-- < Wiadomość #27 > --
Nerwowo zerkał na telefon, krążąc w tę i z powrotem po salonie. Czuł na sobie zdawkowe i zainteresowane spojrzenia kilku z Avengers, ale o dziwo nikt z nich nie kwapił się do zadania nurtującego pytania. Peter gwałtownie podniósł głowę, ale zaraz jękną zrezygnowany, gdy do środka weszła Natasha.
- O co chodzi? - Zapytała, unosząc brew w górę. - Stark znowu coś odwalił?
- Nie, to nie jego wina, a moja. Właściwie to Harry'ego, bo to on odwalił niezłą breję, ale potrzebuje pana Stark'a, żeby na coś zezwolił i mam nadzieje, że odmówi i Osborn przestanie bredzić jak pijany. - Peter wyrzucał z siebie słowa, chaotycznie machając jedną ręką, a drugą wciąż obserwując coś w telefonie. - Ja tu tylko chcę dla świętego spokoju mieć pewne informacje, które mogę przekazać do Harry'ego i przejść spokojnie do normalnego porządku życia. Nareszcie, ileż można czekać! - Warknął, widząc mężczyznę w progu.
Miliarder popatrzył za siebie z konsternacją, a widząc pustkę, znów spojrzał przed siebie, zerknął uważnie na resztę Avengers z nadzieją, że oni wyjawią jemu tak nagłe oburzenie nastolatka.
- Jest taka trochę delikatna sprawa i przysięgam, to nie był mój pomysł, a winą obarczam Harry'ego Osborn'a, który ma nie po kolei w głowie! - Peter zakrzyknął na wstępie. - Chwila. Karen zadzwoń do Harry'ego.
- Już łączę.
Po chwili dało się słyszeć mamrotanie, huk, przekleństwo, a potem szum kartek. Trzask szkła i kolejne przekleństwo, a dopiero po kilku sekundach poirytowany głos.
- Smarker, kurwa, ile razy mam ci mówić, żebyś nie dzwonił, jak pracuję!
- Potter, gówno mnie obchodzą twoje badania, co ma więcej węglowodanów i cukru, Pepsi czy CocaCola! - Peter wywrócił oczami. - Nadal upieram się, że CocaCola jest lepsza.
- Mówisz tak tylko dlatego, że ma w sobie kolorystykę pajączka, a ty go kochasz, haha!
- Osborn, grabisz sobie... - Peter potarł oczy z frustracją.
Cisza. Kilka osób uśmiechnęło się pobłażliwe.
- Czej, jestem na głośnomówiącym?
- Tak.
- Jest tam Stark obok ciebie?
- Co ty knujesz? - Peter ściągnął brwi, patrząc na komórkę. - Harry? Halo?
Zapadła chwilowa cisza. Harry nagle odchrząknął.
- Witaj Stark mordeczko ty moja! Potrzebujemy dla Petey'a zrobić imprezę z okazji jego urodzin, bo przychlast zapomniał z nadmiaru obowiązków i będziemy u ciebie w Wieży w sobotę, więc szykuj alko-!
Peter gwałtownie rozłączył rozmowę. Spojrzał na oszołomionego mężczyznę i zaśmiał się lekko histerycznie.
- Harry przedawkował cukier, to był zły pomysł, żeby do niego dzwonić i ma pan rację, żadnych imprez z Wieży! Zaraz mu to przekażę, no to cześć! - Zakrzyknął na jednym wdechu.
Zrobił w tył zwrot z zamiarem szybkiej ucieczki, ale został brutalnie pochwycony za kaptur i cofnięty do tyłu. Czy wszyscy ostatnimi czasy muszą go targać jak szmacianą lalkę za kaptur?!
- Masz urodziny? - Tony uśmiechnął się pobłażliwie, choć widać było, że ma chęć zaśmiania się z wylewności młodego Osborn'a. - Przekaż koledze, że wszystko załatwię, a imprezę możesz urządzić w sali treningowej, tylko Friday zaraz tam posprząta. - Wyciągnął telefon. - Ile będzie osób?
- Słucham?
