Rozdział 62 - Święta
Perspektywa Wiktorii
-Gdzie jest ta cholerna szczotka?! - odrobinkę się wkurzyłam. Chodziłam z łazienki do pokoju i z powrotem po kilka razy, aż w końcu odezwała się Caroline, której Kimberly robiła makijaż.
-Na podłodze obok lustra - przecież siedziałam tam kilka minut wcześniej, to było oczywiste.
-Ada - stanęłam na środku i spojrzałam na nią. - Kącik oka mnie swędzi.
-Tylko kurwa spróbuj - patrzyła na mnie z mordem w oczach. Zniszczenie tego arcydzieła na mojej twarzy byłoby zbrodnią wszech czasów, ale czułam, że się popłaczę jeśli zaraz nie przetrę tego oka.
Ada dokończyła ją malować i wzięła się za siebie, więc ja zrobiłam Diggoey lekko falowane włosy. Gdy popsikałam wszystko lakierem prawie ją zabiłam przez tą chmurę wokół jej głowy. Ona stanęła przy oknie, a ja wyjęłam wsuwki i poszłam do łazienki. Pół godziny próbowałam idealnie ułożyć te włosy, ale się nie dało, więc za piętnastym razem uznałam, że lepiej nie będzie. Zrobiłam sobie koka na dole głowy, a z przodu wyciągnęłam dwa pojedyncze pasemka. Popsikanie się lakierem przeniosłam na miejsce obok okna, żeby przypadkiem nas nie zaczadzić.
-Rób ze mną co chcesz - obwieściła Ada po skończeniu makijażu, po czym zaśmiała się. Włosy wyprostowałyśmy jej już wcześniej i jedyne co zrobiłam to spięcie pasemek wpadających jej na twarz na tyle głowy. Standardowo, ale przeuroczo.
Malowanie, układanie włosów i krótkie przerwy na uspokojenie się od śmiechu zajęło nam trzy godziny. Około godziny dziewiętnastej zaczęłyśmy się ubierać i to też jakimś cudem zajęło nam 30 minut.
Założyłam na ucho kolczyk i ostatecznie obejrzałam się w lustrze. Zwykłe, lakierowane buty na średnim obcasie świeciły się tak samo jak błyszczyk na moich ustach. Miałam dwie bransoletki, jedną czarną, to ta którą od babci dostałam, a druga to oczywiście ta z kolorowymi koralikami, z trzeciej klasy. Codziennie patrzyłam czy on też ją nadal nosi... Naszyjnik wyglądał jak talizman i chyba rzeczywiście nim był. Z boku było otwarcie, ale albo się skleiło czy coś takiego albo to ze starości nie dało się otworzyć. Sukienka była rozkloszowana od połowy w dół, w kolorze butelkowej zieleni z małym wycięciem, który miał wzorować dekolt.
Odwróciłam się masakrycznie zadowolona z tego jak wyglądałam. Caroline siedziała na łóżku i ubierała buty na lekkim obcasie, a gdy skończyła spojrzała na mnie i chyba ją zamurowało.
-O. mój. Boże. Wyglądasz cudownie!
-No ba - przez to rozgrzały mi się policzki, choć i tak miałam róż, więc nie było zapewne widać różnicy. - A ty jeszcze lepiej. Zaraz Ci zrobię zdjęcie i pokażę później Oliverowi.
-Zrobimy sobie wspólne zdjęcie - uśmiechnęła się delikatnie. Granatowy materiał sukienki idealnie wpasowywał się do jej jasnej cery i ciemnych włosów. Sięgnęła po aparat i wtedy Ada wyszła z łazienki. - George oszaleje jak cię zobaczy - stwierdziła Diggory, a ja przytaknęłam.
-To wycięcie na nodze zmiecie go z planszy - szczerzyła się na samą myśl i podeszła do stolika po bransoletkę. Była takiego samego koloru jak jej sukienka, czyli bordowego. Dekolt formował się w literę "v", a sama sukienka była na cienkich ramiączkach.
Ada też miała czarne buty, ale matowe i wyższe. Gdyby nie one, nie uszłaby w tej sukience.
