XVII: Burza po ciszy

Perspektywa Artura Hrosta

—Kim jest AS? —byłem zniecierpliwiony zadając po raz kolejny te pytanie.
—Nie wiem —odparł Syty— Trzymacie mnie już dwa miesiące w więzieniu i zadajecie te same pytania.
— Jesteś oskarżony o przemyt, usiłowanie zabójstwa, pobicia oraz liczne napady z bronią w ręku. Nie pomagasz sobie tym milczeniem.
— Pomoc tobie nie leży w moim interesie. Ścigasz AS'a, ale sam korzystasz z pomocy tego Blue. Może ci pomógł złapać paru przestępców, lecz to tylko pozory. Wolf bawi się tobą i twoimi kolegami, dobrze wiesz, że nie macie nad nim kontroli.

Tu Syty miał rację. Od czasu złapania Sytego i rozbicia całego gangu przemytników Blue Wolf pomagał policji w ściganiu przestępów. Niejednokrotnie dostawałem sms lub e-maila z informacjami o pobycie poszukiwanej osoby. Mimo że pomagał mi od dwóch miesięcy, to nie widziałem jego twarzy. Dla całej policji był człowiekiem zagadką. Przez niego nawet odwiedziło mnie CBŚ domagając się informacji o nim, jednak ja sam nic nie wiedziałem. Miałem nadzieję, że Syty wskaże nam drogę do swojego szefa i dorwiemy AS'a, ale mężczyzna milczał. Groziło mu dożywocie i dobrze o tym wiedział, więc nie chciał trafić do pudła z opinią kapusia. Był przekonany, iż jego kumpel pomoże mu uniknąć kary. Gdy przesłuchiwałem go dwa dni temu sprawiał wrażenie osoby, która na coś czeka. Uświadomiłem sobie wtedy, że od dłuższego czasu ani Blue, ani AS nie dali oznak życia. Bałem się, że jeden z nich coś planuje. Zachowanie Sytego było oznaką działalności AS'a. On wiedział, że wkrótce coś się wydarzy.
—Co planuje AS? Czemu walczy z Blue? —Zapytałem.
—Ich plany są nieznane nikomu. Kiedyś sprawiało mu to przyjemność, ale teraz poczuł się zagrożony.
— Przez tę akcję z kokainą? AS jest zamieszany w przemysł?
—Nie bądź głupi! On jest za mądry na taką zabawę.
—Co AS chce zrobić przeciwnikowi? Zabić?
—Nie — odpowiedział szeptem —Chce go upokorzyć, pokazać swą wyższość, zabrać mu wszytko, a potem dopiero zabić. Tak jak to zrobił z tobą.
—Ja żyję — opowiedziałem tłumiąc gniew.
—Jeszcze...Ta wojna hakerów pochłonie wiele żyć, a zabójcami będą obie strony konfliktu.
—Twoje też —zaśmiałem się.
—Moje nie, ponieważ ja stoję po lepszej stronie walk.
—To twoje zdanie —odpowiedziałem — Kończymy na dziś. Żegnam.
—AS jest bliżej niż myślisz. W każdej chwili może zabić Blue, ma go na wyciągnięcie ręki. —Już miałem się zawrócić i zacząć drążyć temat, gdy usłyszałem, że jest telefon do mnie.

—Artur Hrost, słucham.
—Dzień dobry, tu wspólnik Blue. Mam dla pana nowe informacje dotyczące tego człowieka, który ma informacje na temat AS'a i chce współpracować z policją. Z tego co wiemy to...— przez długi czas mówił, ale ja go nie słuchałem. Przecież haker ufa tylko swojemu wspólnikowi, a Syty właśnie powiedział, że AS ma na wyciągnięcie ręki wroga. Chyba właśnie odkryłem kto zagraża Blue.
—Przepraszam, że przerywam —powiedziałem —Mógłbym pogadać z twoim szefem?
—Nie ma go aktualnie przy mnie, ale przekaże mu twoją prośbę —odpowiedział —A co dokładnie chcesz?
—To nieistotne —powiedziałem radośnie — To już wszytko, co chciałeś mi powiedzieć?
—Nie. Blue chce, abyś zgarnął sporą grupę gliniarzy i przyjechał do Kościoła Krzyża.
—Po co?
—Nie wiem, nie powiedział mi, ale to ponoć bardzo ważne. Wyciągnąłeś coś z Sytego?
—Tajemnica zawodowa —odpowiedziałem surowo — Już lecimy.

