-- < Wiadomość #23 > --
Peter rozważał swoje opcje ewentualnej ucieczki z pomocą pajęczych zdolności i uniknięcia spotkania z Hall'em. MJ i Gwen uważały tamto zagranie za urocze na swój sposób, Ned za podejrzane i, że pewnie zrobił to dla zakładu, Harry jako intrygującą zbieżność przyczynowo skutkową, a Peter... Peter nie wiedział, co powinien myśleć. Nigdy nie rozmyślał nad swoją orientacją seksualną. Zawsze podobały mu się dziewczyny. Podkochiwał się długo w Michelle, ale nigdy ostatecznie do niej nie zgadał i Ashlyn Claries uprzedziła go, nim w ogóle zdążył zrobić krok, a potem pogodził się z utraconą szansą. Z czasem zrozumiał, że nie była to miłość, a niewielkie zauroczenie, które zmieniło się w miłość siostrzanobraterską, przyjacielską wręcz i to jemu w zupełności wystarczyło.
Mason Hall zaś postawił go w sytuacji bardzo dziwnej i niepewnej. Przez ten jeden gest i słowa, wzbudził w jego głowie istny chaos i kataklizm. Ne wiedział, co ma myśleć. Nie wiedział w pewnej chwili, jak się nawet nazywa. Ostatecznie cudem udało mu się wymigać od ewentualnej randki, co nie było kłamstwem, że musiał iść po swoją siostrę i wrócić o czasie do domu. Gorzej, że Mason postanowił go odprowadzić w każde miejsce. Ku zaskoczeniu Peter'a, chłopak okazał się mieć naprawdę bardzo dobre podejście do dzieci jak Sally i mała go wręcz pokochała od razu.
- Dzięki za odprowadzenie, ale nie musiałeś tracić na mnie czasu... - Peter, potarł niepewnie kark, gdy zbliżali się do jego domu. - Jeżeli mowa o to, co wydarzyło się na korytarzu... - Odchrząknął, patrząc, gdzieś w bok. - Wiem, że pewnie zrobiłeś to dla jakiegoś zakładu, ale mam nadzieje, że chociaż go wygrałeś i w sumie nie musiałeś tego kontynuować i odprowadzać mnie, serio.
- To nie żaden zakład, Parker.
- Co?
Peter stanął jak wryty, patrząc na Mason'a, który również przystanął, patrząc mu w oczy. Prychnął i zmniejszył niewielką odległość między nimi i złączył ich usta w krótkim pocałunku. Nachylił się do ucha szatyna.
- Ja mówiłem poważnie, Parker. - Szepnął. - Przemyśl to, bo nie mam zamiaru tak łatwo dać za wygraną. Jesteś mój.
Nie ruszył się z miejsca, gdy Hall go wyminął i poszedł we własną stronę. Peter czuł, że jest czerwony jak pomidor, kiedy założył kaptur bluzy i zasłonił usta pięścią. Jak on miał o tym wszystkich do cholery myśleć teraz?! Jeżeli Mason był poważny, to co on miał teraz z tym zrobić?! Pocałował go już drugi raz dzisiejszego dnia! DRUGI!!
- Peter, źle się czujesz? - Sally podbiegła do niego, łapiąc za rękaw bluzy. - Jesteś strasznie czerwony, masz gorączkę?
- N-Nie, nie, je-jest dobrze... - Odchrząknął, próbując odzyskać jakoś głos. - Wracajmy lepiej do domu...
Dotarcie do domu nie trwało zbyt długo, ale wystarczająco, żeby mógł się opanować i wyglądać na w miarę normalnego. Państwa nie była. Zostawili tylko notkę, że wychodzą na kilka godzin i wrócą później. Na dole zaś była cała lista rzeczy do zrobienia, zresztą jak zwykle. Westchnął ciężko i postanowił zrobić najpierw lekcje i pomóc Sally z jej, a później zrobi wszystko, co na liście. Dziś miał wieczorną zmianę w pracy, więc mógł na chwilę wyjść jeszcze na mały patrol i pomyśleć.
Od kiedy otrzymał moce, wszystko stało się nieco bardziej znośne i łatwe na swój pokrętny sposób. Nie męczył się tak szybko i pewne rzeczy robił dużo szybciej, ale to miało też swoje minusy, bo był bardziej głodny i potrzebował dużo więcej jedzenia niż dotychczasowo.
Pod wieczór, gdy wszystko już było załatwione i miał czas dla siebie, postanowił włączyć w końcu telefon. Miał tuzin powiadomień z czatu grupowego z Avengers, kilka małoistotnych od Ned'a i Harry'ego, którzy oczywiście znowu wymyślili jakieś chore insynuacje o jego zaginięciu i leżeniu w rowie, gdzieś na rozdrożu. Jedno powiadomienie od Gwen i MJ. Wypuścił bezgłośnie powietrze, rozważając, co powinien teraz zrobić ze sprawą Mason'a. Musiał z kimś o tym pogadać, ale nie chciał wplątywać w to za bardzo nikogo.
