Rozdział 40

ktos_taki_nijaki

Czekałyśmy w moim mieszkaniu na Caro, która miała pojawić się 15 minut temu. Okłamała nas.

-Ja chcę do George'aa.

-Mówisz to od tygodnia.

-Ale ja ch... - w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi.

-George?! Pójdę otworzyć - poszłam za Adą, która już otwierała drzwi.

-Siema! Dlaczego jesteś smutna? Nie cieszysz się, że przyjechałam? - zaśmiała się lekko, wchodząc do środka.

-Nie jesteś Georgem...

-Oh, przepraszam. Ale w życiu nie zawsze dostaje się to czego chce - przytuliłam Caroline, po czym to samo zrobiła Kimberly.

-To jakie mamy plany na dziś? - zapytała, siadając na kanapie i patrząc w naszą stronę.

-Na razie nie planowałyśmy nic, lepiej chyba pogadać o tym jak będziemy już wszyscy.

-To co robimy teraz? Nie chcę mi się tak bezczynnie czekać - westchnęła, rozwalając się na całą długość kanapy.

-Możemy zagrać w pytania - po propozycji Ady usiadłyśmy obok siebie trochę bliżej i z braku pomysłu na jakieś zajęcie zaczęłyśmy grać.

-Umm Wika. Czy między tobą a Zacharym coś jest? Chyba byś nam powiedziała, ale noo - pierwsza kręciła Diggory.

-Nie, i tak zostanie - nie mogłam powiedzieć czemu na pewno tak zostanie, bo on mi ufał, a stracenie tego zaufania na dodatek w taki sposób to nie coś o czym marzyłam. Zaraz po tym jak odpowiedziałam, zadzwonił telefon, który odebrałam.

-Halo? Wika?

-Matthias?! Wszystko dobrze?

-Tak, jest o wiele lepiej i nawet jestem w domu. Może mogłabyś wyjść i... pogadać?

-Zaczekaj chwilę, zaraz oddzwonię. Ada! Matthiasowi jest już lepiej i chce pogadać, co ty na to żeby wyjść?

-Komu jest już lepiej?

-Cichaj Caro. A co jak George przyjedzie, a nas nie będzie?

-I Fred.

-No i Fred.

-Egoistka. Najwyżej poczekają, zresztą na pewno do tego czasu nie dotrą. To idziemy ?

-Ale komu się...

-Dobra, idziemy - wyszłyśmy z domu, a Kimberly wytłumaczyła Caroline, że dzwonił Matthias i ogólnie co się działo.

-Nie widziałam nigdy nawet jego zdjęcia, przystojny jest?

-Emm, nie wiem. Nie patrzę na niego pod tym względem, więc nie pomogę.

-Wiktoria chciała powiedzieć, że nie - wtrąciła się Ada.

-Nie miałam tego na myśli. On jest... po środku.

-A Fred? - co to kurwa jakiś ranking?

-Fred jest powyżej środka - przewróciłam oczami.

-A Zach...

-To tutaj? - Diggory, kocham cię normalnie...

-Tak, to tu. Pójdę zadzwonić, a wy zaczekajcie.

-Czemu nie możemy iść z tobą? - zapytały równo.

-A co to za różnica?

-Yy... - próbowały coś wymyślić, ale na próżno.

-No właśnie - w końcu doszłam pod drzwi i nawet nie zdążyłam podnieść ręki.

-Cześć Wika, przyszłaś z Adą? - nie wiem czy patrzył przez okno i tylko czekał czy akurat chciał wyjść.

-Tak i mam nawet bonusa w postaci Caroline. Mówiłam ci o niej, jest ze szkoły.

-Fajnie. To... idziemy gdzieś, czy jak?

-Możemy się przejść po lesie, bo jest gorąco a tam będzie przynajmniej cień - wzruszyłam ramionami.

-No dobra - idąc w stronę lasu, Caroline cały czas z nim gadała, bo w końcu to nowa osoba i wow trzeba się poznać i wow, podczas gdy ja próbowałam uspokoić Adę, że George'a na pewno jeszcze nie ma i nie ma sensu wracać.

>>>

Usiedliśmy na jednej z ławek i słuchaliśmy Smitha.

-... w szpitalu mówili, że mam w najbliższym czasie pożegnać się z bliskimi, a jednak żyję. Służba zdrowia schodzi na psy.

-Kiedy to było? - odezwała się Ada.

-Z 3 tygodnie temu.

-Czemu nic nam nie powiedziałeś?
Nie jesteśmy bliskimi osobami?

-Jesteście, ale nie chciałem robić wam kłopotu, byłyście w Hogwarcie i...
nie widziałem sensu - zaraz nie będzie widzieć swego odbicia w lustrze.*

-Mogłeś umrzeć w każdym momencie, a nie dajesz nam nawet informacji o tym? Mogłeś wysłać list czy coś, cokolwiek.

-Przepraszam - a to spoko, jak przeprosił to wszystko w wykurwistym porządku i już o tym zapominam.

