-- < Wiadomość #5 > --
Kiedy otwierał oczy, widział jedynie ciemność. Kiedy zamykał je, było tak samo. Patrzył w przestrzeń rozważając nad tym co miało miejsce nim stracił przytomność. Cała klatka piersiowa bolała go, jakby oberwał czymś ciężkim. Czuł metaliczny smak w ustach, a głowa pękała od otępiałego bólu.
Zamknął oczy, próbując znieść mgłę i nieprzyjemne, otępiałe dudnienie w głowie. Co właściwie się stało? Pisał z panem Tony. Odebrał Sally ze szkoły. Sal dostała A+ z matmy, więc poszli na lody uczcić jej sukces. Wrócili o godzinę później, niż mieli. Pani M była wstawiona, więc zamknął Sally w pokoju i kazał nie wychodzić. Nasłuchał się krzyków pani M. Oberwał w twarz, spadł ze schodów, rozwalając sobie głowę, a potem... potem... Właśnie nie wiedział, co było potem. Obudził się dopiero teraz.
- Ach, musiała mnie skopać, to by wyjaśniało ból w klatce piersiowej... - Wymamrotał, pocierając klatę drżącą dłonią. - Szlag by ją...
Próbował wstać, ale ciało odmawiało posłuszeństwa i wykonania jakiegokolwiek ruchu. Całe ciało bolało jak cholera. Dawno nie czuł się tak paskudnie. Ostatni raz chyba w swoje zeszłoroczne urodziny, gdy poszedł na pizzę ze znajomymi do uczczenia stania się o rok bliżej śmierci, jak to MJ lubiła żartować. Był to swego rodzaju czarny humor, który lubiła, ale nie wiedziała, jak bliski rzeczywistości bywał stan Peter'a aż do niedawna. Przejechał dłonią po powierzchni, na której leżał. Chłodny, chropowata powierzchnia... beton?
- Znowu piwnica... - Mruknął, wzdychając ciężko. - Super...
Słyszał kroki, potem zgrzyt zamka i jak ktoś powoli schodzi w dół po starych, skrzypiących schodach. Spróbował się podnieść, ale poległ z kretesem. Ktoś nad nim stanął, westchnął ciężko i przykucnął.
- Mam nadzieje, że nie masz nic złamane, bo wiesz, że sprawi to nam tylko dodatkowe kłopoty i koszta, prawda? - Wymamrotał mężczyzna przed nim.
- Wiem... Przepraszam...
Zapadła chwilowa cisza. Mężczyzna cmoknął, po czym chwycił go pod ramiona i pomógł wstać. Wyszli na górę, co nie obeszło się bez kilku przypadkowych poślizgnięć na schodach przez chłopaka. Nie zauważył kiedy znalazł się w kuchni na krześle. Kręciło mu się w głowie, ale starał się to ignorować. Syknął krótko, gdy poczuł zimny okład na policzku.
- Będziesz mieć dwa szwy na głowie, reszta bez większych problemów... - Wymamrotał, stojąc tuż za Peter'em. - Jesteś usprawiedliwiony na kolejne dwa dni, więc wykorzystasz je odpowiednio w domu i posprzątasz swój własny brud, który pozostawiłeś na schodach i w piwnicy, a później zajmiesz się resztą z listy na lodówce.
- Tak jest, sir...
- Jak skończę, to masz wolne do jutra rano, żeby odpocząć. - Czuł, jak mężczyzna wyciera jego tył głowy miękką ścierką nasączoną czymś. Octanisept? Woda ulteniona? Nie był pewien. - Nie mam zamiaru znowu wynosić cię do pi
wnicy ani z niej wyciągać, bo jeszcze byś spadł ze schodów, rozumiemy się, Peter?
- Tak...
Jak przez mgłę pamiętał zszywanie rany na głowie i opatrywanie innych otarć, a tym bardziej ledwie zapamiętał, jak trafił do swojego pokoju, ale kiedy się obudził, była już noc, obok niego na łóżku spała wtulona Sally. Sięgnął telefon, żeby sprawdzić godzinę.
- Północ... - Westchnął ciężko, przymykając na chwilę powieki. - Kurwa, co za gówno...
Wszedł w wiadomości. Trzy od Mike, spam od Ned, cztery od Gwen, spam od Harry, dwie od MJ, dwie od Szefunio, jedna od Pan Osborn i dziewięć od Pan Tony. Naprawdę był nieosiągalny przez dwa dni?
- Czyli jest gorzej niż w zeszłoroczne urodziny... super...
