-- < Wiadomość #40 > --
30 Stycznia 2023
Nie umiała się skupić nad dzisiejszą próbą, wciąż wracając myślami do tego, co miało miejsce przeszło tydzień wstecz. Fakt, Peter może zbyt pochopnie zareagował, ale Avengers również nie byli wobec niego fair i traktowali Spiderman'a jak zarazę. Ich winą było, że J.J. wymyślił sobie tę całą historyjkę i puścił w świat, źle interpretując zamiary Avengers. Westchnęła przeciągle, kładąc twarz na bębnie, z rękami zwisającymi beznamiętnie na boki z pałeczkami w każdej z dłoni. Kiedy życie stało się tak ciężkie? Przecież jeszcze nie tak dawno jedyne, o co musieli się martwić to egzamin i ewentualnie czy ktoś z ekipy nie zostanie złapany na czymś nielegalnym, znowu. No, dobra, Gwen, Harry, Ned i Michelle nie byli tą częścią ekipy, która prowadziła podwójne legalne i nielegalne życie jak Peter, Mike, Flora czy Ashlyn i tylko ze dwa razy wyciągała z pomocą ojca dwójkę z nich.
Poczuła delikatnie szturchanie w ramię czymś dużym i gładkim, więc zerknęła ukradkiem w bok, żeby zobaczyć zadziornie uśmiechniętą dziewczynę o ogniście czerwonych włosach związanych w gruby warkocz spływający po ramieniu. Ubrana w białą bluzkę z napisem „Face it Tiger" i smukłe, dopasowane przetarte jeansy, a uwieńczeniem całości były czerwone trampki z kolorowymi naklejkami na gumowych czubkach. Trzymała w dłoni smartfona.
- Oooh, patrzcie państwo, jednak żyje~! - Rudowłosa zaświergotała z cwanym uśmiechem, po czym zerknęła w stronę uchylonych drzwi. - Brant! Wisisz mi dwadzieścia dolców!
- Śnij dalej! - Odkrzyknęła dziewczyna, gdzieś z głębi domu.
- Założyłyście się o to, czy wyzionęłam ducha podczas grania na perkusji? - Gwen parsknęła. - Wasze niedoczekanie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, Watson.
- Awww, psujesz moje marzenie, Stacy... - MJ otarła niewidzialną łzę z policzkach. - A tak serio. Dam dolara za twoje myśli.
- Daj stówę i ci powiem. - Uśmiechnęła się uroczo.
- Czekaj, idę po portfel. - Zeszła z podestu.
- MJ, przestań! - Parsknęła, rzucając w rudowłosą jedną pałeczką. - Jesteś niemożliwa!
- Jestem bardzo możliwa, w końcu oto egzystuje, nie?
Gwen jedynie mruknęła w odpowiedzi, znów chowając twarz za kurtyną włosów, gdy oparła twarz na bębnie. Ahhh, gdyby tylko życie było tak łatwe i beztroskie jak to ma Mary Jane czy reszta bandy. Niestety a może i stety, Gwen, Harry i Peter zostali Mini Avengers nieoficjalnie i pomagali od pewnego czasu ludziom, gdzie pierwsza dwójka dopiero zaczęła dość niedawno i czysto przypadkowo. Peter zaś od ponad pół roku był znanym bohaterem, zamaskowanym pajączkiem pomagającym zwykłym ludziom. Wszystko jednak tak nagle i gwałtownie runęło, pozostawiając tylko gruz i nieszczęście.
- Wracamy do próby nim Stacy nam zaśnie na bębnie.
Wywróciła oczami, prostując się na krzesełku. Reszta grupy wróciła do garażu, w którym zawsze miewały próby.
Brązowooka brunetka o ściętych prosto włosach z typową fryzurą al'a Cleopatra w czarnej koszulce z fioletowym lejącym się wzorem tygrysa, przetarte jeansy i czerwona koszula w kratkę. Betty Brant, gitarzystka zespołu.
Ciemno skóra dziewczyna o pełnych ustach, brązowych znudzonych oczach i kręconych włosach spiętych z niedbały kucyk. Ubrana w czerwoną koszulkę z napisem „Fresh out of Fucks", czarne jegginsy i srebrny łańcuch przy prawym boku. Glory Grant, głos rozsądku i zarządzającą konsolą podczas gry.
