VII
Przygotowywania do świąt niemal całkowicie odciągnęły mnie od pracy. Jedyne co zrobiłem przez cały weekend to wyłączenie programów i wirusów umieszczonych w bankach. Łączny stan obu moich kont wyniósł 24210 złotych. Sobotę spędziłem z siostrą na zakupach w galerii handlowej kupując prezenty dla najbliższych. Jak większość facetów nigdy nie lubiłem robić zakupów z dziewczyną. Jednak obiecałem mamie, że przypilnuje siostrę, by nie wydała wszystkich powierzonych jej pieniędzy. Ponad to wizja samodzielnego doboru podarunków dla rodziny była czymś gorszym niż robienie tego z siostrą. W niedzielny poranek nie należał do najlepszych. W telewizji mówili o śledztwie w sprawie napadu na Kubę. Na szczęście nic nie ustalono, a sprawa utknęła w martwym punkcie. Kolejną niepokojącą rzeczą był fakt, że do dwudziestego trzeciego grudnia zostało tylko trzy dni, a ja nie wiedziałem co mnie wtedy czeka. Na obiad przyjechał do nas dziadek, którego dawno go nie widziałem. Był to tajemniczy jednak zawsze miły człowiek. Rzadko gdzieś wychodził przez co jego sąsiedzi uważali go za snoba i gbura. Mama często powtarzała mi, że jestem do niego podobny z wyglądu. Jedyne co nas różniło to wiek. Rzadko odwiedzaliśmy go w jego domu, ponieważ mama często pracuje w weekendy zabierając auto do pracy. Mieszka on na wsi oddalonej od naszego miasta o trzydzieści kilometrów. Spędzałem tam zawsze wakacje gdy babcia jeszcze żyła. Dziś dziadek wydawał się bardziej ożywiony niż zazwyczaj. Opowiadał o dawnych czasach oraz o planach na przyszłość. Zaprosił nas do siebie na święta, chociaż i tak zawsze spędzamy je razem z nim. Namawiał mnie też do spędzenia razem z nim ferii. Szczerze powiedziawszy miałem już plany, ale postanowiłem się zgodzić. Praca mogła zaczekać. I tak poświęcałem jej za dużo czasu.
Poniedziałek był dniem wielkich zakupów. Niemal za wszystkie zgromadzone pieniądze kupiłem nowe komputery, twarde dyski, kamerki i akumulator. Resztę przeznaczyłem na wynajęcie małego mieszkania w okolicy. Tam postanowiłem ukryć mój nowy sprzęt. Stamtąd chciałem prowadzić moją działalność. Spojrzenie w kalendarz wywołało we mnie strach. Dwa dni. Pojutrze AS znowu uderzy. Mówił, że da mi miesiąc, a nie minęły nawet dwa tygodnie. Poczułem się oszukany. Tym razem mogłem zacząć działać, nie czekając na jego ruch. Nowy sprzęt szybko okazał się potrzebny. Na wszystkie komputery wgrałem mój własny program. Przypomina on trochę google, wyszukuje potrzebne informacje z ogólnej bazy danych. Różnica polegała na tym, że ten mój lepiej współgrał z człowiekiem i służył do obsługi mojej prywatnej bazy danych. Ponad to on sam ją tworzył. W momencie gdy włączyłem ów program, z komputerów na które się wcześniej włamywałem zostały wysłane mi wszystkie zdjęcia, filmy oraz konwersacje. Ponad to program wysłał z ich komputerów zawirusowane pliki do ich znajomych. Jeśli któryś z nich otworzy plik to i z jego komputera wszelkie dane zostaną przesłane mi, a wirus zostanie przekazany dalej. W końcu trafi do większości ludzi, a ja uzyskam osobistą bazę danych. Oczywiście program został napisany tak by nie pozostawiał śladów, więc nie było ryzyka, że ktoś mnie wykryje. Program też informował mnie na ilu komputerach znajduje się wirus. Początkowa wartość wynosiła czterdzieści dziewięć, bo na tyle komputerów udało mi się wcześniej włamać. Do dzisiaj musiałem robić to osobiście, teraz wszystko za mnie robiły moje komputery. Nie obchodziło mnie kim jest AS, miałem gdzieś jego grę, jedyne co chciałem to jego porażki. Gdy obserwowałem jak pamięć moich nowych nabytków jest zapełniana przez setki megabajtów informacji, ktoś zapukał do drzwi. Przestraszyłem się. Znajdowałem się w nowym mieszkaniu zaledwie godzinę, a już miałem gościa. Powoli podszedłem do drzwi, modląc się, żeby za nimi nie ujrzeć policji. Chwyciłem za klamkę, policzyłem do pięciu mając nadzieję, że ktoś zrezygnuje i odejdzie. Otworzyłem szeroko wejście do mieszkania. Przed moimi oczami stała młoda kobieta. Jasne średniej długości włosy, zielone oczy, szczupła. W pewnych okolicznościach uznałbym ją za atrakcyjną. Teraz wydawała mi się straszna, ponieważ nie znałem celu jej wizyty.