Mike:
Hej, gdzie jesteś??
Szefunio się martwi, odezwij się, jak będziesz w stanie. Harry mówił, że nie ma cię w O. Mam nadzieję, że wszystko ok...
Dzwonił Pan D i usprawiedliwił twoją nieobecność na kolejne trzy dni. Nie spadłeś sam ze schodów, prawda?
Peter:
Wszystko ok
Odezwę się, jak będę mógł
Przeskoczył na kolejne okienko.
Ned:
Peter, gdzie jesteś??
Hej, będziesz dziś w szkole??
Peter to już dwa dni, błagam odpisz...
Jak nie odpiszesz to cię zaspamuje! >:C
>:C
Pete!!!!
Hallo??!!
Jesteś?!
Peter Parker!!!!
!!?!?!??!?!
Bo powiem Harry'emu, że leżysz w rowie!!! >:O
...
Stary, to znowu oni, prawda...?
Peter:
Nic mi nie jest
Przepraszam
Odezwę się, jak będę mógł
Otworzył wiadomość od MJ.
MJ:
Ej przegrywie, weź odpisz do Ned'a.
Zapchał moją skrzynkę wiadomościami, że porwali cię kosmici albo leżysz w rowie i umierasz.
Peter:
Sorki za niego
Odpisałem już
Uśmiechnął się mimowolnie. Nawet jeżeli jego uczucia do niej były tylko chwilowym zauroczeniem, to nadal cieszyło go, że mają ze sobą kontakt. Michelle martwiła się na swój pokrętny sposób i to doceniał.
- Błagam, żebym tylko nie stracił żadnej roboty, bo się zabije własną pięścią... - Zmarszczył brwi, przeglądając kolejną wiadomość.
Szefunio:
Peter, gdzie jesteś? Zamówienia czekają, a Mike i Flora są sami na zmianie.
Kuruj się dzieciaku. Mam nadzieję, że wrócisz szybko do nas.
Odetchnął z wyraźną ulgą. Nie stracił pracy w pizzerii, tyle dobrego, ale co ze stażem w Oscorp? Ledwie zaczął niecały miesiąc temu i nie chciał stracić stażu przez niedowład mózgowy jego opiekunki.
Pan Osborn:
Hej, Peter, słyszałem, co się stało. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia i znów zaszczycisz nas swoją obecnością w Oscorp. Gwen i Harry marudzą na twój brak w laboratorium.
- Staż ocalony... - Opuścił telefon z wyraźną ulgą, po czym ponownie podniósł. - Dobra, odhaczamy resztę i idę w kimono, bo łeb mi rozsadzi...
Gwen:
Peter?
Gdzie jesteś??
Harry do ciebie wydzwania jak pomylony, a ty nigdy nie pomijasz jego telefonów!
Ech, właśnie się dowiedziałam, że dostałeś zwolnienie chorobowe na kolejne dwa dni... proszę, powiedz, że to nie to, co myślę... odezwij się, Pete...
Spojrzał na spam od Harry'ego.
Harry:
Peter, gdzieżeś jest?!
Ziooom, nie chce mi się samemu czyścić probówek D:
Peter!!!!
Gwen mnie zdzieliła szmatą za narzekanie ( #/ Q A Q)/
Parker!!!
Czemu mi nie odpisujesz stary?!
Poczujesz ból mokrej szmaty przez łeb, zobaczysz! >:C
PETER BENJAMIN PARKER!! JAK NIE ZYJESZ I LEZYSZ GDZIES W ROWIĘ JAK TWIERDIZ NED, TO PRZYSIEGAM, ZNAJDE CIE, WYKONAM NEKROMANCJE CZARYMARY I SAM CIE ZABIJE!!! DDD:<
Hej, pete? Właśnie słyszałem od Gwen, co się stało, że cię nie ma...
Ja i Ned tylko żartowaliśmy z tym rowem, nie bierz, wszystkiego tak na serio...
Kuruj się...
Mimowolnie parsknął śmiechem. Harry i Ned jak zaczęli coś wymyślać durnego, to można załamać ręce albo uśmiać się z ich głupoty. Każdemu z osobna odpisał tę samą wiadomość.
Peter:
Przepraszam
Nic mi nie jest
Odezwę się rano
Zerknął na jeszcze na ostatnią ikonkę, której nie odczytał. Zmarszczył brwi z namysłem. Pan Tony raczej nie pisał aż tyle wiadomości, chyba...
Pan Tony:
Hej, dzieciaku. Nie odzywasz się cały dzień, to do ciebie niepodobne.