I oczywiście ognisto czerwona Mary Jane Watson ze swoim zadziornym zielonym spojrzeniem. Piosenkarka i druga gitarzystka zespołu.
Uwieńczeniem wszystkiego była ona, Gwen Stacy, perkusistka, GhostSpider, ale o tym ostatnim jej zepsuł nie wiedział i tak miało pozostać.
Glory pokazała kciuk w górę, więc MJ uderzyła idealnie w struny gitary.
- There's no use crying over pinpricks. Don't fight the name if the name fits. You're doing good, think that you could do better. - Mary Jane miała mocny i piękny głos. Zwłaszcza kiedy ona i Betty zaczynały wspólnie refren. - You've gotta face it tiger, face it tiger! It's all you got! You've gotta face it tiger, face it tiger! It's your last shot!*
Gwen zakręciła pałeczkami w dłoniach i wbiła idealnie z bitem. Nie miały od dawna czasu na porządną próbę czy rozgrzewkę, ale teraz był jeden z tych dni, gdy nic nie mogło im przeszkodzić.
- GWEN!!
Muzyka natychmiast została urwana z głośnym skrzeczącym piskiem z głośników, gdy Harry Osborn wpadł do pomieszczenia i wyrwał kabel ze wzmacniacza.
- Osborn, kurwa! - Glory uderzyła z furią dłonią o blat konsolki. - Ojciec nie nauczył cię pukać?!
- Niestety pominął te lekcje, tak samo, jak wiele innych rzeczy w moich wychowaniu. - Harry wywrócił oczami i ignorując resztę zespołu podszedł do blondynki. - Gwen! Peter ma kłopoty!
Niebieskie oczy Gwen rozeszły się, a pałeczki wypadły z jej rąk z głuchym odgłosem upadając na lakierowaną podłogę.
🕸
- Amnezja dysocjacyjna?
Natasha ściągnęła brwi, zerkając na chłopaka siedzącego w kuchni z kubkiem herbaty. Od kiedy godzinę wstecz, Tony zadzwonił po nią, chłopak nie odezwał się słowem. Na każde pytanie o to, co stało się w domu jego opiekunów, patrzył dziwnie jakby nie rozumiał, o co chodzi lub mówił wprost, że nie ma pojęcia, o co pytają.
- Myślę, że to może być powód, dlaczego nie pamięta, co się stało i kto poszatkował jego opiekunów. - Tony odparł spokojnie. - Musiał wejść do domu, gdy już byli załatwieni i znalazł masakrę w salonie. Widok był tak traumatyczny, że jego umysł chcąc go chronić, zablokował wspomnienia i widok.
- Myślał, że jest brudno i musi posprzątać, bo to najbezpieczniejsze, co jego umysł mógł podsunąć, żeby ochronić go przed traumą. - Westchnęła, zaczesując włosy do tyłu palcami dłoni. - Jego umysł podsunął fałszywy obraz rzeczywistości, żeby go ochronić przed urazem psychicznym. To logiczne...
- Według zeznań dziewczynki, wróciła z bratem do domu około godziny temu. - Jeden z agentów S.H.I.E.L.D. podszedł do nich, schodząc z piętra. - Podobno wyglądał na niespokojnego i kazał jej zamknąć się w pokoju na klucz, a najlepiej ukryć i nie wychodzić cokolwiek usłyszy, póki po nią nie przyjdzie. Oni nie żyją od co najmniej trzech godzin.
- Dlatego wyszła, dopiero gdy ja przyjechałam. - Natasha spojrzała wymownie na Tony'ego. - Zna mnie, a reszty agentów nie i dodajmy, że Peter nie przyszedł po nią na piętro jak obiecał.
- Nie mogą tutaj zostać, ale też nie wyślemy do domu opiekuńczego, bo ich rozdzielą. - Tony mruknął, dając do zrozumienia, co ma na myśli. - Do tego sprawa pajączka.
- Powiedzmy sobie wprost, że chcesz ich zabrać do wieży.
Nie miał zamiaru się z nią kłócić ani tym bardziej zaprzeczać. Nie było innego wyjścia, zwłaszcza że dzieciak był Spiderman'em i nie mogli ryzykować ujawnienia jego sekretu do większej publiki. Nie było innego wyjścia.