Michelle powiedziałaby, że to urocze i powinien spróbować.
Ned i Harry od razu by zaczęli panikować, że to na pewno dla zakładu i robi sobie z Peter'a żarty.
Flora i Gwen zaś powiedziałaby, żeby wprost powiedział, że nie jest zainteresowany albo pójść z prądem.
Mike, że coś tak czuł w swoim gej radarze, że Peter jest jednym z jego ludu.
Reszta znajomych z pracy też odpadała, a tych z podziemia kompletnie wykluczał z oczywistych powodów, w tym również Deadpool'a.
Avengers zaś...
No, to Avengers i na pewno nie obchodzą ich rozterki jakiegoś dzieciaka, chociaż pani Natasha ostatnio bardzo mu pomogła, więc może powinien z nią o tym pogadać? Zagryzł dolną wargę i nim zdążył przemyśleć dwa razy sytuację, już dzwonił. Kiedy jednak powoli rosnąca panika przejmowała kontrolę nad jego umysłem i chciał wcisnąć czerwoną słuchawkę, Nat odebrała.
- Halo, Peter?
- Eee, h-hej? Pani Nat?
- Coś się stało?
Milczał chwilę, kalkulując w głowie, jak powinien powiedzieć, to co chce powiedzieć. Czy się zbłaźni, że dzwoni z czymś tak błahym i bezsensownym jak miłosna rozterka, której nawet nie wiedział, czy tak nazywać?
- Jak bardzo nie na miejscu będzie, jeżeli zapytam co zrobić z sytuacją, gdzie chłopak mnie pocałował i oczekuje, że odpowiem twierdząco, a ja do niedawna myślałem, że on tylko chce mnie zabić nawet gumką czy ołówkiem i teraz okazuje się, że ma wobec mnie bardzo zaborcze, silne uczucia i pocałował mnie już dwa razy. - Wyrzucił na jednym wdechu.
Cisza trwała dłuższą chwilę i miał wrażenie, że chyba bardzo się zbłaźnił, a kobieta po prostu się rozłączy i uzna go za debila. Usłyszał ciche parsknięcie i zaraz zrobił się czerwony z zażenowania.
- Czekaj, czekaj... - Natasha odchrząknęła, ale słyszał w jej głosie rozbawienie. - Pocałował ciebie chłopak, który wcześniej cię nękał?
- Noo... tak? - Uderzył telefonem się w czoło. Boże, jaki z niego przychlast! - Niech pani zapomni o tym, przepraszam, zbłaźniłem się. To głupie...
- Nie, nie, Pete spokojnie! - Usłyszał cichy szmer. - Zaskoczyłeś mnie tym i tyle.
- Oh, ok...
- A ty coś do niego czujesz?
- Nie jestem pewien... - Mruknął niepewnie. - Za-Zaskoczył mnie tym i myślałem, że... no... że zrobił to dla głupiego zakładu albo coś, ale powiedział, że nie i mnie drugi raz pocałował i teraz nie wiem nawet, jak się nazywam!
- Hm, to może daj mu szansę, ale zaznacz, że nie jesteś sam pewien własnych uczuć i chciałbyś to zacząć powoli.
- Ale mnie nigdy nie obchodzili chłopcy aż no... do... do teraz... Zgubiłem się we własnych odczuciach. - Zasłonił oczy ramieniem. - Przez niego zacząłem wątpić w swoje bycie hetero, a zawsze podobały mi się dziewczyny i nie wiem co myśleć...
- Czyli możesz być biseksualny lub panseksualny, ale wcześniej o tym nie miałeś pojęcia. - Czuł, jak policzki palą go żywym ogniem, ale milczał, trawiąc słowa Natashy. Czy on był Bi lub Pan i nigdy nie zwrócił na to uwagi? Czy to miało sens? - Przemyśl to na spokojnie Peter, jesteś dojrzewającym chłopakiem, więc możesz dopiero odkryć swoją seksualność. To nie jest aż takie straszne, jakim się zdaje, możesz mi wierzyć.
Pokiwał głową, mimo że nie mogła tego zobaczyć. Mason Hall był bardzo napastliwy i terytorialny, że tak można ująć i Peter czuł się przy nim jak zaszczuta sarna, gotowa do odstrzału, a jednocześnie podczas tych dwóch krótkich pocałunków czuł, jak żołądek skręca się w mocny supeł. Postanowił wziąć sobie słowa pani Romanoff do serca i pogadać z nim, wyjaśnić, co sądzi i mieć nadzieje na polubowne i spokojne wyjaśnienie wszystkiego. Pożegnał się z kobietą, zebrał szybko rzeczy i strój, który miał pod ubraniem i wyszedł z mieszkania, informując uprzednio państwa, że wychodzi na nocną zmianę w pizzerii. Oczywiście nawet nie pytali, o której wróci ani czy nie życzyli miłej pracy, po prostu został zignorowany, jak zawsze.
