Rozdział 16

Perspektywa Wiktorii

-Widzę przed tobą świetlaną przyszłość.

-A co dokładniej?

-To znicze albo stos, na którym spłoniesz - stwierdziła Ada, kręcąc rękoma nad szklaną kulą. Zaśmiałam się cicho i rozejrzałam po klasie. George spał, Fred próbował nie spać, Caroline rozmawiała z Wood'em, a w tle Zachary położył nogi na stole i wpatrywał się w okno. Odwrócił wzrok i pomachał do mnie. Z mimiki jego dłoni wywnioskowałam, że ma ochotę wyskoczyć przez te okno. Po chwili dostałam od niego karteczkę, na której widniał napis:
"Ją równie dobrze też możemy przez nie wyrzucić", a dół kartki zdobił nawet ładny zaczarowany rysunek. "Zgadzam się" odpisałam i podałam kartkę z powrotem. 

"A tak w ogóle to ładnie dziś wyglądasz Roger" przeczytałam na następnej kartce.

"Wiem, ja zawsze wyglądam świetnie. Od kiedy przeszliśmy na nazwiska, Faux? Wolę twoje imię, jest ciekawsze".

-Zamiast uważać to się liściki wysyła do Zachary'ego? Oj nieładnie Wiktorio, nieładnie- powiedział George, gdy lekcja się skończyła i wyszliśmy z tego bunkru zwanego klasą wróżbiarstwa.

-Ty się mnie nie czepiaj, kto prawie cały czas spał, hmm?

-To co innego - prychnął. - Mój młody organizm potrzebuje snu, a nie wybieram sobie kiedy akurat będzie najbardziej go potrzebował.

-Dzisiaj Noc Duchów, co nie?- spytała Ada, wracając do nas myślami.

-Tak. Ciekawe jaki Harry będzie miał humor. No wiecie - spojrzałam na przyjaciół, poprawiając torbę na ramieniu.

-Sądzę, że czymś się tak zajmie, iż raczej o tym nie pomyśli - odezwała się Kimberly. -  A tak w ogóle, to gdzie jest Caro? - rozejrzeliśmy się.

-Chyba poszła gdzieś z Oliverem.

-Równie dobrze mógł ją ktoś porwać - rzekł Fred. Spojrzałam na niego, a on wzruszył ramionami. - Może Snape? Co myślisz?- szturchnął mnie i przypomniałam sobie jak obrzydzał mi życie wtedy zanim spadł ten kociołek. Zatrzymałam się i patrzyłam na odchodzących przyjaciół, którzy nie zauważyli, że stanęłam. Ale wtedy Fred się odwrócił i zatrzymał. Patrzyłam na niego, a on zrobił pytającą minę. My się prawie pocałowaliśmy. Chłopak podszedł do mnie. - Wszystko dobrze? - przytaknęłam głową. - Chodź, za chwilę będziemy już w Pokoju Wspólnym - chwycił mnie delikatnie za rękę i prowadził nas do wieży Gryffindoru. Szłam za nim, patrząc na nasze dłonie i wtedy łzy napłynęły mi do oczu. Zauważył to, gdy odwrócił się w celu sprawdzenia, czy ktoś nie idzie. - Co się stało? 

-Nic - mruknęłam, choć nie wiem czy zrozumiał. - Możemy iść?- spojrzał na mnie niepewnie, ale kiwnął głową. Resztę drogi zerkał na mnie co chwilę, a ja po prostu nadal nie dowierzałam. Weszliśmy do dormitorium, gdzie usiadłam na jego łóżku, zdjęłam okulary i przetarłam oczy, czym już rozmyłam sobie tusz. Usiadł obok i złapał mnie za dłoń, zastanawiając się, co mi powiedzieć.

A reszta tej sytuacji jakby się w ogóle nie wydarzyła.

>>>

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami. Byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że poczułam, iż to nie jest moje łóżko i nadal jestem w ubraniu dziennym.

-Mógłbyś być ciszej? - szepnął ktoś z wyrzutem.

-Co jest? - spytała Ada. - Dlaczego ona śpi w twoim łóżku?

-Jak szliśmy z wróżbiarstwa, to w pewnym momencie się zatrzymała, ale wy tego nie zauważyliście, jakoś dziwnie się zachowywała, później się prawie popłakała, przyszliśmy tutaj... Nie powiedziała co się stało - mówił Fred i słyszałam jak chodzi po pokoju. - Nie mam pojęcia, co się mogło stać, może ja coś zrobiłem. Jesteście dziewczynami, najlepiej ją znacie... Zróbcie coś - przedstawił szybko sprawę, a na koniec po prostu wyszedł.

-Dobra, zostawię was - rzekł George. Gdy tylko usłyszałam zamknięcie się drzwi usiadłam na łóżku, a dziewczyny spojrzały na mnie.

-Nie spałaś? - spytały razem.

