XXIII: Trop
Każda wojna, nawet ta najmniejsza, wymaga ofiar. Decydując się na walkę z AS'em skazałem wielu ludzi na cierpienie. Chociaż z perspektywy czasu wiem, że nie miałem wyboru. To ja w tej historii byłem tym dobrym, a polegli oddali się słusznej sprawie. Zacznijmy jednak od początku.
— Namierzyliśmy Sytego. Podejrzewam, że to on pilnuje twojej siostry.
— To na co jeszcze czekamy? —zapytałem Marka — Zbieraj ekipę i jedziemy tam.
— Tak jest! Chcesz, aby wszyscy pojechali?
— Nie. Weź Mika i jego brata, a ja pojadę z Mateuszem. Dziewczyny zostaną w bazie. Reszty nawet nie informuj o akcji.
Po rozpoczęciu poszukiwań mojej siostry zatrudniłem parę dodatkowych osób. Mateusza, którego kiedyś skompromitowałem. Michała, bo pomógł mi kiedyś rozwiązać zagadkę AS'a, oraz jego kolegę Rafała. Męskie grono uzupełniły Ola i Ewelina, moja dawna koleżanka. Z pewnych powodów nigdy nie spotkaliśmy się w kompletnym składzie. Często Mike i jego brat Grzegorz pracowali do późna w warsztacie. Inni uczyli się, ponieważ zbliżała się matura. Nie przeszkadzało mi to jednak w działaniu. Przeszukiwałem dane zgromadzone przez mój program, licząc na cud. Wszelka informacja o moich wrogach lub siostrze była cenna.
— Ola będzie zła, że jej nie bierzemy — zaśmiał się Marek.
— To zbyt niebezpieczna akcja, aby brać na nią płeć piękną — stwierdziłem.
Parę minut później moja przyjaciółka przyszła do mnie z pretensjami. Była zła, że zostawiamy ją niemal samą w bazie, po tym co dla mnie zrobiła. Od paru dni rezydowałem wraz z moją wesołą kompanią w piwnicy Mateusza, gdzie przechowywaliśmy komputery oraz broń. Ola bardzo zaangażowała się w poszukiwanie AS'a i jego ludzi, więc chciała być przy ich zatrzymaniu. Nie była chyba świadoma zagrożenia. Kazałem jej koordynować całą akcję z bazy oraz wezwać policję w razie kłopotów. Nie chciałem ścigać wroga martwiąc się o przyjaciółkę.
Miejsce rzekomego pobytu Sytego położone było kilka kilometrów od miasta. Na szybko ustaliliśmy plan działania, uwzględniając dokładny plan budynku oraz jego okolicę. Postanowiliśmy wraz z Markiem załatwić sprawę po cichu. Bałem się zabicia mojej siostry podczas próby odbicia. Reszta miała nas tylko osłaniać, wkraczając w ostateczności. Zimą szybko robi się ciemno, a to ułatwiało nam zadanie. Uzbrojeni w pistolety ruszyliśmy na spotkanie z przygodą.
Jadąc w jednym aucie z Mateuszem czułem się niekomfortowo. Zatrudniłem go, bo Ola o to prosiła. Tak jak ja potrzebowałem ochrony Marka, tak Mati był potrzebny jej. Zawsze uważałem go za głupca, on natomiast mnie za mięczaka. Nawet teraz nasze relacje nie były najlepsze. Podróż przebiegała w ciszy, dzięki czemu miałem czas na przemyślenie paru spraw. Nie mogąc jednak wytrzymać milczenia, zakłócanego wyłącznie przez muzykę w radiu, powiedziałem przez CB radio.
—Marek, myślisz, że ona tam jest?
— Mam taką nadzieję! Za długo pracowaliśmy, by teraz okazało się to błędem.
— Ja też... Właściwie to jak udało ci się namierzyć Sytego? Pracowałem nad tym od paru dni, tak samo jak policja, ale to ty tego dokonałeś. Jak?
— Tak właściwie to nie ja — zaśmiał się Bielski.
