-- < Wiadomość #20 > --
Leżał na łóżku w pokoju przygotowanym przez Pana Stark'a dla niego i Sally, choć do wczoraj głównie ona w nim urzędowała. Patrzył w sufit z namysłem. Zastanawiał się, czy powinien wyjść z pokoju i odnaleźć kuchnię, żeby podkraść coś do jedzenia. Nie chciał robić przykrości pani Pepper, zwłaszcza kiedy zrobiła mu dość syty posiłek, ale dla niego niewystarczający przez szybki metabolizm. Starał się zasnąć od dłuższego czasu, ale żołądek zaczął boleśnie dawać o sobie znać i chyba próbował nawet sam siebie strawić, co nie byłoby takie dziwne, mając nadludzkie zdolności jak on. Spojrzał na zegarek stojący tuż obok na stoliku nocnym. Dochodziła czwarta rano, a jego żołądek prawdopodobnie planował teraz powoli kamikadze. Westchnął ciężko i wstał ostrożnie tak, żeby nie obudzić śpiącej Sally.
Chwycił niebieski telefon, który dostał od Wade'a i cichaczem wyszedł z pokoju, rozglądając się dookoła. Było ciemno i zbliżała się piąta, więc korytarze wyglądały kompletnie inaczej niż za dnia, a żeby dokopać leżącemu, nie wiedział, gdzie jest włącznik światła. Nie przyznałby tego sam przed sobą, ale kurewsko bał się ciemności przez zamykanie w piwnicy i TAMTYM pokoju. Przełknął ciężko ślinę i odetchnął głęboko, włączając latarkę w telefonie, żeby cokolwiek móc widzieć. Od kiedy dostał pajęcze zdolności, to jego zmysły były wyostrzone o stokroć, co w tej sytuacji wcale nie pomagało. Odgłos ciszy odbijał się w jego uszach tak boleśnie, że nie mógł tego słuchać. Pajęczy zmysł dawał o sobie znać w każdym przemknięciu helikoptera czy mignięciu światła za oknem. Wyczuł ruch, gdzieś z prawej, więc gwałtownie się odwrócił i nie zobaczył nic, bo telefon zgasł, a jego oddech natychmiast przyspieszył. W panice zaczął szukać rękoma ścian, ale nie umiał ich znaleźć. Przykucnął, upuszczając telefon i zakrywając uszy rękoma. Zacisnął mocno powieki, chcąc uspokoić oddech i rozpędzone jak spłoszony rumak serce, które chciało wyrwać się z jego piersi. Ktoś dotknął jego ramienia. Z urwanym krzykiem odskoczył, trafiając na ścianę.
- ...eter?
Zaczął tracić oddech, a łzy napłynęły do oczu, rozmywając obraz.
- Pe...r!
Zacisnął mocno oczy i znów przyłożył dłonie do uszu, kuląc się z przerażenia. Nie wiedział, co się wokół dzieje, póki nie poczuł, jak ktoś go przytula, na co drgnął spłoszony w pierwszej sekundzie. Cisza powoli znikała. Ktoś coś mówił, ale nie rozumiał tego przez jeszcze kilka chwil.
- Oddychaj Pete... Właśnie tak, wdech i wydech...
Otworzył nieśmiało oczy i pierwsze co zobaczył to znikome światło telefonu leżącego na ziemi i rude włosy, które zniknęły, żeby ustąpić miejsca zmartwionej, skonsternowanej twarzy kobiety.
- Jesteś bezpieczny, dzieciaku.
- P-Pani Natasha?
- Lepiej? - Zapytała, ignorując jego oczywiste pytanie. Pokiwał niepewnie głową. - Chodź, pójdziemy do kuchni, żeby nikogo więcej nie pobudzić.
Niepewnie wstał z niemałą pomocą. Natasha wzięła leżący na podłodze telefon i chwyciła Peter'a za rękę, kierując w tylko sobie znanym kierunku przez ciemność. Peter mimo woli zamknął oczy, nie chcąc widzieć ciemności korytarza. Wolał już nie widzieć zupełnie nic z zamkniętymi oczami niż widzieć nadto nierealnych rzeczy z otwartymi. Kiedy przystanęli, usłyszał ciche kliknięcie i przez zamknięte powieki poraziło go lekkie światło, więc uchylił je ostrożnie i zamrugał. Byli w kuchni. Usiadł zawstydzony na krześle, chowając natychmiast głowę w ramionach, które zaś położył na blacie. On miał być niby bohaterem? Co za kpina... Wystraszył się cholernego, pustego korytarza tylko dlatego, że było ciemno i przypadkiem wyłączył latarkę w telefonie.
- Proszę.
Uniósł niepewnie głowę w górę, słysząc cichy stukot i czując słodki zapach czekolady. Przed nim stał kubek z gorącą czekoladą, a obok usiadła Natasha z drugim. Zmarszczył brwi.
- Nie wiedziałem, że pija pani kakao...
