Rozdział 39 - Początek wakacji

-Zrozum, że oni jeszcze bardziej gadają, gdy widzą nas razem.

-To co? Mamy się unikać? Przepraszam bardzo, ale nie mam zamiaru.

-Nie wiem. Wiem tylko, że mam dość.

-Dość mnie czy tych ludzi? - nienawidzę podsłuchiwać. W sumie to ich wina, bo stali w miejscu gdzie może być każdy. - Chcesz mnie zostawić tylko dlatego, bo zamiast poradzić sobie z problemem to od niego uciekasz - po chwili usłyszałam cichy szloch Caroline, nie mogłam jednak tam iść.

-Ja nie potrafię sobie poradzić z tym problemem - zachciało mi się kichnąć i prawie umarłam od wstrzymania tego.

-Przecież jestem tutaj, razem na pewno przez to przejdziemy. Skarbie, proszę cię...

-To trwa już tyle, ja nie mogę tak... żyć - jakbym w tamtym momencie zaczęła płakać to może by usłyszeli i przerwali tą rozmowę, której obydwoje po prostu nie chcieli.

-Ty nie chcesz ze mną zerwać, prawda? - ten moment ciszy wszystkim w pobliżu złamałby serce.

-Ja tak nie potrafię.

-Nie możesz od tak to zakończyć. Pomyśl o mnie, o nas - nie mam pojęcia czy on też płakał.

-To "my" mnie wykańcza - mogłam zacząć krzyczeć w każdym momencie z tych emocji. - Od samego początku - chuja, nie teraz. Nie, nie, nie, nie.

-Caroline...

-Koniec z nami - rozryczałam się. Sądziłam, że usłyszę jakikolwiek sprzeciw Wooda, ale tak się nie stało. Zajrzałam co się dzieje, zamurowało go. Ona po chwili odwróciła się i odeszła.

-Jeśli pozwolisz jej odejść jesteś kompletnie pierdolnięty - stwierdziłam, stając naprzeciw chłopaka. Tępo patrzył się w punkt, w którym jeszcze przed chwilą stała Diggory i to było chyba najsmutniejsze w tym wszystkim.

-Nie chce mnie w swoim życiu, więc nie będę się do niego na siłę pchał. Zresztą... Dzięki temu będzie miała spokój - mówił jak z jakiegoś automatu.

-Gówno prawda - byłam wkurzona, przez co jeszcze bardziej łzy ze mnie wypływały.

-Możesz mnie zostawić samego? - w końcu przeniósł na mnie swoje puste spojrzenie. Przytuliłam go, bo nie miałam pomysłu na jakieś sensowne zdanie. I co? Tak po prostu koniec?

>>>

Chyba niespecjalnie cieszyłam się z wygrania Pucharu Domów. Oczywiście, że to świetnie i w ogóle, ale nie czułam potrzeby krzyczenia ze szczęścia.

-Dzięki - powiedziałam jedynie patrząc na Harry'ego, Rona, Hermionę i Nevilla. Ten pierwszy posłał mi szeroki uśmiech, no nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten widok.

>>>

-Roger!

-Przestań mówić do mnie po nazwisku - wbiłam Zachary'emu palec w klatkę piersiową, próbując się nie śmiać. No jak ten człowiek poprawiał mi humor samym pojawieniem się?

-Też cię kocham - przytulił mnie, unosząc do góry i ignorując moje zirytowanie. Gdy już stałam na własnych nogach usłyszałam krótkie chrząknięcie. Rozejrzałam się i jedyne co rzuciło mi się w oczy to Fred skanujący nas dziwnym wzrokiem. - Przyjedziesz do mnie w te wakacje?

-No ni...

-Chociaż na tydzień.

-Nie wiem, ale chcę spędzić trochę czasu z kuzynkami i bratem.

-I zapewne bliźniacy do ciebie przyjeżdżają - przytaknęłam, patrząc mu w oczy. - Zastanów się i tak.

-Faux, idziesz? - zawołał jakiś chłopak, a Zachary odwrócił się i kiwnął głową.

-Nie - obwieścił, gdy uniosłam znacząco brwi.