- Potrzebuje wiedzieć na ile osób zamówić pizzy, a o alkoholu możecie zapomnieć. - Tony zastrzegł, klikając coś w telefonie. - To ile was będzie?
- Co? Ale... - Peter uniósł ręce w górę z niedowierzającą miną. - Ale pan miał się właśnie nie zgodzić! Nie chcę tu moich znajomych, oni zniszczą to miejsce! To będzie jak Civil War, ale bardziej z cywilami niż bohaterami!
- Ej, nie może być aż tak źle. - Wanda uśmiechnęła się z przekorą, a gdy na nią spojrzał, uniosła ręce w górę. - Okej, okej, nic nie mówię!
- Pogadamy w drodze, zbieraj się młody. - Stark podszedł do ekspresu po kubek kawy. - Tylko najpierw kawa.
- Kawocholik Stark w akcji. - Natasha prychnęła, zabierając kluczyki ze stolika. - Ja go odwiozę, a tobie radzę zebrać do kupy. Pepper wspominała o spotkaniu za godzinę.
- Ughhh, zapomniałem... - Tony skrzywił się z niechęcią. - Dasz radę?
- To tylko odwiezienie nastolatka do szkoły i małej dziewczynki, a nie rozwiezienie uranu, zluzuj Stark.
Mężczyzna niechętnie przyznał jej rację. Peter zaś wiedział, czemu pani Natasha chciała go odwieźć osobiście. Poranny patrol. Lekcje zaczynał dopiero za dwie godziny, a to naprawdę mnóstwo czasu.
Oczywiście nie spodziewał się, że podczas półtorej godziny patrolu nagle na pajęczynie siądzie mu nikt inny jak Ironman, we własnej osoby albo raczej zbroi. Wiedział doskonale, że pan Stark jest na bardzo ważnym spotkaniu i nie mógł sam się zjawić, więc musiał kontrolować pustą zbroję do próby schwytania go. Dostrzegł zegar miejscy, który wskazywał, że ma ledwie pół godziny na przebranie się i dotarcie do szkoły, więc nie szczędząc sobie czasu, odwrócił się w locie w stronę zbroi i wystrzelił pajęczyną w czujnik namierzania, który znajdował się na hełmie i wskoczył w kontener śmieci, przytrzaśnięty klapą. Trwał w długiej ciszy, nasłuchując. Odetchnął z niemałą ulgą, gdy słyszał oddalające się silniki. Po kilku klapa kontenera została otwarta, a on na wstępie oberwał plecakiem w twarz.
- Au!
- Przebieraj się, zanim wrócą, a możesz mi wierzyć, nie odpuszczą tak łatwo.
- Co poradzić? - Parsknął śmiechem, zdejmując maskę i górę stroju. - Sława wymaga poświęceń i, uh, porządnej pralki...
Usłyszał ciche mruknięcie w odpowiedzi. Szybko ubrał spodnie, schował strój do plecaka, po czym wyskoczył z kontenera na śmieci wprost przed rudowłosą kobietą. Uniosła brew w górę i zdjęła z jego ramienia skórkę od banana. Odchrząknął, przeczesując szybko włosy palcami dłoni.
- Dzięki pa... eee, Nat...
- Nurkowanie w śmieciach, to twoje nowe hobby? - Uśmiechnęła się z przekorą, kierując się w stronę wyjścia z alejki. - I jak tam uciekanie przed Avengers? Nadal nie chcesz...?
- Nie. - Przerwał jej, kręcąc głową. - Nie jestem... Nie jestem na to jeszcze gotowy. Wiem, to głupie, ale boję się że jeżeli odkryją prawdę, to po prostu ich rozczaruje w jakimś stopniu i dadzą sobie ze mną spokój...
- Oj, Peter... - Natasha przygarnęła go ramieniem. - To nieprawda, nie mów takich bzdur. Nam zależy na tobie, a nie na kimś innym, już ci to ostatnio mówiłam.
- Pamiętam, ale... Pani wie dopiero od wczoraj, a to trochę za mało na przełamanie się przed resztą...
