Rozdział 101

Perspektywa Wiktorii

Rozległo się pukanie do drzwi, na które od razu podniosłam się z kanapy, odkładając na stół papiery. Nie poprawiłam nawet włosów ani kardiganu, spojrzałam jedynie na Hariet, która była oburzona faktem, że została obudzona i przeszywała mnie wzrokiem. Pobiegła jednak zaraz za mną na korytarz i kręciła mi się pod nogami, więc zanim dotarłam na koniec, zdążyłam się o nią raz prawie potknąć. W końcu jednak przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi, aby zobaczyć stojącego za progiem Zachary'ego. Uśmiechnął się, a ja wpuściłam go od razu do środka, szybko omiatając korytarz wzrokiem i zatrzymując stopą kotkę, również wyglądającą za próg.

-Przyniosłem wino - oznajmił, zdejmując buty pod ścianą i spojrzałam na niego, unosząc brwi z uśmiechem. - Żartuję, mam dwa. Wziąłem też przysmak dla Hariet.

-Jedno dla każdego? - odezwałam się, zakluczając drzwi, na co przytaknął, poprawiając szarą bluzę.

-Nie uwierzysz nawet, co do tego załatwiłem. Jakiś mugolski wynalazek, idealne dla nas - odparł, a ja posłałam mu pytające spojrzenie, prowadząc go już do salonu. Miał ze sobą torebkę, z której wyciągnął jakąś siatkę i tak się w nią zapatrzył, że prawie wszedł w ścianę na końcu korytarza. - O cholera, życie mi przed oczami przeleciało - mruknął, łapiąc mnie za rękę. - Ale jednak żyję, więc wracając... No popatrz tylko.

-Co to niby jest? - spytałam, siadając na swoje miejsce na kanapie i patrzyłam jak stoi naprzeciwko mnie, trzymając w obydwu dłoniach jakieś dziwne kieliszki.

-Daj mi korkociąg - powiedział, kucając przy stole i chwycił za jedną butelkę. Podbiegłam do szafki w kuchni i wróciłam do niego zaciekawiona, czekając, aż wyjmie korek. - Teraz po prostu mocujesz to do gwintu... - zaczął, majstrując coś chwilę - i proszę bardzo, możesz pić z butelki, a zarazem z kieliszka - wstał, podając mi całą butelkę i się uśmiechnął. Patrzyłam na niego moment, po czym się zaśmiałam, kręcąc głową.

-Uwielbiam cię - mruknęłam, patrząc, jak otwiera drugą butelkę. Po chwili wstał i stuknęliśmy się winami, upijając wspólnie pierwszego łyka.

-Mama to gdzieś zobaczyła i mi o tym powiedziała, więc pojechałem tam, gdzie to widziała i kupiłem - odparł, rozkładając się na fotelu, a ja wróciłam na kanapę. - W ogóle to, jak mowa o niej, powiem Ci coś. Rozwodzi się z tatą.

-No co ty? Dlaczego? - szczerze się zaskoczyłam, przenosząc na niego spojrzenie akurat, gdy Hariet na niego wskoczyła i ułożyła się w kłębek.

-Nigdy bym tego nie podejrzewał, ale okazało się, że tata pracował dla Sama Wiesz Kogo podczas pierwszej wojny. Wtedy to przetrwała, lecz teraz uznała, że nie ma zamiaru tak narażać siebie samej oraz mnie. Nie, żebym jakoś szczególnie za nim przepadał, ale strasznie mnie to zbiło z tropu.

-I jak to teraz wygląda? Mieszkają już osobno?

-Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dom, jak i pieniądze, są jej. Jako projektantka mody mogła sobie spokojnie na wszystko pozwolić, a ojciec okazuje się, że oprócz ładnej buźki jest zwykłym nieudacznikiem. Wyrzuciła go na zbity pysk z jakimiś marnymi kieszonkowymi i ma teraz lato wyzwolonej kobiety. Świetny widok - westchnął z uśmiechem, biorąc kolejnego łyka. - Poznałem ją z Dominicem i mam już wrażenie, że wolą siebie nawzajem ode mnie.