Wbiegł do najbliższego ciemnego zaułka, a kiedy sprawdził, że nie ma nikogo w pobliżu ani kamer, szybko zdjął zwykłe ubranie i nasunął maskę. Wszystko upchał do plecaka i wspiął się na dach, gdzie usiadł z ciężkim westchnięciem. Miał jeszcze co najmniej godzinę do pracy i w teorii, tyle zajęłoby mu dotarcie komunikacją miejską, ale to teraz zmniejszyło się do pięciu minut dzięki pajęczynom. Pajęczy transport był naprawdę o wiele szybszy niż cokolwiek innego, co znał. Schował plecach obok wentylatora i ruszył na mały zwiad. Dziś wieczór był nieco chłodny, ale i o dziwo spokojny. Oprócz powstrzymania jakiegoś złodzieja roweru nie zdarzyło się kompletnie nic nadzwyczajnego i po kolejnych czterdziestu minutach wylądował ponownie na tym samym dachu, gdzie porzucił plecak. Westchnął głęboko, unosząc maskę i patrząc w górę na gwiazdy. W razie wypadku zawsze mógł łatwo skoczyć do akcji z tego punktu.
Siedział na dachu jednego z osiedlowych blokowisk, wdychając chłód nocy, rozkoszując się chwilą spokoju po skończonym patrolu. Dzisiejszy dzień mógł śmiało uznać za udany, chociaż ciężko było mu wyzbyć się dziwnego ścisku w żołądku i czerwonej twarzy, gdy przypominał sobie sytuację ze szkolnego korytarza. Sam nie rozumiał, co czuje względem chłopaka. Ni to przyjaciele, ni to wrogowie. Mijali siebie właściwie w ciszy na korytarzach i do niedawna myślał, że to tylko typowy kolega z ławki. Odezwie się, gdy mu każą albo coś potrzebuje pożyczyć, gumkę czy ołówek i tyle. W życiu nie pomyślałby o nim w sposób inny niż... no właśnie... Kim dla niego teraz był?
- Hej, ty też nie możesz zasnąć czy patrolujesz osiedlowe ulice?
Zaskoczony drgnął i zaciągnął maskę na twarz, dziękując sobie za to, że w pierwszym odruchu nie obejrzał się przez ramię. Obok niego usiadła dziewczyna, otulona w puchaty koc. Pamiętał ją doskonale. Felicia Hardy, dziewczyna, którą uratował kilka tygodni temu przed zboczeńcem i do tego chodziła z nim do szkoły, a żeby kopnąć leżącego, cholernie się jemu podobała. Milczała z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w dźwięki nocnej ciszy.
- Miły dziś wieczór, nie uważasz?
Uśmiechnęła się lekko, a on czuł, jak serce podchodzi mu do gardła i utyka w połowie drogi. Parker, kurwa, opanuj dupsko!
- Eeee, ta, jasne, pewnie... - Wypalił bezmyślnie.
Strzelił sobie mentalnego plaskacza w twarz. Boże, czemu musiał wygadywać takie bzdury?! I to przy kim!
- Pajączek, mogę coś zrobić? - Zagadnęła nagle cicho.
- Pewnie...
Słowa były szybsze niż myśli. Blondynka przysunęła się do niego na czworaka, niwelując niewielki odstęp, jaki ich dzielił, uniosła ręce do jego twarzy, więc automatycznie złapał ją za nadgarstki. Patrzyła swymi hipnotyzującymi błękitnymi oczami wprost w jego twarz. Uśmiechnęła się lekko, więc puścił ją mimowolnie. Podciągnęła mu maskę delikatnie w górę.
- Cz-czekaj...
Był niczym sparaliżowany, nie mógł ruszyć żadnym mięśniem, powstrzymać jej nim odkryje sekret, który utrzymywał tak długo. Ona jednak zatrzymała się w połowie, odsłaniając usta, część policzków i nos. Dotknęła chłodnymi opuszkami ciepłych policzków, na co drgnął. Nachyliła się, niszcząc te drobną odległość dzielącą ich, aby złączyć swoje usta z tymi chłopaka. Był to krótki niewinny pocałunek, zwykłe złączenie warg, ale mimowolnie przymknął powieki, czując przyjemne mrowienie.
- Dziękuję za uratowanie jakiś czas temu i za ten miły wieczór, Pajączku... - Szepnęła.
W następnej sekundzie już jej nie było na dachu. Drgnął niczym ocucony z transu, dotykając swych warg, palących go okrutnie, a jednocześnie przyjemnie. Zupełnie jak przy... Ukrył twarz w dłoniach. Czy można mówić o zdradzie jeżeli pocałował się z dziewczyną jako Spiderman, a jako Peter ma już kogoś? Właściwie nie byli oficjalnie parą, ale wciąż... Czuł się, jakby kogoś zdradzał.
- Cholera po dwakroć...
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 09 Kwietnia 2021
Data korekty: 26 Marca 2022
Ilość słów przed korektą: 1 790
Ilość słów obecnie: 1 859
Kilka słów od Autorki:
Zwykła korekta, prawie zero zmian w sumie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top