XII: Nowa twarz starego człowieka
Za kolejnymi drzwiami znajdowały się schody prowadzące na dół. Nigdy nie wiedziałem, że ta piwnica ma jeszcze niższy poziom. Po zejściu po nich i pokonaniu następnych drzwi, moim oczom ukazał się pokój, którego wygląd zaskoczył mnie całkowicie. Ładnie pomalowane na brzoskwiniowo ściany, ciemnobrązowe panele oraz piękny i nowoczesny żyrandol. Wszytko to wskazywało, że niedawno ktoś tu robił remont. W powietrzu nie wyczuwało się zapachu kurzu, nie widać było go też na meblach, ani na podłodze, czyli ta sama osoba musiała tu posprzątać. Po lewej stronie od drzwi znajdował się spory regał z książkami, a obok niego wyglądająca na nową kanapa. Z drugiej strony natomiast dziadek postawił własnej roboty stół, chociaż wiem, że nie został on zrobiony przez niego. Na stole zauważyłem laptopa. Fakt, że znajdował się tu ten elektroniczny gadżet trochę mnie martwił, bo potwierdzał moje podejrzenia. Szokujący był fakt dużej ilości roślin w pomieszczeniu, zważając na to, iż nie było tu naturalnego światła. Znajdowałem się przecież w pomieszczaniu bez okien, dziesięć metrów pod ziemią. Było tu też parę zdjęć i obrazków, wiszących na ścianie. Naprzeciwko drzwi znajdowała się szafa wbudowana w ścianę. Na prawo od wejścia zauważyłem drzwi. Tajemniczość tego pokoju sprawiła, że nie wiedziałem co powiedzieć. Dziadek przez cały czas wpatrywał się we mnie, starając ukryć się uśmiech.
—I jak ci się podoba? — zapytał po dłużej chwili.
—Możesz mi powiedzieć, co to kurcze jest? —niemal krzyknąłem.
—To długa historia, a my nie mamy za dużo czasu.
— Co? — byłem w szoku — Pokazujesz mi jakiś ukryty pokój w podziemiach, nazywasz mnie po pseudonimie, który zna tylko jedna osoba poza mną, a teraz unikasz odpowiedzi! — pierwszy raz tak zwróciłem się do dziadka.
— Wszystko ci wyjaśnię, usiądź — zwrócił się do mnie spokojnie.
I wyjaśnił. Budował te pomieszczanie przez dziesięć lat. Jednak oprócz tego zbudował małą podziemną skrytkę w okolicznym lesie. Twierdził, że przygotowywał się w ten sposób na wypadek wojny lub innego kryzysu. W pomieszczaniu w którym go spotkałem, zajmował się konstrukcją "użytecznych gadżetów". Tak je nazywał. Były wśród nich solary słoneczne, mini bomby oraz inne przedmioty, które obiecał mi kiedyś pokazać. Powiedział, że za komuny działał w tajnej organizacji sabotującej władzę PRL oraz pomagającej Solidarności, szczególnie podczas stanu wojennego. Szafa którą zauważyłem w pokoju, byłą tak naprawdę schowkiem na żywność oraz skonstruowane sprzęty wraz z ich opisem. Za drzwiami (tymi na prawo od wejścia) znajdowała się łazienka oraz mini ogródek, gdzie dziadek uprawiał cebulę, marchew, pomidory oraz parę przypraw. Gdy zapytałem, jakim cudem to wszytko rośnie bez światła, odpowiedział, że używa lamp podobnych do tych, które inni stosują do produkcji marihuany. Wszytko to imponowało mi, ponieważ było świetnie wykonane oraz wymyślone.
—Czemu pokazujesz mi to teraz?— zapytałem.
—Ponieważ wiem, że jesteś jedyną osobą jakiej mogę to pokazać. Inni wezmą mnie za szaleńca. Ty jesteś wyjątkowy, podobny do mnie i umiesz docenić mój trud. Wcześniej nie było okazji, by to ci to pokazać, ale teraz gdy sam masz własne tajemnice...