-Twoja mama to ikona - stwierdziłam ze śmiechem, czytając kolejną linijkę tekstu, choć i tak nic nie rozumiałam.

-Co ty robisz? - zapytał, biorąc kotkę na ręce i wstał, siadając obok mnie. Odstawił butelkę na stół i wyjął mi z dłoni kartki, w zamian wkładając mi do nich moje wino. - O Merlinie, urzędowa paplanina. Nie czytaj, przejdź od razu do wytłuszczonego tekstu i podpisz, gdzie trzeba bądź podrzyj.

-Miałam zamiar tak zrobić, ale pogrubiony tekst to tylko jedno zdanie, z którego nic nie wynika. Nic nie rozumiem, a przyszło priorytetem, więc wypadałoby zrozumieć, no nie? - spojrzał na mnie i pokręcił głową, składając papiery w pół i rzucając je na blat.

-Jest piątek, a ty się chcesz przejmować czymś takim? Pomyślimy nad tym kiedy indziej, trzeba się zrelaksować. Myślałem nawet, żeby się rozerwać, słuchaj - usiadł po turecku bokiem do pokoju, zachęcając mnie do upicia wina. - Trzeba ogarnąć dziewczyny i kogo tam chcesz i wychodzimy na miasto. Plan jest taki, że zaczynamy się teraz ogarniać, robimy makijaż, włosy, tobie przydałoby się też paznokcie zrobić. Wytańczymy się, upijemy, zrobimy coś głupiego i rano budzimy się z potwornym kacem oraz bez jednego buta. Wchodzisz w to? - oparłam głowę o zagłówek w połowie jego wypowiedzi, spoglądając w sufit, by to sobie wyobrazić. Z jednej strony to chyba każdemu z nas przydałoby się coś takiego i może rzeczywiście zrobiliśmy coś głupiego, ale z drugiej strony to w cholerę nieodpowiedzialne. Chociaż nie, to chyba też pewnego rodzaju zachęta.

-Pomalujesz mi paznokcie i pomożesz wybrać sukienkę? - spytałam, przenosząc na niego wzrok, na co uśmiechnął się szeroko.

-Oczywiście kochana. Dobrze, że wziąłem ze sobą ubrania, wiedziałem, że dasz się namówić. Powiadomię dziewczyny, żeby zaczęły się ogarniać, a ty idź do szafy i wyjmij każdą opcję - odpowiedział i wstał, również pociągając mnie do góry wolną ręką.

-Chłopaków też bierzemy? Znaczy, naszych chłopaków - zwęził oczy, zastanawiając się nad moją propozycją i westchnął krótko.

-Można, zapytać trzeba. Jest tylko jeden warunek - uniósł palec, a ja przytaknęłam i na moje usta wkroczył uśmiech. - Zero miziania się, jak będziemy wszyscy razem. Taniec okej, złapanie za rękę okej, ale zero całowania. Zadanie na dzisiaj, żeby wszyscy byli nie tyle, co pijani, ale spragnieni - wskazał na mnie palcem z dumnym wyrazem twarzy. Pokiwałam głową z uznaniem dla pomysłu i od razu się zgodziłam. To nie może być takie trudne.

>>>

-Wika, gdzie jest Ada?!

-Co? - spytałam, odwracając się od baru i chłopaka za nim.

-Ada! - powtórzyła Caroline, przybliżając się do mnie, a ja się rozejrzałam po klubie.

-Ostatnio widziałam ją tańczącą z Zacharym i Dominicem - odparłam, ale miałam wrażenie, że mówię za cicho.

