V
Wszystko straciło nagle znaczenie. Ktoś zna prawdę. Wie, że ja i Blue Wolf to jedna osoba. Musiałem jak najszybciej złamać szyfr i odczytać przesłaną mi wiadomość. Z piskiem opon ruszyłem w stronę domu by na spokojnie przyjrzeć się sprawie. Ola, Kuba, Mati, Pan Zbigniew? Kto poznał mój sekret? To mógłby być każdy. Naraziłem się wielu osobom, ale tylko ta czwórka mogła mieć coś z tym wspólnego. Wskazówką mogła być wiadomość, już sam jej wygląd wykluczał Mateusza i Kubę. Byli za mało inteligentni by to zrobić. Poza tym to nie ich styl działania. Analizowałem wszystkie fakty, zdarzenia, jednak nic nie mogłem wymyślić. Nie pamiętam jak dojechałem do domu. Pierwszy raz coś tak wyprowadziło mnie z równowagi. Spędziłem w aucie jeszcze kilka minut by móc się uspokoić i nie dać po sobie poznać stresu w domu. Mama jeszcze spała gdy wróciłem więc mogłem brać się do pracy. Zamiana kodu binarnego na normalne liczby to nie problem. " 9 ; 19 ; 5 ; 5 ; 25 ; 15 ; 21 " to otrzymałem po odkodowaniu. Nic nie mówiące mi liczby. Nie był to numer telefonu, współrzędne geograficzne ani numer konta bankowego. Kolejną moją myślą była zamiana liczb na litery, jednak nie wiedziałem jakiego użyć schematu. Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl. Na początku ją odrzuciłem, lecz wydawała się ona coraz bardziej prawdopodobna. Inny haker trafił na ślad mojej działalności i znalazł mnie. To byłoby niełatwe zadanie, ponieważ zacierałem wszelkie ślady. Jestem świetnym hakerem. "Chyba, że ktoś jest lepszy, a ja stałem się jego celem" pomyślałem. Odrzuciłem ostatecznie tą myśl uważając ją za nonsens. Po długim myśleniu zrezygnowałem i zająłem się innymi sprawami. Potrzebowałem trochę gotówki. Powiecie pewnie "Masz na koncie 4 tysiące. Co ci jeszcze potrzeba?". Marzyłem jednak o rozszerzeniu działalności, a do tego potrzebowałem większego niż mój pokój lokum. Program komputerowy, który właśnie kończyłem pisać potrzebował dobrego komputera. Nie mogłem się doczekać dnia w którym go przetestuje. Chciałem wynająć mieszkanie gdzieś w okolicy. Tutaj była mama i młodsza siostra, a one nie mogły się dowiedzieć o mojej działalności. I tak ciężko było mi się wytłumaczyć z nowo kupionego sprzętu wartego pięć tysięcy złotych. Skłamałem, że to sprzęt kolegi, a ja go tylko naprawiam. To nie rozwiązywało jednak sprawy. Musiałem gdzieś przenieść nowy komputer. Stać mnie było jedynie na wynajęcie mieszkania przez góra cztery miesiące i to przy założeniu, że bym już nic sobie nie kupował. Znalezienie stałego źródła zarobku nie było łatwe. Utrzymanie się z hakerstwa było możliwe, tylko wymagało stałego łamania prawa, na co nie mogłem sobie pozwolić. Przecież jestem Polakiem i nie mogę łamać prawa tego państwa tylko dla korzyści majątkowych. Uczyniłoby to ze mnie zwykłego przestępcę, którym nie jestem. Przynajmniej tak myślę. "Nemo iudex in causa sua", czyli z łaciny "nikt nie może być sędzią we własnej sprawie". Nie mnie sądzić własne czyny. Resztę dnia spędziłem na piciu zielonej herbaty i czytaniu "Cyfrowej twierdzy" Dana Browna. Przed snem postanowiłem posłuchać muzyki, dawno tego nie robiłem, a przecież to była jedna z największych pasji. Muzyka jest dla mnie tym, czym tlen dla ognia. Lubię zdecydowaną większość stylów muzyki, więc w temacie muzyki mogę porozumieć się z każdym. Potrafiłem cały dzień spędzić na słuchaniu muzyki. To moje lekarstwo na wszelkie zmartwienia.
