-- < Wiadomość #35 > --
16 Maja 2022
Cisza, jaka panowała w samochodzie była dziwnie mętna i nieprzyjemna, ale Peter nie chciał być tym, który pierwszy zacznie rozmowę. Od wczorajszego dnia nie miał czasu pogadać z resztą Avengers na temat jego drugiej nie koniecznie legalnej pracy, co było kompletnie ironiczne, zwłaszcza że jest Spiderman'em, ale nikt nie mówił, że Peter to nie hipokryta.
- Niech pan mówi.
Tony zerknął na niego zaintrygowany, jakby niekoniecznie rozumiał, o co chodzi.
- Chciał pan pogadać o mojej pracy, nie oszukujmy się, panie Stark. - Prychnął.
- Tony. - Poprawił go. - A praca w Pizzerii jest znośna, nie? - Zapytał wyraźnie rozbawiony. Peter wywrócił oczami. - Nie powiesz mi, że nie lubisz roznosić pizzy.
- Nie o tą pracę mi chodzi. - Warknął.
Znów zapadła martwa cisza. Przejechali kilka przecznic, gdy Tony westchnął ciężko, przystając na czerwonym świetle.
- Wiem, wiem, dzieciaku... - Mężczyzna przejechał dłonią wzdłuż twarzy. - Nie wiem, co mam powiedzieć. Zaskoczyło mnie to kompletnie. Nie spodziewałbym się, że taki sympatyczny dzieciak, wyglądający jak uroczy aniołek, nie tylko zna Deadpool'a, ale też pracuje z nim i jest jednym z najlepszych informatorów podziemia.
- Najlepszym informatorem i hackerem podziemia. - Uściślił nieśmiało.
- A jak właściwie to się stało, że zostałeś informatorem i hackerem podziemia?
- Ukradłem portfel kilku kolesi w barze, gdzie urzędował Wade i tylko on to zauważył. - Peter wzruszył ramionami, zerkając przez okno. - Potem jakoś zagadnął czy szukam pracy, a potem okazało się, że dwójka moich znajomych już bawi się w drobne kradzieże i mieliśmy kilka wspólnych akcji i tak jakoś zostałem. Zarabiam wystarczająco dużo, żeby mieć na wszystko, co potrzebuje ja lub Sally. Nie każdy może sobie pozwolić na wystarczająco dobrze płatną pracę w przyjemnych warunkach...
- Przecież pracujesz w pizzerii i masz płatny staż w Oscorp.
- Tak, ale opłaty czasami są najgorsze i pieniądze z Oscorp i Queen Pizza nie wystarczają. - Wyjaśnił pobieżnie. - Moja szkoła jest kosztowna, ale najlepsza w Ameryce jak mowa o dzieciaki jak ja z wysokim IQ, a że to był mój wybór, to miałem wyjście zapłacić sobie za szkołę lub iść do zwykłej państwówki. Obaj wiemy, co wybrałem. - Wzruszył ramionami. - Moja stawka w pizzerii to 5$ za godzinę, a dziennie robię tam około cztery do pięciu godzin. Moja tygodniówka w Queen Pizza to 100-120$ plus napiwki, którymi dzielimy się w pięć osób i czasem jest z tego coś konkretnego, a czasami nie. W Oscorp zaś dorabiam w weekendy i czasem w tygodniu, więc dostaję dzienną stawkę zazwyczaj około 50-100$, a patrząc na wydatki typu opłaty telefoniczne, szkoła, podręczniki i czasem ubrania, to nie czarujmy się, ale bazowe 200$, które mam tygodniowo, to nie zawsze wystarczy. Nie mogę brać więcej godzin, bo nadal się uczę.
Stark wyglądał na nie do końca zachwyconego z tego, co usłyszał. On osobiście dałby dzieciakowi większe stawki, gdyby był jego Stażystą, ale również zdawał sobie sprawę, że Osborn pomagał Peter'owi jak tylko sam był w stanie i próbował robić to w miarę legalnie. Oczywiście również dowiedział się, że system przyjmowania młodszych stażystów pokroju Peter'a, weszło do Oscorp wraz z pierwszym przyjęciem właśnie jego, Gwendolyne Stacy i Harolda Osborn'a, co było również bardzo dziwne. Czemu Peter i jego dwójka przyjaciół było pierwszymi w tym nowym projekcie? Chyba że...