Peter?
Hej, wszystko w porządku?
Peter, zaczynam się martwić...
Hej, jesteś?
Powiedziałem coś nie tak, że milczysz?
Peter, to już dwa dni... Błagam, odpisz, bo osiwieje, że coś się stało.
Moi znajomi twierdzą, że pewnie nic Ci nie jest i masz swoje życie oprócz telefonu, ale nie mogę się wyzbyć wrażeniu, że coś się stało...
Proszę, Peter, odpisz, jak tylko będziesz w stanie...
Peter, martwię się...
Patrzył tępo na wiadomości od Pan Tony, a na wargi mimowolnie wpełzł uśmiech. Nie spodziewał się, że ktoś się będzie o niego aż tak martwić oprócz znajomych z pracy i szkoły, a tu proszę... Niby pamiętał ostatnią rozmowę o tym, że się martwił, ale nie brał tego wówczas na poważnie, a wychodziło na to, że naprawdę miał na myśli to, co pisał... To było... miłe...
Pan Tony:
Peter? Wszystko w porządku?
Zamrugał z konsternacją, widząc właśnie otrzymaną wiadomość. Pan Tony był bardziej nachalny niż Ned czy Harry, chociaż ich wiadomości to głównie narzekania i znaki przystankowe, no ale nadal to trzeba mieć jakiś tam talent, nie?
Peter:
Jest ok
Napisze rano, przepraszam, że się nie odzywałem, ale miałem mały wypadek
Schody mnie zrzuciły 😵🥴💫🤕😅
Niestety jest Pan na mnie skazany 😗😗😗
Nie czekając na odpowiedź, schował telefon do kieszeni i przytulił Sally, zanurzając twarz w jej miękkie, brązowe pukle, które pachniały arbuzem i gumą do żucia. Był zmęczony właściwie to wszystkim...
- Egzystowanie jest naprawdę ciężkie... - Wymamrotał w jej włosy.
Następnego dnia rano, głowa nadal dawała o sobie znać, ale krzyki z dołu zmusiły do wstania. Sprawdził miejsce obok siebie i niemal dopadł na dwa susy do drzwi. Zacisnął mocno powieki, gdy świat zawirował przed oczami. Wstał za szybko, zbyt gwałtownie. Odetchnął głęboko i zamrugał krótko, a gdy mroczki przed oczami zniknęły, wyszedł z pokoju. Niemal spadł ze schodów, schodząc na parter do kuchni, gdzie rozgorzała awantura. Jak się spodziewał, pani M krzyczała na Sally, ale nie umiał odróżnić słów. Podszedł cicho i odciągnął dziewczynkę od kobiety, uśmiechnął się blado i odesłał gestem ręki na piętro. Spojrzał na kruczowłosą psycholożkę i opuścił wzrok, podchodząc do kuchenki.
- Masz mi coś do powiedzenia, Peter?
Zamarł z ręką w pół gestu do lodówki. Czuł jak sucho ma w ustach. Nie wiedział, co odpowiedzieć, a może jednak tak? W głowie miał kompost, a w gardle pustynie. Przełknął ciężko ślinę i spojrzał na panią Marię ostrożnie.
- Przepraszam za spóźnienie...
- Jeszcze raz, a odeślemy cię. - Syknęła wściekle, wychodząc do łazienki.
Nie odpowiedział, patrząc na swoje szare skarpetki. Nie mogli go odesłać do sierocińca. Musiał się bardziej postarać, ochronić Sally przed tymi ludźmi... Ludźmi? Czy człowiek potrafiłby zrobić coś tak okrutnego drugiemu człowiekowi? Prędzej potwory w ludzkim garniturze. Zacisnął dłoń na uchwycie lodówki. Nikomu nie pozwoli tknąć Sally i prędzej sam ich powyrzyna, niż da im ją skrzywdzić.
- Dasz radę, Parker...
...tylko jak długo?
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 12 Października 2020
Data korekty: 22 Marca 2022
Ilość słów przed korektą: 1074
Ilość słów obecnie: 1 542
Kilka słów od Autorki:
W tym rozdziale niewiele zmian, trochę więcej opisów oraz dodałam ciąg dalszy dnia, po tym jak Peter znów zasnął. I pokazałam również, że nie tylko nad nim się pani M i pan D znęcają, bo nad Sally również, ale wcześniej jakoś mi to umknęło. Peter obrywa za dwoje, bo zawsze jej broni, stąd takie poważne krzywdy się jemu dzieją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top