Zastanawiałem się co z tego wyniknie, dlatego chciałem, żeby jutrzejszy dzień już minął. Tajemniczy kod, próbne matury, potrzeba zdobycia gotówki, randka Kuby i Eweliny, wszystko zdawało się być problem nie do rozwiązania. Nie byłem jednak typem osoby przejmującej się błahymi problemami. Bo czym są moje problemy dla samotnej matki? Co to jest posiadanie niewystarczającej gotówki na drogi sprzęt, w porównaniu do głodu panującego w Afryce lub niektórych regionach Azji? Położyłem się spać wcześniej wiedząc, że czeka mnie ciężki dzień.
Do szkoły zazwyczaj chodzę pieszo, ponieważ mama jeździ autem do pracy, rzadko mogę liczyć na podwózkę. Mimo, że mieszkam około dwa kilometry od szkoły przez co droga zajmuje mi prawie pół godz, nigdy nie myślałem o tym by przemierzać ten dystans autobusem. Spacer do szkoły rozbudzał mnie niczym mocna kawa i dobrze wpływał na umysł, ponad to mogłem posłuchać muzyki i poobserwować otaczający mnie świat. Łącznie na wędrówkę poświęcałem godzinne dziennie, czyli pięć tygodniowo. Przez ten czas mógłbym pracować przy komputerze. Jednak nie żal mi było nawet minuty spędzonej na podroży. Z całej szkoły chyba tylko dwie osoby docierały do niej pieszo. Oczywiście wyłączywszy tych którzy mają do niej blisko. Oprócz mnie chyba tylko pewien Michał chodził piechotą do szkoły. Znałem go tylko z widzenia, ponieważ zazwyczaj brał on udział w apelach szkolnych. Mijaliśmy się czasem w drodze do szkoły, bo mieszka parę minut drogi ode mnie. Grałem z nim parę razy w piłkę za czasów podstawówki. Michał był wtedy najlepszym graczem na osiedlu, jednak wolał posiedzieć w domu, a swoją przygodę z piłką zaczął dopiero w wieku dziesięciu lat. Nie zrobił więc kariery, a teraz nie był nawet w czołówce dobrych graczy w szkole. Jednak widuję go grającego co sobotę w piłkę na boisku. Widocznie to jego hobby. Dziś też go spotkałem. Szedł szybkim tempem z słuchawkami słuchając muzyki, najwidoczniej on też w ten sposób umilał sobie wędrówkę. Zabawne, że mijaliśmy się tak trzy lat nie zwracając na siebie uwagi. Mniemam, że to przez ten codzienny pośpiech. Dziś w szkole działo się dość mało, ale mimo to i tak nie było czasu na pomyślenie nad tajemniczym kodem. Ola opowiadała o przygotowaniach do świąt oraz namawiała mnie na pójście na lodowisko. Ewelina chciała wiedzieć o czym ma rozmawiać z Kubą na randce. Mati jak zwykle popisywał się siłą i umięśnieniem na w-f, a klasowe kujony chciały pokazać jacy są zdolni. Zwykła szkolna codzienność była dobrą odskocznią od hakerstwa.
Na matematyce przyszła do nas zła Pani Dyrektor, sam jej widok zwiastował kłopoty, ale rzadko przychodziła aż tak zła, nawet gdy niektórzy z nas mocno narozrabiali. "Kto wykonał w męskiej ubikacji te napisy?" głośno zapytała. Miałem wrażenie, że wszytko co złe próbowała zwalić na naszą klasę, chociaż w wielu przypadkach miała rację. Nasza klasa bywała problemowa, głównie dlatego, że była w niej grupa ludzi myślących, że mogą robić wszystko co chcą.