—Dzień dobry— powiedziałem cicho
— Witam, jestem właścicielką mieszkania. Nie sądziłam, że tak szybko pan się wprowadzi.
— Zależało mi na czasie. Już to pani mówiłem przez telefon —powiedziałem rozpoznawszy głos kobiety z którą rozmawiałem rano.
—No faktycznie. Przyszłam po parę rzeczy. Mogę wejść?
—Proszę — odpowiedziałem nie mając i tak wyboru
—Kiedyś mieszkała tu moja córka, ale gdy poznała swojego obecnego narzeczonego...
Musiałem wysłuchać długiej historii jej rodziny. Zależało mi na tym mieszkaniu. Rano w drodze do szkoły trafiłem na ogłoszenie wynajmu mieszkania. Zadzwoniłem od razu pod podany tam numer telefonu. Poprosiłem, by jeszcze tego samego dnia umożliwiono mi dostęp do lokum. Właścicielka poinformowała mnie, że zostawi klucze u sąsiada do którego miałem się zgłosić. Kobieta była bardzo miła i wyrozumiała, niestety dużo mówiła. Teraz przyszła po swoje rzeczy oraz opłatę za pierwszy miesiąc wynajmu. Siedziała u mnie prawie pół godziny opowiadając mi o swojej rodzinie. Chciała nawet zeswatać mnie ze swoją bratanicą. Odmówiłem tłumacząc, że mam dziewczynę. Gdy wyszła przejrzałem jak sprawuję się mój program. Działał bez zarzutów. Teraz licznik zawirusowanych komputerów wynosił prawie trzysta. Byłem zdziwiony, mimo że wcześniej matematycznie wyliczyłem rozprzestrzenianie się wirusa. Jeśli w dalszym ciągu moje obliczenia by się sprawdzały już za kilka dni pamięć moich komputerów będzie pełna. Musiałem szybko stworzyć program sortujący dane oraz usuwający te zbędne. Za trzy dni mój wirus obejmie około siedemdziesiąt tysięcy komputerów, co daje już setki terabajtów danych. Wracając do domu czułem dziwną siłę, jakbym mógł zrobić wszytko. Stałem się kimś ważnym, osobą która wkrótce będzie decydować o losach wielu ludzi. Jedyną przeszkodą wydawał się AS. Musiałem odkryć jego tożsamość. Siła o której wspomniałem sprawiła, że strach przed środą przemienił się w radosne oczekiwanie. Jeśli mój wróg popełni jakiś błąd znajdę go. Gdy dotarłem do domu dostałem naganę od mamy za nie informowanie jej o swoich planach oraz nie odbieranie telefonu. Była zła. Jednak nigdy tak nie denerwowało jej moje nie wracanie do domu, czyli chodziło o co innego. Bałem się spytać jej wprost, więc udałem się do siostry myśląc, że ona coś wie. Jednak ona nic nie wiedziała.
