Rozdział 7
Perspektywa Wiktorii
7 listopada (wtorek) 15:14
Od czasu nieudanego żartu na profesor McGonagall minęły dwa miesiące, a my przez ten cały czas myśleliśmy jak odpłacić się Filchowi i jego kotce. Może to dosyć długo, ale gdyby nas złapał od razu by wiedział, że wcześniej to też byliśmy my.
-Cały dzień na to czekałem - mówił Fred, gdy byliśmy w drodze do Pokoju Wspólnego. - Ciekawe, jak długo utrzyma się ten kolor. Bill mi mówił, że co najmniej trzy dni - tak, uznaliśmy, że dobrą zapłatą będzie przefarbowanie Pani Norris na zielono. Bliźniacy poprosili Billa, aby w Hogsmeade kupił im coś, czym będą mogli się odegrać.
-My mamy ten proszek u siebie? - spytała mnie Ada, a ja przytaknęłam głową.
-To za chwilę będziemy, poczekajcie tu - powiedziała Caroline do bliźniaków. Wpadłyśmy do dormitorium i stanęłyśmy na środku niego. - A gdzie on był? - spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy szukać go wszędzie. Pod łóżkami, w kufrach, w łazience i już miałam otworzyć szafę, gdy Caro krzyknęła. - Mam! - dziewczyna wyjęła z mojej cyjanowej szkatułki opakowanie.
-To było oczywiste - stwierdziłam, łapiąc się za głowę i śmiejąc się lekko. - Dobra, chodźmy - i zeszłyśmy do bliźniaków, którzy opierali się o kanapy i cicho o czymś rozmawiali. Gdy Ada uderzyła o szafę stojącą przy schodach, dopiero wtedy odwrócili się do nas przerażeni. - Stało się coś?
-Słyszałyście? - spytał zdenerwowany George. Co z nim?
-Ale co? Nic nie słyszałyśmy - odezwała się Ada. Fred z uśmiechem podszedł do nas i wziął od Diggory paczuszkę.
-Idziemy? - zapytał i zaczął kierować się w stronę wyjścia, a za nim jego czerwony bliźniak. Coś było nie tak, i tu chodziło o nas, a ja miałam zamiar się dowiedzieć co to.
-Tak w ogóle, to czemu idziemy tak wcześnie? - spytał już mniej zarumieniony George.
-Od początku roku chodzę do biblioteki i zauważyłam, że Filch od piętnastej chodzi po dworze, aż do godziny siedemnastej. Później chodzi po zamku, więc nie jest już tak bezpiecznie - obwieściłam, patrząc na chłopaka.
-A jego kotka, Pani Norris? - dopytał.
-Najczęściej chodzi razem z nim lub biegnie do Zakazanego Lasu, nie wiem co tam robi i nie chcę wiedzieć - chłopak kiwnął głową i odezwał się jego brat.
-Fajne z pożytecznym, dobra taktyka - szturchnął mnie Fred, uśmiechając się w moją stronę.
-Tam są jego drzwi od gabinetu, więc do roboty - odezwała się Ada, wskazując na środek korytarza. Ustaliliśmy, że na czatach zostaje George z Caroline, Fred dosypuje proszku do jedzenia Pani Norris, ja rozglądam się po szafkach w poszukiwaniu jakiś ciekawych rzeczy, a Ada stoi przy drzwiach, tak w razie co. Lepiej być przygotowanym, nigdy nie wiadomo czy George'a i Caroline ktoś nie uprowadzi, nagle będzie ulewa tysiąclecia i Filch nie wróci do zamku.
-Co on trzyma w szufladach? Ohyda! - wyrzuciłam z rąk kawałek spleśniałego jabłka, albo gruszki? Na Ady nieszczęście to coś poleciało w jej stronę, uderzając ją w głowę. - O Jezu, przepraszam! To nie było specjalnie - mówiłam, zamykając szufladę. Dziewczyna z obrzydzeniem patrzyła na pocisk, a ja podeszłam do szafki z napisem "Skonfiskowane i wysoce niebezpieczne". Ooo tak, tego szukałam. Gdy zobaczyłam w środku kawałek pergaminu do biura wbiegł George. Czyżby ulewa tysiąclecia?
-Idzie - wydusił szybko. Chwyciłam szybko pergamin, zamknęłam szafkę, wyszłam z biura jakby nigdy nic i spokojnie ruszyłam w stronę Caroline. Moją zdobycz schowałam do kieszeni i zakryłam ją bluzką. Gdy wychodziliśmy zza zakrętu, spotkaliśmy Filcha, który podejrzliwie na nas patrzył.
-Udało się - Fred przybił z wszystkimi piątki parę metrów dalej. - Teraz tylko czekać na zielonego kota.
-Wiecie, znalazłam coś ciekawego w szafce z niebezpiecznymi rzeczami, choć nie za bardzo rozumiem do czego to ma służyć - wyjęłam z kieszeni pergamin, a wszyscy stanęli w kółku i zaczęli go oglądać.
-Może chodźmy do pokoju, bo to dziwnie wygląda jak tak stoimy - odparł po chwili Fred i udaliśmy się do ich dormitorium. Położyłam się, obok mnie Fred, George oparł się o framugę łóżka, Ada usiadła na jego łóżku, a Caroline na podłodze między nami.
-To wygląda jak taka gazeta, książka. Tyle, że bez liter. Wielki, zniszczony i zupełnie niezapisany arkusz pergaminu jest niebezpieczny? On ma coś z głową - mówiła Caroline rozbawiona.