-Dobrze, dobrze, nic nie mówię. A teraz idź już do swojego kochasia - popchnęłam go w tamtą stronę z lekkim śmiechem.

-To tylko kolega - szepnął na odchodne. - Przestań wreszcie.

-Ale tak pięknie razem wyglądacie.

>>>

W przedziale była taka irytująca cisza, że ledwo mogłam wytrzymać. Ada i George wpatrzeni w krajobraz za oknem, Fred prawie przysypiał, jednak coś go dręczyło. A Caroline, cóż, kompletnie odpłynęła myślami, a od zerwania z chłopakiem nie odzywała się. Nawet nie powiedziała Malfoyowi czegoś obraźliwego na do widzenia. Choć w sumie rzeczywiście, nie słyszałam, żeby ktoś głośno o tym mówił. Westchnęłam głośno, George załapał. Jak świetnie, że rozumiemy się bez słów. W głowie szukał zdania, które rozluźniło by atmosferę i rozśmieszyło chociaż jedną osobę, ale po chwili posłał mi zrezygnowane spojrzenie.

-Pamiętacie jak wszyscy w piątkę spaliśmy na jednym łóżku? - spytała Ada.

-Trudno nie pamiętać jeśli KTOŚ jak zawsze się rozpychał, przez co spadłam - odpowiedziałam, a ona zaśmiała się lekko.

-Ja spadłem z tobą.

-Nie George, ty spadłeś za nią i na nią - rzekła Caroline, chyba w końcu się szczerze uśmiechając.

-A Ada się obudziła w tym samym momencie i bum...

-Też byście się wkurzyli, gdybyście nagle się obudzili, a tam twoja druga połówka leży na twojej przyjaciółce - stwierdziła dziewczyna.

-Ty to spowodowałaś! - oburzyłam się ze śmiechem. - Twoja wina.

-A pamiętacie jak nie mogliśmy wyjść z tego pokoju na trzecim piętrze? Wika tak zaczęła panikować, że musiałem ją uspokajać - zachichotał Fred.

-Boję się izolacji i kto jak kto, ty wiesz o tym najlepiej!

-I tak większość czasu siedzisz w dormitorium - stwierdziła Ada.

-Ale przynajmniej wiem, że mam możliwość wyjścia w każdej chwili.

-No tak! Pamiętam już - Caroline ożywiła się. - Prawie tam płakałaś. Ada też później zaczęła panikować, a że byłaś już spokojniejsza to mówiłaś jej, aby się w końcu zamknęła.

-Ona zawsze tak robi, więc zaczynam to po niej zyskiwać. Jak sama coś robi to jest dobrze, ale jak później ktoś robi to samo to już źle i w ogóle, że to żałosne czy coś - zwężyła oczy, po chwili jednak się śmiejąc.

-No tak już mam, przepraszam?

-Pamiętacie jeszcze jak George klęczał przed McGonagall? - spojrzałam na Caroline.

-O niee - jęknęłam. - O co w ogóle chodziło?

-Nie wiem - powiedzieli bliźniacy.

-Albo gdy Wika bawiła się ogniem, Ada podeszła i od razu podpaliła kartki leżące obok.

-A ty Caro próbowałaś to ugasić, ale Ada spanikowała i tylko to rozprzestrzeniała.

>>>

Tak bardzo miałam gdzieś to, co mówi moja mama oraz, co dziwne, tata, że to jakiś cud. Darek i tak zawsze więcej mówił w ich otoczeniu. Droga do domu dłużyła się w nieskończoność. Stukanie w szybę, ulubione piosenki rodziców, otwarte okno od strony mojego brata, słońce nawalające mi prosto w twarz. Tak, to typowa jazda autem z Rogerami.

-No nareszcie! - Christine klasnęła w dłonie, wstając z krzesła na tarasie. Podbiegłam do niej i przytuliłam mocno i ojeju, tak bardzo zachciało mi się płakać. Resztę dnia spędziliśmy na dworze, w sumie to tylko z babcią. Rodzice przecież mieli ważniejsze rzeczy do robienia.