—Jakie napisy? — zapytała jakaś dziewczyna.
— Chłopcy już dobrze wiedzą —odpowiedziała Dyrektorka.
—Winni się znajdą — rzekł profesor matematyki — Charakter pisma ich zdradzi.
— Niestety to są liczby, a nie litery.
Liczby? Podejrzewałem, że to może mieć jakiś związek ze mną. Musiałem się upewnić.
—Jakie to liczby? — zapytałem — Może tworzą jakiś ciąg liczbowy lub jakiś szyfr?
— Studiowałam matematykę i nie nie dostrzegłam jakiś matematycznych powiązań. Szyfr jest bardziej prawdopodobny.
—Mogę zerknąć na to? — sporo ryzykowałem tym pytaniem — Kiedyś lubiłem takie zagadki.
—No dobrze. Przyjdź na przerwie do mnie to ci to pokażę— po czym dodała do reszty klasy — Dla waszej informacji męska łazienka będzie zamknięta do końca dnia.
Była to zbyt brutalna kara, patrząc na fakt, iż mamy tylko jedną ubikacje dla chłopaków w szkole. Na szczęście została jedna lekcja, więc potrzebujący mogli wytrzymać. Gdy matematyka dobiegła końca, udałem się do dyrektorki. Zaprowadziła mnie do łazienki. Po drodze zaczepili ją dwaj uczniowie z równoległej klasy. Michał i Rafał chcieli, aby Pani Dyrektor przeczytała i oceniła scenariusz do apelu, który przygotowywali na Boże Narodzenie. Pani Dyrektor poprosiła, by poczekali albo udali się z nami do wc. Poszli z nami. Weszliśmy tam w czwórkę. Na lustrze ciągnącym się przez całą długość łazienki ktoś napisał czymś białym " 9 ; 19 ; 5 ; 5 ; 25 ; 15 ; 21 ". Moje podejrzenia się potwierdziły, ktoś chciał mnie wplątać w jakąś sprawę.
— Czym to jest napisane i co to oznacza? — zaciekawił się Rafał
Michał dotknął jednej z cyfr palcem, brudząc go sobie białą substancją. Po chwili powąchał i spróbował tego, "Bita śmietana" stwierdził.
— Czy ty się dobrze czujesz kretynie? Jak możesz to jeść? — zapytał Rafał
—Tak, przecież z daleka widać, że to bita śmietana i czuć. Ty czarny nygusie — odgryzł Michał.
— Wiesz co to za szyfr? — zapytała dyrektor.
— Muszę chwilę pomyśleć — grałem na zwłokę.
— To nie jest trudne — powiedział nieśmiało po długiej chwili ciszy Michał
Wszyscy spojrzeliśmy na niego z zdziwieniem. Na początku myślałem, że żartuje jednak jego mina o tym nie świadczyła. Pisał coś na komórce, domyśliłem się, że odszyfrowaną wiadomość.
—Więc może powiesz? Rumunie. — powiedział Rafał
— Każda liczba oznacza literę z alfabetu łacińskiego. Na przykład dziewięć to "i". Dziewiętnastą liczbą alfabetu jest "s". I tak dalej i tak dalej — w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
— Widzę, że sprawa sama się rozwiązała — powiedziałem i poszedłem na lekcje tak jak tamta dwójka.