>>>

-Cholera jasna! - odwróciłam się na krzyk Kimberly.

-A tobie co?

-Pieprzone błoto! No i cała ujebana teraz, nosz.

-Chyba musimy wrócić...

-W sumie to i tak nie mam o czym gadać, po prostu chciałem was zobaczyć, może po raz ostatni... - ale mnie wkurwiało takie jego gadanie.

-Nawet tak nie mów. I pamiętaj, zawsze masz nas, a Hogwart nie jest więzieniem, z którego nie możemy się wydostać - powiedziałam szybko, wiedząc, że Ada za chwilę zacznie krzyczeć.

-Wiem, ale nie chcę robić problemu - to nie myśl, że go sprawiasz.

Perspektywa Freda

Jechaliśmy samochodem już z trzy godziny.

Trzy jebane godziny z Georgem, który co dwadzieścia minut pytał się kiedy będziemy.

-George! Błagam cię! Zostało nam 10 kilometrów, wytrzymaj te kilka, kilkanaście minut.

>>>

Dojechaliśmy do domu Wiki, a George momentalnie wyszedł z samochodu i podbiegł do drzwi, gdy ja brałem z auta walizki.

-No, ja muszę już lecieć. Tylko spróbujcie wpakować się w jakieś kłopoty, a wasza matka wymyśli wam taką karę...

-Dobrze tato, dotarło - pokiwałem głową, a po chwili jego oraz auta już nie było.

-O, hej George!

-Hej Wika, umm gdzie jest Ada?

-Chociaż byś się przywitał, są jeszcze inni ludzie dla których jesteś ważny - mruknąłem do siebie. Widziałem z daleka jak się przytulili, a mi właśnie wypadła jakaś torba z ręki. Jesteś zajebistym bratem Georgie.

-Fred! Pomogę Ci.

-Jakbyś mogła to z miłą chęcią ci na to pozwolę - zaśmiałem się pod nosem.

-Wika? To....

-Jest w łazience. Zaczekaj, aż wyjdzie.

-Nie zamierzam czekać - po tych słowach wszedł do domu, a ja podałem Wice trochę bagażu i lekko ją przytuliłem.

-Długo jechaliście?

-Z Georgem? Bardzo długo.

-Czemu nikt mi nie powiedział, że już przyjechaliście? Hej, Fred! Gdzie jest George? - z domu wyłoniła się Diggory z szerokim uśmiechem.

-Z tego co mi wiadomo to z Adą w łazience - trudno było zachować powagę mówiąc to.

-Co?

-Powiedział, że idzie do Ady, a ona tam jest, więc...

-Pewnie pomaga jej się przebrać - parsknęła blondynka, patrząc na przyjaciółkę, która również się lekko zaśmiała. Przywitałem się z Caroline i poszedłem do pokoju gdzie mieliśmy spać. George'a nigdzie nie widziałem, ale to może dlatego, że nie byłem w łazience. Rzuciłem wszystko na ziemię, opadając na materac i przy okazji lustrując wszystko wzrokiem.

-Fred! George! Zejdźcie na dół - no ja pierdolę. Nie można poleżeć pięciu minut w spokoju. Schodząc po schodach usłyszałem jakieś dziwne dźwięki, ale uznałem, że mam na to wyjebane. Na dole dziewczyny siedziały w jakimś kręgu, więc postanowiłem nie być gorszy i usiadłem na kanapie między Wiką i Caroline.

-A gdzie jest Ada i George?

-Nie wiem, może gdzieś w pokoju, lub zoorganizowali sobie dzień bez nas.

-Skoro tak to im nie przeszkadzajmy - Roger przewróciła oczami i na pewno zaczęła zastanawiać się jak im przerwać.

-George już od 2 dni o niczym innym nie myśli, tylko o niej.

-Ada też - Caro i Wika powiedziały to w tym samym czasie.

-To jaki mamy ten plan na dziś? - zapytałem w końcu.

-Ja bym poszła spać... - Caroline ziewnęła, poprawiając okulary.

-A skąd my ci weźmiemy Olivera?

-Śmieszne w chuj. Po prostu jestem zmęczona.

-Czyli bez tej dwójki nic nie wymyślimy?

-Raczej tak.

-To może... Skoro dzisiaj nikogo nie ma w domu to niech każdy robi co chce.

-A jutro?

-A jutro przypomnimy, żeby te małe kurwy nie uciekły w krzaki.

-Caroline, nie przesadzaj.

Perspektywa Ady / <<<

Kiedy wychodziłam z toalety, George stał obok drzwi i najwyraźniej na mnie czekał.

-Hej kocha...

-Ciii - uciszył mnie, by połączyć nasze usta w pocałunku.

-Też cię kocham, ale muszę poprawić włosy i właśnie szłam po szczotkę - to chyba trochę zabrzmiało jakbym nie chciała go widzieć.

-To pójdę z tobą.

-I będziesz patrzył jak poprawiam sobie włosy?