Po zrobieniu kilkunastu zdjęć zeszłyśmy do Sali Wejściowej. Szłyśmy środkiem schodów, wyglądając jak pieprzone królowe i może to dlatego wszyscy na nas patrzyli. No i bardzo dobrze. Podniosło mi to samoocenę i po prostu lepiej nie mogłam się czuć tego wieczoru. Dobrze tylko, że nie ucichli, bo wtedy bym się chyba spaliła ze wstydu. Kątem oka zauważyłam te rude czupryny opierające się o ścianę, ale chyba nie chciałam na niego patrzeć. Długo nie musiałam się powstrzymywać, ponieważ Zachary wyszedł z tłumu i podał mi rękę na zejście po dwóch ostatnich schodkach.
-Możesz wyglądać jeszcze piękniej? - zapytał. - Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, a tu proszę bardzo.
-Warto było poświęcić cztery godziny - zaśmiałam się, na co uśmiechnął się delikatnie.
Chwilę później otworzyły się dębowe drzwi wejściowe i weszli nimi dyrektor oraz uczniowie Durmstrangu. Skanowałam ich dokładnie, a Faux przysunął mnie do siebie, gdy jeden z nich niebezpiecznie szybko szedł wprost na mnie. Krótko spojrzałam w stronę Freda, ale ten odwrócił wzrok.
-Widziałeś błonie? - zwróciłam się do chłopaka. - Coś cudownego.
-Możemy później pójść, te róże pachną przepięknie, naprawdę - położył rękę na sercu i pokręcił głową
-Reprezentanci szkół, proszę tutaj! - rozległ się głos McGonagall. Parvati wyglądała olśniewająco i sama promieniała z radości. Zatkało mnie na widok Granger, ale nie z powodu osoby, z którą przyszła, tylko z powodu jej wyglądu. Kompletnie jak nie ona.
W końcu drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły i wszyscy zaczęli wchodzić do środka. Rozbrzmiały oklaski, ale nie klaskałam, byłam zbyt zachwycona ozdobiebieniami. Ściany pokrywał szron, na suficie były GWIAZDY i wszędzie były girlandy jemioły oraz bluszczu. Cudo. Akurat się złożyło, że siedzieliśmy przy stole razem z Adą i Caro, a co za tym idzie również z ich partnerami. George siedział po drugiej stronie mnie i nawet się z tego cieszyłam, z resztą to nie on kazał mi się odwalić. Jego brata zasłaniał mi lampion i nie wiem czy to dobrze, czy też nie.
-Ej - szturchnęłam rudzielca - Dlaczego tam siedzi Percy? - ze zmarszczonymi brwiami się rozejrzał i wzruszył ramionami.
>>>
Po jedynie dwóch godzinach mogłam stwierdzić, że była to jedna z najlepszych nocy w moim życiu. Śmiałam się tyle, że szczęka mnie bolała, ani razu się nie wywaliłam i uwaga: tańczyłam z Fredem. To był moment, jakbyśmy kompletnie zapomnieli o wszystkim i najzwyczajniej w świecie się bawiliśmy. Ada próbowała wrzucić nas pod jemiołę, ale jakiś chłopak z Durmstrangu zaproponował jej taniec i na jakiś czas zapomniała. Tańczyłam jeszcze z Zacharym, Georgem, Adą, Caroline, z jakimiś przypadkowymi dziewczynami z Hogwartu (dodatkowo miałyśmy fangirla na widok par, m.in. Ady i George'a), Malfoyem, Cedrikiem, Ginny, Nicholasem i jakimś walonym cudem udało się nawet z McGonagall. Nie pytajcie jak, sama tego nie wiem.
Bolały mnie nogi, więc zrobiłam sobie krótką przerwę. Dosiadła się do mnie Caroline i obserwowałyśmy razem ludzi. Adę znowu porwał ten sam chłopak, co przedtem i George, mimo, że tańczył z Alicją, patrzył czasami w ich stronę. Zachary był otoczony grupką znajomych i wszyscy śpiewali ile sił w płucach. Freda nie widziałam, co było dosyć dziwne i mój chory mózg zaczął się martwić, jednak po minucie przemknął gdzieś w tłumie.
-Nie wstaniemy jutro - odezwała się brunetka.