-Od jakiegoś czasu nie - mruknęłam, przecierając kąciki oczu. Usiadły naprzeciwko mnie, obydwie się zastanawiając jak zacząć.

-Co się stało? - zapytała Caroline. Sięgnęłam po okulary i je ubrałam, a zanim się odezwałam spojrzałam jeszcze na drzwi.

-Jak mieliśmy szlaban, ten u Snape'a, usiadłam sobie, bo nie wziął nam różdżek i Fred podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Nagle tak zrobiło się... inaczej i... prawie się pocałowaliśmy - bawiłam się swoimi palcami i gdy uniosłam wzrok Diggory miała szerzej otwarte oczy.

-Prawie? 

-No prawie, bo kocioł spadł i... odsunęliśmy się od siebie, ale później wpatrywaliśmy się w siebie i zrodziła się u mnie nadzieja, że... że cokolwiek się jeszcze stanie, że on może... coś czuje - stwierdziłam, końcówkę mówiąc przyciszonym głosem.

-Ale co w tym smutnego? To chyba fajnie, że byliście tak blisko - stwierdziła Caroline, a Ada tylko słuchała.

-Bo dotarło do mnie, że gdybyśmy się pocałowali, może powiedziałabym mu, że ostatnio ciągle o nim myślę... - łzy napłynęły mi do oczu. Merlinie, jaka żenada. - Ja teraz nie będę miała odwagi mu tego powiedzieć - spojrzałam na nie ze skruchą, po chwili wracając do swoich palców. Ada przytuliła mnie do siebie, a Caroline wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Spojrzałam na zegar i poczułam, że pojedyncza łza spływa mi po policzku. - Idziemy na kolację? Umrę zaraz z głodu - zaśmiałam się krótko, a Ada wytarła tę łzę. Jeszcze raz porządnie mnie przytuliła, słabo się po tym uśmiechając i w końcu wstałyśmy. - Ojeju, jedzenie - powiedziałam, gdy usiadłyśmy już przy stole w Wielkiej Sali. Nałożyłam sobie zdecydowanie za dużo, ale dziewczyny uśmiechnęły się na ten widok. Bliźniaków zobaczyłam na samym końcu stołu, jeden z nich właśnie na mnie spoglądał, jednak nie chciałam tak o tym myśleć i kontynuowałam jedzenie. Nie na długo.

-TROL JEST W LOCHACH, TROL JEST W LOCHACH - do Wielkiej Sali wbiegł przerażony turban, czyli nauczyciel obrony przed czarną magią, a Dumbledore wstał. - To chyba źle - powiedział i zaraz po tym runął na ziemię. Wszyscy wstali, zaczęli krzyczeć i panikować. Dalej jadłam, patrząc na innych. Chciałam dokończyć tę kolację. 

-CISZA - usłyszałam dyrektora, a uczniowie ucichli i wpatrywali się w niego. - Panika jest tutaj nie wskazana! Prefekci, proszę odprowadzić swoje grupy do ich dormitoriów. Nauczyciele pójdą za mną do lochów - zakończył swoją wypowiedź, więc wytarłam ręce i wstałam, kręcąc głową.  Złapałam się z Adą za rękę, żeby się nie rozdzielić i próbowałyśmy przepchać się przez tłum przestraszonych ludzi.

-Gdzie jest George? - brunetka rozglądała się na boki. - A Caroline?

-Z Oliverem - wskazałam palcem na trzymającą się za dłonie parę. - Merlinie, gdzie są bliźniacy? - zaciągnęłam dziewczynę na bok, by rozejrzeć się po ludziach. Gdzieś w tłumie zauważyłam rude czupryny. George wyglądał znad tłumu, zapewne w poszukiwaniu Ady, a gdy nas spostrzegł złapał Freda za ramię i obydwoje podeszli do nas.

-Nie możemy się rozdzielać, już się zaczynałem martwić - zaśmiał się George. - Chodźcie - ruszyliśmy za grupą starszych gryfonów.

-Jezu, dlaczego te dzieci tak panikują? - odezwałam się, gdy kolejny mały bachor szturchnął mnie i Adę.

-Uważaj jak łazisz, bo ci różdżkę w tętnice wbiję! Nosz cholera jasna!- wydarła się brunetka i aż inni na nas spojrzeli. Za dużo bodźców na raz.

Dotarliśmy do Pokoju Wspólnego, w którym była już co najmniej połowa Gryfonów i usiedliśmy na podłodze przy kominku, ponieważ kanapy były już zajęte. 

-Dlaczego oni to tak przeżywają? - spytałam, patrząc na rozjuszonych uczniów.

-Może dlatego, że trol jest w zamku?- odezwał się Fred, marszcząc brwi.

-No i co z tego? Przecież nikt nie zginie - Fred spojrzał na mnie i pokręcił głową, wzdychając głęboko.