- Włamałeś się z przyjaciółmi do Oscorp? - Wypalił wprost. Peter zrobił się automatycznie czerwony jak dojrzały pomidor i spojrzał w okno zakłopotany. - O Boże, włamaliście się do Oscorp! Dlatego dostałeś tam staż i Norman zaczął projekt z młodszymi stażystami!
- To było tylko dla własnej satysfakcji, ok?! - Peter warknął, próbując się jakoś bronić. - Nie chcieliśmy sprzedać niczego, po prostu ukradłem test na staż i byłem ciekawy czy damy radę złamać ich zabezpieczenia! Nie zrobiliśmy niczego złego, przysięgam!
- Powinienem być zły, bo to nielegalne, ale jednocześnie jestem cholernie dumny. - Tony parsknął śmiechem, widząc skonsternowaną minę Peter'a. - Byłem pod wrażeniem, że zhakowałeś Friday, ale teraz jak słyszę, że dla własnej satysfakcji zhackowałeś jednego z największych miliarderowych gigantów jak Oscorp, no nie tak duży jak SI, ale to nie nadal nie mieści mi się w głowie.
Wywód mężczyzny przerwało pojawienie się postaci z białoczarnym stroju z akcentami turkusu. Peter westchnął z nutką zawodu, gdy przed maską samochodu przemknęła Gwen w stroju GhostSpider, bujając się na pajęczynie. Naprawdę liczył na mały patrol z nią, a tak dziewczyna była kompletnie sama w tym momencie.
- Albo Spiderman zmienił ciuchy, albo ludzie pająki zaczynają się rozmnażać jak pantofelek przez podział. - Stark mruknął z wyraźnym zirytowaniem. - I co jeszcze? Może zielony latający kot do kompletu?
Peter parsknął cicho pod nosem. Pan Stark nie wiedział, jak blisko było do tego, zważywszy na fakt, że kiedyś podpisał Harry'ego jako „Niebieski Koci Rozganiacz" czy jakoś tak, a teraz pracuje nad swoim strojem Zielonego Goblina i nadal nie skończył konfigurowania systemu, że o samym stroju nie wspominając. Peter odchrząknął cicho, chcąc odzyskać głos, gdy Tony zerknął na niego z lekkim uśmieszkiem. Chłopak ściągnął brwi, gdy obok dziewczyny przemknął... eee, Spiderman? Nie robił idealnie płynnych ruchów skoku i łapania pajęczyny, ale nadal to był on.
- Huh, czyli mamy dwóch nowych vigilante'rów z pajęczymi zdolnościami, co? - Stark mruknął cicho, zerkając uważnie na Peter'a. - Dziś mu odpuszczę, bo nie chcę, żebyś się spóźnił.
- Pan Norman nie lubi spóźnialskich...
- Jemu też mówisz po imieniu, a ja jestem nadal „Pan Stark", naprawdę?!
- Miałem więcej czasu na przyzwyczajenie się do tego. - Peter uśmiechnął się ostrożnie.
- Zacznę cię ignorować do czasu aż nie zaczniesz mi mówić po imieniu. - Burknął.
- Powodzenia, panie Stark.
Tony warknął cicho, niby z urazą, ale Peter wiedział, że rozbawił go tym małym aktem. Pożegnał się z panem Stark'iem i wszedł do Oscorp, witając się z ochroniarzem. Dziś miał spędzić w Oscorp tylko dwie godziny, ale Avengers myśleli, że trzy, więc później mógł zająć się patrolem i kto wie, może uda się jeszcze zrobić krótki obchód z Gwen? Włożył słuchawkę do ucha i stuknął w zegarek.
- Karen zadzwoń do Harry'ego, proszę.
- Łączę z Zielony Demon Rozpierdzilu.
Parsknął cicho, skanując identyfikator. Harry nadal nie zorientował się, że zrobił błąd w swoim pseudonimie na czacie grupowym, co było zabawne i już założył się z kilkoma osobami, kiedy to zauważy.
- Cóż mogę dla ciebie zrobić, kochanie?
Wywrócił oczami, kierując się do szafek, gdzie pozostawił bluzę i założył fartuch, podpinając identyfikator.
- Powiesz mi może, co Spiderman robił na ulicy w wersji podwójnej?