—Skąd wiedziałeś, że to ja jestem Blue Wolf? Czyżbyś ty był.. — nie potrafiłem dokończyć pytania.
—Na Boga! Dziecko! Myślisz, że AS to ja? Nie wiedziałem, strzeliłem i liczyłem na twoją reakcję, a ona potwierdziła moje przypuszczenia. Gdy zapytałem, co sądzisz o zamachu, ty chciałeś mnie zbyć, a to do ciebie nie podobne. A ten pseudonim jest w twoim stylu. Blue, czy to nie tak kiedyś nazywała się babcia patrząc w twoje niebieskie oczy?
—Nie pamiętam tego.
—Miałeś wtedy może pięć lat— zaśmiał się — Potem często, gdy to słyszałeś denerwowałeś się, mówiąc, że nazywasz się Kamil. Ta nazwa musiała najwidoczniej pozostać w twojej podświadomości.
—A czy babcia wiedziała o tym co robisz?
—Musiałem jej powiedzieć, nawet mi dużo pomagała. Ten stół to jej robota. Nikt inny nie wiedział, aż do dziś.
Cieszyłem się, że dziadek jednak nie jest AS'em. Byłem jednak zły, że nie mówił mi prawdy przez tyle lat. Tłumaczył się złym zdrowiem, gdy chciałem go odwiedzać. Może nie byłem wtedy gotowy na powiedzenie mi prawdy. Gdy dziadek opowiadał mi o swojej pracy, ja przeszukiwałem jego gadżety. Jeden mnie szczególnie zaciekawił. Poprosiłem, aby staruszek pokazał mi jego działanie. Dziadek położył na podłodze jabłko oraz laser, a na stole gadżet. Następnie po jego włączeniu poturlał owoc w stronę wiązki światła powstałej przez laser, gdy jabłko przecięło ją gadżet wystrzelił jakimś pociskiem, który rozerwał jabłko na kilka części.
—Pocisk ma działanie podobne do gumowych pocisków używanych przez policję oraz paralizatora. Człowiek, który oberwałby tym czymś zostałby unieruchomiony na parę minut, pozostałby też siniak. Moc oczywiście można zwiększyć — wytłumaczył dziadek.
—Po prostu mega! Po co zwiększać moc, można kogoś przez to nawet mocno skrzywdzić.
—Maksymalne ustawiania pozwalają nawet zabić człowieka. Tylko mówię. Przez te lata musiałem czymś się zająć, bo nie lubię siedzieć w miejscu bezczynnie. Służyłem w wojsku, a mój szef nałożył nam dużą presję i straszył nas wojną. Wybudowałem ten schron dla dobra własnego oraz Marysi. Można w nim przeżyć około miesiąc bez pomocy z zewnątrz. Jest tu prąd, doprowadzona woda i żywność.
—Imponujące, ale teraz musimy iść na obiad — powiedziałem czując, że za dużo dziś już zobaczyłem.
Okres do powrotu do domu spędziłem głównie na studiowaniu notatek dziadka oraz opowiadaniu Leopoldowi o swojej pracy. Mimo że pozwalało mi to się rozwijać chciałem wrócić do domu. Ostatniego dnia na wsi. Dziadek zapytał.
—Ufasz temu swojemu pomocnikowi?
—Tak, komuś w życiu trzeba zaufać— uśmiechałem się .
—Emocje i sentyment są złymi doradcami, jeśli chodzi to tę pracę — powiedział poważnie.
—Dlatego wybrałem kogoś kto ma powody by dla mnie pracować, a nie osobę mi blisko. Ideały są silniejszą wartością niż uczucia. Emocje są nie przewidywalne, a ja potrzebuje kogoś łatwego do przewidzenia. Z tego co pamiętam to ty swoją jedyną asystentkę wybrałeś dlatego, że była twoją żoną — zaśmiałem się.
—To nie to samo. Twoją babcię znałem ponad czterdzieści lat.
