IV

     Po wykonaniu telefonu szybko pojechałem pod dom Pana Zbigniewa, nie mogąc powstrzymać pokusy zobaczenia widowiska, które sam przygotowałem. Gdy dojechałem na miejsce  stał już  tam mały tłum gapiów. Policja właśnie wyprowadzała kogoś niemal nagiego w kajdankach z domu "zleceniodawcy".  Musiałem szybko gdzieś podrzucić telefon, który pożyczyłem od Zbigniewa na bulwarach. Jednak najpierw zostawiłem tam notatkę  "Zasłużyłem na wypłatę. Dostał Pan więcej niż chciał. Niech pan mi da znać gdzie i kiedy mam się zgłosić po kasę. Usunąć po przeczytaniu.~Blue Wolf". Nie opisałem wam jeszcze wszystkiego. Sytuację najlepiej przedstawi opis zdarzenia jaki napisał policjant, który przyjechał na interwencje do domu Pana Zbigniewa. Wykradłem ten opis specjalnie dla was.
    "Ktoś zadzwonił do nas twierdząc iż słyszał jakieś jęki i wrzaski w domu obok.  Sądził, że to złodzieje, których nakryła żona sąsiada, pozbywają się świadka.  Gdy przyjechaliśmy (ja i mój partner służbowy)  na miejsce tylko w jednym pokoju paliło się światło. Weszliśmy do domu. Drzwi były otwarte co wydało się nam dziwne. Gdy je otworzyliśmy szerzej, zrobił się przeciąg. Spowodował on hałas zdradzający naszą obecność oraz porozrzucał jakieś  dokumenty po całym korytarzu i pomieszczeniu, które było chyba gabinetem, w którym coś się drukowało. Po chwili  usłyszeliśmy odgłos człowieka schodzącego po schodach.  Wzięliśmy go za włamywacza, więc szybko go zatrzymaliśmy i zakuliśmy w kajdanki. Co dziwne był nagi. W tym momencie do domu wrócił właściciel posesji, nie wydawał się zdziwiony sytuacją. Na piętrze w jednym z pomieszczeń również coś się drukowało, w drugim znaleźliśmy  małżonkę właściciela domu. Wbrew oczekiwaniom nie była ona martwa, jak sugerował dzwoniący na policję sąsiad,  natomiast cieszyła się z tego, co miało miejsce jeszcze parę minut temu. Szybko powiązaliśmy fakty i stwierdziliśmy że:
+ morderstwa nie było  
+ ów nagi osobnik to kochanek ów kobiety
+ dzwoniący to zapewne jakiś wścibski lub troskliwy sąsiad
+ zdarzenie to może zostać użyte jako dowód w sprawie rozwodowej (RD 69913/19)
Poza tym porozrzucane dokumenty były informacjami na temat działalności Zofii T (żony Zbigniewa T). Wyżej wymieniona dopuściła się przestępstwa z artykułu   296 kodeksu karnego, czyli celowej szkodliwej  działalności dla firmy Pana Zbigniewa T. Według znalezionych materiałów  kobieta wydawała firmowe pieniądze na własne potrzeby, celowo niszczyła dokumenty niezbędne mężowi, sprzedawała tajne informacje konkurencji itp. Ponad to kobieta nakłaniała świadków by zeznawali fałszywie na niekorzyść Zbigniewa T w sprawie rozwodowej, co podpada pod artykuł 233 kodeksu karnego.  Powyższe dokumenty powinny być przekazane śledczym jako dowód w spawie. "
   Efekt przerósł moje oczekiwania. Szum medialny jaki powstał na wskutek tego był większy niż oczekiwałem.  Kochanek Pani Zofii okazał się wiceprezesem konkurencyjnej firmy. To dodało całej sprawie jeszcze większej atrakcyjności. Jedne gazety zwiastowały nagłą odbudowę firmy i reputacji Pana Zbigniewa inne zaś sugerowały iż gdyby nie policja zabiłby przyłapaną parę. Sam zainteresowany nie wypowiedział się w sprawie więcej niż jednym zdaniem,  nie mając już na to  sił ani chęci. Powiedział jedynie, że ów "sąsiad" to było boskie wybawienie. Boskie Wybawienie. W skrócie BW, jak Blue Wolf. Mistrz subtelnego podziękowania. Czułem się zadowolony, że mogłem pomóc temu trzydziestoparoletniemu facetowi. To co robiłem było nie zgodne z prawem, ale przyczyniłem się  dobrze dla innych, pozwalając poznać im prawdę.  Czy zatem można mnie uznać za złego człowieka? I czy zło wykonywane dla powszechnego dobra przestaje być złe? Gdybym powiedział wam że zabijam ludzi (czego nie robię  mówię tylko dla przykładu) uznalibyście mnie za najgorszego z możliwych, lecz jakbym dodał, iż jestem pracownikiem więzienia gdzie wykonuje się wyroki na seryjnych mordercach, zmienilibyście zdanie. Ktoś liczył ile  w przeciętym filmie akcji ginie osób z rąk głównego bohatera? Uznajemy ich za złych, bo tak nam narzucono, a może i oni mają rodziny i przyjaciół. Wszytko to kwestia perspektywy.


