Rozdział 83
Perspektywa Wiktorii
-Hej, co jest?
-Zapamiętajcie to, co teraz powiem, przyda się wam na owutemach...
-Słońce, co się stało?
-...wtedy musicie być pewni, jeden zły ruch i...
-Wika.
-Co? - zabrzmiało to, jak miauknięcie bardziej. Pokręciłam głową, jakbym otrząsnęła się z porządnego uderzenia w głowę, nawet skronie mnie bolały.
-Co się dzieje? - zapytał cierpliwie, chociaż mgła w moim mózgu przytaczała myśl, że nie raz zadał już to pytanie. Z lekko zmarszczonymi brwiami chwilę na niego patrzyłam, ale wtedy złapał mnie za rękę. - Źle się czujesz?
-To tylko... - wskazałam na czaszkę, zaczynając moment później rozmasowywać skronie, co dało marny efekt. - Ile do końca lekcji?
-Pięć minut - odpowiedział, spoglądając na Filtwicka i z powrotem na mnie. - Powiem mu o tym, pójdziesz do Pani Pomfrey.
-Fred, nie, dam radę. Siedź cicho i nie pozwól mi zemdleć, będę wdzięczna - obwieściłam i choć na początku nie był przekonany, usiedział resztę czasu, co chwilę zwracając na mnie spojrzenie z nauczyciela. Gdy zadzwonił dzwonek, rudzielec szybko się spakował, wstał i obszedł naszą ławkę, stając obok mnie. Poczekał, aż zapnę torbę, po czym podał mi rękę, dyskretnie mnie asekurując.
-Pomfrey czy dormitorium? - przytaknęłam na opcję numer dwa, więc tam też się udaliśmy. Fred starał się omijać zatłoczone miejsca ze względu na panujący tam hałas, jednocześnie skracając trasę najbardziej, jak było to możliwe. Nic nie marzyło mi się bardziej niż łóżko i mój pluszak.
Pokój Wspólny nie zdążył się napełnić uczniami, którzy skończyli zajęcia i byli podekscytowani wolną resztą dnia, czyli obyło się bez zaczepek znajomych, krzyków czy innych możliwości dostania przypadkiem butem bądź coś w tym deseń.
Dotarliśmy pod schody prowadzące do dormitoriów, gdy przez portret weszła Johnson, szkalując nas wzrokiem.
-Nie jesteś głodna? - zapytał.
-Jak się obudzę na kolację, to zejdę, na razie nie - upewniłam go, uśmiechając się delikatnie, co było trochę sprzeczne z tym, jak się naprawdę czułam. Chłopak patrzył na mnie jeszcze moment, po czym złożył pocałunek na moim czole i pospieszył, żebym jak najszybciej trafiła do łóżka. Przed zamknięciem za sobą drzwi krążyły za mną jakieś przyciszone rozmowy, ale nic nie wywnioskowałam, bo to, co usłyszałam, wydawało się jedynie plątaniną słów.
W pokoju była przyjemna temperatura, która dawała swobodę ubrania krótkich spodenek, a zarazem grubej bluzy, co komponowało się świetnie. Zadziwiająco wybrałam tym razem swoją ciemnozieloną bluzę, a nie którąś swojego chłopaka. Zmycie makijażu było męczące, ale tuż po nałożeniu kremu poczułam się odświeżona. Ból na chwilę został przyćmiony, wracając jednak cztery minuty później. Zanim ostatecznie położyłam się na materacu, rozwinęłam zasłony, tak, żeby było wystarczająco ciemno. Brak światła, który kuł oczy, dał trochę ulgi. Od razu łatwiej było oddychać.
Zasypiając, starałam się myśleć o czymś miłym, lecz trudno było to zrobić, bo gdy gasną światła, człowieka uderzają wszystkie te sprawy, o których chciałby zapomnieć, wymazać z pamięci na pstryknięcie palców. Tyle że ja nie potrafię pstrykać palcami.
