4. W kręgu kłamstw
Stojąc naprzeciw mojego przyjaciela nie wiedziałam co powinnam zrobić. Nie ruszyłam się nawet o minimetr obserwując jak z uśmiechem podchodzi w moją stronę i chwyta moje włosy przekładając je sobie między palcami.
"Shinji to wampir"- to zdanie odbijało się echem w mojej głowię powodując nieprzyjemny ból i otępienie. Chociaż to nie fakt, że jest krwiopijcą mnie tak bolał, a świadomość tego, że się z nim przyjaźniłam nic o nim tak naprawdę nie wiedząc.
Odwróciłam się gwałtownie nie chcąc na niego patrzeć, a słone łzy mimo mojego uporu same znalazły ujście i teraz powolnie spływały po moich policzkach. Na samą myśl o nim czułam ucisk w klatce piersiowej.
— Oj Rin, zdrada, której się nie spodziewasz boli o wiele bardziej niż ta, którą możesz łatwo przewidzieć. Myślę, że już nie raz się o tym przekonałaś prawda? Na przykład twoja matka albo ciotka. Nie jestem pierwszy, który cie zdradził, a ty wciąż ślepo ufasz ludziom. Ja na twoim miejscu już dawno stracił bym w nich wiarę. Ludzie to przebiegłe szuje widzące tylko czubek własnego nosa.— złapał boleśnie za moje ramie wbijając się ostrymi paznokciami w skórę— Dlatego właśnie wyzbyłem się wszystkiego co mnie z nimi łączyło stając się kimś lepszym.
Syknęłam czując jego kły wbijające się w moją szyję. Zaczęłam się szarpać, jednak nic mi to nie dało, tylko bardziej bolało.
— Rin! — usłyszałam krzyk Sleepy Ash'a, który w jednej chwili znalazł się przy mnie zamachując się na czarnowłosego. Nie Kuro, przecież ty go zabijesz...!
W ostatniej chwili Shinji odskoczył w tył z satysfakcją wycierając ubrudzone, czerwone od krwi usta. Odwróciłam się w jego stronę chcąc zobaczyć, czy cokolwiek mu się stało. W jednej chwili robiło mi się słabo i uciekły ze mnie wszystkie siły. Upadłam na ziemię. Ja się kurwa o niego martwię... mnie chyba pojebało!
Spojrzałam na niego z czystą nienawiścią w oczach. Dawno już nie byłam tak wkurzona... nie, ja nigdy nie byłam tak zła i bezradna.
— Ash...— mruknęłam spuszczając głowę w dół. Błękitnowłosy ukucnął przy mnie, a ja tylko odsunęłam włosy z szyi. Jeśli nie ma kontraktu może pić ile chce, przynajmniej tak mi się zdaję, więc sprawa jest jeszcze prostsza. — Zabij go — wyszeptałam. Kuro nachylił się nade mną i ugryzł mnie w szyję. Zamknęłam oczy nie chcąc patrzeć na nic co się tutaj dzieje.
Po jakimś czasie siedzenia w jednym miejscu poczułam jak ktoś mnie unosi. Otworzyłam oczy i odetchnęłam z ulgą widząc Servampa. Jego twarz była lekko zadrapana w kilku miejscach, jednak nie widać było żadnych poważniejszych ran.
— Jeszcze nigdy nie piłem krwi z taką ilością chęci mordu — stwierdził wskakując na budynek. Słonce już prawię zaszło, a całe Tokio oświetlało się w blasku lamp i świateł. Chłonęłam ten widok, jakbym miała zobaczyć to ostatni raz.
— Zabiłeś go... prawda?
— Zrobiłem to co mi kazałaś— mruknął leniwie przeskakując po budynkach w stronę mojego domu. Oparłam się o jego klatkę piersiową zamykając oczy. Zimna.
Przez następny tydzień nie wychodziłam z pokoju. Miałam wyrzuty sumienia, a nawiedzające mnie koszmary nie dawały mi chwili wytchnienia. Kuro co jakiś czas wchodził do pomieszczenia, jednak widząc mnie zawiniętą w kołdrę przed telewizorem nic nie mówił i wychodził. Jedynym moim pożywieniem były zupki chińskie, które kupował wampir. Mimo, że nie zrobił nic złego prosiłam go, aby nie pokazywał mi się w swojej ludzkiej postaci. Nie mogłam patrzeć na te stworzenia.
