-- < Wiadomość #31 > --
29 Kwietnia 2022
Pięć dni, tyle minęło, gdy miał jakiekolwiek wieści od Gwen i Harry'ego. Było późne popołudnie. Nie wiedział, co go podkusiło, ale było to o tyle ryzykowne, że jednocześnie dawało ułudę bezpieczeństwa. Siedział na krawędzi dachu, obserwując niewielki budynek w oddali. Widział dzieci bawiące się na podwórku i dwoje opiekunów obserwujących je z ciepłymi uśmiechami.
- Naprawdę uwzięliście się na mnie, co? - Westchnął ciężko.
- Jestem sam i nie mam broni.
- I, co planujesz w związku z tym panie Łucznik? - Uśmiechnął się nieznacznie pod maską. - O ile pamiętam i jest mi wiadome, twoje całe ciało to broń, więc mógłbyś mnie pstryknięciem znokautować.
W skupieniu wsłuchiwał się powolnych kroków. Był gotów do ewentualnego ruchu obronnego, gdyby Clint jednak chciał go schwytać. Słyszał idealnie, więc wiedział, że naprawdę jest sam jak palec. Mężczyzna usiadł powoli tuż obok i klasnął krótko w dłonie, jakby nie wiedział, co powiedzieć czy zrobić w tak niezręcznej sytuacja. Peter parsknął cicho na ten gest.
- Jeżeli nie jesteś tu, żeby spróbować mnie złapać i sprowadzić do Avengers, to co chcesz panie Łucznik?
- Chciałem pogadać. - Hawkeye uśmiechnął się nieco krzywo, odchrząknął, gdy Spiderman spojrzał na niego uważnie. - W sensie, no wiesz, jak bohater z bohaterem.
- Ooo, to dostałem awans?
- Można tak powiedzieć. - Uśmiechnął się z rozbawieniem. - Nie chcemy ciągle na ciebie polować, ale też musimy wiedzieć, kim jesteś, żeby...
- Tak, tak, wiem. Chcecie poznać moją tożsamość, żebym nie okazał się w przyszłości problemem dla świata. - Machnął ręką. - Zabawne, że jak na byłego agenta specjalnego S.H.I.E.L.D., nie potrafisz zbyt dobrze negocjować.
- Skąd masz takie informacje?
- Nie patrz tak. Jednooki nie ma zbyt dobrych zabezpieczeń, ale to samo Oscorp i Stark Industris.
- Zdajesz sobie sprawę, że posiadanie takich danych jest nielegalne i grozi ci więzienie?
- A komu nie grozi? - Parsknął. Zamachał nogami, patrząc na sierociniec. - Póki mogę robić to, co robię i wspierać tych, których wy, Mściciele ignorujecie, to wszystko mi jedno. - Wzruszył ramionami. - Nie mam nic do stracenia.
- A twoja rodzina? Nie boisz się, że ich stracisz?
Peter zamarł z jedną nogą w górze, ale zaraz ją opuścił.
„Kiedyś im powiem, obiecuję"
„Trzymam cię za słowo"
Zamknął oczy. Wypuścił bezgłośnie powietrze. Nie miał odwagi jeszcze powiedzieć całej prawdy, ale mógł upuścić rąbka tajemnicy. W końcu kiedyś na pewno odkryją wszystko, ale nie dziś.
- Nie można stracić czegoś, czego się nie posiada. - Rozłożył ręce na boki.
Cisza, jaka zapadła bynajmniej dla Peter'a nie była niezręczna, czego nie można powiedzieć o Barton'ie, który zaklął cicho pod nosem i przetarł twarz dłonią. Peter z westchnięciem uniósł nadgarstek lewej ręki w górę i dotknął palcem prawej. Pojawił się ekran z wiadomościami, ale żadna nie była od Gwen czy Harry'ego. Powoli zaczynał się denerwować. Może i nie posiadał prawdziwej rodziny, ale Harry, Gwen i Sally byli nią, a milczenie pierwszej dwójki była niepokojąca i bolesna. Zacmokał krótko, widząc brak ruchu w telefonach obojga, więc albo nie ruszyli się z domów, albo zostawili je.
