XXVI: Śmierć czai się w ciemności


      Napastników było dziesięciu, a ja jeden. Postanowiłem zaryzykować, ponieważ w normalnej walce nie miałem szans. Wyszedłem z budynku z podniesionymi rękoma w górze. Za schwytanie mnie żywego AS płacił więcej, więc liczyłem, że mnie nie zastrzelą.
— Poddajesz się? — zapytał ze zdziwieniem facet z rosyjskim akcentem.
— Chcę przeżyć, a jeśli mam umierać, to chcę wiedzieć z kim przegrałem. Zaprowadźcie mnie do AS'a — odpowiedziałem.
— Ino spodziewaliśmy się większego oporu — stwierdził, a następnie zwrócił się do innych — Chłopaki sprawdźcie go. Szef ostrzegał, że gówniarz może próbować sztuczek. Sasza, Zerg i Pietrow idźcie przeszukać dom.
Gdy tamta trójka weszła do budynku, jeden z pozostałych ruszył w moim kierunku, aby mnie przeszukać. Wtedy wcieliłem swój plan w życie. Jednym delikatnym ruchem ręki nacisnąłem guzik na moich okularach. Tym samym uruchomiłem program odpowiedzialny za wyłączenie światła w całym mieście. Nagle zapanowała ciemność, a ciszę przerwały pełne przekleństw okrzyki moich przeciwników. Totalny mrok stał się moim sprzymierzeńcem, gdyż moje okulary posiadały wbudowany noktowizor. Zaczynałem cieszyć się, że wybrałem dużo droższy model w salonie z elektroniką. Moi niedoszli zabójcy nie wiedzieli, co się dzieje. Bali się strzelać na oślep z obawy o zabicie współtowarzysza. Powoli wyciągałem pistolet z wbudowanym tłumikiem. Nie wahałem się ani chwili. W kilka sekund pozbyłem się większości przeciwników. Przykładając broń do głowy ostatniego powiedziałem z pogardą.
— Ostatnie słowa?
— Suka blyat — krzyknął pogardliwie, a ja naciąłem spust. Broń jednak nie wystrzeliła, z powodu braku naboi — Ooo co za niefart. Ktoś nie policzył amunicji — zaśmiał się wytracając mi pistolet z ręki oraz zabierając okulary z noktowizorem.
Spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Nie czekając sięgnąłem po rozwiązanie ostateczne. Granat błyskowy rozwiązał sprawę. Taka broń oślepia człowieka nawet w normalnych warunkach. Gdy jednak oczy człowieka przystosują się do totalnej ciemności, a na dodatek każda wiązka światła jest wzmacniana przez noktowizor, może spowodować trwałą ślepotę. Krzyk faceta był niewiarygodnie głośny. Uliczne światła zapaliły się znowu. Najwidoczniej ktoś z elektrowni zdołał wyłączyć mój program. Po chwili Rosjanin zemdlał z bólu, a z domu Oli wybiegli pozostali przy życiu przeciwnicy. Było ich  tylko dwóch, co oznaczało, że Marek jednego zabił. Wsiedli do auta i zaczęli uciekać. Nie mogłem na to pozwolić. Szybko podbiegłem do mojego samochodu, szukając dobrej broni na pojazd. Uzi nie, granatu nie dorzucę, strzelba jest zbyt mało celna. Przyszedł czas na bazookę. Pierwszy raz miałem okazję jej użyć, z czego się cieszyłem. Strzał był niecelny, ponieważ trafiłem w obok auta. Siła wybuchu  zrobiła swoje, wóz został zatrzymany i stanął w płomieniach.  Marek się nie mylił, potrzebowaliśmy tej bazooki.
— Teraz już wiesz, czemu nie możesz widywać się z moją córką? — powiedziała pani Maria wychodząc z swojego domu.
— Tak. Przepraszam, że was naraziłem — cała radość, z użycia niezwykłej broni, szybko znikła.
— Wraz z mężem do dziś przeżywamy śmierć pierwszej córki. Musimy chronić Olę za wszelką cenę. Jesteś dobrym chłopakiem, ale narzeczony siostry Aleksandry ponoć też był miłym facetem. Mimo to nigdy mu nie ufaliśmy, ani darzyliśmy sympatią. Zwłaszcza po tym, jak jego brat zabił moją córeczkę. — Powiedziała wręczając mi zdjęcie zmarłej, przytulającej się do swego ukochanego, który wydał mi się bardzo znajomy.

 Doznałem olśnienia. Poczułem, jak wszytko co wiedziałem do tej pory, układa się w całość. Potrzebowałem tylko potwierdzenia.
— To było w wigilię? Osiem lat temu?
— Tak. Jednego dnia cały mój świat runął. Nikomu nie życzę...
— Na drodze numer 64? Przy wyjeździe z lasu? — przerwałem jej.
— Jakie ma to teraz znaczenie?
— Te liczby...Marek spójrz na kartkę — powiedziałem podając mu ów kawałek papieru.
— 53.193, 22.143, 241208 — przeczytał mężczyzna.
— Teraz rozumiesz? Pierwsze liczby to współrzędne miejsca wypadku sprzed ośmiu lat. Szerokość i długość geograficzna. Ostatnie to jego data. Dwudziesty czwarty grudnia dwa tysiące ósmego roku. 
— Ale po co twoja siostra miałaby pisać akurat to na kartce.
— Chciała wskazać mi AS'a. Jego tożsamość! Jak mogliśmy być tak głupi? Nasz rywal jest chyba powiązany z tym wypadkiem bardzo silnie. Dodatkowo wiemy, że należy do naszej ekipy. Pierwsze ślady jego działalności pochodzą sprzed pięciu lat, czyli był na wolności, podczas gdy Mike siedział w więzieniu. 
— Czy ty właśnie chcesz udowodnić, że AS to... — Marek urwał w pół zdania, nie mogąc uwierzyć w przedstawione mu fakty.
— Tak! Narzeczony siostry Oli, Grzegorz i AS to jedna i ta sama osoba. Brat Mika to mój rywal. Człowiek, który zlecił porwanie mojej siostry i moje zabójstwo oraz zaatakował Olkę. Lekarze przecież powiedzieli, że napastnik nie chciał jej poważnie zranić. Może zbyt przypominała mu jego zmarłą ukochaną. Jestem tego pewien na sto procent. Zagadka rozwiązana. 
— Ale czemu on to zrobił?
— Tego dowiem się od niego samego! Czas rozegrać ostatnią partię zabójczego pokera. — Powiedziałem biorąc pistolet do ręki. 


_________________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi.  Mam nadzieję, że udało mi się was choć trochę zaskoczyć, a rozdział się podobał :-)  Może ktoś przewidział tożsamość AS'a? Dajcie znać  w komentarzu  :-)  


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top