-Jesteśmy młodzi, o to chodzi - zaśmiałam się i spojrzałam na Fatalne Jędze. - Chodź - wyciągnęłam rękę w jej stronę. - Jak umieramy, to razem, co nie?
>>>
Bal zbliżał się ku końcowi, lecz nie wydarzenia. Raz odwiedziłam łazienkę, gdzie zrobiłam wykład płaczącej dziewczynie, że nie potrzebuje chłopaka do szczęścia i jest zajebista. Jej psiapsi jeszcze bardziej wczuły ją w kobiecą siłę i to musiało dziwnie wyglądać, gdy około dziesięć dziewczyn wyszło z łazienki pełne takiej... Energii. Prawie pobiłam tego szmaciarza, który nie chciał zostawić Ady w spokoju, niestety dyrektorzy nadal patrzyli, więc do niczego nie doszło. Wbiłyśmy z Adą na scenę i Fatalne Jędze nie miały nic przeciwko temu, a nawet dawały nam dojście do mikrofonów. Widziałam załamanie McGonagall, ale Dumbledore był przeciwnie do tego nastawiony, uśmiechał się.
Czas biegł coraz szybciej i jedna z ostatnich piosenek była wolniejsza. Dlaczego to wspominam? Bo wtedy Gryfon z siódmego roku zaproponował mi taniec. Piosenka była, jak już mówiłam, wolniejsza, przez co się w nią wczułam. Ja widziałam wzroki tych lasek, mówiące, że zachowuje się jak puszczalska. Wszyscy jednak wiemy jak bardzo mnie to obchodziło, wręcz w ogóle. Ale... Zaczęło mnie to obchodzić, gdy zauważyłam Freda wychodzącego z Wielkiej Sali. Piosenka się skończyła, szybko powiedziałam coś chłopakowi i wybiegłam stamtąd. Rozejrzałam się, ale gówno widziałam. Wyszłam na dwór, gdzie siedziały z dwie pary, lecz miałam je gdzieś. Szłam wprost przed siebie i w końcu zauważyłam go opierającego się o drzewo. Odwrócił się na dźwięk kroków, ale dłuższym spojrzeniem na miał zamiaru mnie zaszczycić.
-Wyszedłeś nagle z sali i wyglądasz na wkurzonego. Coś się stało? - prychnął lekceważąco, wpatrując się w ciemność.
-Idiotyczne pytanie.
-Co się stało?
-A jak myślisz? Co mnie mogło wkurzyć akurat w tym momencie? - patrzył na mnie z taką złością, że zrozumiałam, iż to ja byłam powodem.
-Ale dlaczego? Przecież to był tylko taniec...
-Tylko taniec, jasne.
-... I wczułam się, przyznaję, ale nie planowałam później wskoczyć mu do łóżka. A nawet jeśli...
-Błagam cię, nie dokańczaj - zaczynałam się wkurzać.
-Możesz mi właściwie powiedzieć jaki dokładnie widzisz w tym problem? - założyłam ręce na piersi. Zaśmiał się ironicznie i rzucił jedynie:
-Ogromny.
-Tak? Tańczyłam z kimś, rzeczywiście ogromny problem.
-Ale w jaki sposób?! Nie widzisz w tym nic złego, serio? - wybuchnął nagle. - Nie widziałaś jak na ciebie patrzył i jaką miał wielką satysfakcję z tego wszystkiego?
-Widziałam i wiesz co? Nie przeszkadzało mi to.
-Czyli mógłby cię wszędzie dotknąć i pewnie też by ci to nie przeszkadzało, mam rację?
-Nie rób ze mnie takiej dziwki!
-Nie robię z ciebie żadnej dziwki, ja po prostu nie mogę uwierzyć, że oni wszyscy bezkarnie mogą cię dotykać i...
-Gadasz jakbyś sam chciałbyś to robić.
-Nie mówimy tutaj o mnie...
-Czy ty jesteś zazdrosny?
-Na Merlina... Tak! Jestem zazdrosny, a wiesz czemu? Bo cię do cholery kocham! - wykrzyczał. - I nie, nie jak przyjaciółkę, jesteś dla mnie wszystkim i krew mnie zalewa, gdy widzę cię z innymi, a na dodatek w takiej sytuacji!