- Wszystko jest dla ludzi. - Uśmiechnęła się lekko. - Mów mi po prostu Natasha albo Nat, zabawnie i uroczo było, gdy tytułowałeś wszystkich per pani czy pan na czacie, ale mnie nie musisz. Zwłaszcza w prawdziwym świecie. - Pokiwał krótko głową i chwycił kubek z reniferem w dłonie. - Koszmar? - Zaprzeczył, a w tym momencie jego żołądek dał o sobie głośno znać. Peter zrobił się natychmiast czerwony jak piwonia, a Nat parsknęła cicho. - Ach, czyli głodny? W sumie ja też dlatego wstałam. Daj mi chwilkę.
Podeszła do kredensu skąd wyjęła deskę do krojenia, z szafki bochenek chleba, a z szuflady nóż. Potem podeszła do lodówki. Obserwował chwilę, jak krząta się przy blacie, krojąc wszystko w niesamowitym tempie, wręcz mistrzowskim. Nie chcąc być natarczywym, chwycił kubek z jeszcze gorącym napojem i wypił połowę niemal duszkiem. Nie zważał na parzenie gardła i języka, przywykł już dawno do nadmiernego gorąca czy zimna, gdy musiał coś na szybko zjeść lub wybić. Chciał jakoś na chwilę uciszyć żołądek, który boleśnie zaczął dawać o sobie znać. W ten sposób mógł go jakkolwiek uciszyć.
Nie lubił się narzucać.
Nie lubił prosić o pomoc.
Nie lubił...
- Smacznego.
...być bezsilny.
Spojrzał zaskoczony na górę kanapek z przeróżnymi dodatkami, szynką, pomidorem, ogórkiem, sałatą, serem, obok postawione zostały ketchup, musztarda i majonez. Spojrzał na Natashę, jakby pytał ją o zgodę, a kiedy uśmiechnęła się zachęcająco, on nieśmiało chwycił jedną kromkę. Oczywiście na jednej się nie skończyło i zjadł właściwie dwanaście. Czuł, że Romanoff obserwuje go uważnie, jakby coś chciała dostrzec przez barierę, którą otoczył się lata temu. Zerknął na zegarek na kuchence mikrofalowej. Dochodziła szósta rano. Za pięć godzin jego piekunowie wrócą do domu, a on nie wiedział, w jakim jest stanie. Znów wbił spojrzenie w ostatnie siedem kanapek. Mógł je zjeść od razu, ale nie chciał zabierać pani Natashy jedzenia.
- Jak jesteś jeszcze głodny, to jedz, ja się najadłam. - Pokręciła głową, upijając tym razem kawę zrobioną kilka chwil temu. - Nie wiem, jak ty to wszystko zmieściłeś, ja odpadłam przy czwartej kromce.
- Tak jakoś... - Wzruszył ramionami, sięgając po kolejną kromkę. - Mogę zabrać resztę do pokoju? Sally niedługo pewnie wstanie, a i tak będziemy musieli się wkrótce zbierać, więc...
Natasha patrzyła na niego przenikliwie, wiec zamilkł, przepraszając cicho. Nie wiedział za co, ale wolał przeprosić. Ot, tak był nauczony. Przepraszał właściwie na non stopie, często nie wiedząc za co, ale lepiej przeprosić na zaś niż oberwać i wylądować w schowku lub piwnicy...
- Peter, nie masz, za co przepraszać. - Nat ściągnęła brwi, wciąż bacznie go obserwując. - Poczekaj, znajdę ci jakiś pojemnik. Zjedz ile możesz, a resztę schowamy i zabierzesz do pokoju.
Zjadł jeszcze dwie kromki, a pozostałe schował do plastikowego pojemnika z czerwonym wiekiem, które znalazło się w szafce pod kredensem. Cicho podziękował. Trwali w długiej, martwej ciszy, przerywanej jedynie jego ukradkowym zerkaniem na czas.
- Masz hafefobię?
Podniósł zaskoczony wzrok na kobietę, ale zaraz go opuścił na kubek z upitą do połowy czekoladą. Miał nadzieje, że nikt tego nie zauważył, ale czego innego mógł się spodziewać po rosyjskim szpiegu i agentce S.H.I.E.L.D.?
- Jak się pani domyśliła? - Mruknął cicho, nie podnosząc jednak na nią oczu. - Co to niby za pytanie, jest pani rosyjskim szpiegiem, byłą agentka KGB, agentką S.H.I.E.L.D. i jedną z Avengers, to oczywista dedukcja... - Pokręcił głową.
- Zauważyłam, że wzdrygasz się, gdy ktoś cię dotknie i wyglądasz niekomfortowo.
- No, tak, infiltracja i likwidacja po cichu... Pani Yelena wiedziała kto będzie godny jej tytułu...
Cisza.
Delikatnie obrócił kubek kilka razy w dłoniach. Czuł na sobie przeszywające spojrzenie kobiety. Zagryzł dolną wargę, gdy uświadomił sobie, że powiedział coś, o czym nie powinien wiedzieć. No, dobra, był hackerem podziemia, jego IQ wynosiło 270 na 300, ale nadal był piętnastolatkiem, który najpierw mówi, a potem myśli. Niestety, choć starał się nad tym zapanować, to im starszy był i więcej posiadał swobody, tym bardziej robił się zbyt gadatliwy.
