Rozdział 55

Prowadziliśmy dziewczynę do naszego namiotu, bo nikt z nas nie miał ochoty jej puszczać, a chyba tym bardziej Ginny, która zaczęła z nią rozmawiać.

-Dlaczego nie zapytasz po prostu, co się stało z Adą? - zagadałem do brata. Miał zaszklone oczy i naciągał rękawy, więc następnym krokiem byłoby pójście na poszukiwania.

-A co jeśli wywołam u niej kolejny atak? Wolę już sam się tym zająć - no wiedziałem.

-Właśnie... Skąd ty wiedziałeś co robić, tam w tym lesie? - spojrzał na mnie, a Wika najwyraźniej usłyszała moje pytanie.

-Bo już to przeżywał, ze mną.

-Jesteście! - zawołał Bill - Chodźcie do środka, o cześć.

-Pójdę już - obwieścił Oliver i pożegnał się z nami. Weszliśmy do namiotu, gdzie byli wszyscy oprócz złotej trójki i taty.

-Gdzie oni są? - zapytała Ginny - Nie wrócili jeszcze? - pokiwali przecząco głową.

-A wy bez Ady? - Charlie wyraźnie się zdziwił lustrując nas wzrokiem.

-Dlaczego pytasz? - odezwał się George będący na skraju załamania.

-Bo przed chwilą ją widziałem jak szła z jakąś dziewczyną, nie patrzyłem dokładnie kto to był - nie musiałem patrzeć na brata i Wikę, bo wiem co poczuli. Cholerną ulgę, tak jak ja.

-W którą stronę szli? - chciałem dyskretnie wyciągnąć od niego informację, ponieważ od zawsze było to banalnie proste.

-Na wschód...

-Nie mów im! - ale Bill zawsze był spostrzegawczy. Rzuciliśmy się do wyjścia i na szczęście udało nam się uciec - Fred! George! Wika chociaż ty! - nie słuchaliśmy. Kilkanaście namiotów dalej zwolniliśmy i zaczęliśmy się rozglądać.

-Młoda! - usłyszałem głos Darka. Blondynka odwróciła się idąc tyłem, nie miała zamiaru się zatrzymać.

-Gdzie Ada? - zapytała cicho.

-W namiocie, a gdzie indziej? - wskazał na prawo i wszystkim ulżyło. Kimberly wyszła, a Wika nawet nie zdążyła tam spojrzeć, mój bliźniak odzyskał chęci do życia. Madeline nieco się zdziwiła, gdy również wyszła z namiotu, a tam jakiś emocjonalnie potargany nastolatek przytulał w powietrzu, o prawie półtorej głowy niższą, dziewczynę. Zauważyłem wtedy jak strasznie wysoka ona jest co w sumie mnie zdziwiło, bo nigdy tak naprawdę nie zwracałem na to uwagi. Madeline była prawie naszego wzrostu...

-Chłopacy, wracajcie do siebie, będą się martwić. A i jeszcze uważajcie na biegających ludzi, którzy rzucają zaklęciami w co popadnie, Ada potwierdzi - zachichotał brat Roger stukając się w brew. Podszedłem bliżej, by ogarnąć o czym mówi i nie musiałem się długo zastanawiać. Miała już założony opatrunek na lewej brwi i coś czułem, że kolejna cudowna blizna ją czekała. Chwila, blizna na lewej brwi...

-Co się stało? - zapytałem.

-Ktoś rzucił bombardę na namiot, za którym chwilowo stanęłam, a było to przy lesie, więc przywaliłam w drzewo - to nie wydawało mi się zabawne, choć gdy to sobie wyobraziłem próbowałem udawać, że mam tylko kaszel.

-Ciebie też to śmieszy? - spytała cicho Wika, po chwili chowając twarz w mój rękaw, aby się zagłuszyć. Wszyscy dziwnie na nas patrzyli, lecz sytuację uratował tłum ludzi, który postanowił akurat przejść.

-Dobra, teraz już serio, wracajcie. Dziewczyny do środka i zacznijcie zbierać swoje rzeczy, z samego rana stąd znikamy - rozejrzał się skrzywiony, a następnie spojrzał na nas ostatni raz z uśmiechem i zniknął w namiocie.