— Widzę, że uległeś sentymentowi. Czterdzieści lat to dużo czasu, ale ja nie mam tyle czasu by się upewniać — patrząc na swoją siostrę dodałem — I nie mam zamiaru w tej kwestii ulegać miłości. Nie zaufałbym Natalii, ponieważ jest zbyt podatna na emocje. Tacy ludzie pod wpływem gniewu lub smutku mogą zdradzić. Marek wie, że tylko mi zawdzięcza pracę oraz możliwość utrzymania rodziny. Jego wierność jest skutkiem jego rozsądku, a nie uczuć do mnie. Dziadku, to nie ty mnie powinieneś uczyć racjonalizmu tylko ja ciebie.
—Jesteś jeszcze gorszy niż ja— zaśmiał się — Osiągniesz bardzo wiele.
—Dziękuję — powiedziałem pakując plecak do bagażnika.
—Pamiętasz tego człowieka podejrzanego o zamach, tego podobnego do sowieckiego mafioza. Oglądałem wczoraj zdjęcia i wydaje mi się, że to syn mojego kolegi z wojska. Tu masz zdjęcie, a na jego odwrocie imię i nazwisko mojego kumpla.
—Masz może jakieś bardziej aktualne foto? Te jest chyba z lat osiemdziesiątych, on tu ma może z dwadzieścia lat.
—To zdjęcie z dwunastego grudnia 1981 roku. On umarł trzy dni później, więc nie mam jego nowszych zdjęć.
—Szkoda, a co się mu stało? — zrobiło mi się głupio.
—Był saperem, co mogło się stać? Pomylił się, chociaż ja w to nie wierzę. Myślisz, że jego syn to AS?
—Myślę, że nie. Musimy już jechać. Nadal nie rozumiem, jak możesz okłamywać moją mamę i resztę rodziny —powiedziałem wsiadając do auta.
— Nie długo sam to zrozumiesz— powiedział ze smutkiem, a następnie dodał — Jan Kolski, tak nazywał się mój kolega.
To ostatnie co usłyszałem, potem mama ruszyła w drogę powrotną do domu. Dni od trzydziestego grudnia do drugiego stycznia przyniosły dużo ciekawych informacji. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po wypakowaniu plecaka i zjedzeniu kolacji było sprawdzenie, jak działa mój program. Chciałem wiedzieć, czy po wybuchu bomby ktoś wpadł na trop mego wroga. Niestety jak zwykle nikt nic nie widział i nie słyszał, a policja była bezradna. Służby mundurowe wpadły na trop tej dwójki o której wcześniej wspomniałem, ale mieli oni mocne alibi. W czasie wybuchu jeden był w Moskwie, a drugi we Szczecinie, czyli na drugim krańcu Polski. Celowo lub nie zostali nagrani przez miejskie kamery w tych miastach. Więc zwolniono ich zaraz po złożeniu przez nich zeznań. Po upewnieniu się, że nie ma żadnego postępu w śledztwie, zadzwoniłem do Marka i umówiłem się z nim na spotkanie. Godzinę później czekałem już na niego w kawiarni. Przyszedłem wcześniej, aby móc w spokoju rozkoszować się zapachem oraz smakiem kawy. Pan Marek przyszedł punktualnie. Był wyraźnie zadowolony z moje widoku, co mogło oznaczać, że zdobył pożyteczne informacje albo udały mu się święta. Odwzajemniłem uśmiech. Gdy mężczyzna usiadł, dałem gest kelnerce by podeszła.
—Czego się napijesz? — zapytałem— Mają tu świetne Latte. Oczywiście ja stawiam, na koszt firmy.
—Ale nie trzeba..
—Trzeba, dobrze wiemy, że swoją pracą odrobisz — w tym momencie kelnerka podeszła. — Poprosimy Latte i dwa kawałki szarlotki.
Gdy kobieta odeszła, poprawiłem swoją pozycję na fotelu, aby było mi wygodniej. Po chwili wspólnego milczenia powiedziałem.
—Masz coś dla mnie? Opowiadaj.
