Rozdział 56 || Rok 6

-Cześć Irytku! - zawołała Ada do latającego nad naszymi głowami poltergeista. Pomachał jej ze śmiechem, a ja próbowałam się nie krzywić.

-Ruszać się! - powiedziała ostro profesor McGonagall do przemoczonego tłumu - Do Wielkiej Sali, szybko! - a więc poszliśmy. Złapałam Caroline za rękę by nie zgubić ani jej ani siebie i ruszyłam. Merlinie, ile ludzi. Wielka Sala jak zawsze wyglądała wspaniale, udekorowana do uczty na rozpoczęcie roku szkolnego. W blasku setek świec będących nad stołami, lśniły złote talerze i puchary. Przy czterech długich stołach siedziało już mnóstwo rozgadanych uczniów, kurwa jak głośno. Było tu o wiele cieplej, choć przez tłok za ciepło i... Jaka ja byłam wybredna w niektórych momentach. Czego ja się mogłam spodziewać? Spojrzałam na nauczycieli, gdy już usiedliśmy. Przy środku stołu siedział profesor Dumbledore w ciemnozielonej szacie ozdobionej wyszywanymi gwiazdami i księżycami, plus dla niego za to. Na palcach wsparł podbródek, patrząc w sufit przez okulary-połówki, jakby się nad czymś strasznie zamyślił. Jakim cudem w takim hałasie, nie wiem. Również spojrzałam na sufit. Był zaczarowany i zawsze wyglądał tak samo jak niebo nad zamkiem. Tym razem wisiały na nim czarne chmury, a gdy z zewnątrz dobiegł grzmot, sklepienie przeciął zygzak błyskawicy.

-Psst, Wika - szturchnęła mnie Diggory.

-Co?

-Chyba się zapatrzyłaś.

-Uczeń albo uczennica, której nazwisko wyczytam, wkłada tiarę i siada na stołku - oznajmiła McGonagall pierwszoroczniakom - Po usłyszeniu swojego przydziału wstaje i siada przy odpowiednim stole.

-Serio ominęła mnie cała piosenka tiary? - rozejrzałam się, a ona przytaknęła głową.

-Ackerley, Stewart! - wystąpił jakiś chłopiec, dygocąc na całym ciele. Włożył tiarę przydziału na głowę aż po uszy i usiadł na stołku.

-Malfoy nie odrywa od ciebie wzroku - stwierdziła Ada nachylając się lekko - Wpieprzę mu jak już wyjdziemy.

-To nic, w pociągu prawie ją pocałował - dopowiedział George, a dziewczyny zrobiło "o" z ust.

-Dlaczego my nic o tym nie wiemy? - zaczęła Caroline.

-No właśnie - Kimberly położyła dłonie na biodrach.

-Bo to nic istotnego - zaśmiałam się lekko - Najpierw był zadurzony w tobie Caro, a teraz uznał, że woli jasne włosy i to tyle - prychnęłam i kątem oka spojrzałam na stół Ślizgonów.

-Creevey, Dennis!

-A to my nie mamy już jakiegoś Creeveya w Gryffindorze? - odezwałam się - O, nawet tam siedzi.

-To jego młodszy brat - odezwał się Ron odwracając się do mnie. Gdy chłopak został przydzielony do Gryffindoru pobiegł podekscytowany do Colina, a moje serce się roztopiło.

-Awww, jaki uroczy - położyłam dłoń na sercu, a Ada westchnęła.

-To tylko dziecko.

-Ale widzisz jak się uśmiecha? Jaki on jest szczęśliwy?

Przydzielanie pierwszorocznych się skończyło, a w półmiskach pojawiło się jedzenie, na które Ron i Harry zareagowali jak na spotkanie kogoś sławnego. Brzuch mnie bolał, więc praktycznie nic nie zjadłam, choć dziewczyny siłą wcisnęły mi ziemniaka do buzi. Takie troskliwe, czyż nie?

-Ciekawe czy w ogóle dowiemy się po co nam te stroje wyjściowe - spojrzałam ponownie na stół Slytherinu i natrafiłam na wzrok Fauxa, który uniósł znacząco brwi. Zaśmiałam się pod nosem, a wtedy Dumbledore wstał.