- A wiesz, Ghost powiedziała, że podobno Stark ma odwieźć cię do Oscorp, a ty zaś powiedziałeś, że on nadal ciebie podejrzewa o bycie pajączkiem, no to wiesz... - Harry wyjaśnił powolnym i sugestywnym tonem. - Dodałem dwa do dwóch i dostałem pięć, więc uznałem, że przyda ci się mały back-up. Powiem ci, że mój kręgosłup ubolewa i nigdy więcej nie mam zamiaru bujać się na pajęczynie, bo to niszczy mi plecy.
- Nie jesteś zbyt elastyczny i tyle. - Prychnął, wchodząc do laboratorium pająków. - Mam nadzieje, że nie zepsujesz stroju, bo zabiję.
- Spokojnie, najwyżej naprawię go i tyle.
- Nie wywracaj na mnie oczami, Osborn.
- Nawet nie zapytam, skąd wiedziałeś... - Westchnął, na co Peter uśmiechnął się nieznacznie. - Dobra, mam dość. Idę się przebrać i widzimy się wieczorem! Bayo~!
Pokręcił głową, nie wiedząc właściwie, co dalej odpowiedzieć. Harry i Mike byli na równi niepoważni i dziwni, a próby powiedzenia czegokolwiek po prostu nie miało sensu. Przyjrzał się nowym terrariom z pająkami. Każdy miał niesamowity kolor, wręcz nienaturalny i widać, że coś z nimi było nie koniecznie tak, jak powinno. Jednak wciąż nie miał pojęcia skąd wziął się pająk, który go ugryzł, bo sprawdził serwery i wszystkie papiery, ale nigdzie nie było o nim żadnej wzmianki. Do tego dziwne gliczkowanie, czy nawet radioaktywne pająk mógł gliczować jak w jakiejś grze? Coś ewidentnie było nie na miejscu z tamtym pajączkiem lub ktoś próbował ukryć o nim informacje, czego również nie wykluczał.
- No, drogie panie i panowie, czas na jedzonko. - Uśmiechnął się, zakładając rękawice. Westchnął. - To będzie długi dzień...
Nie mógł doczekać się dziś wieczorem, tego co zrobili Mike, Flora i Harry, bo jak ta trójka się dobrała, to zawsze imprezy kończyły się najlepsze z najlepszych i bynajmniej nie potrzebowali alkoholu do dobrej zabawy.
- Ej, ej, ej, a gdzie się panienka wybiera? - Sięgnął ręką po czerwonego pajączka z żółtym krzyżem na odwłoku, który wyskoczył na podłogę. - Chodź tu kochanie, bo jeszcze ktoś cię podepcze i będzie smutno.
Co go zaskoczyło, pająk wydawał się doskonale rozumieć jego słowa, bo natychmiast wpełzła na wyciągniętą rękę i stała wyczekująco w miejscu, jakby czegoś oczekiwała. Wzruszył ramionami i odstawił pajęczycę do terrarium, do którego ochoczo wskoczyła. Pokręcił głową, nie wiedząc kompletnie co o tym wszystkim sądzić. Od czasu pokazania przed Gwen i Harry'm nowej mocy, nie zniknął ani razu, ale wiedział, że musi zacząć nad tym panować, bo nie umiałby wyjaśnić niewidzialności.
🕸🕸
Dzień o dziwo przeminął dość szybko i nie było żadnych dodatkowych wpadek jak z żółtym pajączkiem, aczkolwiek zauważył, że pająki zachowywały się przy nim dziwnie. Miał wrażenie, że obserwują go i wyczekują na każdy ruch, jakby czekały na coś konkretnego. Niezaprzeczalnie powoli przestawał obawiać się pająków, od czasu gdy dostał moce i został przydzielony wraz z Gwen do zajmowania się nimi w kwestii karmienia, czyszczenia terrarium, podawania wody, zanoszenie na konkretne testy czy innego tego typu. Pożegnał recepcjonistkę i ruszył szybkim krokiem na metro. Pajęczy zmysł cichutko dał o sobie znać, więc z udawanym zamyśleniem wyciągnął telefon, na którym uruchomił Google mapy i niby z konsternacją rozejrzał się wokół, szukając odpowiedniej trasy. Ukradkiem zobaczył czarny van z ciemnymi szybami, ale udał ignorancję, znów wpatrując się w telefon i niby z zadowoleniem ruszył szybciej przed siebie. Ukradkiem kliknął trzy razy w tarczę zegarka. Był to cichy sygnał S.O.S., który Karen miała wysłać do wszystkich powiązanych ze Spiderman'em i/lub podziemiem, mający coś w zanadrzu do zrobienia w ewentualnej pomocy. Pajęczy zmysł znów zaalarmował go, ale na twarzy miał podobny uśmiech, choć kątem oka widział jak samochód powoli za nim jedzie. Wyjął telefon, gdy dostał wiadomość.