Wmurowało mnie. Opuściłam ręce i wpatrywałam się w niego. Próbowałam chować te wszystkie uczucia, ale wtedy... Moje motylki w brzuchu zaczęły krzyczeć, piszczeć i skakać.
-Kochasz mnie? - idiotyczne pytanie.
-Tak - odpowiedział cicho, a ja podeszłam do niego i się w niego wtuliłam.
-Wika...? - odezwał się, będąc kompletnie zmieszany. Odczepiłam się od niego i spojrzałam mu w oczy, wykrzywiając usta w coś, co miało być uśmiechem.
-Ja też cię kocham - rzekłam. - I nie, nie jako przyjaciela - lekko się zdziwił. Staliśmy naprzeciw siebie jedynie na siebie patrząc, aż nagle Fred dostał jakiś zastrzyk emocji. Niespodziewanie zamknął mnie w ramionach, po czym uniósł w powietrze i okręcił się. Zaśmiałam się, gdy postawił mnie na ziemi. Miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
-No to... Czy zostaniesz moją dziewczyną? - gwiazdy odbijały się w jego oczach.
-Tak - przytaknęłam głową.
-W skali od jeden do dziesięciu, na ile mam pozwolenie, aby cię teraz pocałować?
-Dwanaście - zaśmiałam się, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Położył dłonie na moich policzkach i walić to, że prawie tam zemdlałam z emocji. To było jeszcze bardziej wspaniałe niż za pierwszym razem. Chciał się odsunąć po chwili, ale no, nie mogłam mu na to pozwolić. Złapałam go za koszulę i nie dałam możliwości oddalenia się, a gdy to spowodowało, że uśmiechnął się przez pocałunek po prostu... Nie ma, nie było i chyba nie będzie nic lepszego.
-Panie Weasley, błonie to nie jest odpowiednie miejsce do okazywania uczuć - o nie. Odwróciłam się przestraszona, a Snape uniósł brew. - Panna Roger. Jak mogłem nie poznać, masz kolor włosów jak twoja matka... - dodał ciszej, jednak słyszalnie.
-Słucham? - to było niezręczne.
-Do dormitoriów - odpowiedział szybko, a gdy chciałam pytać dalej dodał tylko: - Już.
Ten głos serio mówił, że mamy zejść mu z oczu w przeciągu trzech sekund, bo inaczej umrzemy śmiercią tragiczną.
Fred złapał mnie za rękę i pospieszył w stronę zamku. Weszliśmy do środka, gdzie praktycznie nikogo nie było i wtedy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chodź - powiedziałam i skierowałam się w stronę Wieży Astronomicznej. - To było piękne.
-Skąd on wie jaki kolor włosów ma twoja mama?
-Nie mam pojęcia, ale od kiedy pamiętam farbuje je na różne kolory, więc musiał mówić o jej naturalnych, a to tym bardziej przeraża - stwierdziłam. Dosyć szybko doszliśmy do celu. Stanęliśmy przy barierce i odruchowo spojrzeliśmy w górę.
-Perseusz - odezwał się nagle rudzielec. - Tam - wskazał palcem, a lekki uśmiech przeleciał mu przez usta.
-To taki nasz znak już, tradycja, że szukamy Perseusza na niebie.
-Odbiegnę na chwilę od tematu... - spojrzałam na niego. Odwrócił się i oparł o barierkę, chwilę patrząc przed siebie. - Od jak dawna czujesz coś do mnie?
-Od trzeciej klasy - pokręcił delikatnie głową.
-To można powiedzieć, że obserwował jak każdej nocy zakochujemy się w sobie od nowa, że czuwał nad nami - zaśmiał się pod nosem, a ja zrozumiałam, co tym wyznał.
-Perseusz uratował Andromedę, a przy okazji nas, jeśli tak to można nazwać - stwierdziłam cicho i powróciłam wzrokiem na niebo, by mu podziękować. Bez niego nie wiem jak by to było.
Ogłoszenia parafialne
Tak mnie serce ściska, że hit
To nie koniec tej nocy ;)
Dziękuję za przeczytanie🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top