Po dłuższym czasie do Pokoju Wspólnego wszedł Harry, Ron i ta mała wredota z pociągu.

-Ron! - zawołałam, a chłopak odwrócił się i podszedł do nas. - Gdzie wyście byli? - do Rona podszedł jeszcze Harry i obydwoje powiedzieli nam w szczegółach, co się stało. Co prawda rudowłosy mówił więcej, ale ważne, że w ogóle. Po wcześniejszej akcji wątpiłam czy mnie lubi.

-Czyli punktacja się nie zmieniła, podsumowując? - zapytał Fred pod koniec ich wypowiedzi.

-Serio? Twój brat walczył z Górskim Trollem, a ty martwisz się o punkty? Od kiedy ty tak w ogóle się przejmujesz punktami? Sam je tracisz prawie codziennie - rzekłam, lustrując go z niedowierzaniem.

-Nie chcę, żeby Slytherin wygrał Puchar Domów - stwierdził, po czym uniosłam brew. Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając, aż w końcu poszliśmy do swoich dormitoriów.

>>>

-O nie, widzę tę irytującą kreaturę - powiedziała Caroline. - Ostatnio znowu z nim rozmawiałam nie wiedzieć czemu. Masakra! Choć... nie jest aż taki zły.

-Gracze zajmują pozycje, a Pani Hooch wchodzi na środek, by zacząć mecz! - po boisku rozległ się głos Lee Jordana. Spojrzałam na obie drużyny.

-Nawet ładny ten szukający Slytherin'u - szturchnęłam Adę, a mecz się zaczął. Znicz zniknął wszystkim z pola widzenia, więc uwagę przykuły tłuczki i kafel przerzucany z rąk do rąk. Angelina zdobyła 10 punktów.

-Widziałaś jak Oliver obronił? To było świetne! - krzyknęła do mnie Diggory.

-Chyba Flint się wkurzył - powiedziałam, gdy Gryffindor zdobył kolejne 10 punktów.

-Oliver! Jezu Oliver dostał! - Caroline zakryła buzię dłonią.

-Ha, Angelinę sfaulowali - ale to było wredne.

-Harry'emu chyba zaczyna odbijać - rzekła Ada. - Miota nim jak szatan!

-On zaraz spadnie! Ja nie wiem czy te jego chude rączki go utrzymają - odezwałam się. - Oo jednak przeżył!

Harry ruszył za szukającym Ślizgonów. Przepychali się, a gdy Znicz leciał w kierunku ziemi ten drugi zrezygnował, lecz bliznowaty leciał nadal. Stanął na miotle i miał go już na wyciągnięcie ręki, niestety, postawił jeden zły krok i runął. Nastała dziwna cisza, podczas której wszyscy obserwowali Pottera.

-On zwymiotuje? - spytała Ada i długo nie musiała czekać na odpowiedź. Harry wypluł Złoty Znicz.

-Gryffindor wygrał! - usłyszałam głos Pani Hooch, a szkarłatne trybuny wybuchły oklaskami.

Mecz się zakończył i Gryfoni w świetnych humorach wracali do zamku, wkurzając Ślizgonów.

-Nieźle wam poszło - odezwałam się, gdy bliźniacy wyszli z namiotu. Oliver wyszedł, a Caro wręcz rzuciła się na niego.

-Nic ci nie jest? - zaczęła go oglądać.

-Nie, dobrze jest - Wood uśmiechnął się lekko i przytulił ją do siebie.

-Nie czujecie się dziwnie? - zapytał się George, patrząc na mnie i Freda. Dochodziliśmy już do zamku jako jedni z ostatnich.

-A co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

-No wiesz, ja jestem z Adą, Caro jest z Oliver'em, tylko wy takie wyrzutki - był kompletnie poważny, przez co dostał ode mnie i Freda w ramię.

-My mamy siebie. Ktoś przynajmniej się cały czas nie mizia - rzekł Fred i zaczął udawać, że namiętnie się z kimś całuję. - Oh Ada, ale ja cię kocham cmok, cmok, cmok.

-Ja jeszcze nie widziałam ich całujących się, więc nic nie mówię, ale sądzę, że całowanie jest fajne więc na pewno często to robicie, hmm? - szturchnęłam Adę i uśmiechnęłam się
- Cmok cmok.

-Wy lepiej siebie całujcie, a nie powietrze - powiedziała brunetka. - Obydwu się to wam spodoba - poruszyła znacząco brwiami. - Jeśli ja mówię, że coś jest fajne, to jest fajne - uśmiechnęła się do George'a, a on do niej.

-Baardzo fajne.

-Ciekawe czy już malinki sobie robią - rzekłam cicho do Freda. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

-Trzeba to sprawdzić, nie wiem co oni robią w dormitorium, gdy nikogo nie ma.

Ogłoszenia parafialne
-Brak ogłoszeń parafialnych-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top