XIII: Pierwsza Krew
—Cześć, właśnie miałam do ciebie pisać — Ola wyraźnie ucieszyła się z mojego telefonu
—Siema, masz chwilę? Chciałbym z tobą pogadać.
—Jasne! Opowiadaj — rzekła radośnie.
—Chodzi mi o spotkanie się, to nie jest sprawa na telefon —odpowiedziałem poważnie.
—Yyy..no dobra. To tak za dwadzieścia minut przy galerii handlowej, bo muszę się umalować i uczesać.
— Po co się malować? Idziesz spotkać się z przyjacielem, a nie na randkę. Z resztą i tak wyglądasz pięknie —nie rozumiałem jej zbytniej dbałości o wygląd.
—Taaa. Wymyśliłbyś jakiś nowy i szczery komplement.
—Jestem szczery —odpowiedziałem — To za dwadzieścia minut przy galerii. Do zobaczenia.
W tej sytuacji byłem naprawdę szczery. Moja przyjaciółka nie potrzebuje makijażu, ponieważ jest naturalnie piękna. I tu podkreślam słowo przyjaciółka, bo znam skłonność ludzi do dopowiadania sobie czegoś co nie istnieje. Dałbym sobie rękę uciąć, że ktoś zaraz zarzuciłby mi zauroczenie lub nawet zakochanie. Ola Mentalska jest wyjątkowo ładna, ale to widzi każdy niezależnie od tego czy jest w niej zabujany, nawet dziewczyny z klasy zgadzają się ze mną w kwestii jej urody. W głowie dalej miałem słowa dziadka "Emocje są złymi doradcami, jeśli chodzi o tę pracę", zgadzałem się z nimi całkowicie. Miałem sporo czasu do spotkania, więc postanowiłem zajechać do znanej sieciówki gastronomicznej po dwie gorące kawy na wynos dla siebie i mej przyjaciółki. Przy okazji postanowiłem pomyśleć, co powiem jej na temat wydarzeń sprzed świąt. W dalszym ciągu nie wyjaśniłem Oli dokładnie, dlaczego stałem w miejscu gdzie po chwili wybuchła bomba. Dalej nie powiedziałem, jaki mam związek z całą tą sytuacją. Powiedzmy sobie szczerze, nie miałem zamiaru powiedzieć prawdy. W głowie miałem już zaplanowaną wersję wydarzeń, która odbiegała od prawdy w dużym stopniu. Ola nie mogła wiedzieć, że to ja jestem Blue. Gdy zapłaciłem za dwie kawy i właśnie pakowałem je do plecaka, zadzwoniła do mnie przyjaciółka.
—No siema Oleńku. Co jest? — powiedziałem ze śmiechem.
— Ktoś chyba mnie śledzi — powiedziała przestraszona — Odkąd wyszłam z domu. Chyba czekał na mnie, a gdy zaczęłam iść to ruszył za mną. Na początku myślałam, że to ty....
—Spokojnie. Idź najbardziej oświetloną drogą, już jadę do ciebie— byłem przerażony, wiedziałem, że ona nie kłamie i naprawdę jest w tarapatach.
—Dobrze. Kamil boję się.
—Powiedz gdzie jesteś i nie rozłączaj się — powiedziałem stanowczo, ukrywając stres.