               Kolejnego dnia zgrałem wszystkie dowody  na pendrive. I wyruszyłem do szkoły, w której tego dnia wyjątkowo nie mogłem się skupić, Ola szybko zauważyła moje rozkojarzenie i chciała widzieć co się stało. Powiedziałem jej że, to przez mało ilość snu, co nie było kłamstwem. Zaproponowała mi przejście się na bulwary, które są dość blisko szkoły.  Zgodziłem się, był piątek, a po całej tej sprawie chciałem odpocząć na świeżym powietrzu. Po szkole poszliśmy na bulwary gdzie rozmawialiśmy patrząc się w rzekę.  Wtedy zobaczyłem znak. Na jednej z lamp wisiało ogłoszenie "Poszukuję dobrego informatyka do spraw rozwodowych ul Zawadzka 38 godz 20:15  VNOHS GOD GCLHFL".  Ostatnie słowa były dla mnie nie zrozumiałe.
— To jakiś szyfr? — zapytała Ola
—Możliwe. Chodź do domu, jest już zimno. — Powiedziałem zrywając kartkę z lampy.
                   Oczywiście, że to był szyfr. Szyfr cezara, odkodowana wiadomość brzmiała 'sklep dla dzieci', na tej ulicy pod tym numerem znajduje się galeria handlowa, a w niej jest tylko jeden sklep z zabawkami. Szczerze mówiąc wahałem się i nie wiedziałem czy pójdę na wyznaczone spotkanie. Musiałem przede wszystkim dbać o anonimowość, a była ona w tej sytuacji zagrożona. W szufladzie mojej komody leży dziennik, w którym spisane są wszystkie zasady, którymi się kieruję będąc "Blue Wolf". Pierwsza reguła nakazuje właśnie zachowanie jak największej anonimowości. Gdym jednak nie poszedł straciłbym szansę na przypływ gotówki. Udałem się więc tam o wyznaczonej godzinie. Stał tam, czekał na mnie. Nie mogłem podejść i normalnie się przywitać, za dużo kamer, ludzi, światła. Jednak o 20:15 mężczyzna rozejrzał się wrzucił coś do kosza i zaczął iść w stronę wyjścia z galerii. Podszedłem wtedy do kosza, gdzie ujrzałem kartkę z napisem "za mną". Śledziłem, więc go aż do miejsca w którym nie było kamer, ludzi i świateł. Czekał na mnie.
—Brawo znalazłeś mnie — zaczął — Kim ty jesteś?
— Blue Wolf. Masz dla mnie kasę?
—Oczywiście, a ty masz dowody?
— Mam, proszę. — Wręczyłem mu pendrive
— A to dla ciebie — Dał mi torbę z pieniędzmi. — Czemu to robisz, czemu mi pomogłeś?
— Chciałem zarobić i nie lubię fałszywych kobiet.  Nie zgub dowodów to jedyny ich egzemplarz
— Nie masz kopi? —zdziwił się
— Nie mam. Nie wyglądasz na zadowolonego z zdobycia dowodów. Czemu?
—  Żona mnie zdradzała i doprowadzała do bankructwa. Z czego tu się cieszyć? — Był załamany
— Lepsze to niż żyć całe życie w świadomości, że nie umiało się być dobrym mężem— stwierdziłem
— Może. Dzięki za pomoc. — Niewiele go to pocieszyło.
— Nie ma sprawy. Do widzenia — powiedziałem, obserwując jak odchodzi.
 