-Oni siedzą z chłopakami przy stoliku! - odpowiedziała, posyłając mi zmartwione, a zarazem przyciemnione spojrzenie. Zamilkłam na chwilę, próbując się skupić, lecz marnie mi to wychodziło, bo gdy tylko sobie uświadomiłam, że muszę wytrzeźwieć, zabolała mnie głowa.

-Patrzyłaś w toalecie?! - odparłam finalnie, na co brunetka od razu przytaknęła.

-No tak! Co jeśli coś jej się stało albo ktoś ją porwał?! - kontynuowała Caroline, nie przenosząc ze mnie wzroku, a ja swój przeniosłam jeszcze raz na tłum rozjaśniany pojedynczymi, kolorowymi światłami.

-Nie jest aż tak pijana, żeby się dać!

-Coś nie tak? - odezwał się głos przy moim drugim uchu, więc spojrzałam na barmana, uśmiechając się delikatnie.

-Koleżanka się zgubiła! - powiedziałam w jego stronę. Oparł się o swoje miejsce pracy i spojrzał w bok, nagle machając ręką w czyjąś stronę. Diggory oparła się o mnie, wdychając głęboko powietrze, podczas gdy brunet za blatem kiwnął głową w moją stronę z uśmieszkiem. Podszedł do nas jakiś mężczyzna w garniturze i nachylił się przez blat z poważną miną, słuchając słów barmana.

-No to jak koleżanka wygląda? - zapytał w pewnym momencie ochroniarz, lustrując mnie spojrzeniem.

-Niska, kręcone, brązowe włosy! Cała na czarno, ma tatuaż na obojczyku i kolczyki! - jedyne, co zdążyłam o niej pomyśleć, ale ochroniarzowi najwidoczniej to starczyło, bo kiwnął głową i odszedł. - Dzięki!

-Dla Ciebie wszystko - odpowiedział brunet, puszczając mi oczko, na co się uśmiechnęłam i poczułam, jak Caroline pociąga mnie za ramię.

-Co tu... - zaczęła, ale ja ją ściszyłam, odwracając się bardziej w jej stronę.

-Trochę flirtu i dostaję darmowe drinki, laska, nawet Fred mnie namówił - oznajmiłam i zaśmiałam się z jej wyrazu twarzy.

-Tylko nie wplącz mu się do łóżka przypadkiem! - stwierdziła, zapominając, że wciąż krzyczy.

-On na to liczy, ale o to chodzi! Spokojnie, w końcu jest tutaj pięciu naszych chłopaków, no nie? - nie odpowiedziała, kiwnęła jedynie głową z dziwnym wyrazem twarzy, więc wcisnęłam jej do rąk mojego niedokończonego drinka.

To wybicie z rytmu dało się we znaki, bo gdy przestałam rozmawiać z Caroline, dotarło do mnie, jak dudniąca muzyka zaczyna boleć mnie w uszy. Odwróciłam się z powrotem w stronę blatu, ale "mój przystojny barman" akurat obsługiwał jakąś grupkę mężczyzn, co nie przeszkodziło mu jednak w rzucaniu mi ulotnych spojrzeń. Przyjmowałam je z uśmieszkami i trzepotaniem rzęs, oczywiście całkiem naturalnie poprawiając dekolt oraz włosy. Jak niewiele wystarczy, aby podniecić niektórych facetów.

Rozejrzałam się wokoło, powoli nabywając ochotę na jakikolwiek ruch i na parkiecie w oczy rzucił mi się Oliver z Caroline, na których patrzyłam zdecydowanie za długo. Jednak reszta punktów, jeśli się na nich nie zatrzymałam na dłużej, się rozmazywała i była zbyt kująca w oczy. Chciało mi się śmiać, choć nie do końca wiem dlaczego, a zarazem wciąż martwiłam się o Adę oraz obecność innych. Naprawdę nie lubię być pijana.