Nie mogłem uwierzyć, że nie wpadłem na tak proste rozwiązanie. Ten chłopak przez minutę to odkrył, ja myślałem nad tym dwie godziny bez skutku. Na początku myślałem, że on jest tym As'em, jednak nikt by się nie wydał się w ten sposób. Na kolejnej lekcji szybko odszyfrowałem resztę wiadomości, bo tamten zdążył powiedzieć tylko dwie litery i schemat. " I see you" oto wiadomość. W dzisiejszych czasach nikt nie umie pisać po polsku? Chwila, przecież mój pseudonim jest też w języku angielskim. Mniejsza o to. Ktoś chciał mi przekazać, że mnie obserwuje. Nie wiedziałem czy mam się bać czy cieszyć. Po lekcjach odprowadziłem Ewelinę na przystanek autobusowy. Bardzo cieszyła się z spotkania z Kubą, nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej. Po powrocie do domu zająłem się graniem na kompie i pisaniem planu na zarobienie pieniędzy. Miałem gdzieś tego hakera zostawiającego nic niemówiące wiadomości.
Wieczorem zadzwonił telefon, na ekranie widniał napis "Kuba".
— Siemanko, co tam? — zacząłem rozmowę
— Nie zainteresowałem cię sprawą? —głos nie należał do mojego kolegi.
—Kim jesteś? Jaką sprawą?
—AS mówi ci to coś? —zadrwił
—Czego ode mnie chcesz? —zapytałem
—Pobawić się z Tobą i upokorzyć cię udowadniając, że jesteś nikim — odpowiedział innym niż przed chwilą głosem
— Ale ja nie będę bawił się z Tobą! Daj mi spokój, niech każdy żyje własnym życiem.
—Nie pozwolę na to. — Mój rozmówca używał programu do zmiany głosu, bo ciągle odpowiadał innym.
— Co mi zrobisz?— wyśmiałem go
— Taka zagadka. Z czyjego telefonu dzwonię? A co ważniejsze, co ta osoba właśnie teraz robi i z kim? Zabawmy się. Masz dwadzieścia minut. — Po tych słowach rozłączył się
Pomyślałem o randce Kuby i Eweliny. Ten świr chciał jej chyba coś zrobić. Ubrałem się i wybiegłem z domu. Na szczęście wiedziałem gdzie byli umówieni. Biegnąc próbowałem dodzwonić się do Eweliny jednak nie odbierała. Spodziewałem się wielu złych rzeczy, w głowie miałem pełno czarnych scenariuszy. Zacząłem żałować, że nie biegam i nie mam kondycji. Gdy byłem prawie na miejscu rozjarzałem się w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Nic takiego nie było. Wszedłem do lokalu gdzie mieli jeść, lecz ich tam już nie było. Spojrzałem na zegarek, była dwudziesta, umówieni byli na dziewiętnastą, więc stwierdziłem, że już wyszli. Pomyślałem, że to Kuba zażartował ze mnie. Obiecał zemstę i pewnie to była ona. Odetchnąłem z ulgą. Po chwili usłyszałem krzyk dziewczyny po drugiej stronie ulicy. To był krzyk Eweliny. Nie pobiegłem jednak jej z pomocą. Nie mogłem, choć pokusa była wielka. Sądziłem, iż to część jakiejś intrygi Jakuba. Kolega chciał bym tam przybiegł i się zbłaźnił. Stałem miejscu nie mogąc podjąć żadnej decyzji. Po kilku minutach przyjechała policja i pogotowie. "Czyli coś się naprawdę stało!" pomyślałem wtedy, Kuba jednak nie żartował. Z daleka widziałem przestraszoną Ewelinę oraz ratowników wnoszących Kubę do ambulansu. Nie wytrzymałem podszedłem tam. Gdy koleżanka zobaczyła mnie zrzuciła mi się w ramiona.
— Co się tu stało, do jasnej.. — zacząłem
— Chciał wyjść zapalić. . . poszedł . . . jak nie wracał poszłam po niego . . . i go znalazłam — płakała
—Jak znalazłaś? co się stało? —byłem pewien, że to sprawa tego tajemniczego kogoś
—Ktoś go zaatakował, chyba —Wiedziałem, że nie jest w stanie rozmawiać, więc już o nic nie pytałem.
Musiałem wykorzystać swoje zdolności po raz kolejny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top