Dzisiaj przyszedł normalnie. Popatrzyłam na niego złowrogo i w tej samej chwili zmienił się w kota. Podszedł po mnie i usiadł mi na kolanach. Po chwili wrócił do swojej pierwotnej postaci gniotąc mi nogi. Mimo mojego syku dalej siedział jak wcześniej i ignorował mój ból.
— Twoja depresja jest upierdliwa, ogarnij się— stwierdził dobitnie. Wyciągnęłam nogi spod jego tyłka, a on tylko wygodniej się usadowił między nimi. — Nie rozumiem jak można tak przeżywać śmierć jednego człowieka.
— Jeśli miałbyś osobę, której bezgranicznie ufasz zrozumiał byś.
— Patrząc na twój aktualny stan nie chce jej mieć... jeśli ta twoja ufność doprowadza człowieka do depresji to jest to najgłupsza rzecz jaką człowiek mógłby zrobić.
— Ufając drugiej osobie dzielisz z nią swoje uczucia. To tak jakbyś swoje lenistwo podzielił na siebie i mnie i robilibyśmy to samo w tej samej chwili. Często się dzieląc ze mną tym odczuciem sprawiłbyś, że widziałbyś we mnie jakąś część siebie. Czyli logicznie rzecz biorąc gdybym umarła stracił byś część swojego lenistwa.
— Wiedząc to nigdy bym tego nie zrobił.
— Jednak ludzie są słabi i potrzebują czegoś takiego.
Kuro wstał i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Położyłam się na podłodze i mocniej zawinęłam kołdrą. Tłumacząc to wszystko wampirowi to tak jakby tłumaczyć psu jak się miauczy. On jako wampir nie zrozumie jacy są ludzie, a ja jako człowiek nie zrozumiem jakie są wampiry. I właśnie w tym leży problem. Dodając jeszcze fakt ich zapotrzebowania na ludzką krew już w ogóle można skreślić przyjazne stosunki między nami. A jednak prosząc Kuro o zabicie Shinji'ego zaufałam mu. I szczerze mówiąc, mimo wszystko lubię tego pchlarza.
Jeszcze tego samego dnia wyszłam z pokoju i zjadłam normalny posiłek, natomiast w poniedziałek poszłam do szkoły. W niej aż huczało od plotek na temat śmierci Akatugawy. Był na językach każdego w moim otoczeniu. Nie raz ktoś przychodził do mnie pytając o niego i składając kondolencję. Przyszła do mnie nawet dziewczyna, która wyznała, że chciała wyznać mu swoje uczucia. Czując łzy w oczach przytuliłam się do niej i płakałam razem z nią.
Co ja zrobiłam...
Po szkole poszłam do Asuhy. Jeśli ona ma z tym coś wspólnego to chciałam o tym wiedzieć już teraz. Na same lekcje dzisiaj nie przyszła, jednak zastałam ją w domu. A dokładniej jakiegoś mężczyznę. Wysokiego, przystojnego blondyna ubranego w różową koszulę oraz spodnie i marynarkę w czarnym kolorze. Jednak najbardziej wyróżniała się czerwień jego oczu. Taka sama jaki u Shinji'ego i Kuro. Czyli Ash miał rację... Asuha jest Eve Servampa — pomyślałam przełykając ślinę.
— Rin! — usłyszałam i zostałam zgnieciona w silnym uścisku blondynki — Shinji... on...
— Wiem Asuha, w szkole dużo osób mówi na ten temat.... kto to? —kiwnęłam w stronę stojącego w drzwiach mężczyzny. Ten ukłonił się z gracją.
— To jest Lily, mój... kuzyn. — Coś mnie ukuło w sercu, gdy to usłyszałam. Dziewczyna przytuliła się do mnie cicho łkając, a ja tylko schowałam twarz w jej włosach. Bardzo chciałabym wierzyć w to co mówi blondynka, jednak czerwień jego oczu sprawia, że nie mogę jej uwierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top