XXVII: Spotkanie Hakerów


       Poznając prawdę zrozumiałem, że wolałbym jej nigdy nie odkryć. Miałem w szeregach wroga, próbującego mnie zabić. Z drugiej strony Grzegorz mógł zrobić to już wielokrotnie, a mimo to wolał pogrywać ze mną przez cały czas. Odkrycie tożsamości AS'a spowodowało pojawienia się mnóstwa pytań. Wiedziałem już "kto", ale nie wiedziałem "dlaczego" był AS'em. W głowie krążyło mi tysiące myśli. Przed oczami przeleciały mi wszelkie wydarzania związane z moim przeciwnikiem. Zastanawiałem się, czy miałem szansę domyślić się szybciej.
To Grzegorz naprawiał i tuningował nasze pojazdy, a przecież gdy ścigałem Sytego, motor nagle odmówił posłuszeństwa. Nic nie dzieje się przez przypadek. Prawdopodobnie AS umieścił w wozach nadajniki i podsłuchy. Marek powiedział, że brat Mike'a podał mu adres szkoły, gdzie niemal pozabijaliśmy się z policją, a Ola została ranna. Mike był naszym dostawcą broni i informacji. Ponoć wraz z bratem mówili sobie wszytko, więc AS wiedział o każdym moim planie. Czy to oznacza, że Mirek znał prawdę? Na samą myśl czułem ucisk w sercu. Wszytko to oznaczało, że mój rywal zawsze miał przewagę i był krok przede mną, mimo to nadal żyję. Czemu mnie nie zabił? Po co cała ta gra? Zagadka z bombą, wrobienie w zabójstwo, porwanie, fałszywe miejsce pobytu Natalii, płatni zabójcy. Tylko rozmowa z nim mogła dać mi odpowiedź na te pytanie. Konfrontacja była nieunikniona. Pozostał tylko malutki szczegół.
— Marek, zwalniam cię — powiedziałem stanowczo.
— Co? Czemu? — Zdziwił się mężczyzna.
— Miałeś pomóc mi pomóc rozwikłać zagadkę. Misja wykonana. Możesz iść do domu. Pieniądze wpłyną na twoje konto z samego rana.
— Kamil! Nie możesz iść tam sam. On cię zabije! — Bielski chwycił mnie za ramię.
— Do jasnej cholery — krzyknąłem — Marek masz rodzinę. Piękną żonę oraz córeczkę, którą trzeba wychować. Nie zmuszaj ich do życia bez siebie. Ja nie mam nikogo. Mama żyje ledwo żyje, lekarze nawet nie dają nadziei. Natalia została porwana. Dziadek okazał się mieć drugie, równie paskudne co ja, zajęcie. Reszta rodziny wierzy w oskarżenie o zabójstwo lub wini mnie za los mamy. Z Olą nigdy już mogę się nie zobaczyć, ponieważ tylko jej szkodzę. Jestem sam i umrę sam. Twoja śmierć przyniesie tylko smutek. Idź do żony i córki. One są ważniejsze niż praca lub kasa.
— Zwalniasz mnie? Dobra! Nie pojadę tam z tobą jako wspólnik, tylko jako przyjaciel. Kumpli się nie zostawia. Zabrzmi to ckliwie, ale masz przecież mnie. Kasa od dawna nie miała dla mnie znaczenia. Pracowałem z tobą, bo w wierzyłem w ciebie.
— Czemu? Przecież nic dobrego światu nie przyniosłem — zapytałem zdziwiony.
— W gruncie rzeczy jesteś fajnym chłopakiem. Tylko udajesz zimnego skurczybyka, a w środku pełno w tobie czułości. Pomogłeś człowiekowi uniknąć straty majątku, chociaż inni dawno skazali go na porażkę. Walczyłeś z człowiekiem AS'a broniąc Oli, mimo że ten był dużo silniejszy. Zaufałeś mi. Kryminaliście, który omal nie zabił człowieka. Gdyby nie ty, moja rodzina do dziś żyłaby w biedzie, ponieważ nikt nie zatrudnia byłych więźniów. Uratowałeś mi życie. Pomagając złapać przemytników narkotyków pomogłeś setkom ludzi. Nie daj sobie wmówić, że to ty jesteś ten zły — Marek mówił z uśmiechem, lecz szczerze.
— Dziękuję. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Połowa z tych sukcesów należy też do ciebie.