Starając się ją uspokoić, wyciągnąłem drugi telefon i zadzwoniłem do Marka. Sam mogłem dotrzeć na miejsce w dziesięć minut, a każda chwila była na wagę złota. On mieszkał pobliżu miejsca, gdzie znajdowała się Olka, która jak na złość starając się zgubić osobę za nią, zaczęła iść okrężną drogą. Na chwile wyłączając mikrofon w rozmowie z Olą, wytłumaczyłem wspólnikowi co się stało i kazałem szybko pomóc koleżance. Po rozłączeniu się z mężczyzną wysłałem mu zdjęcie Oli, aby wiedział komu ma pomóc. Sam szybko wsiadłem do auta i ruszyłem w drogę. Dużo czasu traciłem na korkach oraz sygnalizacji świetnej. Podczas rozmowy połączenie z Olą nagle się urwało. Mało co mnie w życiu tak przeraziło. Czułem, że wszytko jest w rękach Marka. Niedaleko galerii obok której byłem umówiony z Olą, zepsuła się sygnalizacja przez co zderzyły się auta. Powstał długi korek. Zdałem sobie sprawę, że do miejsca w którym może być moja przyjaciółka jest około parędziesiąt metrów pieszo, jeśli zna się skrót i umie przeskoczyć się przez płot. Wysiadłem, więc z auta zabierając z sobą tylko plecak i ruszyłem biegiem na ratunek damie w opresji. Po pokonaniu kilkunastu metrów, rozejrzałem się w poszukiwaniu koleżanki. Postanowiłem do niej zadzwonić, prosząc los o to by odebrała. Najpierw usłyszałem radosne brzmienie "Payphone", a następnie dźwięk rozwalanej komórki o asfalt. Podbiegłem parę metrów i dostrzegłem ją po drugiej stronie ulicy. Ją oraz jakiegoś dużego napakowanego typa. Nie miałem wątpliwości na czyje zlecenie działał. Tylko AS mógłby się do czegoś takiego posunąć.
—Zostaw ją! —krzyknąłem i straciłem szansę na punkt zaskoczenia.
—Nie spodziewałem się ciebie tak szybko —powiedział typ odwracając się ku mnie.
—Daj jej odejść i załatwmy to jak faceci —zdążyłem już przejść na drugą stronę ulicy, teraz stałem od nich tylko oddalony o jakieś trzy metry.
—Jak faceci? Nie nazywasz się chyba facetem chuderlaku? —za moimi plecami przejeżdżały samochody, jednak żaden z nich nie zatrzymywał się, gdyż nikt nie wiedział o tym co się tu działo.
—Zostaw ją —powtórzyłem, po czym schyliłem się ku Oli, sprawdzając czy jej nic nie zrobił —Nic ci nie zrobił?
—Nie —odpowiedziała.
—Nie jestem bandytą. Ją oszczędzę, ale ciebie już nie. Chociaż po wykonanej pracy może dostanę ją jaką nagrodę —spojrzał na Olę pożądliwym wzrokiem —Myślę, że wiesz o czym mówię.
Doskonale wiedziałem. Zdałem sobie sprawę z mojej złej sytuacji, mięśniak miał nade mną przewagę siły oraz posiadał nóż, którego na szczęście nie postawił użyć. Jednak zawsze twierdziłem, że siła rozumu jest dużo ważniejsza, a motywowana chęcią ochrony bliskich jest dużo silniejsza. Szybko wpadłem na pomysł, który mógł uratować nam życie. Dyskretnie dałem znak Oli, aby otworzyła mi plecak, który położyłem obok niej. Sam wstałem by udać, że chce walczyć oraz by zasłonić to co przyjaciółka robi za plecami.
—Co zyskasz zabijając mnie? —grałem na czas, ponieważ mój plan nie był dopracowany oraz dawał nam tylko około kilka sekund na ucieczkę, a to było zbyt mało w obliczu wysportowanego mordercy.
—Pieniądze, dużo pieniędzy oraz ją. Szef nic nie mówił, że ma pozostać nie tknięta —zaśmiał się grubiańsko.
—Zapłacisz mi jeśli coś jej zrobisz —pogroziłem mu palcem —Pożałujesz.
Cios był szybki, ale precyzyjny. Poczułem ból klatki piersiowej oraz zakręciło mi się w głowie.
—To co mi zrobisz? Jesteś nikim! —mówiąc to zadał kolejny cios, który powalił mnie na kolana.
