Rozdział 27

I wtedy się obudziłem. Zdyszany i cały mokry. Poszedłem pod prysznic, by zmyć z siebie to wszystko. To był pierwszy taki sen, nie wiem co się ze mną działo. Zimna woda ochłodziła mnie, ale nie wystarczająco. Gdy tylko przymykałem powieki widziałem obraz tego, co wydarzyło się w moim śnie. Ubrałem pierwsze lepsze rzeczy i obejrzałem się w lustrze, na szczęście wyglądałem normalnie. Nałożyłem na twarz lekki uśmiech i zszedłem na dół, po drodze zgarniając Adę.

-Wszystko okej? - zapytała, gdy zatrzymaliśmy się przed kuchnią.

-Tak, a co? - może opowiedział bym jej o tym, ale to nie był odpowiedni moment.

-Dziwnie się zachowujesz - zmarszczyła brwi.

-Wydaje ci się - powiedziałem i zdenerwowany ruszyłem dalej. Byłem na straconej pozycji, bo po pierwsze za chwilę miałem ją zobaczyć, a po drugie, ona zawsze widziała gdy coś było nie tak. Zawsze. Usiadłem obok George'a i wbiłem wzrok w stół. Mijały minuty, a jej nadal nie było i nie wiedziałem czy mam się cieszyć, czy też nie. Ada siedziała na drugim końcu pokoju i rozmawiała z Charliem, co chwilę na mnie zerkając. Gdy nerwy już trochę uleciały i zdołałem podnieść wzrok, do kuchni weszła Wika. Włosy wiązała w warkocza po prawej stronie, a chyba najgorsze było to, że była ubrana w to, co w moim śnie. Przełknąłem cicho ślinę i odwróciłem głowę. George i Ada już wiedzieli, że coś się stało. Kimberly to najbardziej podejrzliwa i dociekliwa osoba jaką znam, a George to przecież George. Usiadła pomiędzy Ginny a Ronem, a dźwięk jej śmiechu rozniósł się po pokoju. I wtedy nie wytrzymałem, musiałem na nią spojrzeć. Była bez makijażu i tak jak zawsze, włosy wylatywały z jej fryzury. Nie miała ubranych okularów, więc pewnie byłem trochę dla niej rozmazany, ale to nie przeszkadzało jej w zauważeniu, iż nie wszystko ze mną w porządku.

-Fred, stało się coś? - spytała ciszej.

-Dlaczego tak uważasz? - próbowałem grać na zwłokę, co nigdy nie kończyło się dobrze.

-Freddie - nachyliła się. - Porozmawiamy po śniadaniu - spojrzała na wchodzącego Billa i kontynuowała rozmowę z Ginny. Reszta posiłku minęła mi dosyć normalnie. Wika nie patrzyła na mnie non stop, bo wiedziała, że to wcale mi nie pomaga. Śmiała się co chwilę, ale to nie było prawdziwe, a to wszystko przeze mnie. Musiałeś się zakochać, co? Daje ci to coś? No chyba nie. W końcu zaczęło się sprzątanie, którym zająłem się ja i Roger, chcąc odciążyć trochę moją mamę. W kuchni pozostał tylko Ron dopijający herbatę i raczej cieszyłem się z tego faktu.

-Harry nie odpisuje na żadne listy, martwię się o niego - odezwał się. Blondynka zaprzestała wycieranie szklanek i odwróciła się w jego stronę.

-Ile ich mu wysłałeś? - zapytała. Zawsze troszczyła się o innych i to w niej kochałem.

-Z siedem - westchnął.

-Może Hedwidze coś się stało? - zasugerowałem.

-No może, ale przecież ja wysyłam listy Errolem, mógłby przyczepić swój list.

-Ron na pewno nic mu nie jest - podeszła bliżej niego. Mimo, że to była typowa gadka na takie rzeczy, to jednak jej głos uspokajał i dawał nadzieję na taką możliwość. - Można by było go odwiedzić lub coś tego typu. Zobaczysz, że wszystko u niego w porządku, a nawet jeśli nie, to poradzi sobie, zaufaj mi. I już nie rób takiej miny, bo aż mi się smutno robi - zaśmiała się cicho. Ron uśmiechnął się słabo i po prostu przytulił ją, czego najwyraźniej się nie spodziewała.