-Przepraszam - poklepał mnie ktoś po ramieniu i gdy się obróciłam, ujrzałam ochroniarza. - Koleżanka stoi na dworze z jakimś chłopakiem, upierając się, że go zna - obwieścił, zapewne czekając na jakąś moją reakcję. Z kim ona do cholery mogłaby tam stać, skoro wszyscy nasi znajdowali się w środku? Przytaknęłam jednak głową w stronę mężczyzny, rzucając mu krótki uśmiech i cicho dziękując.

-Wszystko w porządku? - zapytał barman, z powrotem się przy mnie pojawiając i nachylając. Jego wzrok wodził po każdym moim centymetrze i przewróciłam oczami na to zachowanie. Raczej "Czy wszystko w porządku, abym mógł cię przelecieć na zapleczu?". Przytaknęłam jeszcze raz głową, spływając po nim spojrzeniem i kątem oka zauważyłam ilość szklanek, z których już piłam. Och, ani trochę nie byłam trzeźwa i udowodniła mi to nagła, zwykła chcica, ale na pewno nie na tego barmana.

Spuściłam delikatnie głowę, skręcając ją w bok, choć po chwili i tak uniosłam wzrok. Wręcz idealnie, bo siedział tam Fred, oparty o zagłówek tak, jakby siedział w takiej pozycji przez dłuższy czas. Nie spuszczał ze mnie spojrzenia i uśmiechnął się lekko po zrozumieniu, że go zauważyłam.

Tak, teraz to na pewno nie miałam chcicy na barmana.

Tak, wstałam po chwili od baru, tłumacząc się pójściem do toalety.

Tak, Fred poszedł za mną.

>>>

O Matko.

Moja pierwsza myśl, jak tylko się obudziłam i otworzyłam oczy, bo tak kręciło mi się w głowie, jakbym dopiero co zeszła z karuzeli. Jakiś Anioł zasłonił okna, więc w pokoju było szaro, jednak nie przeszkodziło mi to w rozpoznaniu, że leżę w swoim łóżku. Czułam, że wciąż jestem w sukience z wczoraj, a włosy mam związane w rozwaloną kitkę i pomodliłam się w duszy, żebym tylko nie miała makijażu.

Wzdrygnęłam się, jak tylko coś poruszyło się po mojej prawej stronie na łóżku i wyciągnęłam rękę, aby odkryć tam kołdrę. Okazało się, że to Zachary i choć to nie jego się spodziewałam, ulżyło mi, że to jednak on, a nie jakiś nieznajomy.

-Ja pierdolę - mruknął i przewrócił się na plecy, łapiąc się za głowę. - Wiktoria?

-Tak, to ja - odpowiedziałam na jego przekręconą głowę w moim kierunku, wzdychając. - Wnioskuję, że też nie czujesz się najlepiej.

-Bywało gorzej - stwierdził, podnosząc się na łokciach. - To twoje mieszkanie?

-Tak, Zach, jesteśmy u mnie i jest sobota - odparłam, zbierając się na wstanie z materaca. - Zastanawia mnie tylko, która jest godzina.

-Wolałbym wiedzieć, czy masz coś na kaca - dodał, opadając ponownie na poduszkę. - I czy to coś, co leży na moich nogach, to kot.

Wzięłam parę głębokich wdechów, zanim finalnie się podniosłam i normalnie poczułam mrowienie w całym ciele, przez co automatycznie zamknęłam oczy, które też jakby mrowiły. Nadal kręciło mi się w głowie i musiałam sięgnąć po okulary na szafce bez większego ruchu, bo chyba by mnie ścięło, gdybym wykonała większy ruch. Nie wiem, ile tak stałam w bezruchu i z zamkniętymi oczami, ale usłyszałam trzask w salonie i trochę mnie to doprowadziło do porządku.

-Merlinie, nie idź tam, co jeśli to włamywacz? - wydukał z siebie chłopak, jeszcze raz podnosząc się na łokciach i spoglądał na mnie, bo zrobiłam krok w stronę drzwi.