             W domu gdy przeliczyłem pieniądze nie mogłem uwierzyć. Dziesięć tysięcy. Nie mogłem tego trzymać w mieszkaniu, musiałem założyć sobie konto. Jedno mogłoby wzbudzić podejrzenia, więc założyłem dwa konta. Wiedziałem, że na pewno jeszcze zarobię kiedyś sporo gotówki.  Na każdym rozlokowałem po 2 tys złotych. Przelałem mamie na konto tysiąc złotych, a za resztę kupiłem sobie nowy sprzęt. Pan Zbigniew wygrał sprawę rozwodową, żona nie dostała nic z ich majątku, a na dodatek trafiła na pięć lat do więzienia za swoje przestępstwa. Po tej przygodzie nic nie wydawało się ciekawe, podglądanie ludzi było nudne, a w perspektywie nie było żadnych spraw wartych uwagi. 

Jednak kilka dni później w będąc na spacerze spotkałem Ewelinę, rok młodszą koleżankę, którą poznałem w ostatnie wakacje, idącą do sklepu. Dołączyłem do niej. Ewelina była szczupłą (według niektórych aż za) dziewczyną o pięknych brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu. Zawsze sprawiała wrażenie optymistki, dlatego często z nią kiedyś pisałem w celu poprawienia sobie humoru. Ta dziewczyna o ciemnobrązowych włosach wręcz zarażała mnie optymizmem. Była też inteligentna i bystra, czym dodatkowo wzbudzała mój szacunek. Naturalność i dziewczęcość były jej kolejnym zaletami.  Z obecnej perspektywy muszę powiedzieć, że to jedyna dziewczyna, która mogłaby konkurować z Olą. Kiedyś podkochiwała się w jednym z moich kolegów z klasy, jednak on nie odwzajemnił jej uczuć. Często żartowałem mówiąc, że to przez ich wzrost, ona ma lekko ponad 170 cm wzrostu, a on  174cm. Chłopak czuł się przy niej za niski i popadał w kompleksy. To moja wersja. Prawdziwa jest taka, że ów chłopak związał się wtedy z pewną Ewą, łamiąc serce mojej koleżance. Na dodatek ponoć wyśmiał jej uczucia. Nie mogę sobie wyobrazić takiego bólu, ale przecież ja według niektórych osób nie mam serca.
Nigdy nie powiedziała jego imienia, mówiąc "On to ...." lub "Lubię w Nim ..." jednak ja widziałem o kogo chodzi.  Ten "On" to Kuba z mojej klasy. Tak ten którego wrobiłem w filmik z Mateuszem. Tak ten co oberwał za moje czyny. To była zemsta.  Za nią, za dziewczynę którą . . . . nie ważne.
      Podczas rozmowy z Eweliną dowiedziałem się, że teraz pisze z niedawno poznanym chłopakiem z innej miejscowości, uczącym się nie w naszym mieście. Była tym podekscytowana, widać było po niej, że zapomniała o dawnej "miłości". Chwaliła się też występem w jasełkach szkolnych, które miały się odbyć za dwa tygodnie. Co dziwne oba te fakty przeoczyłem mimo dostępu do jej konta na facebook'u, może dlatego, że nie czytałem rozmów jeśli nie były mi potrzebne.  Czas upłynął nam na beztroskiej rozmowie dzięki której zapomniałem o swoim hakerskim życiu. Odprowadziwszy ją potem na przystanek udałem się do domu.  Gdzie postanowiłem sprawdzić chłopaka z którym Ewelina pisze. Nie wydał mi się ciekawy, więc wziąłem się do obowiązków szkolnych. Czekały mnie matury próbne na które nie miałem czasu się pouczyć, a zaczynały się już jutro.

