieża.
-Wieża zegarów - stwierdziła moja mama.
-Ładnie tu - rozejrzałam się wokoło. - Tak... Typowo. Cedrik idź zarywać - szturchnęłam go w ramię.
-Co? Dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Jakieś dziewczyny na ciebie wskazują palcami i się chichrają - spojrzał w tamtą stronę. Uśmiechnął się do nich szeroko, a jedna z nich aż usiadła na chodniku. Zaśmiałam się i w sumie to chciałam zagadać do nich, ale one chyba bardziej były napalone na mojego brata niż na rozmowę z jego młodszą siostrą.
Tata zrobił nam kilka zdjęć i ruszyliśmy w stronę plaży, która była niedaleko. Boso weszłam po kolana do jeszcze cieplejszej wody i spojrzałam za siebie. Wszędzie ludzie i aż kusiło, żeby kogoś poznać, taka szansa nie mogła się zmarnować. Problem był w tym, że wszyscy mieli co najmniej 18 lat. Te dzieci chyba zamykają w domu po 6 wieczorem. Wlepiłam wzrok w bezgraniczne morze i zamyśliłam się tak bardzo, że nie usłyszałam jak ktoś idzie w moją stronę. Przetarłam policzek i niespodziewanie poczułam popchnięcie. Zbyt mocne. Nie utrzymałam równowagi i wleciałam do wody. Słona woda mmm, nie polecam. - Zginiesz, okej?
-Nie - stwierdził poważnie i uciekł na brzeg, gdy zauważył, że wstaję. Wybiegłam z wody i zaczęłam go gonić, ale po chwili schował się za rodzicami, więc zatrzymałam się. Moją uwagę przykuło zwykłe, czerwone, małe wiaderko, takie jak ma każdy za dzieciaka. Chwyciłam je ostrożnie i skierowałam się w stronę morza by je napełnić. Cedrik akurat rozmawiał z tatą i nie zwracał na mnie uwagi. Mama widząc moje zamiary uśmiechnęła się lekko i odsunęła. Zrobiłam małe okrążenie i stanęłam za szatynem. Szybko chwyciłam za kołnierzyk jego bluzki i wylałam za nią zawartość wiaderka. Nie podskoczył, nic nie zrobił tylko stał i zaczął się śmiać pod nosem. - Musiałaś, prawda? - spojrzał na mnie i zdjął koszulkę.
-Tak, zemsta jest słodka - rzuciłam wiaderko na piasek i ubrałam klapki. Po chwili postanowiliśmy wrócić i przechodząc obok wieży ponownie szturchnęłam brata.
-Co znowu?
-Te dziewczyny się roztapiają - zaśmiałam się cicho, wskazując na nie głową. - Ty masz już wybrankę serca, zakładaj tę koszulkę - wbiłam mu palce w brzuch.
-Przestań w końcu o niej mówić!
-Jesteśmy pięć tysięcy kilometrów od niej, nie musisz się bać, że usłyszy - związałam mokre włosy w kucyka.
-Kobiety słyszą wszystko! - zakręcił bluzką w powietrzu kilka razy i odwrócił się jakby przerażony myślą, że Amber stoi tuż za nim.
Ogłoszenia parafialne
Przepraszam za wszelkie błędy, ale nie mam siły ich poprawiać :/
Zauważyłam ostatnio coś wow! Wbiło tysiąc wyświetleń i z każdym dniem rosną, a ja nie wiem jak to się dzieje😅 Dziękuję, że jak na razie wytrzymujecie, obiecuję, że nie pożałujecie😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top