- Jesteś sierotą. - Wydusił w końcu jego rozmówca. Peter spojrzał ukradkiem, ale wrócił do obserwowania danych w ekranie. - Dlatego obserwujesz ten sierociniec? Przypomina ci dom.
- Nie. Ten sierociniec, to był mój dom. - Ściągnął brwi, a na wargi wpełzł nieznaczny uśmiech. - Cóż, miło było gadać, ale ja już muszę spadać. Nie mogę pozwolić, żeby reszta Avengers zdążyła tu dotrzeć, prawda? - Wstał na równe nogi i skoczył w dół. - Narka~!
- Czekaj!
W sekundę pojawiła się dziwna postać w biało czarnym stroju z akcentami różu, chwytając Spiderman'a w pasie. Używając pajęczyny, bujnęła ich spory kawałek, z dala od oczu Hawkeye.
- Bardzo się spóźniłam, Spidey?
- Wpadłaś idealnie, Ghost.
- A skąd wiedziałeś, że tam będę?
- Twój GPS zdradził, gdzie jesteś. - Przyznał luźno, gdy stanęli na pobliskim dachu. - Nadal masz przy sobie smartwatch, ale zostawiłaś telefon w domu.
- A myślałam, że cię zaskoczę. - Warknęła.
- Nie powiem, zaskoczyłaś mnie. Co to za strój?
- Nowa bohaterka w mieście, powitaj GhostSpider~! - Obróciła się wokół własnej osi. - I jak ci się podoba? Wykorzystałam patent na twoje wyrzutnie pajęczyny i z drobną pomocą Harry'ego, stworzyliśmy mój kostium. Uznaliśmy, że przyda ci się pomoc od czasu do czasu.
- Dlatego nie odzywałaś się przez prawie pięć dni? - Zagadnął z nutą rozczarowania w głosie. Przecież mogli mu powiedzieć, a nie ukrywać. - I uważam, że bez mocy możesz zrobić sobie krzywdę, Gwen. To nie jest zabawa dla zwykłego człowieka.
Gwen wyraźnie poruszyła się niepewnie, jakby chciała coś więcej powiedzieć, ale szybko dała gest w dół, więc złapał ją w pasie i zeskoczył do ślepej alejki.
- Wyjaśnię ci wszystko, ale najpierw się przebierzmy, ok?
Szybko umknęła w stronę ciemniejszej części alejki, a on za nią. Upewnił się o braku kamer lub nieproszonych podglądaczy. Przebrali się w swoje codzienne ubrania, a stroje ukryli w plecakach.
- Wiesz, że mój ojciec pracuje w policji, nie? - Skinął głową, więc kontynuowała. - Podobno dostali jakiś dziwny cynk, że chciano wprowadzić wojsko do złapania Spiderman'a. Ojciec nie chciał mnie wypuścić z domu w obawie, że spróbuje się wplątać w tę sprawę. Nie tylko on, ale większość rodzin wojskowych czy policjantów, tak samo.
- Czekaj, ale czemu chcieli go złapać? - Ściągnął niezrozumiale brwi. - Spiderman jest przyjaznym i niegroźnym bohaterem z sąsiedztwa, nikomu nie zagraża.
- Podejrzewam, że S.H.I.E.L.D. mogła maczać jakoś w tym swoje palce, ale nie mam 100% pewności.
Zaklął siarczyście. Jeżeli S.H.I.E.L.D. wtrąciła się do akcji, to mogło oznaczać kłopoty. Wiedział, że Avengers chcieli po cichu złapać pajączka, ale robili to raczej bardzo subtelnie, a S.H.I.E.L.D. w żadnym razie do subtelnych nie należała. Roztrzepał dłonią włosy, cicho sycząc.
- Miałam nadzieje, że nieco dłużej pajączek nie będzie się pojawiał, ale chyba zabrakło mu adrenaliny, co? - Gwen uśmiechnęła się wymownie.
- Co poradzisz? - Rozłożył ręce na boki z głupim uśmiechem. - Człowiek uwielbia bujanie kilkaset metrów nad ziemią z pomocą pajęczyny. Podobno to coś jak skok na bungee bez bungee.