Dwadzieścia minut później, byli już w Avengers Tower, a Peter wraz z Sally siedzieli na kanapie w salonie oglądając jakieś kreskówki. Rodzeństwo nie odezwało się do nikogo słowem. Peter nie chciał rozmawiać, a na każdą próbę zagadnięcia czy zaczepki, odwracał głowę. Sally zaś wspierała swoim milczeniem braciszka. Reszta Avengers nie wiedziała, jak dotrzeć do chłopaka i zapytać, czy wie, kto mógł dokonać masakry. Wanda nie chciała ruszać jego głowy bez wyraźnej zgody, bo uważała to za naruszanie cudzej prywatności. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść...
- Szefie, na dole w lobby stoi dwójka nastolatków. Twierdzą, że są tu z powodu Peter'a.
- Zaraz do nich zejdę, Friday. - Tony przetarł twarz dłonią. - Nat spróbuj przekonać Fury'ego, że nie możemy wszyscy zostać wysłani na misję.
- Spróbuję, ale niczego nie mogę obiecać. - Kobieta westchnęła ciężko. - Jest bardziej uparty niż ty, możesz mi wierzyć. Znam się na tym, pracowałam dla ciebie.
- Tymczasowo.
Nie czekał na odpowiedź, ruszając szybko do lobby, gdzie podobno oczekiwało dwójka nastolatków na Peter'a. Drzwi windy otworzyły się, a do środka wyszła wspomniana dwójka nastolatków. Chłopak o roztrzepanych piaskowych włosach i zielonych oczach oraz blondynka o niebieskich oczach.
- Kto was wpuścił?
- Sami się wpuściliśmy. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Jestem Felicia, a to Mason. Przyszliśmy zobaczyć się z naszym chłopakiem.
- Masz na myśli twoim chłopakiem? - Tony uniósł brew w górę.
- Nie, naszym. - Mason wskazał na siebie i na Felicię. - Parker nie umiał zdecydować, które z nas ma z nim być, więc wybraliśmy za niego.
- A że nie umieliśmy się doczekać jego odpowiedzi, to doszliśmy do porozumienia. - Felicia uśmiechnęła się słodko. - Dzielenie to dbanie o innych, a oboje dbamy o Peter'a i nasze uczucia do niego są prawdziwe, więc postanowiliśmy się podzielić nim.
- To był jej pomysł. - Chłopak mruknął, wbijając dłonie w kieszenie. - Ja tylko się zgodziłem, bo nie chcę robić więcej problemów Parker'owi.
- A jak dostaliście się przez zabezpieczenia Friday?
- Wiemy kto zamordował jego opiekunów. - Odpowiedzieli jednocześnie.
Tony ściągnął brwi, patrząc na nich z uwagą. Taka informacja mogła być bardzo przydatna, ale nie znał ich i nie mógł pozwolić na spotkanie kogokolwiek z Peter'em, póki ich nie sprawdzą. Nie lubił nie wiedzieć z kim rozmawia.
- Mówcie.
Felicia wymieniła spojrzenie z Mason'em. On skinął głową, a ona nabrała głęboko powietrza. Nie minęło długo, a przed Stark'iem stała kocia złodziejka, której nie potrafił złapać nikt. Czarny Kot. Tony wyciągnął w jej stronę repulsor ukryty w zegarku. Chłopak został otulony przez zieloną maź, która przybrała formę jakiejś ludzko podobnej istoty o wielkich szponiastych dłoniach zabarwionych czerwienią i ostrym rzędem zębisk na pół twarzy. Białe, puste ślepia znajdowały się na pozostałej połowie twarzy, a spomiędzy zębisk wysunął się długi rozwidlony jęzor podobny do jaszczurki.
- Lasher, tylko bez mordowania. - Kot wyciągnęła rękę, żeby powstrzymać symbiota. Spojrzał na nią wrogo, na co uśmiechnęła się słodko. - Peter byłby niezadowolony, a wraz z nim Mason. Nie chcesz go skrzywdzić, uwierz mi.
Symbiot zawarczał gardłowo, ale maź zniknęła, ukazując głowę nastolatka. Odchrząknął wyraźnie speszony.