-Oby tata jeszcze nie wrócił, bo będzie niezła jazda. Ogólnie to wiesz, że ty i Wika nie wywiniecie się z tłumaczeń?

-Tak, tak, jasne. Kto ostatni w namiocie klęka przed McGonagall - rzekł to tak spokojnie, że dopiero jak zaczął biec ogarnąłem co powiedział.

>>>

Na stacji były tłumy jak zawsze, choć znalezienie Caroline nie było w jakimkolwiek stopniu problematyczne. Od wejścia chyba każdemu mówiła "Cześć" i z kimś rozmawiała, wystarczyłoby poczekać na swoją kolej. Zauważyłem ją już z daleka, szła z Cedrikiem, który opierał na niej ramię. Najbardziej zgodne i kochające się rodzeństwo jakie kiedykolwiek znałem. Po chwili rozdzielili się, on poszedł do swoich znajomych, a ona do swoich, choć nie do końca wiedziałem kto to był. Z Georgem czekaliśmy na dziewczyny, ale większość ludzi wsiadała już do pociągu, a chyba lepiej było żebyśmy zajęli przedział. Mijaliśmy tyle ludzi, a w tym różne dziewczyny, które chyba dojrzewanie mocno uderzyło w te wakacje. Niektóre z nich trzepotały rzęsami do George'a, niektóre przypadkiem na mnie wpadały i dotykały moich dłoni i chciało mi się śmiać na środku pociągu przez to.

-Hej, tutaj jest wolne - odwróciłem się do brata, a on głową wskazał mi abym wchodził. Tak się stało i gdy chciałem się odwrócić i spytać dlaczego nie wchodzi od razu dostałem odpowiedź. Nogą wyszedłem na korytarz, aby się rozejrzeć i sprawdzić czy Ada przyszła z Wiką. Tak, stała zmęczona za miziającą się parą i czekała załamana, aż skończą. Za nią jak i z drugiej strony stało parę dziewczyn, które bardzo lubiły George'a i właśnie unosiły brwi w stylu "Wyrwę włosy tej szmacie i odbije mu go". Ada nie miała wielu wrogów, lecz te dziewczyny najchętniej zerwałyby z niej skórę.

-Oh, wow, w końcu. A myślałam, że postanowicie zbudować tutaj dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna - odezwała się Roger, przepychając się przez nich, by usiąść pod oknem. Przewróciła oczami i upadła na siedzenie, a wtedy wbiła Diggory.

-Witam państwa! Jak się dzisiaj czujemy? Cześć, cześć, a tobie co? - popchnęła mnie chcąc usiąść obok blodnynki i czekała na odpowiedź.

-Nic - stwierdziła z uśmiechem wracając wzrokiem za okno.

-Okej. Słuchajciee co...

>>>

-Czy w końcu zasnęła? - zapytała Wika. Ta cisza mówiła mi, że tak. Caroline zasnęła jej na ramieniu, bo Ada wypróbowała swoją sztuczkę.

-A więc... Może dostanę wreszcie wytłumaczenie jak to jest z tymi twoimi... atakami?

-Oni wiedzą? - zdziwiła się Kimberly - To nie miała być tajemnica?

-Miała, ale nie potrafiłam nad tym zapanować - to nad tym się da panować?

-Pamiętasz jak raz byliśmy nad jeziorem w wakacje? Wika przyszła trochę później, więc wmówiliśmy jej, że wskoczyłeś do wody i nie wypływasz - zaczął George.

-No pamiętam.

-To wtedy tego doświadczyłem. Było podobnie jak wtedy na mistrzostwach, tyle, że wtedy jeszcze kopała we wszystko i w ogóle - przeniosłem wzrok na dziewczynę nie dowierzając, że nic mi nie powiedzieli - Trochę mi opowiedziała co robić, gdyby coś takiego znowu się przytrafiło i no...

-George wie tylko o tym jednym razie - stwierdziła Ada cicho.

-Czekaj, czyli było tego więcej?

-Gdzieś z dwa, trzy razy na miesiąc... - odpowiedziała Wika, bawiąc się swoimi palcami.

-Słucham?!

-Nie krzycz na mnie - uniosła wzrok mrożąc mnie nim.