Manga Boy of Galudża:
Skręć w 5-2
Dzwonię po 4-5-0
(⌐■_■)
Uśmiechnął się, schował telefon do kieszeni i odwrócił się do samochodu. Posłał do nich buziaka i znak pokoju, a potem ruszył biegiem. Słyszał jak samochód z warkotem ruszył, ale on szybko wbiegł w niby ślepą uliczkę. Odsunął kontener i wsunął się w szczelinę, a następnie dzięki swoim mocom zasłonił się nim. Słyszał szybkie kroki. Cichy warkot i jak ktoś kopnął w kontener, za którym się ukrył.
- Jak on mógł zniknąć?! - Warknął mężczyzna.
- Nie mógł uciec daleko. - Odezwała się tym razem kobieta. - Pewnie jest w jednym z budynków. Lepiej sprawdźmy.
Kilka kroków.
Cisza.
- Cel zniknął z pola widzenia. Przeszukajcie pobliskie budynki.
- Zrozumiałem.
Ściągnął brwi, rozważając, o co chodzi i kim są ci ludzie. Czego chcą akurat od niego? Wiedzieli, że on to Spiderman czy to ktoś z jego mało legalnej pracy i chcieli się pozbyć konkurencji w mniej humanitarny sposób? Niezaprzeczalnie, mógł wejść komuś w paradę i zepsuć kilka planów na życie, ale raczej nie był to nikt biedny. Pajęczy zmysł cały czas dzwonił w jego uszach, niemal ogłuszająco, gdy nagle usłyszał w oddali zbliżający się motor.
Ktoś przeklął cicho.
Szybkie kroki.
Pisk opon.
Samochód odjechał...
Nadal czekał w kryjówce na sygnał, że jest czysto i może wyjść. Motor zatrzymał się gwałtownie przed alejką. Ktoś zbliżał się bardzo szybko. Mężczyzna w średnim wieku, sądząc po podbiciu butów. Wojskowych butów lub z podobnym podbiciem, a niewiele osób nosiło takie w cywilu. Wtedy usłyszał to. Pięć delikatnych stuknięć w kontener, pauza, kolejne dwa stuknięcia. Odetchnął z wyraźną ulgą. Odsunął kontener i wysunął się ze szczeliny, wprost na zaskoczonego blond mężczyznę, który wyciągnął do niego pomocną dłoń, z czego skorzystał.
- Twój kumpel napisał do mnie i Natashy, że potrzebujesz wsparcia, więc przyjechałem. - Wyjaśnił pobieżnie. - Kazał mi wystukać tę dziwną kombinację w kontener, gdy Natasha upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu. Co się dzieje?
- Miałem mały ogon. - Peter przetarł twarz dłonią. - Chyba ktoś chciał mnie porwać, ale nie jestem pewien. Pewnie konkurencja albo coś, to nic takiego.
- Słucham?!
- Luz, takie akcje miewam średnio raz w miesiącu, jeżeli komuś podpadnę. - Wywrócił oczami. - A dzięki moim dodatkowym zmysłom, to lepiej jest się zorientować, że coś się szykuje. Pogadamy w Wieży, co? Oni nadal mogą tu być, a wolałbym nie mieć nikogo na sumieniu.
Clint nie wyglądał na zachwyconego, ale zgodził się, że lepiej gdy wrócą do Avengers Tower wspólnie. Wiedział, że będzie musiał dokładniej wszystko wyjaśnić jemu i Natashy, ale o ile mógł tę kwestię pominąć jak najdłużej, tak też chciał zrobić. Oczywiście, nie miał zamiaru wspominać, że to byli najpewniej ci sami ludzie, co kilka dni wstecz, gdy odkrył swoje zdolności kamuflażu. Miał nadzieje na zero kolejnych niespodzianek dzisiejszego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top