Cóż za ironia losu. Mogę z łatwością dowiedzieć się wszystkiego o życiu wielu dalekich lub nawet nieznanych mi osób, a nie wiem czemu moja mama jest zła. Już wtedy byłem skupiony bardziej na mojej pracy niż na rodzinie. To już chyba wada całego naszego społeczeństwa. Wkrótce moja obojętność miała zebrać bolesne plony.
Wtorek minął szybko. W szkole jak zwykle wszystkie przerwy spędziłem z Olą. Jak zawsze siedziałem niemal niezauważony na lekcjach przez większość osób. Jedyne co odbiegało od normy to moje zaangażowanie na lekcji w-fu. Na co dzień lekceważyłem te zajęcia, jednak dziś starłem się wypaść jak najlepiej podczas gry w siatkówkę. Może to przez ten zastrzyk pewności siebie, fakt obserwowania mojej gry przez dziewczyny w tym Olę lub chęć zrobienia na złość rywalom z przeciwnej drużyny. Po lekcjach szybko udałem się do mojej pracowni. W wyszukiwarkę wpisałem frazę "AS" myśląc, że coś znajdę. Moja baza danych nie dała praktycznie nic. Sprawdziłem jeszcze tylko jakie wydarzenia odbywają się jutro w okolicy. I tu nic nie znalazłem. Musiałem pomyśleć. Przeanalizować wszystkie fakty i znaleźć rozwiązanie. Ostatnio AS chcąc mi zagrozić zaatakował Kubę, który był z Eweliną. Teraz też to może mieć związek z kimś bliskim. Tylko z kim? Nie zagrozi mojej rodzinie, a oprócz ich nie mam nikogo o kogo mógłbym się martwić. Prawie nikogo. Jest jedna osoba. Ola. To jego kolejny cel. Musiałem ją jakoś zabezpieczyć. Z tego co wiedziałem nie miała planów na jutro, więc napad odpada. Już wcześniej uzyskałem podsłuch jej rozmów komórkowych, więc jeśli AS do niej zadzwoni będę o tym wiedział. To samo dotyczyło jej komputera. Dla pewności umieściłem podsłuchy w telefonach innych bliskich osób. Wydawało mi się, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Pozostało mi tylko czekać. Kolejnego dnia rano wypiłem mocną kawę i zjadłem syte śniadanie. Na dworze padał śnieg i wiał silny wiatr. " Dobra pogoda na bitwę" pomyślałem. W drodze do szkoły wszystkie kamery zadawały się mnie obserwować. W głowie miałem setki scenariuszy tego co może się dziś wydarzyć. Nic nie mogło mnie zaskoczyć. Czujnie obserwowałem wszytko co mnie otacza. Szukałem odstępstw od normy, jakiegoś przechodnia którego na co dzień nie spotykam na swej drodze, dziwnego zachowania u moich kolegów. Nic takiego nie było. Wszystko było tak jak zawsze. "Może AS chce, by stres nie dał mi funkcjonować " powiedziałem sam do siebie. Olka widząc moje zdenerwowanie kazała mi wyluzować i skupić się na nadchodzących świętach. Na trzeciej lekcji miały odbyć się jasełka. Już prawie zapomniałem, że ma na nich wystąpić Ewelina. Dawno z nią nie rozmawiałem. Sprawa z Kubą mocno ją zdołowała i rzadko gdzieś teraz wychodziła. Przedstawienie było dość nudne, oglądałem je tylko ze względu na przyjaciółkę. Występy które miały bawić były żenujące, grający wygłaszali pseudo-mądre cytaty mające zachęcić do odrzucenia złego stylu bycia. Gdy na sali gimnastycznej zgasło światło na początku pomyślałem, że to jakiś celowy zabieg. Po chwili jednak zauważyłem zakłopotanie w oczach występujących. To nie mógł być atak AS'a, on nie działał by na oczach tylu świadków. Ponadto większość ludzi dalej myślała, że to ja jestem sprawcą napadu. Na początku wszyscy śmiali się, widząc zakłopotanie naszej katechetki. Gdy fala radości ucichła światło samo znowu się zaświeciło. Jednak coś się zmieniło. Na ekranie na którym poprzez rzutnik wyświetlano klimatyczne, świąteczne tło widniał ciąg liczb. Po chwili liczby zamieniły się w kod binarny, a następnie utworzyły coś na wzór maski vendetty. Symbol Anonymous, czyli najsłynniejszej grupy hakerów. Nagle z głośników usłyszeliśmy głos, najprawdopodobniej nie należący do AS'a.