Następnego dnia przed egzaminem podszedł do mnie Kuba mówiąc "Wiem co powiedziałeś o mnie Matuszowi. Dlaczego mnie wrobiłeś w tą akcję z tym filmikiem?". Udałem że nic nie wiem i stwierdziłem, że to mnie ktoś wrabia. Nie sprawiał wrażenia przekonanego, co mnie martwiło. Odchodząc powiedział "Zgadnij z kim jutro się spotykam?", a nie wiedząc mojego zaciekawienia dodał "Z Eweliną".  Robił to na złość mi, wiedziałem o tym. Nie mógł mnie tknąć, ponieważ bał się Mateusza i spółki, uderzał więc pośrednio. Kim trzeba być by bawić się ludzkimi uczuciami? Nawet ja tego nie robię.  W środku byłem wściekły, jednak nie dałem poznać po sobie tego poznać. Na egzaminie nie mogłem się skupić, myślałem nad zemstą, to było łatwiejsza niż namówienie jej do odwołania spotkania.  Moje relację z tą dziewczyną ograniczały się od pisania na Facebooku lub wymiany kilku zdań na żywo. Rzadko trafiały się okazje taka jak ostatnio, gdy mogliśmy dłużej porozmawiać na żywo. Głównie dlatego, że mieszkała ona dwa kilometry od miasta, więc ciężko było nam się umawiać. Z tego powodu nasze relacje nie można uznać nawet jako przyjaźń, dlatego wątpiłem, że mnie posłucha, gdy poproszę o nie pójście na to "pseudo randkę". Moją uwagę od tej sprawy odwróciła jak zwykle Ola, która nie daje mi spokoju odkąd jej pomogłem z angielskim. Nie mówię, że to mi przeszkadza , wręcz przeciwnie.  Po skończonej lekcji w-f podeszła do mnie i zapytała radośnie
—O czym tak rozmyślasz?
—Nad wyższością oportunizmu nad konformizmem — uśmiechałem się
—A to nie konformizm jest czymś lepszym? — podchwyciła temat
— To kwestia... — zacząłem
— Perspektywy — przerwała mi — Wiem, często to mi powtarzasz. Ty i ten twój obiektywizm.
—Nie narzekaj. A jak tam u  Ciebie? Coś zmieniło się przez te pięćdziesiąt minut?  — Mówiąc to udałem, że sprawdzam godzinę.
—Nie, ale mam do ciebie pytanie. Wiesz już z kim pójdziesz na studniówkę? — widać że długo myślała nad sformułowaniem tego pytania
—Naturalnie i powiem Ci, bardzo mi się poszczęściło.
— A kto to taki? — zapytała uśmiechneła się  ukrywając smutek
— Osoba, która sądząc po fryzurze nie ćwiczyła na w-f. — spojrzałem na nią—  Zamiast tego poprawiła makijaż— pogłaskałem ją po policzku. —  Swoją drogą ta nowa szminka dobrze podkreśla kolor Twoich oczu.  —widać było, że spodobał jej się komplement — Wyczuwam też jakieś perfumy, których wcześniej nie czułem, to mandarynka, cynamon i . . .  lawenda?
—Tak. Czyli mam rozumieć, że idziesz ze mną? — spytała retorycznie z ironią i zaskoczeniem
—Jeśli się zgodzisz młoda damo.
— No skoro tak prosisz. —  Zaśmiała się — Skąd wiedziałeś, że chcę z Tobą iść?
—Na ogół nie malujesz się w szkole i nie używasz w niej perfum. Gdyś poprosiła kogoś innego, a ów osoba by się zgodziła, przybiegłabyś do mnie z tą informacją, jakby się nie zgodził widziałbym twoje niezadowolenie. Proste. Cieszę się, że się zgodziłaś.  Chociaż jesteś pewna, że nie chcesz iść z kimś innym? Wiesz ilu chłopaków lepszych ode mnie chciałoby z Tobą iść?
— No wątpię, że znalazłby się ktoś taki.
—O tak i to sporo. —  Wiedziałem to dzięki przeczytaniu paru konwersacji — Twój błąd, idziesz ze mną.
 
Gdy mama ma na nocną zmianę do pracy rano, zostawia mi kluczki, więc dojeżdżam do szkoły samochodem. Tego dnia było tak samo. Idąc do auta po skończonych lekcjach jeszcze raz podziękowałem Olce za zgodzenie się na pójście ze mną na studniówkę, a następnie pożegnałem się z nią. Wsiadłszy do samochodu, zauważyłem że mam jakąś ulotkę za wycieraczką. Wysiadłem, wziąłem kartkę i dostrzegłem, że to nie ulotka. Na kartce ukazana była postać wilka na odwrocie zaś widniał ciąg liczb w systemie binarnym. "1001 ; 10011 ; 101 ; 101 ; 11001 ; 1111 ; 10101 ". 'To wiadomość skierowana do mnie' pomyślałem. W dolnym rogu był podpis jej autora, odręcznie napisane "AS". Nie wiedziałem co to wszystko znaczy,  pewne było tylko jedno. Ktoś wie czym się zajmuje na poza szkołą.














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top