>>>

Następnego dnia zostałam brutalnie obudzona przez moją kuzynkę (jeśli tak ją można było nazwać) - Marthę.

-Boże, ile ty możesz spać? Dziesięć minut cię szturcham - przewróciła oczami, a ja sięgnęłam po okulary. Wstałam bez słowa i wyjęłam jakąś starą bluzkę oraz spodenki. - Powiesz coś? Co się działo?

-Komnata Tajemnic, petryfikacje, porwanie i tym podobne.

-I pewnie wielki Pan Harry Potter wszystkich uratował, hmm? - nie mam pojęcia skąd u niej taka nienawiść do niego.

-Powiem Ci, że z roku na rok staje się przystojnieszy. Nie zdziwię się jak zmienisz o nim zdanie, gdy go zobaczysz na żywo.

-Nie sądzę, wolę blondynów - usiadła przy moim kufrze i go otworzyła. - Oo, nadal masz bluzę tego Freda czy jak mu tam?

-Ta - mruknęłam, a ona sięgnęła po moją torbę, wyjmując z niej aparat.

-Pójdziemy do fotografa dziś - obwieściła. - Też mam zdjęcia. A później wszystkie sobie zobaczę - rzuciła mi krótkie spojrzenie. Już ubrana w normalne ubrania wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni. Wyjęłam mleko z lodówki, a ona stała, opierając się o ścianę.

-Skoro tak bardzo wolisz blondynów to masz jakiegoś? A może Jacob w końcu ogarnął, że Ci się podoba od pierwszej klasy?

-Jest ogromnym idiotą.

-Ale przystojnym - ja nie myślałam o nim w taki sposób, ona gadała, że taki jest. Zmroziła mnie wzrokiem, co było jakimś jej znakiem rozpoznawczym.

-Ale idiotą tak czy siak. Jest taki jeden teraz... - zrobiła się czerwona i zaczęła bawić się palcami.

-Uuu kto? Znam go? - usiadłam przy stole już z miską mleka z płatkami.

-Matthew. Najlepszy przyjaciel Jacoba - chwilowy loading.

-On nie jest brunetem?

-Jest. I ma takie brązowe oczy... - rozmarzyła się.

-Jaki kolor oczu lubisz u chłopaków?

-Niebieskie - no bo przecież to logiczne.

-Od zawsze podobali Ci się chłopacy, którzy mają taki sam kolor włosów oraz oczu jak ty. Nagle wyjeżdżasz z jakimś brunetem, nieco dziwne - moje wnioski były i są chujowe.

-No i?

-Nie takim tonem - wbiłam wzrok w łyżkę w mojej dłoni.

-Dobra, spokojnie. Ada nadal jest z tym rudzielcem? - pokiwałam głową, wzdychając. - Oni nadal się sobie nie znudzili? - przykre. Jej rodzice rozeszli się, gdy miała 6 lat i w sumie to została wychowana z przekonaniem, że każdy się sobie kiedyś znudzi. Że miłość to nic trwałego.

-No mi Fred nie znudził się od pięciu lat... - wzruszyłam ramionami. - Więc oni sobie też raczej nie.

-Pojebane jakieś - prychnęła, zakładając ręce na piersi. Zwróciłabym jej uwagę, ale skoro od tylu lat nie dało to rezultatów to po co dalej marnować nerwy?

Perspektywa Freda

W pierwszym tygodniu wakacji przyjechał do nas Charlie, a Bill miał zamiar dopiero w drugim miesiącu. Powiedziałbym, że zaczęło się fajnie, ale przecież tak było co roku.

-Co robisz? - do pokoju zawitał właśnie Charlie, siadając na moim łóżku.

-Odpisuję Angelinie.

-Komu?

-Mojej dziewczynie Angelinie Johnson.

-A ty nie jesteś z Wiką Roger? - zmarszczył brwi, a mnie przeszły niezrozumiałe dreszcze.

-Nigdy nie byłem - stwierdziłem poważnie, próbując przypomnieć sobie zdanie, które miałem napisać.

-Co? Żartujesz - zaśmiał się pod nosem.

-Nie? Dlaczego?

-No zawsze myślałem o was w ten sposób...