— Szefie ktoś za nami jedzie! — przerwał brat Mike, Grzegorz — I to od samej bazy!
— Zajmę się tym. Czekajcie na nas na miejscu — odpowiedziałem.
Razem z Mateuszem zwolniliśmy, a następnie zajechaliśmy drogę szpiegowi, zmuszając go do zatrzymania. Dałem znak towarzyszowi, aby przyprowadził mi natręta. Sam przygotowałem pistolet. Patrzyłem jak osiłek podchodzi do auta i wyrzuca jego kierowcę z samochodu. Po chwili jednak pomógł mu wstać, a następnie podchodząc do mnie powiedział "To tylko Ola". Zaskoczyły mnie te słowa. Po chwili szok zmienił się w złość. Wydałem jej jasne polecenie, a ona je olała. Chciałem ją odesłać, ale byliśmy za blisko celu. Pozwoliłem jej, więc dołączyć do akcji, lecz zapowiedziałem usunięcie jej z naszego zespołu zaraz po powrocie. Mimo wielkiej sympatii nie mogłem tolerować nieposłuszeństwa.
Adres odkryty przez nas należał do szkoły podstawowej w pobliskiej wsi. Postanowiłem się rozdzielić. Poszedłem z Markiem. Ola z Grzegorzem i Matim mieli uniemożliwić ucieczkę wrogom tylnymi drzwiami. Mirek został i pilnował samochodów. Drzwi budynku okazały się otwarte, a na pierwszym piętrze paliło się światło. Teraz było pewne, że ktoś tu jest oprócz nas. Cicho krocząc po schodach usłyszeliśmy skrzypienie drzwi. Z wyciągniętą bronią weszliśmy na górę. Ciągle utrzymywaliśmy kontakt z resztą dzięki krótkofalówkom.
Będąc na piętrze zauważyłem postać mającą w ręku pistolet. Odwrócona do nas plecami nie widziała mnie. Wolno kroczyła przez korytarz. Podszedłem bliżej niej. Nie chciałem strzelać, licząc na obezwładnienie ofiary. Gdy dzieliło nas parę metrów, nagle zgasło światło, a ja poczułem, że ktoś się na mnie rzucił. Rozległ się huk wystrzału, a na moją twarz trysnęła czyjaś krew.
— Uciekaj — zawołał Marek, mierząc do kogoś będącym za mną.
Biegnąc wezwałem posiłki. Odpowiedział mi głos Matiego, oznajmujący, że jest już w drodze do nas. Rozpętała się strzelanina. Napastników było więcej. Na dodatek udało im się zastawić na nas pułapkę. Mimo lekcji Marka nie potrafiłem dobrze strzelać. Trafiałem z łatwością w puszki lub tarczę, ale nie w ludzi. Bielski jednak skutecznie eliminował kolejnych przeciwników. Byliśmy ukryci w położonych naprzeciw siebie salach lekcyjnych. Kazałem Mirkowi wezwać policję oraz zorganizować nam ewakuacje. Grzegorz miał zostać z Olą i nie pozwolić jej dołączyć do strzelaniny. Gdy dołączył do nas Mati przeciwnicy dostali się w ogień krzyżowy. Szło nam naprawdę dobrze, póki Markowi nie skończyły się naboje, a Mateusz nie dostał kulki w nogę. Zrozumiałem, że muszę działać radykalnie, jeśli chcę wygrać. Postanowiłem użyć granatu, lecz wtedy usłyszałem "Policja! Ręce do góry". Głos należał do Artura. Poddaliśmy się bez wahania.
— Co wy tu robicie? — zapytał Hrost.
— Miałem zapytać o to samo! — odpowiedziałem policjantowi.
— Dostaliśmy informacje o niebezpiecznym przestępcy. Ma on się ukrywać w tym budynku.
— Kłamiesz! Kontroluję każde wasze zgłoszenie. Nie oszukasz mnie — stwierdziłem.
— Nie powinno cię to obchodzić. Miałeś się nie angażować w łapanie AS'a.