- Nie musiałaś...
- Musiałam.
- Któreś z was wyjaśni mi, o co tu chodzi? - Stark wyraźnie się niecierpliwił. - Tylko pospieszcie się nim dostrzelę wasze głowy.
- Felicia!
Pisk Sally było słychać zza ich pleców, a zaraz potem ośmiolatka wskoczyła niczym małpka na kocią złodziejkę z dużym przytulasem. Peter opuścił dłoń mężczyzny i podszedł do dwójki nowo przybyłych i uwiesił się na nich obojgu jednocześnie.
Zrozumieli natychmiast.
Peter potrzebował kogoś zaufanego, bliskiego.
Odwzajemnili gest.
Tony mruknął cicho pod nosem, dezaktywując repulsor. Poznał wreszcie miłosny trójkąt, w który wpakował się Peter, ale nie wiedział, czy na pewno był z tego powodu zadowolony. Mason zabrał Peter'a do jego tymczasowego pokoju, kierowany przez Sally. Felicia zaś podeszła bliżej Tony'ego, przybierając znów swoją blond cywilną formę.
- Mój szef próbuje dorwać Peter'a i to również on wysłał swoich ludzi do złapania go. - Położyła dłonie na biodra. - Mason i ja pilnujemy jego bezpieczeństwa najlepiej jak potrafimy, bo nawet z mocami, to nadal skrzywdzony przez los chłopak. Oboje go kochamy i nie pozwolimy, żeby coś się mu stało, ale powoli sprawa wymyka się nawet z naszych rąk i potrzebna jest pomoc wszystkich bohaterów, których możemy dać radę zebrać do tego.
- Czy to twój szef zamordował opiekunów Peter'a i Sally? - Natasha niczym zjawa pojawiła się obok. - Pozwoliłam sobie podsłuchać kawałek. - Wyjaśniła i zwróciła się natychmiast do Tony'ego. - Ja i Bucky możemy zostać w Wieży z Peter'em i Sally. Tylko na tyle mógł pozwolić Fury.
- Dobre i tyle... - Tony potarł oczy i spojrzał na Felicię. - Powtórzę pytanie koleżanki. Czy to twój szef zabił małżeństwo zajmujące się moimi dzieciakami?
- Pana dzieciakami? Nie. On nie zabił ich, chociaż był taki plan. - Prychnęła rozbawiona. - Szczerze, to cieszy mnie, że zginęli. Jedynie żałuję, że nie ja tego dokonałam. - Uśmiechnęła się drapieżnie. - Deadpool ich tak załatwił.
- Deadpool? - Nat uniosła brew wyraźnie sceptyczna do ów sugestii. - Po co miałby to robić?
- Wade nie lubi, gdy ktoś wkracza w jego teren i tyka jego ulubieńców. - Felicia założyła ręce przed sobą. - Peter pracuje dla Deadpool'a, a ci ludzie znęcali się nad nim, więc Wade zrobił to, co uznał za słuszne i co wielu z nas rozważało. Tylko on nie wiedział, kto krzywdził Peter'a, a reszcie ekipy zabronił komukolwiek mówić.
- Domyślałam się, że mogą się nad nim znęcać fizycznie, ale nie miałam twardych dowodów. - Natasha westchnęła ciężko. - Psychicznie również? - Dziewczyna skinęła tylko głową. - Szlag by ich...
- Mieli idealną przykrywkę. On wybitny lekarz od urazów, a ona wybitna psychoterapeutka. - Rozłożyła ręce na boki. - Nikt nie mógł wiedzieć. Peter przetrzymywał wszystko wyłącznie dla Sally. - Spojrzała przez ramię w stronę windy. - Gdyby nie ona, już dawno by ze sobą skończył. - Zmarszczyła brwi. - Harry i Gwen niedługo będą, więc możecie ich uświadomić. - Wyminęła ich, ruszając w stronę pokoju, gdzie zniknął Peter, Mason i Sally. - Ja idę do moich chłopaków i Sally.
- Czekaj.
Zerknęła przez ramię na Stark'a.
- Dla kogo pracujesz?
Uśmiechnęła się drapieżnie, a źrenice zwęziły się niczym u kota, co wyglądało wręcz upiornie.
- Kingpin.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top