- Jest identyczne. - Zaśmiała się lekko. Na co zmarszczył brwi pytająco. - Wyjaśnię ci u Harry'ego, ok?
- Ok...?
Szli dłuższą chwilę w ciszy, przerywanej jedynie miejskim zgiełkiem. Mieli sobie tak dużo do opowiedzenia, a jednocześnie nie mogli zbyt wiele w miejscu publicznym. Peter przygarnął nagle Gwen ramieniem. Spojrzała na niego pytająco.
- Tęskniłem za tobą tleniona wariatko...
- Ja za tobą też pełzaczu naścienny. - Uśmiechnęła się, obejmując go w pasie wolną ręką. - Jak tam twoje problemy w trójkącie?
- Nie przypominaj... - Skrzywił się z wyraźną niechęcią. - Nie wiem, co mam im powiedzieć... Felicia podobała mi się od kiedy się przeniosła do naszej szkoły, a Mason... No, nie powiem, że nie podoba mi się jego terytorialne i zaborcze zachowanie względem mnie...
- Ale nie wiesz, co właściwie czujesz do nich? - Zerknęła na Peter'a, a gdy zobaczyła pokaźny rumieniec, zrobiła wielkie oczy. - Żartujesz... Zakochałeś się w obojgu?!
- Kiedy mówisz to tak na głos, to czuje się jeszcze gorzej... - Pochylił głowę, zasłaniając częściowo twarz jedną dłonią, chcąc jakkolwiek ukryć pokaźne rumieńce. - To nienormalne i nie powinienem, bo bycie zachłannym jest najgorsze, ale nie potrafię wybrać jednego, żeby nie skrzywdzić drugiego. To pochrzanione kompletnie... I nie wiem, czy nazwać to pełnoprawnym zakochaniem się, ale na pewno patrzę na nich zupełnie inaczej, na oboje. - Westchnął ciężko, pocierając czoło. - Najgorsze, że muszę pomiędzy nimi wybrać, a to nie jest takie proste...
- Miłość nigdy nie bywała prosta... - Mruknęła i zaraz się ożywiła. - Chodźmy szybciej, zaraz będziemy u Harry'ego i chyba padniesz, jak ci powiem, co się stało!
Zmarszczył brwi, ale posłusznie ruszył niemal biegiem za dziewczyną. Dotarli do posiadłości Harry'ego prawie sprintem, co nieco zastanowiło Peter'a, bo używał nieco ze swoich zdolności, żeby dogonić Gwen, a zwykły człowiek nie mógł go przegonić, prawda? Przywitali się z lokajem i niemalże wbiegli do pokoju młodego Osborn'a. Gwen szybko zamknęła na klucz drzwi i spojrzała podekscytowana na zdezorientowanego Peter'a i uśmiechniętego Harry'ego.
- Okej, to będzie trochę dziwne, ale... - Gwen przeczesała włosy do tyłu, krążąc chwilę. - Peter, tylko nie świruj, dobra?
- Postaram się? - Zerknął ostrożnie na przyjaciela. - Coś mnie ominęło?
- Żebyś wiedział, stary.
- Okej, a teraz patrz na to!
Spojrzał pytająco na blondynkę, a gdy wyskoczyła i uczepiła się ściany, na co szczęka Peter'a opadła nisko w dół. Harry zaśmiał się lekko i zamknął mu usta. Gwen natychmiast zeskoczyła gładko w dół, z szerokim uśmiechem pokazując ząbki.
- Co? Cze-Czekaj... - Peter przetarł twarz dłonią. - Co do cholery?! Jak! Znaczy, pewnie się domyślam, ale... - Wykonał jakiś dziwny gest w powietrzu. - Co do cholery!
- Wiem, to niesamowite i dziwne! - Zaśmiała się ciepło. - Pamiętasz, jak zniknęłam na kilka dni? W dniu, gdy napisałam do Harry'ego w sprawie dresiarza, byłam rano w laboratorium Oscorp i przerzucałam pająki i jaszczurki do nowych, większych terrariów.
- Czekaj, miałaś przecież rękawiczki ochronne. - Wtrącił się, patrząc z niedowierzaniem. - To podstawa, gdy siedzimy w laboratorium ze zwierzętami. Ugryzł cię przez materiał?