—Nie wiem od czego zacząć. Więc zacznę od początku — z uśmiechem wyciągnął z torby teczkę, którą mi podał.
—Co to? — zapytałem.
—Sam zobacz — powiedział z nieukrywaną dumą, po czym kontynuował. — Z góry powiem, że nie natrafiłem na ślad tego AS'a, ale na jego działalność już tak. Jeden z tych podejrzanych o podłożenie bomby był związany z tym twoim wrogiem. Ma pseudonim "Syty". AS wyciągnął go dwukrotnie z więzienia za pomocą swoich sztuczek. W zamian dostał dużo gotówki oraz goryla do własnego użytku. — słuchając Marka oglądałem akta Sytego oraz jego zdjęcia — Ostatnie wydarzenia skłaniają mnie do sądzenia, iż ich współpraca trwa dalej.
—Syty był w Szczecinie podczas wybuchu.
—Załatwiał tam własne sprawy. Syty zajął się przemytem narkotyków z zachodu na wschód Europy oraz odwrotnie — AS raczej nie ma z tym wiele wspólnego.
— Wiesz coś na temat tego drugiego podejrzanego?
—Niestety nie. Tylko to co media ujawniły — po dłużej chwili dodał — Chociaż wiem, że posłużył się fałszywymi danymi, a policja tego nie odkryła. Więc nawet znane nam personalia są do niczego.
—Ja pie... — w tej chwili podeszła do nas kelnerka z latte i ciastem.
—Mniejsza o to. Zobacz na ostatnią kartkę w teczce. — Marek starał się mnie uspokoić.
Posłusznie to zrobiłem. Widniało tam zdjęcie mężczyzny, którego pierwszy raz widziałem, było podpisane "Artur Hrost". Spojrzałem pytająco na Marka.
—To były policjant, badał sprawę ataku hakerskiego i wpadł na trop AS'a. Prawie go dopadł, znalazł dowody i świadków. Jednak przegrał walkę z informatykiem. Dane zgromadzone na komputerze zostały wykradzione. Samochód z świadkami rozbił się. Sam policjant sam prawie trafił za kratki za utrudnianie śledztwa oraz nieuzasadnione użycie broni wobec cywilów. Wszyscy przestali mu wierzyć w istnienie AS'a. Artur kilka lat spędził na pracy jako ochroniarz. Ostatnio jednak przyjechał do naszego miasta. Wypytywał mojego informatora o AS'a. Wpadł na jego trop, po tych wydarzeniach z napadem na tego chłopaka. Ten chłop stracił przez tego hakera bardzo wiele. Pytanie brzmi, czy to oznacza, że jest naszym sojusznikiem?
—Tego nie wiem. Trzeba to przemyśleć. Nie jest wrogiem, ale sojusznikiem — po chwili milczenia zaśmiałem się szyderczo — Potraktujemy go jako pionek w grze przeciw naszemu wspólnemu wrogowi. Wspominałeś coś, że ten osiłek...Syty zajmuje się przemytem? — zapytałem retorycznie— Już chyba wiem jaką taktykę obierzemy na AS'a. Masz tu mój numer, dzwoń jakbyś coś ciekawego się dowiedział, albo chciał się spotkać. To telefon specjalnie do rozmów z tobą. Umów mnie z tym Arturem — kładąc na stole pięćset złotych powiedziałem — Zapłać, a reszta dla ciebie — po czym wyszedłem.
Musiałem uporządkować w głowie nowe informacje. Mój dziadek ma tajemniczą "komnatę" w piwnicy oraz dużo nowatorskich gadżetów. Do walki z AS'em dołączył ktoś nowy, chociaż nie wiadomo, czy to nie utrudni mi i Markowi roboty. Spojrzałem na zegarek. 19:20. Teraz czekała mnie trudniejsza rozmowa, wybrałem numer i cierpliwe poczekałem aż mój rozmówca odbierze. Z perspektywy czasu wiem, że to co nastąpiło później zmieniło niemal wszytko.
- - - - - - - - - - -- - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - -- - - - - - - - -- -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top