Chciałam w końcu powiedzieć komuś o sytuacji z początku wakacji, o tym, jak się czuję, co czuję i że nie chcę tego czuć, wolałabym nie czuć w ogóle. Bo nie chodzi tylko o to, prowadziły do tego wszystkie lata mieszkania pod jednym dachem z kimś tak toksycznym, jak mój ojciec, toksyczność, która przeniosła się w małych dawkach na resztę rodziny. Jednak jak miałam do tego niby podejść? Jak miałam powiedzieć, że gdy byłam mniejsza, ojciec nie trzymał rąk przy sobie, że dyskryminowanie na każdym kroku doprowadziło do spadku poczucia wartości, że byłam traktowana jak dodatkowa siła robocza, która nie miała nawet możliwości wypowiedzenia się. I to, że każdy kojarzy święta z czymś miłym, a ja znam tylko kłótnie, komentarze doprowadzające do płaczu, sztuczność w serdeczności i tym czymś, co ludzie nazywają miłością rodzinną. Wytykanie sobie błędów nawet sprzed lat, które obecnie nie mają znaczenia, ale chyba nie mieli innych tematów do rozmów. Byłam tylko dzieckiem i może nie do końca do mnie wszystko docierało, lecz gdy zaczęłam rozumieć, że "dom" nie powinien tak wyglądać, wtedy to się zaczęło jakby od początku. Wspomnienia nie powinny boleć tak bardzo, ale te odcisnęły ślad na mojej psychice, która pali, gdy tylko o tym pomyślę. I nie ma tu drugiej strony, która zazwyczaj jest dobra. Jest to miejsce w Carrow, moje zatracenie emocji i wielka przepaść, z której próbuję się wydostać, ale mam odczucie, jakby coś cały czas trzymało mnie za stopy, żebym nie mogła za bardzo wyjrzeć na zewnątrz.
>>>
Nie zauważyłeś, że księżyc świeci inaczej niż normalnie, gdy gubisz się sam w sobie? Był niebieskawy na trzecim roku na przykład, a im dalej, tym bardziej ciepłymi kolorami świecił, jakby miało to oznaczać, że zmierzam w dobrą stronę. Zastanawiając się jednak, to nie do końca musi być prawda. Przykładowo? Voldemort i ponowne morderstwa niewinnych ludzi. Nikt raczej nie rozmawiał już na głos o Cedriku, ale chyba wszyscy mieliśmy nadzieję, iż jest w lepszym miejscu, nieważne, w co kto wierzył. I to był dopiero początek.
Odbywały się kolejne spotkania Gwardii Dumbledore'a i będąc szczerą, to może nie tyle, co uczyłam się nowych rzeczy, ale Harry i zresztą nie tylko on, dawał zastrzyki takiej energii i poczucia, że możemy zmienić świat, iż było to miejsce, w którym czułam się nad wyraz "silna".
-Widziałyście gdzieś mój rysownik? - spytała Ada pewnego dnia, wywracając pół pokoju do góry nogami. Odkąd posprzeczała się z George'em obydwoje chodzili poddenerwowani, co już czasami irytowało.
-Nie - odpowiedziała krótko Caroline, nie unosząc nawet wzroku, gdyż była pogrążona w jakiejś książce. Zadziwiające, że dotarło do niej pytanie. Kimberly spojrzała na mnie błagalnie, więc podniosłam się z łóżka i zaczęłam jeszcze raz przeszukiwać wszystkie te miejsca, które były już sprawdzone przez nią. Dość często znajdowałam jej rzeczy w miejscach, do których zaglądała parę razy, ale tym razem rzeczywiście nigdzie nie mogłam znaleźć tego fioletowo czarnego szkicownika.
-Może inaczej - zaczęłam, wychodząc z łazienki. Byłam sprawdzić dla pewności. - Gdzie ostatnio coś rysowałaś?
-Emm - brunetka miała porządne przejrzenie danych sprzed paru poprzednich dni, po drodze wybuchając śmiechem dwa razy albo z mojej poważnej miny albo z tego, że przypomniała sobie coś śmiesznego - Tutaj, ale nosiłam go ze sobą w torbie i tak tooo, emm... - wyobraźcie sobie, jak bardzo musiałam się wysilać z cierpliwością przy niej i to od dziecka. - Może być praktycznie wszędzie.
-No to idź sprawdź do chłopaków czy coś - uznałam, ale nie była do końca zachwycona moim pomysłem. - No co?
-Bo wiesz, noo... Może ty byś mogła pójść? - zapytała trochę nieśmiało, czekając na jakiś mój wybuch, po czym się uśmiechnęła lekko. - Proszę.
-Następnym razem nie mam zamiaru podnosić tyłka - stwierdziłam, a ona uradowana nie wiedziała czy bezpiecznie do mnie podejść, więc tylko szerzej się uśmiechnęła.