- No właśnie nie ugryzł mnie w Oscorp, bo faktycznie miałam rękawiczki ochronne. - Przyznała, kręcąc głową. - Ale jednego brakowało. Otworzyłam jego terrarium i sprawdziłam całość, ale nigdzie nie było pajączka. Miał być turkusowy z czarnymi odnóżami i paskiem przez środek tułowia. Zgłosiłam zaginięcie jednego egzemplarza, bo dosłownie, nie było go nigdzie, a kamery również niczego nie zarejestrowały, kradzieży, czegokolwiek i wiesz, co się okazało? Gnojek jakimś cudem zwiał z terrarium i wlazł mi do rękawa swetra, przez co przypadkowo wyniosłam go do domu. - Westchnęła ciężko, pocierając dłoń. - Zorientowałam się dopiero w domu, gdy mnie skubany dziabnął w rękę, gdy próbowałam zdjąć sweter...
- A, co z pająkiem? - Peter zmarszczył brwi. - Złapałaś go?
- Jak tylko go zobaczyła, to spanikowała i zabiła go książką od algebry. - Harry zaśmiał się chamsko, za co oberwał od Gwen w ramię, ale to go jeszcze bardziej rozbawiło. - To była ciężka lekcja, hahaha!
- Myślałam, że to jakiś zwykły pajęczak, bo nawet nie chciałam podnosić książki i sprawdzać. - Gwen skrzywiła się z wyraźnym obrzydzeniem. - Poprosiłam tatę, żeby się go pozbył i to zrobił, a potem wieczorem dostałam gorączki i, w sumie przechorowałam trzy dni, co zresztą wiesz. Dosłownie miałam trzy dni wymioty i gorączkę, więc sądziliśmy z rodzicami, że po prostu strułam się czymś na mieście.
- Ja praktycznie miałem gorączkę i nie kontaktowałem ze światem, musieliście mnie schłodzić kostkami lodu. - Mruknął niepewnie. - Ty zdaje się, że lepiej to przeszłaś niż ja...
- Ale, ale! Odkryłam, że oprócz zdolności podobnych do ciebie, mogę zrobić też to! - Pisnęła i nagle zniknęła. - Ale czad, nie?!
- Co jest? - Obejrzał się zaskoczony. - Czy ty się... - Teleportowałaś? Zniknęłaś?
- Nie, błyskawicznie przebiegłam! - Uśmiechnęła się szeroko. - Przypadkiem to zauważyłam, gdy zbierałam się do szkoły dwa dni temu. Miałam kwadrans do wyjścia, więc chciałam oczywiście szybko się ogarnąć, ale kiedy skończyłam, to okazało się, że minęło ledwie półtorej minuty! - Wyrzuciła ręce przed siebie. - Potem przyczepiła się do mnie szczotka do włosów, a kiedy wyszłam z domu, to myślałam, że oszaleje z nadmiaru dźwięków i to tak nienaturalnie głośnych, że nie mogłam wyjść z podwórka. Tata zaprowadził mnie ponownie do domu i tak jakby dowiedział się, że mam zdolności, bo nie mogłam odczepić ręki od pilota, a potem od stołu.
- Jak się dowiedział?
- Zapytał ją najpierw żartobliwie czy próbuję bawić się w ciebie, a kiedy spojrzała na niego wielkimi oczami, to dotarło do niego, że chyba coś jest na rzeczy. - Harry postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
- Yyy, to ja też mam w sumie coś nowego... - Peter podrapał się po karku, patrząc w bok. - Nie kontroluję tego jeszcze i nie wiem, jak działa, ale...
- Co jest?!
Podniósł głowę na Harry'ego, a widząc, że on i Gwen patrzą na niego wielkimi oczami, zerknął na swoje dłonie. Nie było ich. Odetchnął ciężko.