-Moi mili! - rzekł, uśmiechając się - Skoro już wszyscy najedliśmy się oraz napiliśmy muszę jeszcze raz prosić was o uwagę. Pragnę wam przekazać parę informacji. Pan Filch, nasz woźny - och no co ty nie powiesz? - prosił mnie, abym wam powiedział, że lista przedmiotów zakazanych w obrębie szkoły została w tym roku poszerzona o wrzeszczące jojo, zębate frisbee i niechybiające bumerangi. Pełna lista zawiera chyba czterysta trzydzieści siedem przedmiotów i jest do wglądu w biurze pana Filcha, jeśli ktoś z was zechciałby do niej zajrzeć.

-Chyba zabawne, iż część z nich jest nasza - rozejrzałam się po przyjaciołach.

-Jak zawsze - ciągnął dalej - Pragnąłbym wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma prawa wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszej i drugiej klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z najwyższą przykrością muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha - zatkało mnie. Co? Fred i George siedzieli i poruszali bezdźwięcznie ustami, najwyraźniej pozbawieni mowy, a Caroline i Adę dzieliło tylko trochę od wybuchnięcia - A nie będzie ich z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie... - ale w tym momencie rozległ się grzmot, a drzwi Wielkiej Sali rozwarły się z hukiem. Stanął w nich jakiś mężczyzna podpierający się na długiej lasce. Ruszył w stronę stołu nauczycielskiego roznosząc głuchy stukot po całej sali. Wyglądał... co najmniej przerażająco. Przywitał się z Dumbledorem, mając w dupie fakt, że cała szkoła na niego patrzy. Chwilę sobie gadali, ale dyrektor w końcu zaczął mówić - Pragnę wam przedstawić naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią profesora Moody'ego.

-O kurwa - zaczęłam się śmiać w rękaw, a te parę klaśnięć zrobiły całą sytuację jeszcze bardziej zabawną. Miał nas uczyć psychopata z jednym okiem i Dumbledore nie widział w tym żadnym przeszkód, oczywiście.

-Jak właśnie mówiłem - rzekł dyrektor po krótkim chrząknięciu - W ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia, wydarzenia, które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!

-Pan chyba żartuje! - krzyknął Fred, rozładowując tym samym całe napięcie. Wszyscy się roześmiali, a Dumbledore zacmokał.

-Ja wcale nie żartuję, Panie Weasley - powiedział - Choć teraz, jak już Pan o tym wspomniał, przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i... - McGonagall uratowała nas kaszląc głośno.

-To żeś dowalił Fred - rzekłam cicho, a on zaśmiał się lekko w moją stronę.

-Ee... ale może to nie czas, aby... - zmieszał się - Na czym to ja skończyłem? Aha, na Turnieju Trójmagicznym... no więc tak... niektórzy z was nie wiedzą na czym taki turniej polega, więc mam nadzieję, że ci, którzy wiedzą, wybaczą mi to krótkie wyjaśnienie. Otóż pierwszy turniej odbył się jakieś siedemset lat temu, jako przyjacielskie współzawodnictwo trzech największych w Europie szkół magii i czarodziejstwa: Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu. Każda szkoła wybierała swojego reprezentanta, a owych trzech reprezentantów rywalizowało między sobą w trzech magicznych zadaniach. Turniej odbywał się co pięć lat, po kolei w każdej szkole, i w powszechnej opinii był znakomitą okazją do zawarcia trwałych więzi między młodymi czarownicami i czarodziejami różnych narodowości. Niestety, ofiar śmiertelnych było tyle, że w końcu zaprzestano organizować turnieje - kompletnie nikt nie przejął się tymi ofiarami, wszyscy siedzieli wpatrzeni w dyrka jak w obrazek - W ciągu wieków podejmowano próby powrotu do tradycji turnieju, ale żadna się nie powiodła. Nasz Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów i Departament Czarodziejskich Gier i Sportów uznały jednak, że nadszedł czas na jeszcze jedną próbę. Pracowaliśmy ciężko przez całe lato, by mieć pewność, że tym razem żaden zawodnik nie znajdzie się w śmiertelnym zagrożeniu. Dyrektorzy Beauxbatons i Durmstrangu przybędą do nas w październiku z listami kandydatów, a wybór trzech reprezentantów odbędzie się w Noc Duchów. Niezależny sędzia osądzi, którzy uczniowie najbardziej zasługują na to, by współzawodniczyć o Puchar Turnieju Trójmagicznego, chwałę swojej szkoły i tysiąc galeonów.

