blue flower
Dwa dni później Dream nerwowo przeskakując z nogi na nogę stał pod wielką, bogato zdobioną, srebrną bramą stanowiącą boczne wejście na teren dworu królewskiego. Pałac otoczony był wysokim murem, składającym się z dużych, biało-kremowych głazów, a srebrne bramy z błyszczącymi jasnymi zdobieniami ładnie obrastały bluszczem.
Drem śledził wzrokiem jak ptaki siadające na ogrodzeniu wydłubują z pnączy drobniejsze patyczki, prawdopodobnie służące im do odbudowy gniazd. Tępo wbijał wzrok w małe istoty, delikatnie przekrzywiając głowę na bok. Były różnokolorowe, totalnie nie umiał określić jaki to był gatunek, a na różnorakiej zwierzynie znał się całkiem dobrze. Dzika natura otaczająca zamek miała w sobie coś prawie że nadnaturalnego, nadając mu nieco bajkowy klimat.
W jednej dłoni trzymał list od Nick'a, którego treść napisana profesjonalnym, urzędowym językiem zezwalała mu na wstęp do zamku na widzenie z samym władcą. Błagał Nicholas'a o załatwienie mu tego papierka tak długo, że niższy w końcu uległ. Clay był niemal przekonany, że to Karl pisał tą wiadomość, mógł to odgadnąć również po nieco przekrzywionym, ale dalej bardzo ładnym i czytelnym charakterze pisma. Blondyn był cholernie zestresowany, ale z zewnątrz wyglądał na zupełnie opanowanego. Ścisnął nieco trzymaną w drugiej dłoni łodygę niebieskiej róży, wydychając głośno powietrze.
Był pewny swoich czynów, wiedział, że George go nie odrzuci. W końcu go kochał, a dowód tej miłości właśnie był odrobinę maltretowany przez długie palce zielonookiego. Nie mniej jednak, Clay był tylko nic nie znaczącym, sprytnym, biednym mieszczaninem. Absolutnie nie zasługiwał na kogoś takiego jak George, który był pieprzonym księciem. Bał się, że król nie zgodzi się na jego oświadczyny. Blondyn zmrużył oczy, niemrawo opierając się o kamienisty mur.
Szczerze, gdyby Dream nie otrzymał pozwolenia na zaślubiny, wcale by się tym nie przejął. I tak dostałby George'a w swoje ręce. Blondyn był samolubny, zachłanny i te cechy zdecydowanie popchnęłyby go na próbę zdobycia księcia tylko dla siebie. W końcu już raz go uprowadził, dlaczego nie mógłby spróbować znowu. Uśmiechnął się głupkowato słysząc własne myśli. Wizja porwania bruneta wcale nie wydawała mu się taka głupia i nieprawdopodobna. Była czymś, do czego nie mający nic do stracenia chłopak był zdolny.
-Dobrze się bawisz? - Zagadnął Sapnap, stający po drugiej stronie wysokiej bramy. Ubrany był w swój standardowy strój, ale skórzane pasy nie były ułożone tak perfekcyjnie jak zazwyczaj. Miał nieco zachrypły głos, ale dalej tkwiła w nim nuta tej bijącej od chłopaka niepewności.
Sapnap był niepewny siebie, mimo że aspirował cholernie wysoko. Jednak nadawało mu to swego rodzaju uroku. Clay podniósł na niego wzrok, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Wspaniale - Odparł krótko, wchodząc przez furtkę, którą otwarł dla niego brązowowłosy. Spostrzegł, że skrupulatnie ją za nim zamknął, więc nawet gdyby blondyn w ostatnim momencie spanikował i uciekł, i tak nie wydostałby się w miarę szybko z terenu pałacu. Oczywiście mógłby wspinać się przez płot, ale zajęłoby mu to o wiele za dużo. Nick zdążyłby go wyśmiać ze sześć razy.
Spostrzegł jak generał ciekawsko przygląda się trzymanemu przez niego kwiatkowi. Blondyn zakrył sam kwiat brązową, mahoniową szmatką by przez przypadek nie potargać delikatnych płatków, widoczna była tylko długa, przyozdobiona w kujące kolce, ciemnozielona łodyga. Uśmiech Clay'a zmienił się w wyrażający wyższość i dumę krzywy półuśmieszek, gdy z wyniosłością pokazał swojemu towarzyszowi odcień rośliny. Oczy niższego zamigotały, usta wygięły się w ciepłym uśmiechu, ale nic nie powiedział. Jedynie poklepał blondyna po plecach posyłając mu pełne wsparcia spojrzenie.