-Niekoniecznie. Mogę robić coś ciekawszego - spojrzał na mnie ze znaczącym uśmiechem i poszedł za mną do pokoju.

-Może tu zostaniemy? Wszyscy są na dole, więc nikt nam nie będzie przeszkadzać.

-George, jesteś pewny, że nikt nie nasypał ci do picia leków na potencję?

-Po prostu tęskniłem za tobą i się teraz niecierpliwie, bo twoje włosy są ważniejsze.

-Nie że są ważniejsze, muszę to wreszcie zrobić. Chcesz żebym była brzydka?

-Dobra, chodźmy już to poprawić - na pewno uważa, że jestem brzydka. Weszliśmy do łazienki, a George zamknął za nami drzwi. Podeszłam do lustra i zajęłam się swoimi włosami. Poczułam za sobą George'a, który zaczął całować moją szyję. Objął mnie w pasie i odsunął od lustra, cofając się, by usiąść na krańcu wanny i przyciągnąć mnie na swoje kolana.

-Nie dasz mi ogarnąć tych włosów, no nie?

-Jedyne co mogę ci w tym momencie dać to siebie - w sumie lepsze to niż nic. Nie odpowiedziałam, odwróciłam się przodem do niego i zaczęłam namiętnie całować. Niestety, a może na szczęście, bo zaszło to chyba trochę za daleko, Wika zawołała George'a, który odsunął się od moich ust i wstał, zostawiając mnie dyszącą na skraju wanny, by po chwili podać mi rękę i lekko się zaśmiać. - Przejdziemy się ?

-Przecież Wika cię wołała. Freda chyba zresztą również, bo słyszałam jego imię.

-Wolałbym spędzić resztę tego dnia z tobą. Znaczy się, stęskniłem się też za Wiką i Caroline, ale... jesteś dla mnie ważniejsza - dlaczego jestem taka wrażliwa na urocze słowa.

-Pod warunkiem, że nie będzie to wyglądać jak przed chwilą, bo nie chce jeszcze tego robić, a się zapędzasz.

-Ja też nie, ale po prostu bardzo cię kocham i... - nie wiedział co powiedzieć dalej.

Wyszliśmy z domu, o dziwo niezauważeni, co z tego, że wszyscy byli jedno pomieszczenie dalej.

-Jednego nie przemyślałem - podrapał się po karku, rozglądając się.

-Czego? 

-Nie wiem gdzie iść.

-Sugerujesz, że ja wiem gdzie iść? 

-Powiedzmy, że tak - jak byłyśmy z Matthiasem to przechodziliśmy obok leśnej ścieżki, aż dziwne że tam nigdy nie byłam. Przecież tu mieszkam.

-Możemy się przejść po lesie.

-Mi w sumie obojętnie, ważne, że z tobą.

-Hmm, jakie masz plany na wakacje?

-Chciałbym je spędzić głównie z tobą i z resztą, ale to tylko ten pierwszy miesiąc wakacji. Później pewnie będę spędzać czas z rodziną w domu. A ty?

-Nie wiem tak do końca. Pierwszy miesiąc tak jak ty, ale później to nie wiem.

-Jakbyś chciała to może mogłabyś przyjechać do mnie.

-Nie no, nie chcę robić problemu, a poza tym nie chcę całych wakacji spędzić, że tak powiem bez rodziny - doszliśmy do ścieżki, o której mówiłam, więc skręciłam w nią, a George poszedł za mną.

-Wiesz gdzie idziemy ?

-Powiedzmy, że wiem.

-To powiedzmy, że okej.

-George... a co będzie jak skończy się szkoła? Znaczy... jak to sobie wyobrażasz? W sensie "nas".

-Chodzi Ci o to czy cię zostawię?

-Nie konkretnie o to, ale co zrobimy, żeby się nie rozdzielić na dłuższy czas? 

-Proste, nie będziemy się rozdzielać.

-Ja mówię na serio.

-Ja też. Nieważne co się stanie, będę przy tobie i nie zamierzam cię zostawiać, więc się nie rozdzielimy. Zresztą mamy jeszcze bardzo dużo czasu.

-A co je...

-Nic się nie stanie. Zaufaj mi - spojrzałam na niego i wydawało mi się, że właśnie na to czekał. Złapał mnie za rękę i zatrzymał się.

-Kocham cię.

-To mi to pokaż - bez zastanowienia stanęłam na palcach, położyłam swoje dłonie na jego policzkach i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. George schylił się lekko, dzięki czemu mogłam już stać normalnie. Czułam jego silne ręce na moich biodrach, które tak jakby idealnie pasowały w tamto miejsce.

Ja i on. Czy to nie brzmi pięknie?

Ogłoszenia parafialne
*trochę nie ogarniałam o co chodzi, ale to nie był mój pomysł.
Mam nadzieję, że nie dostaniecie dużego focha za to, że nie ja pisałam, ale niech się uczy.
Chyba nie jest aż tak źle, co nie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top