"Blue Wolf wiem, że dałem ci miesiąc, ale nie doceniłem cię. Działasz szybciej niż myślałem. Dalej jednak popełniasz dużo błędów. Mogę cię pokonać z łatwością. Postanowiłem dać ci szansę zbliżyć się do mnie. Przygotowałem dla ciebie zagadkę, ale chyba nie zapamiętasz jej treści i zapisałem ją w kodzie binarnym. Jaka szkoda."
Jego udawany smutek denerwował mnie. Chciał, bym na oczach wszystkich wyciągnął telefon i zaczął nagrywać to co było wyświetlane na ekranie. Wydałbym się wtedy, wszyscy poznaliby tożsamość Blue Wolf. Musiałem zapamiętać wszytko co widziałem. Długie ciągi jedynek i zer pojawiały się i znikały. AS kontynuował.
"Nie chcę ukrywać prawdy, a ta maskarada i tak wyjdzie na jaw. Wszyscy pamiętamy, co zrobiłeś temu biednemu chłopcu. Na rozwiązanie zagadki masz tydzień. Nagranie, które oglądasz widzisz ostatni raz, więc radzę zapamiętaj je sobie lub nagraj. Hahaha. Jeśli ci się nie uda rozwiązać zagadki otrzymasz karę. Drugim wyjściem jest oddanie się w ręce policji i przyznanie się do napadu. W tej walce nie masz szans. Pamiętaj, że obserwuję twój każdy ruch. Każdy! Masz trzy dni! Potem ktoś ucierpi. "
W czasie całego przemówienia ciągle pojawiały się liczby w ciągu binarnym. Po skończonej przemowie znowu zgasły światła. Wszyscy byli w szoku po tym co zobaczyli. Na nowo rozpoczęto poszukiwania Blue Wolfa. Nauczyciele nie wiedzieli co począć. W końcu zarządzili koniec apelu i kazali wrócić na lekcje. Okazało się, że laptop którego używano podczas apelu oraz kamera nagrywająca jasełka popsuły się. AS przemyślał wszytko. Zaplanował swój plan perfekcyjnie. Oczywiste było, że nie zapamiętałem wyświetlanych liczb. Tym razem nie chodziło o chęć gry ze mną. On chciał udowodnić mi swoją wyższość nade mną. Nic więcej. Przez resztę dnia udawałem zdziwionego sytuacją. Jedyne co mnie dziwiło w całej sytuacji to bezczelność i pewność siebie tego całego AS'a. To go musiało kiedyś zgubić. Myślał, że pozbył się wszystkich dowodów. Zapomniał o jednym małym szczególe.
Wszystkie komputery w szkole były przeze mnie monitorowane. AS musiał umieścić w niszczonym laptopie ten filmik, co oznaczało, że mój program go przechwycił do prywatnej bazy danych. Od razu po szkole udałem się do mojej pracowni. Całą drogę biegłem mając nadzieję, że się nie pomyliłem. Tyle pracy AS'a poszło na marne. Jeden błąd i cały plan upadł. Gdy dotarłem do pracowni, szybko przejrzałem bazę danych. Film tam był. Obejrzałem go kilka razy spisując wszystkie liczby. Jednak odkryłem coś jeszcze. Coś dużo lepszego niż filmik.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top