Dream przez całe swoje życie sądził, że nie ma żadnych przyjaciół i żadnych nie będzie dane mu posiadać. Zawsze był sam, nie ufał nikomu, zbytnio nie spoufalał się z napotkanymi ludźmi. Nauczony radzić sobie samemu od małego, inne osoby stanowiły dla niego raczej materiał do manipulacji by osiągnąć wymierzone sobie drobne cele, by jakoś przeżyć w tym cholernym świecie.
Jednak spoglądając na Sapnap'a miał wrażenie, że mógłby go tak nazwać. W ciągu tych kilu intensywnych miesięcy jakie blondyn spędził na rozmyślaniu o głębokim kolorze tęczówek księcia, myśl o Nicku też czasami zawitała w jego głowie. Uwielbiał się z nim droczyć i jakby nie patrzeć, zawdzięczał mu wiele.
Szli powolnym krokiem, a wraz z każdym krokiem postawionym bliżej wrot prowadzących do głównej sali blondyn miał wrażenie, że traci panowanie nad swoim ciałem. Jego nogi trzęsły się jak galareta, ale starał się zupełnie ignorować ten fakt i dalej uparcie wpatrywał się w już widoczne wejście. Wrota były zamknięte, gdy już przy nich stali, Sapnap posłał mu pytające spojrzenie. Blondyn delikatnie pokiwał głową dając mu znać, że jest gotowy i przygotowany.
Totalnie nie był przygotowany, chciał zrobić wszystko spontanicznie, jak to robił zazwyczaj. Starał się co prawda początkowo wymyślić to co powinien powiedzieć, jakich słów użyć, ale za każdym razem gdy chciał to zrobić miał w głowie totalną pustkę. Poczuł gulę w gardle, gdy usłyszał jak niższy puka w masywne, białe drzwi, a te po chwili zostają otwarte.
Spojrzał niepewnie w ich stronę i na pierwszym planie spostrzegł Karla, pogodnie się do niego uśmiechającego, chłopak prawdopodobnie otwarł wrota. Po bokach od wejścia stało kilku strażników, którzy mimo że stali nieruchomo, zdawali się żywo interesować blondynem.
Oczywiście wszyscy zostali poinformowani, że ktoś chce złożyć wizytę sprawiedliwemu władcy. Nikt oprócz dwójki mężczyzn stojących teraz obok strażników nie wiedział kim ów odwiedzający ma być. Nick i Karl spojrzeli na siebie z uśmiechami, delikatnie stykając się dłońmi. Żaden z nich jednak nie miał zamiaru chwytać tej drugiej. Nawet jeśli mieliby na tyle odwagi, nie był to odpowiedzi moment na takie czułości. Czuli tlące ciepło rozchodzące się po ich klatkach piersiowych, więc jedynie stali na uboczu, przeraźliwie się rumieniąc. Dream prawie że wywrócił oczami, analizując na szybko ich zachowanie.
George, który oczywiście również nie miał pojęcia, że dane będzie ujrzeć mu blondyna zakrył usta szczupłymi dłońmi, dostrzegając blond kosmyki i tak dobrze mu znaną, charakterystyczną ciemnozieloną pelerynę. Był rozkojarzony, ale cholernie ucieszył się z widoku blondyna. W kącikach jego oczu już praktycznie rozlewały się niewielkie łezki, ale szybko je wytarł starając się zachować powagę. Był ciekawy, czego Dream mógł chcieć od jego ojca, wszystkie głupie myśli o blondynie jakie kiedykolwiek przeszły przez jego głowę pojawiały się na nowo, tworząc w organizmie daltonisty niezły nieporządek.
W tym czasie kiedy George walczył sam ze sobą, Dream chwiejnym krokiem wszedł do sali i klękając na czerwonym dywanie, oddał cześć władcy. Schorowany król spojrzał na niego podejrzliwie, jednak go pozdrawiając. Nie co dzień zwykli mieszczanie decydowali się na składanie mu wizyt, ale wiedział, że skoro Karl dopuścił do tego widzenia musiał być jakiś ważny powód.
-Wasz królewska mość- Zaczął Dream, teraz będąc już zupełnie odstresowany. Zatracił w sobie cały strach w momencie, w którym spojrzał na George'a.- Niepokoję dziś twoje obliczę z niebyle jakiego powodu.