-Dziękuję - powiedział krótko, odczepił się od niej i wyszedł z kuchni. Bez słowa wróciła do wycierania, a ja cały czas się jej przyglądałem. Jej nadgarstek zdobiła bransoletka i to przypomniało mi, że za żadne skarby nie mogłem jej kochać. Nie mogłem kochać jej w taki sposób, w jaki to robiłem, choć to było silniejsze ode mnie. Zastanawiałem się co mógłbym zrobić, żeby uczucie minęło i dotarło do mnie, że nic nie będzie w stanie tego zrobić.
Odrzucenie jej było by najgorszą opcją i wszyscy by na tym tylko ucierpieli.

Skończyła wycierać talerze, westchnęła cicho i oparła się o blat, patrząc na mnie. Nie zaczęła rozmowy, bo nigdy tego nie robiła, jeśli chodziło o takie sprawy. Zawsze miałeś wybór, albo zaczynałeś i mówiłeś co się dzieje, albo nie odzywałeś się, a to automatycznie sprawiało, że już nie poruszała tego tematu. Nie chciałem milczeć, ale co miałem jej powiedzieć? Hej, miałem o tobie mokry sen, w którym całowaliśmy się, a ty zdejmowałaś ze mnie koszulkę? No trochę idiotycznie to brzmi. Jeszcze chwilę nie spuszczała ze mnie wzroku, aż w końcu po prostu odwróciła się i wyszła. Biegnij do niej idioto i zrób cokolwiek. Potrzebujesz jej, a takie zachowanie gówno ci daje. Oho, wewnętrzne przemyślenia postanowiły mną porządzić. Nie wiem czy to był głos zdrowego rozsądku czy choroby psychicznej, ale słuchałem go, bo zazwyczaj miał rację. Wybiegłem na dwór gdzie stała ona, patrząc w dal. Więcej nie myśląc po prostu przytuliłem ją, schowałem twarz w jej szyi i popłakałem się. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że byłem słaby emocjonalnie, a może dlatego, że nie potrafiłem wziąć się w garść i wyznać jej tego co czuję, a cholernie mnie to bolało.

>>>

Naprawdę nie wiem ile tak staliśmy, ale znalazł nas George i zaproponował grę w Qudditcha, czego nie mogłem mu odmówić. W drużynie miałem Billa i Adę, a nasi przeciwnicy to był Charlie, oczywiście mój bliźniak i nasz tata, co zdziwiło chyba wszystkich. Wiktoria spędzała czas z Ginny co naprawdę mnie cieszyło. Chciałem, żeby miały dobry kontakt.

-Fred, co się dzieje? - zaczepił mnie George, gdy wchodziliśmy do domu. Ruszyłem dalej, nie odpowiadając. Weszliśmy do pokoju, a ja rzuciłem się na łóżko. - No, to co jest? - oparł się o szafę.

-Zakochanie jest do dupy.

-No nie wiem, ale o co dokładnie Ci chodzi? W pewnym sensie jesteśmy jednością, ale nie umiem czytać ci w myślach.

-I bardzo dobrze - powiedziałem cicho. - Ja już nie wytrzymuję rozumiesz? Męczy mnie to jak cholera. Non stop o niej myślę, śnię o niej, pragnę jej blisko, ale nie mogę jej mieć. I nie powiem więcej, bo czuję, że z każdym słowem robię się coraz słabszy, a nie powinienem - nic nie powiedział. Usiadł na swoim łóżku i westchnął. Jaka ze mnie ciota.

Perspektywa George'a

-Nie możesz mi niczego zabronić!

-A to niby dlaczego? Martwię się o ciebie i nie zgadzam się!

-Kim ty niby jesteś żeby mi rozkazywać?

-Sama odpowiedz mi na to pytanie!

-Mordy w kubeł! Musicie się tak drzeć? - kłótnię między mną a Adą przerwała Roger. Obdarzyła nas morderczym wzrokiem, a po chwili wróciła do rozmowy z Ronem.

-I tak pojadę - powiedziała ciszej.

-Kim ja dla ciebie jestem skoro nawet raz nie chcesz mnie posłuchać? - nie odpowiedziała. Pokiwałem głową i usiadłem obok Wiki.

-Dobra, a teraz ty - odwróciła się w stronę Ady. - Gówno mnie obchodzi czy chcesz, czy nie, nigdzie się nie ruszasz. I nie strzelaj fochów, bo to żałosne - ta w odpowiedzi uniosła jedną brew i mierzyła ją wzrokiem. Usiadła na podłodze w rogu pokoju i ignorowała moje spojrzenie. Nienawidziłem się z nią kłócić, ale co miałem zrobić? Zgadzać się na wszystko co chciała? Dobre sobie.