- No właśnie, robię się niewidzialny, znaczy to chyba rodzaj kamuflażu raczej czy coś... - Machnął ręką i znów ją zobaczył. Pomachał dłonią i uśmiechnął się blado. - Miałem mały atak paniki w sklepie, gdy dwójka ludzi, nie wiem kto to, ale szukali mnie i mój pajęczy zmysł dzwonił jak obłąkany. Ktoś szeptał do mnie, że muszę zniknąć, więc zacząłem jak mantrę sobie powtarzać, siedząc pomiędzy wieszakami „zniknij", a kiedy tamtych dwoje stanęło obok i patrzyli na mnie, ale nie widzieli. No i, jakby wtedy zorientowałem się, że w sumie mnie nie ma, dosłownie zniknąłem. Ashlyn była ze mną, a ona wie o dresie, więc wytłumaczyła wszystko do Wandy i Pietro, bo byliśmy razem na zakupach.
- I nie wiesz, kto to był? - Gwen Ściągnęła brwi.
- Nie, ale na pewno szukali Peter'a Parker'a, bo byłem w cywilu i jak nie znaleźli mnie, to powiedzieli „cel zniknął" i poszli sobie.
- Może S.H.I.E.L.D.? - Zagadnęła. - W końcu pan Stark podejrzewa ciebie o bycie Spiderman'em, a umówmy się, kiepsko ci idzie kłamanie.
- I naprawdę sądzisz, że wygadałby się do pana Fury'ego? - Peter spojrzał na nią wymownie. Skrzywiła się i pokręciła głową. - No właśnie... Kimkolwiek byli, chcieli złapać Peter'a Parker'a, a nie Spiderman'a i nie wiem czemu, więc muszę uważać.
- Przez was czuję się bezużyteczny, serio! - Harry pokręcił głową. - Dwoje z moich przyjaciół ma super moce, a ja co? Technologię i kasę ojca, dzięki której mogę załatwić dla was stroje i sprzęt!
- Zawsze możesz wprowadzić w życie ten swój dziwny strój roboczy. - Gwen uśmiechnęła się z przekorą. - Jak mu było? Zielony Gnom?
- Zielony Goblin. - Wywrócił oczami. - Jest technologicznie podobnym skafandrem do Ironman'a, ale nie używałbym w nim laserów, a jakieś dynie-bomby, wyrzutnie sieci i myślałem o jakiejś paralotni albo silnikach, żeby móc się szybciej poruszać... - Wyjaśnił pobieżnie i zaraz pokręcił głową. - Ale to o wiele więcej roboty niż przy kombinezonach, nie skończyłbym go wcześniej niż za miesiąc może trzy tygodnie.
- Spiderman, GhostSpider i Green Goblin jako nowi młodzi bohaterowie miasta. - Peter uśmiechnął się głupio, na co pozostała dwójka lekko parsknęła. - Ej, ale to serio chwytliwe, nie mówcie, że nie!
- O dziwo, bardzo chwytliwe.
- O dziwo... - Gwen mruknęła. - Musielibyśmy sobie załatwić jakieś komunikatory, które nie będą bezpośrednio połączone z telefonem.
- Coś jak smartwatch, ale bez komórki? - Peter ściągnął brwi i wymienił zdawkowe spojrzenie z Harry'm. - To dałoby się nawet zrobić w sumie. Przy okazji, musimy powiedzieć twojemu ojcu, żeby zrobił lepsze zabezpieczenia okazów w laboratorium, bo zaraz się okaże, że połowa Nowego Jorku będzie zmutowanymi nadludźmi.
- Już wdrążył to w działanie, po tym jak Gwen wypuściła turkusiaka. - Wskazał kciukiem na dziewczynę. - Ale pomyślcie tak, wspólne patrole byłyby mega!
- Lub osobne, gdy byłaby potrzeba ochrony tyłka kogoś z grupy przed ujawnieniem. - Gwen podtrzymała jego myśl. - Dla mnie bomba.
- Mnie też pasuje.
- No to let's go Mini Avengers Team!
Spojrzeli dziwnie na Harry'ego, a on zaśmiał się zakłopotany. Wymienili spojrzenia i wzruszyli ramionami z lekkimi uśmieszkami. W sumie nazwa dobra jak każda, a skoro i tak byli nastolatkami z mocami, mieli w planie ratowanie ludzi jak Avengers, to czemu nie zostać nieoficjalnie Mini Avengers? Może być zabawnie.
★♡★♡★♡★♡★
Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top