-Jak długo już to trwa?

-Odkąd zmarł mój dziadek - schowałem twarz w dłoniach, bo to stało się kilka miesięcy przed Hogwartem. Jakim cudem przez sześć lat nic nie zauważyłem? Racja, dosyć często stała przy otwartym oknie i głęboko oddychała albo chodziła zdenerwowana, ale od zawsze myślałem, że to normalne, że po prostu tak reagowała na stres.

-Dobra, ale skąd to się tak w sumie bierze?

-Nie ma jednolitej przyczyny, choć najczęściej jest to stres, u mnie najczęściej jest to stres.

-Wiem jak wtedy wyglądasz i się zachowujesz i widziałem co robił George, choć... Nie rozumiem co dokładnie i po co. Na przykład wtedy, gdy pytał czy może Cię dotknąć albo powtarzał, że będzie dobrze.

-Dotyk podczas ataku paniki może boleć, przestraszyć. Zamiast rzucać się i tylko pogorszyć całą sprawę spokojnie zapytaj. A z tym mówieniem jest tak, że zapewniasz mnie wtedy, że jesteś tutaj, że nie jestem samotna i nic mi się nie stanie. Podczas tego, mimo że przeżywałam to wiele razy, nie do końca wiem co się ze mną dzieje, boję się, więc po prostu bądź w pobliżu i pokaż, że masz wszystko pod kontrolą - wyglądała jakby powiedziała coś strasznie wstydliwego, ale nie chciałem się czepiać, zamiast tego kodowałem sobie wszystkie informacje głęboko w mózgu, tak na wszelki wypadek. Nie kontynuowałem dalej tego tematu, a gdy George zaczął mówić dziewczynom o naszym sklepie i co daliśmy radę zrobić przez wakacje co jakiś czas waliłem tylko jakimś żartem, żeby poprawić Wicę humor. Czułem, że... to pewnego rodzaju mój obowiązek.

>>>

-Weasley... a co to takiego? - odruchowo spojrzałem w stronę głosu. Mieliśmy się przejść, gdy zauważyliśmy Malfoya i jego goryli przy przedziale Rona. Roger stanęła najbliżej tego zbiegowiska zakładając ręce na piersi, a ja z Georgem po ogarnięciu o co znów przyczepił się ten tleniony blondasek spojrzeliśmy na siebie. Ledwo to zauważyliśmy, ale było, szata od mamy na klatce Świstoświnki - Zobaczcie! - powiedział uradowany - Weasley, chyba nie zamierzasz tego nosić. No wiesz...to było bardzo modne gdzieś w 1890 roku...

-Wypchaj się Malfoy! - krzyknął Ron, a Wikę kusiło, żeby coś zrobić, coś powiedzieć, tak, żeby Malfoy się od nich odwalił. Nasz brat wyrwał chłopakowi szatę z rąk, ten ryknął drwiącym śmiechem, a jego osiłki, czyli Crabbe oraz Goyle parsknęli głupkowato. W końcu Malfoy postanowił pójść dalej, lecz gdy tylko się odwrócił natychmiastowo zatrzymał się wzrokiem na dziewczynie.

-No, no, Roger, powiem ci, że z roku na rok coraz piękniejsza jesteś - stanął blisko niej kładąc dłoń na jej policzku. Ale mnie wtedy skręciło w środku - Aż trudno uwierzyć, że zadajesz się z kimś tak dalekim od przyzwoitych standardów - spojrzał na nas drwiąco i miałem straszną ochotę rozwalić mu twarz, choć nie musiałem. Nagle skulił się z bólu, po chwili odzywając się do swoich goryli słowem "Idziemy". George podłożył mu nogę, niestety się nie przewalił, a Wika podeszła się spytać do przedziału czy wszystko okej.

-Co ty mu zrobiłaś? - zapytałem. Wyglądała tak cholernie spokojnie przez prawie cały czas.

-To co mi sumienie podpowiadało.

-A dokładniej?

-Dałam mu z kolana w czułe miejsce.

Ogłoszenia parafialne
Kocham ten moment pod koniec całym serduszkiem. Trochę słaby ten rozdział, ale no cóż, starałam się(?). Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top