Trzecie uderzenie wymierzył w twarz. Ciszę przerwał krzyk Oli oraz mój jęk bólu. Wtem zauważyłem w oddali kolejne auto, zabawne jak ludzie mieli gdzieś całą moją sytuację. W rękach faceta zauważałem nóż, chociaż kręciło mi się w głowie, więc nie byłem pewien czy to wszytko dzieje się naprawdę. Za sobą usłyszałem szept Oli "Kamil, kawa". Na te słowa odżyłem, szybko chwyciłem kubki z gorącą jeszcze kawą i oblałem nią głowę napastnika, który nie zdążył zareagować. Krzyk. To wypełniło moje uszy na kilka sekund. Zanim mięśniak odzyskał kontrolę nad sytuacją popchnąłem go pod nadjeżdżający samochód. Facet próbując zachować równowagę cofnął się parę metrów, zatrzymując się idealnie na linii krawężnika. W duchu przekląłem, nie chciałem go zabić, ale liczyłem, że nadjeżdżające auto uderzy w niego. W obronie koleżanki mogłem zrobić wiele, nawet nie pomyślałem, że prawie go zabiłem. Teraz jednak to on patrzył na mnie z morderczą furią i nożem w ręku. Cud, tylko to cud mógł mnie uratować. Tym razem szczęście było po mojej stronie. Nadjeżdżający samochód był autem Marka, mimo że napastnik zatrzymał się na krawężniku to nie udało mu się uniknąć zderzenia. Marek będąc blisko faceta z nożem otworzył szeroko drzwi i nie dał im się zamknąć. Drzwi auta uderzyły z dużą siłą w mężczyznę, który do końca nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia. Upadł na ziemię wypuszczając nóż. Mój wybawiciel szybko zatrzymał wóz i wysiadł z niego. Podbiegł do leżącego i skrępował mu ręce jakąś liną. Podszedłem do niego.
—Znasz go? — zapytałem.
—Nie — odpowiedział Marek — Nic wam nie jest?
—Nie, chyba nie.
—Dla kogo pracujesz? —zapytał Marek potrąconego.
—Gówno cię to odchodzi..pffu— plunął krwią zmieszaną z śliną w twarz Marka.
—Skoro tak mówisz— powiedział przyciskając mu klatkę piersiową, powodując falę bólu u faceta, który chyba miał złamane żebra.
Podszedłem do Oli i upewniłem się, że nic jej nie jest. Co chwilę dobiegał do nas jęk bólu osoby, która wcześniej niemal nas zabiła.
—Kto to jest? Czemu nam pomaga?
—Przyjaciel —odparłem — Zadzwonisz na policję? —powiedziałem wręczając jej swój telefon —Ja pomogę Markowi przypilnować tego bydlaka. Potem zawiozę cię do domu.
—No dobrze —była w dużym szoku.
Podchodząc do mężczyzn podniosłem nóż leżący na chodniku. Marek nie bawił się z rannym. Sprawiedliwie odpłacał mu za całą sytuację.
—Kończymy to farsę —zwróciłem się do Marka podając mu nóż.
—Nie, błagam, nie róbcie mi tego —Marek wiedział, że to żart, ale facet się nie zorientował —To Syty mnie nasłał. Chciał, abym porwał tę dziewczynę, a ciebie w razie konieczności lekko uszkodzić. Nie zabiłbym was przecież —patrząc na Marka dodał —Ciebie nie było w planach.
—Policja już jedzie —odezwała się Ola zza pleców.
—To dobrze —podszedłem do niej i przytuliłem —Już wszystko dobrze.
Policja spisała nasze zeznania oraz zatrzymała faceta. Wcześniej ostrzegliśmy go, aby uważał co mówi mundurowym, żeby nie powiedział za dużo. Komisarz zapewnił nas, że wszytko zostało nagrane na monitoringu, więc nasza wersja wydarzeń jest potwierdzona. Okazało się, że mój samochód został zabrany z ulicy, ponieważ blokował przejazd. Normalnie zapłaciłbym za lawetę oraz mandat za zostawianiu auta na środku ulicy. Policjant zapewnił mnie, że mój bohaterski czyn zostanie wynagrodzony, więc nie będę musiał płacić. Po odjechaniu radiowozu odprowadziłem przyjaciółkę do domu. Nie ominęła mnie poważna rozmowa. Po drodze postanowiłem wyjaśnić jej wszytko. To była najcięższa rozmowa w moim życiu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top