Po skończonej rozmowie poszedłem do komendanta, aby dostać zgodzę na akcję oraz na aresztowanie wspólnika Blue, gdy tylko uda się go namierzyć.

Perspektywa Blue Wolf

Przez dwa miesiące pomagałem łapać przestępców okolicznej policji. Każdy z nich pozostawiał w sieci informacje o swoim czynie, po przez ustalanie z kolegami szczegółów napadu lub pobicia. Mój program komputerowy wyłapywał z setek rozmów na facebooku lub przez esemesy, te które mogły należeć do bandytów. Gdy po osobistej analizie stwierdziłem, że wykryta rozmowa należy autentycznie do sprawcy jakiegoś przestępstwa konsultowałem się z policją. Początkowo program, który nazwałem "Argos", przechwytywał za dużo rozmów, jednak udało mi się to naprawić. Dzięki niemu kilka razy udało się nawet zapobiec popełnieniu przestępstwa, z czego byłem bardzo dumny.
Cała ta pomoc policji była motywowana głownie prośbą Oli, która uważała, że muszę pomagać społeczeństwu. Sam znalazłem w tym inny plus, odkąd zacząłem być "dobrym hakerem", policja nie szuka mnie, a wręcz przymyka oko na moją działalność i pozwala na dostęp do swoich baz danych.

Po akcji z przemytem kokainy wzbogaciliśmy się o półtora miliona. W moje ręce trafiło aż 60 procent tej sumy. Niemal całość wydałem na lepszy sprzęt, materiały na budowę gadżetów dziadka oraz motor i auto, które przeznaczyłem na użytek Marka i mój. Dla siebie nie kupiłem prawie nic oprócz drugiego motoru, który był lepszy niż ten "firmowy". Mamie powiedziałem, że dostałem go za pomoc w firmie pewnemu człowiekowi. Gdy zaczęła drążyć temat, wysłałem ją do Zbigniewa Trelikowskiego. (Tego samego, któremu kiedyś pomogłem wygrać sprawę rozwodową, ujawniając prawdziwe oblicze jego żony.) Oczywiście ostrzegłem go o całej sytuacji, więc gdy do niego poszła potwierdził moją wersję wydarzeń. Marek swoje sześćset tysięcy złotych przeznaczył na kupno nowego większego i położonego w lepszej dzielnicy mieszkania oraz rodzinny dwutygodniowy wyjazd do Hiszpanii oraz Francji. Wyjechali w trójkę, ale wrócili w czwórkę, bo Pani Bielska zaszła w ciążę. Po przeprowadzce i podróży Markowi została jeszcze połowa całej kwoty. Mój wspólnik nie chciał okłamywać żony, więc powiedział dla kogo pracuje, ale nigdy nie zdradzał szczegółów.
Przez te miesiące wraz z Bielskim uczyliśmy się nawzajem. Ja pokazałem mu jak obsłużyć się moimi programami oraz gadżetami od dziadka, chociaż powiedziałem, że są moje. On nauczył mnie walki wręcz oraz strzelania. W moim pokoju oraz jego mieszkaniu zamontowaliśmy pułapki na intruzów. Uruchomienie tylko jednej z nich mogło być zabójcze dla wroga. Wkrótce ich montaż okazał się zbawienny.