-Wydaję mi się, że to Ada, która położyła się na kanapie, jak wróciliśmy i już nie wstała, aby dojść do łóżka - odpowiedziałam, skupiając się, aby powiedzieć sensowne zdanie.

-Pamiętasz, co się wczoraj działo? - zapytał po chwili, a głos mu się złamał w połowie zdania. - Bo szczerze to nie mam zielonego pojęcia, co ja tu robię i gdzie jest reszta.

Nie odpowiedziałam mu jednak, bo właśnie doszłam do drzwi i ich otwarciem wpuściłam do pokoju światło, które oślepiło zarówno mnie, jak i jego. Dlaczego świat jest taki jasny w dzień? Faux jęknął z tego powodu i usłyszałam, jak rusza kołdrą, zapewne chcąc się nią zakryć, ale ja ruszyłam dalej. Błagam, dajcie mi wody.

Przeszłam do pomieszczenia naprzeciwko, gdzie oślepłam jeszcze bardziej, bo nikt nie pomyślał, aby tutaj również spuścić rolety. Nie odwróciłam się w stronę salonu, tylko od razu skręciłam do kuchni, gdzie wyjęłam z lodówki trzy ostatnie butelki wody. Automatycznie wyciągnęłam się też do szafki, skąd wzięłam fiolkę na kaca oraz zwykłe tabletki przeciwbólowe.

Woda smakowała, jakby mi Jezusek gołą stópką po gardle przeszedł.

Podparłam się rękoma o blat z tej ekstazy i wtedy też usłyszałam drzwi frontowe oraz śmiechy. Odwróciłam się, gdy bliźniacy zdążyli już przejść przez próg i na początku mnie nie zauważyli, ale skierowali się do kuchni i wtedy się ze mną przywitali.

-Cześć - odrzekł Fred, odstawiając jakąś torbę na wyspę, co z resztą zrobił również George. - Jak się czujesz?

-Bo wyglądasz niezbyt ciekawie - dodał drugi, rzucając mi spojrzenie ze śmiechem i zaczął wypakowywać torby.

-Coś w tym jest - uznał ten pierwszy, podchodząc do mnie i cmoknął mnie w czoło. - Nigdy nie byłaś w tak złym stanie po imprezie.

-Jasne, dobijaj mnie jeszcze bardziej - mruknęłam, kładąc mu na torsie dłoń, aby go odsunąć. Zaśmiał się jedynie z mojej uwagi, ale nie zareagował na moją rękę i sięgnął po fiolkę stojącą na blacie za mną.

-Za dużo tu nie zostało. No wiesz, nie bez powodu tak się trzymamy - stwierdził, spoglądając na brata, który przytaknął, zginając jedną z torb w pół po jej wypakowaniu.

-Co to za rzeczy w zasadzie? Gdzie byliście? - spytałam, patrząc na w połowie zastawioną wyspę.

-Byliśmy w sklepie, bo miałaś za mało rzeczy w lodówce, żeby można było z tego zrobić obiad dla tylu osób - odparł George, wysypując resztę rzeczy i odwrócił się w stronę salonu, za czymś się rozglądając. - Ona tak nie leżała, jak wychodziliśmy - zwrócił uwagę na Adę na podłodze i zaśmiał się, idąc w jej kierunku.

-Czekajcie, obiad? - złapałam lekkiego errora i odnalazłam na ścianie zegar. Czternasta.

-Zaraz zwymiotuję - odezwał się głos przy drzwiach. Zachary przecierał oczy, lecz zdążył spojrzeć, jak George kładzie Adę z powrotem na kanapę. Wziął głębszy wdech i powoli zaczął iść w stronę krzesła przy wyspie, po drodze zakreślając slalomy, a ja finalnie wypiłam resztkę płynu z fiolki. Świat w końcu przestał tak wirować. Może Zachary jednak nie zakreślał takich slalomów?

-Dominic powinien już wrócić z apteki z dostawą - uznał Fred, lustrując ciemnowłosego, który trzymał się za głowę z zamkniętymi oczami.