Milczeliśmy w drodze do warsztatu Grzegorza. Serce biło mi szybko jak nigdy. Za godzinę mogłem stać nad truchłem wroga lub już nie żyć. Długo czekałem na tę chwilę. Mimo wiatru oraz zimna marcowego wieczoru, nie było mi chłodno. Właśnie dochodziła dwudziesta druga godzina, gdy wysiadłem z auta. Dałem sygnał Markowi, aby sprowadził wsparcie. Na pierwszy rzut oka widać było, że budynek jest obstawiony ochroniarzami. Bez wahania mógłbym go zbombardować, lecz to w nim mogła być moja siostra. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do AS'a.
— Witam stary przyjacielu.
—Blue, ty żyjesz! Na dodatek zdobyłeś mój numer. Myślałem, że moje systemy są wystarczająco dobre — AS naprawdę wydawał się zdziwiony moim telefonem.
— Nie zdobyłem, tylko sam mi go dałeś... Grzesiu.
— Więc już wiesz — powiedział zszokowany oraz zmartwiony.
— Mówiłem, że cię znajdę i zabiję.
— Mam twoją siostrę! Nic mi nie zrobisz — zaśmiał się.
— Ja mam twojego brata. Jesteś otoczony, więc się poddaj.
— On nie ma nic z tym wspólnego! — Na wzmiankę o bracie, Grzegorz zmienił ton głosu na bardziej przestraszony.
— Natalia też! Tak samo jak Ola, moja mama i wiele innych osób, które skrzywdziłeś.
— Nie jesteś lepszy — warknął — Ja zabiję ci siostrę, ty mi brata, przy próbie schwytania mnie zginie kilkanaście osób. W porównaniu do ciebie, ja ich życie mam gdzieś.
— Przychodzę z propozycją. Wypuść ją, a weź mnie.
— Zgoda — powiedział i się rozłączył.

Po chwili z budynku wyszła Natalia. Z daleka widać było jej strach oraz wyczerpanie. Obserwując siostrę, założyłem naszyjnik z nadajnikiem. Miał on odczytywać mój puls i wysyłać informację o nim do laptopa Marka. Gdybym umarł mężczyzna miał zniszczyć szybko budynek za pomocą wszelkich ładunków wybuchowych.
— To zaszczyt był ciebie poznać. Nie mogłem mieć lepszego asystenta.
— Nie. My się nie żegnamy, wrócisz cały i zdrów. Zabraniam ci zginąć — Marek miał łzy w oczach.
— Trzymaj kciuki. Jeśli nie wrócę, zniszcz moje programy, ale najpierw pokaż je Natalii.

Z każdym krokiem byłem coraz bliżej budynku, a siostra coraz dalej. Gdy w połowie trasy spotkaliśmy się, przytuliła mnie. W jednej chwili zniknął strach oraz niepewność, co do słuszności decyzji. Natalia nie puszczała, próbując mnie powstrzymać przed wejściem do budynku.
— Muszę iść, ale wrócę. Zaopiekuj się mamą. Ucieszy się na twój widok.
— To prawda, co o tobie mówił tamten typ?
— Nie. Znając jego fałszywy charakter, to na pewno nie. Idź, Marek się tobą zajmie. Już nic ci nie grozi — powiedziałem i odszedłem, zostawiając siostrę płaczącą.