Po złapaniu Sytego przez policję jego szef przestał mnie prześladować. AS uspokoił się i odpuścił walkę ze mną. Ja jednak dalej trwałem w poszukiwaniu mego rywala. Pewnego dnia natknąłem się na ślad jednego z jego zaufanych ludzi. Tego samego, który napadł na Olę parę miesięcy temu. Był poszukiwany przez policję, ponieważ podczas przeszukania mieszkania Sytego, znaleziono jego nazwisko wśród głównych pracowników. Sądziłem, że dzięki temu facetowi mogę dotrzeć do AS'a. Namierzyłem go, gdy zadzwonił ze swojego telefonu zamawiając pizzę. Postanowiłem wziąć Marka i pojechać do mieszkania tego faceta. Gdy wysiedliśmy z auta, zauważaliśmy dostawce pizzy. Udaliśmy, że to my jesteśmy zamawiającymi i zapłaciliśmy mu, pamiętając o napiwku. Następnie ruszyliśmy do jego mieszkania. Otworzył licząc, że za drzwiami zobaczy dostawcę pizzy. Mimo zaskoczenia, działał szybko, popchnął mnie na Marka i rzucił się do ucieczki. Nie mogliśmy użyć broni, więc ruszyliśmy w pościg. Mężczyzna uciekał w stronę pobliskiego kościoła. Przed wejściem do świątyni rozdzieliliśmy się, ja wszedłem głównym wejściem, a Marek tylnymi drzwiami. W budynku panowała cisza, więc słyszałbym każdy odgłos poruszania się. Zablokowałem drzwi, by nikt nie mógł uciec frontowymi drzwiami.
—U mnie czysto —przeczytałem sms od Marka.
—Pilnuj wyjścia, on tu gdzieś jest —odpisałem.
Z bronią w ręku przeszukiwałem świątynie. Poszukiwanego znalazłem w konfesjonale.
—Przyszedłeś się spowiadać? I słusznie! Mów co wiesz —powiedziałem mierząc do niego z broni.
—  A co chcesz wiedzieć? Kim jest AS? Sam tego nie wiem —zaczął bez strachu —Chyba tylko Syty widział go na własne oczy, ale nie myśl, że policja z niego coś wyciągnie. Ten gliniarz raz już przegrał z AS'em, bo jest dla niego za głupi.
—Taaa, każdy jest za głupi wobec geniuszu twego szefa.
—Żebyś wiedział. Syty już niedługo opuści areszt, a wtedy to ty będziesz zagrożony.
—Chcesz mi powiedzieć, że ucieknie?
—Coś w tym stylu.
—Brednie. Jak konsultowałeś się z AS'em po złapaniu z Sytego?
—Dzwonił do mnie lub zostawiał liściki.
—Takie jak w szkole podstawowej? —Zadrwiłem.
—Nie radzę się śmiać się z osoby silniejszej od ciebie —powiedział poważnie.
—Ale to ja mam broń. Nie zapominaj o tym. Twoje muskuły nie zatrzymają kuli — odpowiedziałem ciągle w niego celując.
—Zabawne —powiedział zadając mi cios w rękę, a następnie w twarz —Nie zastrzeliłeś Sytego, gdy miałeś okazję, ani tego policjanta. Ty nie umiesz zabijać! — Mówiąc to zabrał mi broń.
—Nic nie wiesz.
—Wiem dużo. Nie wyciągaj broni, gdy nie masz zamiaru jej użyć, bo twój rywal może nie mieć takich skrupułów.
—Teraz nagle odzyskałeś odwagę — powiedziałem, zerkając na komórkę, która właśnie poinformowała mnie o esemesie — Jedzie tu policja! — Przeczytałem na głos.
—I bardzo dobrze.
—Nie zastrzelisz mnie. Groziłoby ci dożywocie. Nic nie zyskasz, gdy naciśniesz na spust.
—Skąd ta pewność?
—Trafisz do paki. Nikt cię nie da rady uwolnić— usłyszałem dobijanie się do drzwi kościoła.
—Może i nie, ale ile będę miał pieniędzy! —Powiedział ze śmiechem, ale zauważyłem łzę w jego oku.
—Po co kasa jak będziesz w więzieniu? — zapytałem, dodając po chwili—Chyba, że masz rodzinę. Wtedy jednak nie zabiłbyś mnie. Jaki dałbyś przykład dzieciom i żonie lub rodzicom?
—Milcz!
— Odłóż broń —powiedziałem, słysząc huk otwieranych drzwi frontowych oraz kroki dochodzące z tyłów kościoła.
—Nie zabije ciebie. Masz dziś szczęście.
—Ufff —westchnąłem z ulgą, ale facet wymierzył wtedy w swoje czoło i wystrzelił.
Huk był ogłuszający, na dłuższą chwilę mnie zatkało. On właśnie popełnił przy mnie samobójstwo. Krew poplamiła posadzkę kościoła oraz moje ciuchy. Pochyliłem się nad ciałem i zapytałem zmarłego oraz sam siebie "Ale dlaczego?". Gdy właśnie wstawałem z podłogi, podnosząc broń do pomieszczenia wpadła policja na czele z Arturem.
—Rzuć broń i ręce do góry —krzyknął.

Wtedy do mnie dotarło, o co w tym chodzi oraz fakt, że raczej nikt nie uwierzy w moją wersję wydarzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top