-Wchodzę w to - oświadczył Fred.

-W twoich snach - toczyliśmy krótką walkę na spojrzenia. Zachary na całe szczęście nie wyglądał na chętnego, lecz Cedrik już tak i Caroline rzuciła w niego bułką. Oczywiście, że trafiła.

-Wiem, że każde z was pragnęłoby zdobyć Puchar Turnieju Trójmagicznego dla Hogwartu - raczej hajs dla siebie - Dyrektorzy poszczególnych szkół i przedstawiciele Ministerstwa Magii uzgodnili jednak, że w tym roku zastosujemy ograniczenie wieku kandydatów. Mogą się zgłaszać tylko ci, którzy ukończyli siedemnaście lat. Uważamy to za niezbędne, jako że zadania turniejowe będą wyjątkowo trudne i niebezpieczne, i choć zostaną przedsięwzięte wszelkie środki ostrożności, nie sądzimy, by uczniowie poniżej szóstej i siódmej klasy mogli sobie z nimi poradzić. Osobiście dopilnuję, by żaden uczeń, który nie ma jeszcze siedemnastu lat, nie próbował oszukać niezależnego sędziego co do swego wieku, by dostać się na listę kandydatów - pierwszy raz w życiu byłam za coś wdzięczna Dumbledorowi. Bliźniacy dostali szału, a Caroline się wkurwiła, Cedrik miał już siedemnaście lat. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia, a my postanowiliśmy poczekać.

-Nie mogą nam tego zrobić! - powiedział George, łypiąc wściekle na Dumbledore'a - Kończymy siedemnaście lat w kwietniu, i co, nie dadzą nam szansy?

-Ja mam ich w nosie i się zgłaszam - oświadczył Fred, również patrząc spode łba na stół nauczycielski - Reprezentanci będą mogli robić mnóstwo rzeczy, na które normalnie nikomu by nie pozwolono. No i tysiąc galeonów nagrody!

-A czy obydwoje możecie uspokoić hormony i się zamknąć? - wysyczałam wręcz, po chwili spoglądając na Caroline, która już opieprzała Cedrika - Ofiary śmiertelne, usłyszeliście tę część w jego wypowiedzi?

-Przecież powiedział, że dokonali wszelkich starań, aby było bezpiecznie.

-Bardzo dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat Dumbledore'a, więc proszę cię nie wysuwaj mi tutaj tego, co mówił - pokręcił głową, a George westchnął.

-I tak się zgłosimy - obwieścił ten drugi powoli, a ja odwróciłam się na pięcie i odeszłam, sprawnie przepychając się między ludźmi. No cholera jasna.

>>>

-I co?

-Gówno, powiedział, że zgłosi się tak czy siak i mam być spokojna, bo potrafi być odpowiedzialny. Jasne - rzuciła się na łóżko wzdychając głośno.

-To nawet nie chodzi o to czy jest odpowiedzialny, sam fakt, że ludzie tam ginęli jest i powinien być... odpychający. Gdzie tak w ogóle jest Ada?

-Z Georgem.

-Pewnie teraz ją omamia, aby była po ich stronie - usiadłam na łóżku i zastanowiłam się chwilę. Co ja mogłam zrobić w takiej sytuacji? Skoro możliwość śmierci nie dała im do myślenia to nic nie mogło być skuteczne.

-Ej ale - zaczęła Caroline - Może gdybyś, no wiesz...

-Nie, nie wiem.

-No może gdybyś, ughh nie wiem jak to powiedzieć - wprost.

-Ale że zrobiła coś?

-Może gdybyś wyznała Fredowi miłość to zauważyłby, że się o niego martwisz i by zmiękł i się nie zgłosił - miała minę pełną nadzieji.

-Caroline, spójrz mi w oczy - nachyliłam się lekko - Skup się na tym, co mówię. To jest najbardziej chujowy pretekst jaki mogłaś wymyślić - rzekłam ze spokojem, a ona rzuciła we mnie poduszką.

-Chciałam ci dać powód, abyś ruszyła tyłek i to w końcu powiedziała.

-Przepraszam - przewróciła oczami, a ja zaśmiałam się lekko. To chyba nie był dobry pomysł.

Ogłoszenia parafialne
Ale okropny ten rozdział, omg
Dla tych, co nie przeczytali wpisu (nie ważne, że troszkę spóźnione): Wesołych świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top