Wsiadł do samochodu od strony pasażera, podczas gdy Natasha usiadła jako kierowca. Jechali we względnej ciszy, której nie mieli zamiaru niszczyć. Natasha była jedyną z Avengers, która znała prawdę i bardzo go wspierała, jednocześnie odciągając pozostałych od Spiderman'a na tyle, ile była w stanie, nie wzbudzając podejrzeń reszty. Avengers, a właściwie Ironman stał się bardzo nachalny względem Spiderman'a do tego stopnia, że miłe i polubowne rozmowy, zostały całkowicie zakończone i od jakiegoś czasu próbował go złapać, siłą wyrwać tajemnicę osoby za maską i... I w sumie nie wiedział, co więcej, zarejestrować w S.H.I.E.L.D. czy coś?
- Tony boi się, że Spiderman będzie problemem w przyszłości. - Nat idealnie odczytała jego myśli. - W końcu będziesz musiał im powiedzieć, Pete.
- Kiedyś to zrobię... - Uśmiechnął się nieco krzywo. - Potrzebuje trochę czasu, ale im też powiem, obiecuje.
- Trzymam cię za słowo.
Zajechali pod bramę szkoły, a Natasha spojrzała uważnie na Peter'a. Patrzyli sobie dłuższą chwilę w oczy, aż w końcu kobieta uśmiechnęła się pociesznie i potarmosiła jego włosy dłonią, co przyjął z niewielkim oburzeniem. Pożegnał się i szybko czmychnął w stronę budynku, odprowadzamy spojrzeniem Rosjanki. Od ich ostatniej rozmowy i pobytu Peter'a w Avengers Tower, minęła zaledwie doba, a on sam zaznaczył, że wolałby unikać za wszelką cenę cywilnych spotkań z resztą Mścicieli, nie wliczając oczywiście rozmów na czacie. Zauważył już dawno, że jeżeli przestał się odzywać, to pan Stark zaczynał szukać wszystkich informacji o ewentualnym porwaniu, uszkodzeniu jego telefonu czy innych bzdur, przez co Michelle śmiała się, że bogacz został nieoficjalnie ojcem Peter'a. Jego to nie bawiło w takim samym stopniu, bo zwyczajnie nie lubił być kontrolowanym na każdym kroku, a z tym niestety miał problem pan Stark.
- Siema nerdzie.
Spojrzał w prawo i naraz przybił żółwika z Michelle, a potem otworzył szafkę, z której wyciągnął kilka książek. Dziewczyna odchrząknęła krótko i oparła się plecami o szafki, zakładając ręce na piersi.
- To z kim ty w końcu jesteś?
- Nie rozumiem? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. - O co ci chodzi?
- Nie zgrywaj się, Parker. - MJ prychnęła. - Najpierw z Hall odpieprzasz na korytarzu nauczanie typu usta-usta tydzień temu, a dwa dni temu robisz to samo w bibliotece z Hardy. Z kim ty w końcu jesteś? Chyba nie robisz na dwa fronty, co?
- Nie, nie! Coś ty! - Zaprzeczył niemal od razu. - Po prostu... Bo ja... Znaczy my... my tylko... - Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami dłoni. - Nie wiem... Najpierw Mason ni z tego czy tamtego mnie całuje i mówi, że należę do niego, a potem Felicia wyskakuje mi nagle na dachu i też mi daje buziaka i powtarza to samo w bibliotece! - Wyrzucił z frustracją ręce przed siebie. - Ja już nie wiem, co robić!
- Jesteś w trójkącie.
- W czym? - Zamrugał powoli. - Ja się z nikim nie spotykam MJ!
- Fakt, ale utknąłeś w miłosnym trójkącie, więc lepiej coś z tym zrób, albo wszyscy troje będziecie mieli problem.