-A może trzeba jakieś zaklęcie zastosować? - dorzucił George, zakładając ręce na piersi.
-Sądzę, że nie raz próbował i może mu się udało, ale to by było za łatwe według mnie. Pomyślmy jak osoba, która to tworzyła. Uznajmy też, że jest tu coś zapisane. Gdyby nie było to coś istotnego, to po co miałby to ukrywać? Myślę, że aby to odczytać trzeba wypowiedzieć jakieś słowa. A skoro Filch to miał, będzie to związane z psikusami, co nie? - mówiłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Rzeczywiście Fred, bystra - stwierdził Lee. Czekaj co.
-Kiedy ty tu przyszedłeś? Rozmawiacie o mnie? - spojrzałam na Freda, a ten spłonął rumieńcem.
-To jest teraz nieistotne. Twoje rozmyślania mają sens, tylko jakie te słowa? Coś z żartami, ale to nam niewiele mówi - oznajmiła Ada, na co przytaknęłam zgodnie.
-No tak, ale przecież mamy całe życie na rozwikłanie tego. Kiedyś się musi udać - uśmiechnęłam się pokrzepiająco w stronę przyjaciół, ponownie spoglądając na pergamin w moich dłoniach.
-Z twoim i Caroline krukonizmem na pewno się uda - odparł Lee, wychodząc z pokoju. Co w ogóle...?
Perspektywa Ady
Wszyscy od dobrych dwóch godzin siedzieliśmy i rozmyślaliśmy nad słowami, które sprawią, że będziemy mogli odczytać ten głupi pergamin. Co jakiś czas migał w jakimś miejscu, więc chyba dobrze nam szło. Caroline zepchnęła Freda na podłogę i razem z Wiktorią leżały na jego łóżku. Lekko obolały chłopak usiadł na niedawnym miejscu brunetki, a obok mnie siedział George. No właśnie. Z nim było coś nie tak, ale tylko wtedy gdy był przy mnie. Zrobiłam mu coś? Siedział spięty z wyprostowanymi plecami i nic do mnie nie mówił.
-Stało się coś? - spojrzałam na chłopaka, który odwrócił głowę w moją stronę. Chwilę na mnie patrzył, aż w końcu zapytał:
-Możemy porozmawiać? Na osobności? - o Merlinie. Kiwnęłam głową i wyszliśmy z pokoju bez słowa, odprowadzeni wzrokiem przez resztę. Gdy byliśmy w Pokoju Wspólnym zatrzymałam się, chłopak jednak szedł dalej i zdziwiłam się lekko, ale ruszyłam za nim. Skręciliśmy w najbliższy korytarz przy wejściu, wtedy też rudzielec zatrzymał się i odwrócił do mnie twarzą.
-Chciałeś porozmawiać, to mów - odezwałam się, a chłopak wpatrywał się we mnie i głęboko westchnął, jakby miał mi przekazać wiadomość, że zrobił coś strasznego, aż w końcu zaczął.
-Ada, bardzo cię polubiłem i chciałem się zapytać czy... nie zostałabyś moją dziewczyną? - powiedział strasznie szybko, po czym nastała cisza. Analizowałam każde jego słowo i dotarło do mnie wreszcie. Spokojnie, oddychaj, bo jeszcze z tych wrażeń zapomnisz.
-Ledwo mnie poznałeś, minęły trzy miesiące - stwierdziłam, lecz chłopak nie stracił nagłej pewności siebie. Podszedł do mnie bliżej i kontynuował.
-Po prostu nie chciałem, aby ktoś zrobił to przede mną, bo zależy mi na tobie - z każdym zdaniem po moich policzkach spływały łzy. Moja wrażliwość była zbyt wrażliwa, ale mówił wtedy tak szczerze, że od razu uwierzyłam w każde jego słowo. Nie miałam pojęcia, co zrobić, więc automatycznie podeszłam jeszcze bliżej i wtuliłam się w niego mocno, a z moich oczu nadal wypływały łzy. Dobrze, że była kolacja i nikt nie widział mnie w takim stanie.
-Tak - szepnęłam, a ten wtedy też mocno mnie przytulił. Chyba zrozumiał moją odpowiedź.
-Chcesz już wrócić? Pewnie się martwią - stwierdził cicho, a ja oderwałam się od niego z lekkim uśmiechem.
-Masz mokrą koszulkę przeze mnie - zauważyłam i zaśmiałam się lekko.
-A czy to ważne? Chodź - uśmiechnął się uroczo i podał mi rękę. Gdy weszliśmy do dormitorium automatycznie wszyscy na nas spojrzeli. Wiktoria, gdy nas zobaczyła, natychmiast wstała, prawie się przewracając, zaraz za nią wstała również Caroline, a Fred nadal siedział, uśmiechając się lekko. Wiedział o wszystkim.
-Jesteście ra...
-NIE! - wypowiedź Caro przerwał krzyk Wiki. Uśmiechała się szeroko.
-Tak - odpowiedziałam krótko rozbawiona. Była bardziej podekscytowana niż ja, czy mi się wydaję? Dziewczyna pisnęła głośno, lecz krótko, łapiąc się za głowę.
-Wiedziałam! Na Pokątnej już wiedziałam! - szatynka skakała po pokoju, a to wszystko obserwował Fred, uśmiechając się.
-Czy u niej to normalne? - zapytał mnie George, gdy już usiedliśmy.
-Tak, to całkiem normalne - odpowiedziałam, a on się zaśmiał i rzucił mi krótkie spojrzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top