-Ale dlaczego?

-No bo... Wiesz, zawsze tak wyglądaliście - odłożyłem pióro, by uważnie posłuchać co mówi. - Jakby coś was łączyło, jakieś głębsze uczucie. Najwidoczniej źle patrzyłem - ponownie się zaśmiał. Zastanowiłem się nad tym chociaż to chyba było bez sensu.

-Od kiedy tak wyglądaliśmy? Od początku? - po co ja drążyłem ten temat?

-Nie, na początku ona wyglądała jakby po prostu była mega zauroczona w sensie, że no... Widzisz różnicę między zauroczeniem a miłością? No to o to mi chodzi - nawet nie dał mi odpowiedzieć.

-A czym się różni zauroczenie od miłości? - zdziwił się na to pytanie.

-Emm... No... Zauroczenie jest wtedy, gdy ktoś Ci się podoba, z wyglądu, a każdy błąd tej osoby, jakaś wada jest... dla ciebie czymś złym i zniechęca cię do niej - podrapał się po karku. - A miłość... Miłość jest wtedy, gdy patrzysz na kogoś i widzisz, że... tutaj jakaś wada, jakaś słabość, a tutaj coś z czym nie potrafisz żyć. Ale jednak nadal chcesz być z tym kimś, ciągnie cię do tej osoby, rozumiesz? Że mimo tych wszystkich pięknych rzeczy, jest też to wszystko złe, a ty to po prostu kochasz. Nie umiem tłumaczyć - westchnął.

-Spoko, ogarniam.

-No to ja już pójdę, nie przeszkadzam Ci, odpisz tej swojej dziewczynie - potargał moje włosy i wyszedł z pokoju. Nie dokończyłem listu. Porwałem go na strzępy i wyrzuciłem. Musiałem to wszystko przemyśleć.

Perspektywa Caroline

Rodzice dowiedzieli się o plotkach, ale na szczęście uznali to za jakieś nastoletnie żarty. Już na początku wakacji przyjechał do nas kolega Cedrika. Spędzałam z Adamem i moim bratem dosyć dużo czasu. Pod koniec jego pobytu zrobiliśmy sobie ognisko z rodzicami, które trwałoby do późnej nocy gdyby nie moja mama. Około pierwszej w nocy wróciłam do swojego pokoju, a gdy chciałam poszukać mojego Walkmena usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę - mruknęłam. Do środka wszedł Adam. Włosy miał potargane, a z oczu nadal tryskała ta sama radość co zawsze.

-Mogę?

-Tak, pewnie - uśmiechnęłam się. Usiadł obok mnie na łóżku i rozejrzał się trochę.

-I jak? Fajnie zagospodarowałem ci ten czas?

-Fajnie - stwierdziłam, kiwając głową. Nie odrywając ode mnie wzroku przysunął się bliżej. Po chwili zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, chcąc położyć dłoń na moim policzku, ale natychmiastowo się odsunęłam.

-Adam, co ty robisz? - byłam nieco zdezorientowana.

-No od zawsze mi się podobasz, a skoro teraz z nim zerwałaś to myślałem...

-To źle myślałeś.

-Caroline proszę cię, to tylko całus - znowu się przysunął, więc nie wytrzymałam. Walnęłam go w policzek, wstając z materaca.

-Tak cię lubiłam...

-Nie udawaj takiej niedostępnej - przewrócił oczami i przepraszam bardzo, co?

-Słyszysz siebie? Wyjdź stąd - wskazałam na drzwi.

-Serio, mogła...

-Wyjdź stąd! - prychnął i w końcu wstał. - Nie zbliżaj się do mnie - syknęłam, gdy skierował się w moją stronę. Wtedy do pokoju wpadł Cedrik, lustrując Adama morderczym wzrokiem. Ten tylko rzucił mi ostatnie spojrzenie i wyszedł, uderzając ramieniem o mojego brata.

-Przepraszam - mruknął krótko Cedrik i wyszedł. Opadłam na łóżko, wpatrując się w sufit. Co to miało niby być?

Ogłoszenia parafialne
Dzięki za przeczytanie, do następnego🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top