Nie odpowiedział. Wiedział, że MJ ma całkowitą rację, ale sam nie miał pojęcia, co właściwie powinien zrobić. Pani Natasha również mówiła to samo i, że musi wybrać, ale jeszcze nie miał pojęcia jak. Wiedział tylko, że miłosne rozterki to nie jego bajka i naprawdę to wszystko zaczynało go powoli frustrować. Co bardziej denerwowało, to fakt, że więcej osób wiedziało o jego drugiej tożsamości. Ned dowiedział się wprost od niego, a on wygadał się Claires. Michelle, Mike i Flora dowiedzieli się od niego już jakiś czas temu. Felicia zaś odkryła to czysto przypadkiem, gdy chował strój w bibliotece do plecaka. W tamtym momencie też go pocałowała, na czym zostali przyłapani przez Michelle. Nie rozmawiali o tym przez kolejne dwa dni, aż do dzisiaj. Unikał Mason'a i Felicję, próbując na spokojnie poukładać wszystko w głowie, co do najłatwiejszych nie należało. Z frustracją zamknął drzwiczki szafki, w którą lekko uderzył pięścią. Warknął cicho, wyjmując telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
Lady Red:
Hej, Pete
Dziś odbijam cię ze szkoły, więc dawaj znaki, o której kończysz
😘😘😘
Wywrócił oczami i szybko odpisał.
Peter:
Hej
Nie mogę
Mam trochę obowiązków w domu, a jutro egzamin z Hiszpańskiego
także sorki ☹️
Lady Red:
Kurde...
Miałam plan porwania cię i wybrania się do sklepu po kilka ciuchów...
😭😭😭
Peter:
Ciuchów?
A co ty masz do moich ciuchów? 🤨
Lady Red:
Bez urazy, ale wyglądasz jak niedożywione dziecko z biednej rodziny
😅😅😅
Peter:
Dzięki...
Dogadałabyś się z Ashlyn
🙄🙄🙄
Lady Red:
Do usług, młody 😘
Peter:
Zgadamy się później, zaraz mam chemię.
Lady Red:
Okej~!
Bayo!
Peter:
Pa.
Pokręcił głową z niedowierzaniem. Wanda była naprawdę jak starsza siostra, której nigdy nie uświadczył. Śmiało mógł się pokusić o to, że Wanda i Pietro już dawno adoptowali jego i Sally jako ich rodzeństwo, co jemu jakoś nie bardzo przeszkadzało. To było na swój sposób milutkie. Jego telefon znów dał o sobie znać, więc spojrzał na wyświetlacz, żeby ochrzanić Wandę o pisanie, ale ze zdziwieniem dostrzegł wiadomość od Harry'ego.
Zielony Demon Rozpierdzilu:
Przekaż dresowi, żeby dziś nie wychodził na miasto, bo mundurowi krążą
Ghost kazała przekazać, ale nie wiem, o co jej chodzi
Ściągnął brwi, patrząc na krótką wiadomość, która miała idealny przekaz. Chodziło o Spiderman'a. Gwen z jakiegoś dziwnego powodu nie chciała, żeby pająk wychodził na miasto, ale nie powiedziała tego bezpośrednio do niego, a przez Harry'ego, więc to oznaczało jedno. Gwen jest obserwowana i napisała w formie łańcuszka osób do zmylenia tropu. Cokolwiek to było, wiedział jedno, zbliżają się nie lada kłopoty.
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 20 Grudnia 2021
Data korekty: 27 Marca 2022
Ilość słów przed korektą: 1 118
Ilość słów obecnie: 1 926
Kilka słów od Autorki:
Dużo zmian, oj dużo, dużo.
Po pierwszy, w oryginale pominęłam kompletnie imprezę urodzinową Peter'a, bo uznałam to za coś kompletnie zbędnego. Tym razem nie odpuszczam i będzie ona za kilka rozdziałów.
Dodałam cały nowy początek do tego rozdziału i planowałam wpakowanie tu Deadpool'a, ale doszłam do wniosku, że jego nagłe pojawienie się przeniosę na dzień urodzin Peter'a, bo do tego czasu wiele się wydarzy.
Wszystkie obecne wydarzenia, dzieją się w czasie, gdy Peter i Sally są w wieży przez ten kolejny tydzień i najbliższe rozdziały również, po prostu oboje muszą wciąż chodzić do szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top