A więc wyszłam z dormitorium, gdzie nagle zrobiło mi się strasznie zimno, co spowodowało, że wręcz pobiegłam do części z pokojami płci męskiej. Takie poświęcenie i to jeszcze w listopadowy wieczór.
Zapukałam niedbale do drzwi i od razu wparowałam do środka, zaczynając się rozglądać.
-Czego szukasz? - odezwał się głos ze strony łóżek, który okazał się należeć do George'a. Spojrzałam tam, Lee spał, a Fred również na mnie spoglądał, leżąc na brzuchu na swoim łóżku.
-Szukam... Czekaj, czy ty...
-Co? - zapytał, trzymając to.
-Szukałam tego - wskazałam palcem na przedmiot w jego dłoniach, otwarty przedmiot w jego dłoniach. - Oddaj to, Ada nie będzie zadowolona tym, że przeglądałeś jej rysunki.
-Wiedziałaś, że ona od paru lat mnie rysuje? - tak bardzo nie chciałam tego pytania. Westchnęłam, siadając na krawędzi materaca i przytakując.
-Tak właściwie to ustaliłam z nią zakład-niespodziankę i właśnie wszystko zepsułeś - oznajmiłam, a Fred się zaśmiał cicho.
-Dlaczego zepsułem?
-Miałeś dostać te rysunki dopiero w kwietniu, na osiemnaste urodziny. George, no, wszystko popsułeś - parsknęłam lekkim śmiechem, odbierając od niego zeszyt. - Miało to pokazywać to, jak się zmieniałeś i miałeś być tym zachwycony w dniu urodzin. Gdzie to było?
-Pod moim łóżkiem - rzekł, wyciągając rękę na swoje lewo by dotknąć podłogi. Pokręciłam głową, na szybko otwierając losową stronę. Podpis mówił mi, że było to wykonane tydzień przed świętami w 1995 roku. - Masakra, nie wiem jak ty tak mogłeś... Dlatego nie przegląda się rzeczy innych, co ja jej teraz powiem? - mówiłam pod nosem, zbliżając się do drzwi ze zgubą.
-Właściwie to mógłbym sam jej powiedzieć, że to przejrzałem - powiedział na tyle głośno, że na pewno mi się nie zdawało. Odwróciłam się na pięcie w jego stronę, unosząc brwi.
-Ona chce to już dzisiaj, wiesz...
-Zrobię to dzisiaj - odrzekł, wstając, podszedł do mnie i po stanięciu naprzeciwko wyciągnął powoli rysownik z mojej dłoni.
-Jest trochę późno - spojrzałam na zegarek, następnie z powrotem na niego, ale w ogóle nie zdawał się tym przejmować.
-Lepiej późno niż wcale. Wyciągniesz ją z pokoju? - rzuciłam szybkie spojrzenie Fredowi, też lekko zdezorientowanemu, po czym się zgodziłam.
George zaczekał na dole, gdy wbiegłam na schody do dziewczęcej części, a później do pokoju.
-I jak, masz? - zapytała Ada, zmywając ostatnie resztki makijażu.
-Tak, ale musisz zejść do salonu - powiedziałam na jednym wdechu. Posłała mi niedowierzające spojrzenie i wiem, że chodziło jej właśnie o ten makijaż. - Wyglądasz pięknie, zejdź po prostu.
-W co ty znowu chcesz mnie wkręcić? - spytała, wydając z siebie odgłosy rozgoryczenia. Nie spieszyło się jej, ale finalnie wyszła, a Caroline, która akurat wstała, aby napić się wody posłała mi pytające spojrzenie.
-George przejrzał ten szkicownik i będą gadać - skróciłam historię do minimum, rzucając się na łóżko. Diggory pokiwała jedynie głową i wróciła do książki, a ja tak długo czekałam na powrót Kimberly, że się aż nie doczekałam. Zasnęłam zanim zdążyłam się dowiedzieć jak wyglądała ich rozmowa.
Ale wiem, że po tej nocy pojawił się nowy rysunek, pod którym podpisał się nawet model.
Ogłoszenia parafialne
Jednak żyję, oby się ktoś ucieszył.
Krótko, ale że w ogóle jest cokolwiek, to jest ważne. Nie wiem czy zgadza się wszystko z poprzednim rozdziałem, pisałam pod wpływem impulsu.
Dużo miłości🧡🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top