Upewniając się, że Natalia dotarła do Marka, wszedłem do budynku. Grzegorz stał dumnie wyprostowany. Widziałem go wiele razy, ale teraz poczułem obrzydzenie. Prócz nas w pomieszczeniu było jeszcze trzech mężczyzn, każdy uzbrojony. Wielkiego AS'a i Blue Wolf'a dzieliło tylko parę metrów. Wystarczyło pociągnąć za zawleczkę granatu, schowanego w kieszeni, a byłoby po sprawie. Dwójka hakerów zniknęłaby z tego świata. Tajemnicza siła kazała jednak poczekać z tym ostatecznym rozwiązaniem.
— Dlaczego? — Zapytałem.
— Długa historia i zbyt skomplikowana dla ciebie.
— Co mnie czeka? Strzelam, że kulka w głowę. Chyba zasługuję na prawdę.
— Może i masz rację. W takim razie słuchaj uważnie. Wszytko zaczęło się w dniu wypadku mojej narzeczonej — zaczął AS — Straciłem ją na zawsze. W jednej chwili cały świat runął. Na dodatek winnym okazał się mój brat. Wiesz jakie to uczucie?
— Wiem. Mój zaufany kumpel tylko udawał przyjaźń i kazał zabić moją matkę, nasłał też na mnie płatnych morderców.
— Milcz — krzyknął i uderzył mnie w twarz. — Niedługo po tragedii przeżyłem załamanie nerwowe. Pewnego dnia wpadłem na trop istotny w sprawie wypadku. Mirek siedział już w więzieniu, a ja nie utrzymywałem z nim kontaktu. Okazało się, że mama Oli i Basi była zamieszana w aferę polityczną. Jakiś poseł groził jej, ponieważ ta prowadziła śledztwo w sprawie jego syna. W dokumentach policji napisali, że Mirek nie próbował nawet hamować, ale sam widziałem ślady po oponach. Ilość kokainy jaką ponoć miał w sobie mój brat, spowodowałaby zgon. W jednym z kół znalazłem nabój od wiatrówki. Po nitce do kłębka okazało się, że cała dokumentacja jest sfałszowana. Przez kilka lat węszyłem. Poznając nowe oblicza ludzi zamieszanych w spawie. To nie był wypadek, a morderstwo!
— Wmawiasz sobie coś, czego nie ma — powiedziałem spokojnie. Nie wierzyłem w słowa rozmówcy.
— Wiem lepiej, co odkryłem! Wkrótce zemściłem się na zamieszanych w spisek. Na mój trop wpadł wtedy Artur. Niemal mnie złapał. Zebrał wiele dowodów na komputerze, ale nie docenił mnie. Jednym ruchem usunąłem wszytko, dzięki wirusowi. Policjant poszedł na dno. Kolejne lata spędziłem na planowaniu oraz zbijaniu fortuny. Handel prochami, wykradanie poufnych danych z komputerów, budowanie własnego imperium kryminalnego. Syty zapewnił mi totalną ochronę. Działałem po ciuchu oraz zawsze przez pośredników. W wolnych chwilach zajmowałem się konstrukcją własnych wynalazków. Największy z nich to sztuczne narządy wewnętrzne. Za parę miesięcy udałoby mi się zbudować wątrobę, działającą jak ta naturalna oraz nigdy nie wymagająca naprawy. Rosłem w siłę, ale pojawiłeś się ty.
— Co ja mam do tego?
— Już od początku byłeś mało dyskretny. Twoje akcje były zbyt głośne. Szczególnie zdobycie dowodów na żonę tamtego przedsiębiorcy. Musiałem pozbyć się ciebie, ale najpierw chciałem cię przetestować, sprawdzić twoje zdolności. Imponowałeś mi. Prędzej czy później ściągnąłbyś na siebie uwagę ludzi, a to groziło moim interesom. Bomba miała cię zabić. Stałem tam i czekałem. Miałem zamiar odpalić ładunek, nawet po wpisaniu dobrego hasła, ale pojawiła się ona. Twoja przyjaciółka. Od razu ją poznałem i przypomniałem sobie swoją narzeczoną. Nie mogłem zabić człowieka na jej oczach. Po zderzeniu z nią szybko uciekłem, oszczędzając ci życie. Ani wtedy ani później nie mogłem zabić przyjaciela mojej Basi...znaczy Oli, więc chciałem, aby cię znienawidziła.
— Wrobienie w zabójstwo teraz ma sens. Kto lubi morderców? — Zapytałem retorycznie.
— Zaczynasz rozumieć. Gdy podczas akcji, z sprzedażą kokainy, przyłożyłeś Sytemu lufę do głowy, mierzyłem do ciebie ze snajperki, wtedy również mogłem cię zabić. Syty wiedział o mojej obecności, dlatego nic ci nie powiedział.
— To wiele wyjaśnia, ale dalej nie rozumiem, po co kazałeś Sytemu zabić mi mamę oraz jak skłoniłeś tamtego typa do samobójstwa w kościele i czemu to zrobiłeś.
— Miał porwać twoją siostrę, reszta to skutki uboczne. Akcja z kościołem była moim zdaniem wręcz cudowna. Zabawiłem się z tobą jak z dzieckiem. On i tak, by umarł, a tak zostawił przynajmniej swojej rodzinie trochę gotówki. Wybrałem jego, ponieważ chciał skrzywdzić Olę oraz dał się tobie pokonać.
— Tylko dlatego, że zasugerował seks? On tylko chciał mnie wkurzyć, a ty kazałeś mu się zabić.
— W moich szeregach nie ma miejsca na niepowodzenia lub zbereźne myśli.
— Jesteś chory! Zabijasz ludzi za taką błahostkę, a sam zraziłeś moją przyjaciółkę, przez ciebie jest w szpitalu!
— Musiałem — powiedział smutny — Odkryła kim jestem, usłyszała jak rozmawiam z Sytym.
— Myślałem, że jesteś mega złym człowiekiem, potem miałem cię za geniusza w swej dziedzinie. Ty jednak jesteś wariatem! Psychopatą, który nie dba o życie innych. Chciałeś, aby Ola była z tobą? Miała zastąpić ci narzeczoną?
— Zamknij się!!! — Wrzasnął zrywając mój naszyjnik. — Nie da się z tobą pogadać. Chłopcy, wiecie co robić.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top