-Wszyscy tutaj spali? - zapytał Faux, unosząc lekko wzrok na rudzielca, który przytaknął.

-Ty, Wiktoria i George spaliście w jej łóżku, Ada z Dominicem na kanapie, ja na fotelu, a Caroline i Oliver są w gościnnym - obwieścił Fred, przez co spojrzeliśmy na siebie z Zacharym, otwierając szerzej oczy.

-To tłumaczy, dlaczego mam wrażenie, że coś przygniatało mi rękę przez całą noc - uznał chłopak i odwrócił się powoli w stronę George'a, otwierającego drzwi balkonowe.

-Kto w zasadzie był w najgorszym stanie? - zastanowiłam się, siadając na wolnym miejscu obok Zachary'ego i spoglądałam na Freda, który zaczął chować część rzeczy do lodówki.

-Ada i Zachary - odpowiedział George i podszedł do nas, opierając się o blat. - Ada nie trzymała się na własnych nogach, jak już wracaliśmy, więc pod tym względem było najgorzej, ale to w Zacharym odpalił się wewnętrzy striptizer.

-Striptizer? - dopytałam w szoku, co wywołało u Weasleya śmiech.

-W zasadzie to obydwoje odpaliliście wewnętrzny seksapil, ale Ty nie tańczyłaś nikomu na kolanach - dodał i spojrzał rozbawiony na Freda. - Zachary dał paru osobom pełny występ.

-Na pewno byłem świetny - stwierdził Faux, po czym zakrył buzię dłonią, wstrzymując śmiech. Otworzyłam tylko szerzej oczy i westchnęłam krótko, podnosząc się z siedzenia. Skierowałam się do łazienki, aby w końcu zobaczyć swój stan, bo poczułam się na to finalnie gotowa i gdy już dotarłam do drzwi, ktoś wszedł do mieszkania.

-Hejka - odezwał się Dominic z szerokim uśmiechem i przytulił mnie krótko na przywitanie. - Potrzebujesz? - uniósł siateczkę, zapewne mając na myśli eliksir na kaca i pokręciłam jedynie przecząco głową. - Zachary wstał?

-Siedzi w kuchni z chłopakami - mruknęłam, ziewając pod koniec, na co uśmiechnął się jeszcze raz i ruszył na koniec korytarzyka. W końcu zamknęłam się w łazience. Kompletna cisza, jakbym weszła do innego świata, ale nie zagłębiałam się w to, podeszłam od razu do umywalki i na siebie spojrzałam. Nie miałam po sobie śladów makijażu, jednak po alkoholu wyskoczyły mi kolejne pryszcze i westchnęłam krótko na myśl, że będę musiała się z nimi mierzyć przez następny tydzień, aby nie były tak widoczne. Byłam zaczerwieniona i nie do końca byłam w stanie stwierdzić czy to rumieńce, czy jakieś kolejne zapalenia skórne. Zdjęłam okulary i nachyliłam się, aby oblać twarz zimną wodą i chyba dawno nie poczułam się taka orzeźwiona. Podniosłam głowę ze wciąż zamkniętymi oczami, a krople wody spływały wzdłuż moich porów i samoistnie zaczęłam dostawać przebłyski zeszłej nocy. Migające światła, pojedyncze napotkania spojrzeń z nieznajomymi, chłodne szklanki w moich dłoniach, śmiech dziewczyn, muzyka dudniąca w moich uszach, rozbawiona twarz Zachary'ego tańczącego ze mną, czyjeś dłonie na moim ciele, czyjeś usta na mojej szyi. Otworzyłam oczy, które od razu skierowałam na tę część ciała, ale nie było żadnego śladu. Wtedy drzwi się gwałtownie otworzyły i spojrzałam w tamtą stronę, do środka wbiegł Zachary, który od razu znalazł się przy toalecie. Zaczął wymiotować, więc uchyliłam okno i nie wiedząc, co dalej zrobić, usiadłam w wannie, czekając, aż skończy.