— Tobie to by pasowało. Kazałem informować mnie o wszystkim. Zawarliśmy pakt, a ty go złamałeś.
— Chyba nie sugerujesz...? — zaczął Artur.
—Ja to wiem, to ty jesteś AS'em! — dyskretnie wyciągnąłem broń i przyłożyłem Arturowi do brzucha.
W oczach policjanta pojawiło się niedowierzanie. Gdy inni zorientowali się sytuacji wymierzyli we mnie. Jedynie Marek stał nieruchomo i apelował o rozwagę.
— Panowie, musimy zachować spokój. To na pewno nieporozumienie. Kamil opuść broń i pozwól policji kontynuować akcję. Wracajmy do wozu. Tu chyba nie ma twojej siostry. Ktoś się nami zabawił. Znowu.
Nagle usłyszeliśmy krzyk. "Natalia", pomyślałem. Był to jednak męski głos Grzegorza. Potrzebował pomocy. Biegiem ruszyłem w kierunku, z którego dochodziło wołanie. Zauważyłem roztrzaskaną krótkofalówkę, potem dostrzegłem płaczącego mężczyznę na schodach przy wejściu do budynku. Ola spoczywała w jego rękach. Krwawiła.
— Poszedłem wam pomóc, bo usłyszałem strzały. Gdy wracałem zauważyłem kogoś. To on zrobił jej to. Miał nóż — ciężko było jego zrozumieć przez ten płacz — Miałem zostać, miałem ją chronić. Przepraszam!
Artur razem z Markiem ruszyli w kierunku, gdzie ponoć uciekł nożownik. Podszedłem do Oli. Patrzyła ślepo przed siebie. Po chwili przyjechała karetka. Zabrała ją oraz rannych w strzelaninie. Zapewne to Ewelina poinformowała służby medyczne o zdarzeniu. Przecież to ona została w bazie koordynując akcję. Ola miała być z nią. Gdyby się posłuchała nic by się nie stało. Policja chciała mnie zaaresztować, ale Artur stanął w mojej obronie oraz przeprosił mnie za działanie bez mojej wiedzy. Ja natomiast prosiłem o wybaczenie za nazwanie go AS'em.
Postanowiłem samotnie wrócić do bazy, reszta miała udać się do własnych domów. Na miejscu zastałem Ewelinę. Dalej czuwała na miejscu pracy.
— Idź już do domu.
— Zostanę — odparła, dodając do długiej chwili — Nic jej nie będzie. To tylko tak groźnie wyglądało. Nóż przebił tylko parę tkanek, gorsza okazała się substancja, którą ktoś umieścił na nożu.
— Skąd to wszytko wiesz? — zapytałem przerażony.
— Z komputera. Twój program wychwycił te informacje — powiedziała dziewczęcym głosem.
— Ale dostęp do niego maja tylko trzy osoby. Ja, Marek i...
— Ola! Wiem. Wpisała odpowiednie hasło i udała się za wami, a ja to wykorzystałam. Bez tego byłabym tu bezużyteczna.
— To wiele wyjaśnia — poczułem ulgę — Pokaż co ustaliłaś.
Przez kilka minut czytałem informację o stanie zdrowia Oli. Dawały one dziwne wrażenie, jakby napastnik nie chciał skrzywdzić mojej przyjaciółki. Nic już nie rozumiałem. Wszytko sypało się jak domek z kart. Porwano Natalię, a mama i Ola były w szpitalu. Na dodatek AS znowu zabawił się, nasyłając moją ekipę na policję.
— Powinieneś odpocząć — stwierdziła Ewelina — Chodź ze mną. Jutro weźmiemy się do pracy.
Nie mając siły na odmowę udałem się za nią. Zawiozła mnie do mojego mieszkania, tego prawdziwego. Tam zjedliśmy kolację i poszliśmy spać, razem w jednym łóżku. Obecność koleżanki dawała mi otuchy. Zasypiając dotarło do mnie, że poszczególne puzzle zagadki zaczynają do siebie pasować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top