Rozdział 6
*** pov: Alec***
Od kąt dowiedzieliśmy się o przeprowadzce, Luna ciągle chodziła z uśmiechem na twarzy. Cieszę się że moja młodsza siostrzyczka, chociaż w połowie wróciła. Wiem że nikomu tego nie powie, ale wiem że wciąż dręczą ją koszmary. Zresztą, mnie w sumie też. Czasami, zdarza się że widujemy siebie w kuchni o 2:00 w nocy, żeby napić się herbaty. Później idziemy do jej, albo mojego pokoju i gadamy ze sobą, póki nie zaśniemy. Postanowiłem wziąć przykład z Luny, i także się w końcu ogarnąć. Ona ma rację, rodzice i Moon by tego nie chcieli. Myślę, że z dnia na dzień będzie co raz lepiej. I ze mną, i z Luną.
---- Hej Alec, Ciocia od 2 minut cię woła na dół, fajnie gdybyś się ruszył ---
No tak, mój jakże kochany, nie odstępujący mnie na krok, przyjaciel Carlos.
---- ja też cię kocham stary, a teraz serio się rusz, bo ciocia Veraruca nas zabije----
- Alec chodź, bo spóźnimy się na samolot!
krzyknęła ciocia Veraruca.
- Już idę!
Wziąłem wszystkie swoje bagaże i zszedłem na dół. Jest nas dużo, więc jedziemy dwoma autami. Ja, Luna, Nick i Daiana jedziemy z Ciocią. Za to Alex, Mike, Sofii jadą z wujkiem Benem. Przez całą drogę, wszyscy śmialiśmy się z okropnych, ale jakimś cudem śmiesznych żartów Nicka, śpiewaliśmy [czyt: fałszowaliśmy i darliśmy się na cały głos], a pod koniec Luna i Daiana sobie zasnęły. Nick, któremu podobała się Daiana był BARDZO szczęśliwy i czerwony na twarzy, bo jego dziewczyna marzeń, zasnęła oparta o jego ramię. Normalnie aż zrobiłem im zdjęcie. Cieszyłem się, że Luna nie miała przez ten czas koszmarów aż w końcu zmęczeni i my poszliśmy spać. Nie zauważyliśmy nawet, jak ciocia dyskretnie przygląda nam się co jakiś czas w lusterku.
*** Pov: Ciocia Veraruca***
Cieszę się, że dzieciaki chociaż na chwilę zapomnieli o szarej rzeczywistości i w duchu przeklinam Świat za to, że kiedy się zatrzymamy, będą musieli do niego wrócić. Nie powiem o tym nikomu, ale razem z Benem wybraliśmy Forks, nie ze względu na las oraz klimat, którego teraz tak potrzebujemy. W Forks dzieją się dziwne rzeczy, jest tam bardzo tajemniczo i podobno w tamtych lasach żyją wilkołaki. Oczywiście że w nie wierzymy. Nawet poznaliśmy kilku wilkołaków w czasie podróży, mam nadzieję że dzieciaki się z nimi zaprzyjaźnią i nie będą już czuły się tak dziwnie. Co jak co, ale mimo wszystko czujemy się nie swojo wśród ludzi. Jak odmieńcy. To jest właśnie kolejny powód. Co raz bardziej zbliżamy się do Kalifornii, a z tam tąd Samolotem do Forks. Przed nami jedzie Ben w resztą dzieciaków, wiem że są już prawie dorośli, ale i tak dla mnie są jak dzieci, szczególnie gdy się tak zachowują. Czyli często.
---- Daj im już spokój, są młodzi daj im się wyszaleć puki mogą----
Właśnie! chyba nie poznaliście mojej wkurzającej jak nie wiem co, przyjaciółki Niji.
Wiesz dobrze, że mimo że nie powinnam, to pozwalam im na BARDZO dużo, z resztą nawet my się czasami do nich przyłączamy, więc siedź cicho!
---- No dobra i po co te nerwy? już milczę, ale wiesz że zaraz będziemy na miejscu tak?----
Rzeczywiście, nawet nie zauważyłam, że jesteśmy prawie na miejscu, dzięki Nija.
---- Ależ proszę. Teraz by trzeba ich obudzić----
Tak, no wiem. Ale tak słodko sobie śpią!
---- Uwierz mi, ja też tego nie chcę, ale nie mamy wyboru, w samolocie sobie pośpią----
No dobra.
- Hej dzieciaki, wstawajcie
Starałam się ich na spokojnie obudzić, ale to nic nie dało.
- Dzieciaki wstawać, zaraz spóźnicie się do szkoły!
Od razu wstali, jak miło. Nie zwracając uwagi na zaspane, mordercze spojrzenia posyłane w moją stronę, jechałam dalej. Jakieś 10 minut później staliśmy już przed lotniskiem. Firma transportowa odstawi nasze samochody pod nowy dom.
(dobra, nie wiem czy to tak działa, jeśli nie to w tym opowiadaniu tak ma być i tyle)
Po tym, jakże długim czekaniu, w końcu mogliśmy spokojnie wsiąść do samolotu. Każdy zajął się sobą. Ja usiadłam obok Bena, Luna z Alecem, Nick z Daianą, Mike z Sofi a Alex niestety sam, nie zrobiło to na nim wrażenia, bo po chwili zasnął. Więcej już nie pamiętam, bo po pięciu godzinach ciągłej jazdy, z przerwami na zatankowanie, w końcu zasnęłam, oparta o ramię Bena.
-----------------------------------------------------------
Noooooooooooooowy rozdział!
mam nadzieję że się podobał misiaczki 🐻
w razie jakiś uwag, proszę pisać w komentarzach i ogólnie, proszę piszcie co myślicie o rozdziałach, bo później przez 24 h myślę, czy te gwiazdki to tak na odwal się, czy bo się podoba, czy żeby było, czy z przyzwyczajenia, no ja wariuję!
🙃🤪
Mam nadzieję że rozdział się podobał, postaram się napisać 7 rozdział w krótce 😘😘😘
Nasi bohaterowie jadą do Forks.
Ciocia Veraruca chce aby jej podopieczni zaprzyjaźnili się z wilkołakami, lecz czy one będą tego chciały?
Co jeśli wezmą ich za intruzów? Dlaczego Luna i Alec ciągle trzymają się we dwójkę?
i co najważniejsze:
Dlaczego bawię się w cholerny teleturniej i zadaje te głupie pytania samej sobie, bo nikt tego nie czyta?!
(824 słowa! Jestem z siebie normalnie dumna! 😃)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top