-Wiedziałem, żeby go posłuchać i odczekać chwilę, a nie pić od razu - odezwał się parę chwil później, naciskając na spłuczkę. Podniósł się, aby umyć buzię, lecz nie był pewny czy to koniec i usiadł przy toalecie, wzdychając głęboko. - Wygodnie tam? - zapytał, wskazując na wannę i gdy tylko przytaknęłam, również wszedł do środka. Wręcz się położył, zginając nogi w kolanach, więc jego stopy znajdowały się na wysokości moich bioder.

Siedzieliśmy na początku w ciszy, miał zamknięte oczy, a ja go oglądałam dopóty, dopóki nie zaczął macać kieszeni w swoich spodniach. Wyjął pogniecioną paczkę z jednej, a zapalniczkę z drugiej i wyszukał najmniej pogniecionego papierosa. Po chwili już się zaciągnął i wypuścił dym w górę, bo odchylił głowę, a ja spuściłam wzrok.

-Pachniesz teraz jak moje dzieciństwo - mruknęłam, zaczynając bawić się zapalniczką, którą zostawił na wierzchu.

-Może i tak, ale różnica jest taka, że jestem ładniejszy od Twojego dzieciństwa - odpowiedział, na co prychnęłam pod nosem śmiechem, patrząc na płomyk między moimi palcami.

-Dumbledore mi powiedział parę rzeczy, jak wyszłam ze szpitala - odezwałam się jeszcze raz moment później i rzuciłam mu krótkie spojrzenie, bo poczułam na sobie jego wzrok. - Oni wszyscy o mnie wiedzą. Śmierciożercy. Jeszcze fakt, że twój tata nim jest, przeraża mnie to. Leczenie to nie jedyna rzecz, jaką mogę zrobić głosem. Ci ludzie... Wychodzi ze mnie potwór i nie mogę przed tym uciec. Nieuniknione, że będą chcieli mnie przenieść na ich stronę, a ja nie wiem nawet, jak się wtedy werbalnie obronić. Nie ustąpią i boję się, że to nie skończy się na mnie. Ja...

-Wiktoria - odezwał się poważnym głosem ze wzrokiem wbitym we mnie. Nachylił się w moją stronę z papierosem między wargami i wyjął go, jak tylko drugą dłonią objął moje palce. - Po pierwsze, nie mów tak szybko, bo na kacu wolniej przyswajam informację. A po drugie, z tego, co zdążyłem zrozumieć... Może i wychodzi z Ciebie potwór, ale to jak najbardziej ludzkie. Każdy ma w sobie jakiegoś demona i to Twój wybór czy będziesz z nim walczyć, czy pozwolisz mu przejąć kontrolę. Strach jest w porządku, lecz nie ma co się nad nim zastanawiać. Jest, a więc musi minąć, no nie?

-To w ogóle co innego...

-To wszystko siedzi w Twojej głowie, tam się zaczyna i tam się kończy. A jeśli przeraża Cię myśl, że będą w stanie Cię przekonać na przejście na ich stronę, to wiedz, że to też ludzkie. I tak, chociażby najgłupsze, zawsze będę wspierać Twoje wybory. Robisz to dla swojego dobra, o nie koniec końców musisz dbać, bo wszyscy kiedyś znikną. Wiesz, co robić, uwierz mi. Uwierz mi też, gdy mówię, że jesteś silna i ja w Ciebie wierzę.

-Dziękuję - szepnęłam, spoglądając na jego dłoń, która trzymała moje palce. - Jest jeszcze coś. W zasadzie to wie o tym tylko Ada, bo nie wiem, jak powiedzieć to komuś innemu. Mam wrażenie, że nie będziesz miał nic przeciw.

-To takie powalone, że nawet Fred mógłby mieć jakieś kontrargumenty? - zaśmiał się, a ja się tylko uśmiechnęłam, przegryzając wargę. - Jeśli tak, to chyba będę musiał z nim porozmawiać.