- Skąd masz te informacje, Peter?
Zacisnął palce nieznacznie mocniej na kubki, ale nagle nabrał dziwnego spokoju. Nie był pierwszym lepszym zagubionym nastolatkiem, więc czemu się bał? Nie był lepszy od Natashy Romanoff, z tą różnicą, że on nigdy nikogo nie zamordował i nie miał takiego zamiaru. Bawił się w bohatera i ratował ludzi, a z drugiej zaś kradł i sprzedawał informacje, hackował systemy i sprzęty. Był hipokrytą jakich mało... Nieznaczny, smutny uśmiech zakwitł na jego wargach, gdy podniósł spokojne spojrzenie na kobietę.
- Nie jestem wiele lepszy od pani, choć ja człowieka życia nie pozbawiłem nigdy, a jeżeli nieświadomie tego dokonałem, to nadal nie mam o tym informacji. - Opuścił spojrzenie na kubek, z już najpewniej zimną czekoladą. - Avengers, to ktoś, kto mnie intrygował od najmłodszych lat i chciałem o was wiedzieć coraz to więcej i więcej, nie żeby sprzedać takie informacje, ale dla samej wiedzy. Taki można powiedzieć kaprys... - Zerknął spod grzywki na zaintrygowaną kobietę. Odchrząknął cicho, po czym wymruczał. - Szczerze mówiąc, to S.H.I.E.L.D. nie ma zbyt dobrych zabezpieczeń, tylko niech im pani tego nie mówi, bo pan Fury gotów mnie zastrzelić...
- Naturalnie... - Mruknęła z namysłem. - Te informacje są bardzo ściśle tajne Peter i za taką wiedzę powinieneś być martwym.
- Pan Fury nie byłby pierwszym i nie ostatnim, który życzy mi śmierci. Wiem o wiele za dużo jak na swój wiek, ale co zrobić, taka praca... - Dopił szybko resztkę czekolady i odstawił kubek do zlewu. - Późno już, lepiej pójdę. Niedługo ja i Sally musimy wrócić do domu, żeby pa... opiekunowie się nie martwili o nas. Dobranoc.
Zabrał telefon i pojemnik i szybko zniknął z kuchni. Nie minęło długo, a znów wrócił ze spuszczoną głową. Natasha uśmiechnęła się z przekorą i chwyciła go za rękę, po czym poprowadziła powrotne do jego i Sally pokoju. Podziękował cicho i zniknął za białymi drzwiami. Nat westchnęła cicho, kręcąc głową z namysłem. Wróciła znów do kuchni, rozmyślając nad tym, czego była właściwie światkiem. Znała doskonale to spojrzenie. Paniczny strach przed ciemnością. Nadmierne przepraszanie. Wzrokowe zapytanie o pozwolenie na posiłek. Z drugiej zaś strony przyznał, że robił coś takiego jak ona, świadomie poinformował ją o wykradaniu i infiltracji danych, ale do jednego miała pewność. Peter nie był szpiegiem, może prędzej jakimś informatorem lub hackerem na zlecenie.
Zaczesała rude pukle palcami do tyłu i zaklęła siarczyście. Jeżeli się nie myliła, a jako wybitny szpieg zdarzało jej się to bardzo rzadko, Peter był nie tyle maltretowany, a wręcz traktowany jak towar przechodni. Chłopak nie chciał o tym mówić, ale ona przeżyła coś bardzo podobnego i znała te puste oczy, niby błyszczące radością, ale odbijające tak naprawdę nieme błaganie o pomoc. Znów zaklęła pod nosem. Musiała wyciągnąć jakoś chłopaka z tego gówna, tylko jak to zrobić?
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 22 Lutego 2021
Data korekty: 26 Marca 2022
Ilość słów przed korektą: 1 174
Ilość słów obecnie: 1 693
Kilka słów od Autorki:
Mała korekta oraz dodałam więcej do rozmowy Natashy i Peter'a, gdzie chłopak postawił pierwszy krok do tego, że czuje wobec kobiety pewną dozę zaufania. Uznałam, że źle pokazałam, jak Peter stopniowo zaczął ufać Natashy, która była dla niego kobiecym odpowiednikiem matki, a do tego podobnie do niego infiltrowała i kradła informacje, więc uznał, że nie widzi powodu w okłamywaniu akurat jej.
Tony jak na razie jest na drugim planie, bo Peter czuje się zażenowany nazwaniem go pół hacker-pedofilem, a sam w sobie Stark czuje niechęć do samego siebie, że pozwolił się podejść tak łatwo jakiemuś piętnastolatkowi.
Hafefobia - zwana również hafofobią, haptefobią, haptofobią, afefobią czy tiksofobią to lęk przed dotykiem. Osoba cierpiąca na tą chorobę, odczuwa dyskomfort na dotyk od innych i/lub, gdy ma dotknąć osobiście kogoś, nawet jeżeli to ktoś z rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top