-Głośniej się nie dało? - zapytał Fred, wkraczając do pokoju. - Macie szczęście, że nikogo nie obudziliście.

-Lecimy? Musimy wrócić przed świtem - odezwał się Ron. Przytaknąłem i wstałem.

-Jak coś wam się stanie... - zaczęła blondynka. - Błagam was, uważajcie na siebie i Harry'ego. Dlaczego ja wam na to pozwalam?

-Daj spokój, będzie dobrze - przytuliłem ją mocno.

-Dobra, dobra koniec tych czułości - rzekł Fred i wyszedł na korytarz. Rzuciłem ostatnie spojrzenie brunetce, ale ona nic.

>>>

-No to nieźle - odezwałem się, patrząc na znikający dom Dursleyów. - Rozumiem, że cię nienawidzą, ale żeby kraty? - spojrzałem na Harry'ego. Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.

-Trzeba być nieźle porąbanym, żeby zrobić coś takiego - powiedział Fred.

-Mugole są dziwni - rzekł cicho bliznowaty.

>>>

-Myślałem, że będzie gorzej - szepnąłem w stronę brata. Pokiwał głową i usiadł przy stole. - Nie wiem co by mogła nam zrobić, ale naprawdę spodziewałem się okropniejszej kary.

-Harry - do kuchni weszła Wiktoria. - Wszystko okej?

-Ta, dzięki - odpowiedział krótko.

-Gdzie jest Ada? - zapytałem, gdy usiadła obok mnie.

-Siedzi w pokoju - westchnęła. - Chyba naprawdę jest źle, przecież by zeszła - bo było źle. Po wstydliwym spotkaniu Ginny i Harry'ego ruszyłem na górę. Psychicznie nastawiałem się na najgorsze, może ja się po prostu jej znudziłem? Byliśmy dzieciakami, co my mogliśmy wiedzieć o miłości? Zapukałem lekko i nie czekając na pozwolenie wszedłem do środka. Leżała na łóżku pogrążona w jakiejś książce. Usiadłem obok niej i patrzyłem na nią. Włosy miała spięte klamrą, a z przodu miała wyciągnięte dwa pasemka. Nigdy nie spinała wszystkich.

-Spójrz na mnie - powiedziałem, ale nie podniosła wzroku. Bolało to jak mnie ignorowała, już wolałbym żeby krzyczała. - Ada - złapałem ją za dłoń, ale zabrała ją. - Co ja ci takiego zrobiłem? - cisza. - Czy ty mnie w ogóle kochasz? - i nadal była cisza. Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi. Odpowiedzią gorszą od "Nie" był jej brak. Złapałem za klamkę i już miałem wychodzić, gdy poczułem jej dotyk na plecach. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem widok, którego tak nienawidziłem. Po chwili po prostu wtuliła się we mnie i chowając twarz w moim torsie rozpłakała jak małe dziecko.

-Kocham cię Georgie - wzięła głęboki wdech. - I to bardzo. Tak bardzo, bardzo - zatrzęsła się lekko. - Przepraszam, że taka jestem, przepraszam cię... - mówiła ledwo słyszalnie.

-Cii, cicho skarbie - gładziłem jej plecy.

-Ja taka już jestem i nie potrafię tego zmienić - głos jej drżał. - Przepraszam Georgie... I zrozumiem jeśli nie będziesz chciał się ze mną dłużej męczyć - powiedziała na jednym wdechu, a mi aż serce przyspieszyło. Jak ona mogła pomyśleć o czymś takim?

-Już kompletnie na głowę upadłaś - odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w jej czerwone od łez oczy. - Nigdy nie żałowałem tego, co stało się siódmego dnia listopada 3 lata temu. Nigdy. Przez głowę mi to nie przeszło, rozumiesz? Chcę się tak męczyć z tobą do końca życia, bo cię kocham.

-Nie zasługuję na to - pokręciła głową.

-Zasługujesz - szepnąłem i delikatnie musnąłem jej czoło. - Zasługujesz.

Ogłoszenia parafialne
Przybywam z rozdziałem, z którego jestem dumna, tak samo jak z poprzedniego. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać to jak i co piszę.
Przepraszam za błędy🙄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top