Przełknął nieśpiesznie ślinę, zbierającą się w jego ustach i wyciągnął dalej odrobinę drżącą dłoń dzierżącą nieszczęsny kwiatek do przodu, odkrywając przed zebranymi jej odcień. Z jego dłoni kapała krew, nieśpiesznie skapując na dywan w podobnym do jej odcieniu. Po drodze zdążył zranić się o zdradzieckie kolce. Zląkł się z zaskoczenia, gdy po chwili w jego ramionach znajdował się George, który dostrzegając różę nie zastanawiał się dwa razy co powinien zrobić. Stęsknił się za blondynem, chciał poczuć jego dotyk i uzależniający zapach już teraz, nie zważał na straż czy na swojego ojca.
Dream wypuścił różę, szczelnie oplatając niższego ramionami. Przycisnął jego biodra do swoich, kładąc na jego tali jedną ze swoich dłoni. Blondyn wcisnął nos w gęste, lśniące włosy niższego delikatnie, ale jednocześnie z zachłannością wdychając jego słodki zapach. Dosłownie, George pachniał kwiatami i czekoladą. Trwali w tym czułym uścisku dobre kilka minut, dopiero gdy jeden ze strażników przejechał ostrzegawczo swoim ciężkim mieczem po podłodze, odkleili się od siebie. Dream z czułością odstawił Georga na ziemię, niepewnie spoglądając na króla.
Ten zdawał się analizować sytuację z zimną głową, ale kiedy spojrzał na łzy zbierające się w kącikach oczu swojego syna, samemu zaczęło zbierać mu się z płacz, więc jedynie pokiwał głową w ich stronę, dając im jednoznaczną odpowiedź na te całkiem nietypowe oświadczyny.
Sapnap stojący z boku odwrócił głowę hamując łzy wzruszenia, a Karl nagle przytulający się do jego boku jedynie cicho się zaśmiał, samemu ledwo się powstrzymując.
❀ ❁ ❀
-Skąd ją wziąłeś? -Spytał George obracając niebieską różę w dłoni.
Był już wieczór, a oni siedzieli na drewnianej huśtawce w nieco już zarośniętym ogrodzie, gdzie spotkali się pierwszy raz. George ostatnio nie miał chęci nad pielęgnowaniem roślin, ale widząc je w tym stanie serce mu się krajało, więc postanowił, że w najbliższym czasie się nimi zajmie.
Mrok wypełniał każdy zakamarek ciemnego ogrodu, ale lekkie oświetlenie w postaci niewielkich białych lampionów zawieszonych w losowych miejscach na rosłych drzewach nadawało temu miejscu czegoś magicznego. Lekki powiew ciepłego wiatru napędzał spragnione odpoczynku ludzkie ciała, ale oni mimo to nie czuli się zmęczeni. Chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, nie widzieli się tak dawno, że spotkanie i obecność drugiej osoby działało na nich jak narkotyk. Mocny fiolet łączył się na niebie z granatem, słońce było już bardzo nisko, praktycznie niewidoczne. Zarysy usypiającej natury potęgowały się z każdą chwilą. Gdzieś w oddali, dokładniej z okolic dość sporego molo rozpościerającego się z jednej strony pałacu słychać było rechotanie żab.
Clay się uśmiechną, kładąc swoją dłoń na udzie George'a. W odpowiedzi dostał jedynie blady rumieniec i tak doskonale odcinający się z odcienia porcelanowej skóry. Delikatnie gładził kciukiem udo księcia , przez całkiem cienki materiał przylegających spodni.
-To długa historia - Mruknął, nieco zaciskając dłoń na drżącym udzie - Kiedyś ci opowiem, ale teraz nie chcę psuć momentu.
George spojrzał na niego spod ukosa, ale ostatecznie tylko subtelnie się zaśmiał, kładąc swoją dłoń na tej Dream'a leżącej na jego ciele. Zapletli swoje palce, obaj trochę się czerwieniąc. Clay podniósł się z huśtawki, ciągnąć za sobą narzeczonego, który przypadkowo upuścił trzymaną różę na drewnianą powierzchnię huśtawki. Powolnym krokiem ruszyli w stronę wejścia do pałacu.
Po drodze mijali rządki równo zasadzonych nasturcji, zupełnie nie zwracając na nie uwagi. Nasturcje, George zawsze lubił to słowo, mimo że kwiatek sam w sobie nie należał do jego ulubionych, z tego co pamiętał, oznaczał chyba płomienną miłość, co jakoś nie bardzo do niego przemawiało. Płonąć z miłości. Roztapiać się nad zgubnymi tęczówkami drugiej osoby, szukając w nich iskry odwzajemnionych uczuć. Westchnął, uświadamiając sobie, że w gruncie rzeczy właśnie tak się czuł, miał wrażenie, że sama wiedza o tym, że istnieje ktoś taki jak blondyn doprowadzała go do gorączki. Zerknął w zielonkawe oczy Dream'a głupkowato się uśmiechając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top