-Nie wiem, ale nie chcę go stresować. Mają teraz ten sklep i codziennie od rana do nocy pracują, nie chcę mu dawać dodatkowych zmartwień, już i tak to praktycznie jedyne, co mu daję w tej relacji. Zamiast skupiać się na sobie i swoim rozwoju martwi się o mnie. A wracając... - przerwałam na chwilę, biorąc głęboki wdech. - Wiesz, że podobno była jakaś dziewczyna, która również posiadała tę... moc, co ja. Dumbledore mi powiedział, jak się nazywa i ja szukałam o niej informacji, czy wciąż żyje i gdzie mogłabym ją znaleźć. Najpierw przeszukałam spis cmentarny, lecz tam jej nie było, więc przekupiłam jednego z urzędników, aby mi powiedział, czy jest ktoś o nazwisku Edevane. Nie było żadnej Ruth, ale okazało się, że jest jakaś dziewczyna o takim nazwisku, więc skontaktowałam się z nią. Odpowiedziała mi, że to jej prababcia i z nią mieszka, spotkałam się z tą dziewczyną, a ona podała mi adres.

-Chcesz się spotkać z tą kobietą - bardziej oznajmił, niżeli zapytał, przenosząc wzrok w stronę resztę łazienki. - Co ty o niej właściwie wiesz?

-Działała u boku Grindelwalda - zaczęłam, na co uniósł brwi, lecz na mnie nie spojrzał, zgasił jedynie peta o wannę. - Ale jest taka, jak ja. Jesteśmy takie same. Czuję, że mi pomoże, doradzi, zrozumie.

-Takie same? - powtórzył, a ja przeniosłam wzrok w stronę drzwi, bo ktoś je otworzył.

-Och, zajęte - mruknął Oliver w samych bokserkach, przecierając oczy. - Przepraszam, że przerywam waszą jakąś sesję terapeutyczną, ale zaraz się zsikam.

-To się załatw, nie będziemy patrzeć - odpowiedział mu Zachary, co Wooda lekko ścięło, ale wzruszył ramionami. Faux wyciągnął się po zasłonę i ją zasunął, a ja się zaśmiałam cicho, bo zatkało mnie tak samo, jak Olivera. - Czyli to wszystko, co o niej wiesz? - kontynuował, przykuwając moją uwagę z powrotem do tematu.

-No tak. Skąd mam wiedzieć więcej? I co bym niby mogła wiedzieć? - odparłam, a Zachary patrzył na mnie z dziwnie poważną miną.

-Rozumiem Cię i rozumiem Twój wybór. Nie widzę większych przeszkód, abyś się z nią nie spotkała, ale jest drobny szczegół - rzekł, na chwilę milknąc, bo rozproszyło go spłukiwanie wody. - Co jeśli ona stoi po stronie Sama Wiesz Kogo i przekraczając próg jej domu, wplączesz się w pułapkę?

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć i wzruszyłam ramionami. Co to właściwie za różnica? Było wiadomo, że czeka mnie seria pogadanek ze Śmierciożercami, czy ja wiem czy to takie istotne, w jaki sposób miałoby do tego dojść. Wątpiłam też, że na stare lata kobieta mieszałaby się w takie coś i czy Voldemort w ogóle przyjąłby ją do swoich szeregów. No chyba, że miałaby być w jakiejś świetnej formie, ale wizja sprintującej stulatki jedynie mnie w środku rozbawiła.

Ogłoszenia parafialne
2 maja, cóż, ja już się dzisiaj napłakałam na wspomnienie Bitwy o Hogwart, nie wiem jak wy.
Unieśmy różdżki za tych, którzy wtedy odeszli i za tych, od których ktoś wtedy odszedł.
Mimo wszystko "ci, których kochamy, nigdy nas nie opuszczają".
/*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top