𝚅𝙸
Connor wcale nie był tak silny psychicznie, jak się wydawało. Zawsze bardzo opanowany i spokojny, ukrywający swe zmartwienia, lecz w końcu przyszedł moment, kiedy szklana bariera jego wytrzymałości po wielu uderzeniach zbierała więcej pęknięć, aż wreszcie rozbiła się na drobne kawałeczki.
Próbował ratować się z tego stanu głębokiego przygnębienia wspomnieniami ze swoim przyjacielem Ninesem oraz Andersonem, jednak obie wizje przynosiły jedynie ból i smutek.
Czuł przytłaczająca gorycz, myśląc o nich, ponieważ pierwszy z nich był martwy, a drugi mógł być, jeśli według androida opuściłby on ten pokój.
Pomieszczenie, w którym tkwił to sypialnia Hanka. Odkąd tam wszedł - ani razu nie wyszedł. Minęły dwa dni od kiedy partnerzy wzięli wolne i przez cały ten czas RK800 nie odezwał się słowem do Andersona, choć słuchał tego, co rzucił mu przez szparę lekko uchylonych drzwi.
Nie nawiązywał jednak kontaktu wzrokowego, a jego dioda stale świeciła na złoto. Oczy bruneta wpatrzone w jeden i ten sam punkt, wyrażały głęboki smutek oraz pustkę. Zamyślony siedział skulony w identycznej pozycji przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Anderson próbował zagadywać, zaglądał do środka oraz pytał o jego samopoczucie, lecz widząc za każdym razem brak reakcji ze strony towarzysza po prostu przestawał zawracać mu głowę.
Obejmując ramionami dolne kończyny, RK800 patrzył melancholijnym i nieobecnym wzrokiem w bladą ścianę przed sobą. Z czubka włosów zwisał zarzucony na głowę koc, również oplątany wokół całego ciała androida. Dostarczał mu ciepła oraz dawał poczucie bezpieczeństwa, jednak nie wpływał na jego samopoczucie.Connor czasami zaczynał myśleć, iż być może to nie on był tego wszystkiego powodem. Niestety w dalszym ciągu wszystko na to wskazywało, co za tym szło zmaganie się z ogromnym poczuciem winy oraz mierzenie się ze strachem.Żal gniótł jego biokomponenty, utrudniając wymianę pierwiastków w jego sztucznym organizmie.
Ilość zgłoszonych spraw nie malała, a wręcz rosła, choć nie w zastraszającym tempie. Głównie jedna sprawa na dwa dni.
Jednak im dłużej Hank wraz ze swoim partnerem siedział w zaciszu domowym, tym mniej słychać było o danych przypadkach.
Świadomość ta nie pomagała RK800. Rozumiał on to jako fakt, iż w nim krył się problem i gdziekolwiek by nie poszedł, czegokolwiek nie zrobił - on to wszystko zepsuje.
Myśl ta pogrążała go głębiej w grozie oraz melancholii, która trwała już kilka dni.
Główną rolę w jego tragicznym samopoczuciu odgrywało poczucie winy oraz utwierdzanie się w niej. Bowiem tylko w ten jednej sposób logicznie można było wyjaśnić nagły spadek przypadków agresywności androidów - jak przekonywał sam siebie Connor.
Porucznik miał natomiast inne zdanie na ten temat.
Dalej wierzył w niewinność bruneta, lecz on sam w siebie już dawno zwątpił.
Zaczynał akceptować nawet wersje, ze mógł wyeliminować RK900 ponad miesiąc temu, ale dlaczego? Nie rozumiał swoich powodów.
Jednak jedno było pewne.
On nie żył.
Miał co do tego niemalże sto procent pewności, gdyż któż inny mógłby go zabić? Jednak gdzie byłoby wtedy ciało? Czy Connor ukrył je i wykasował sobie pamieć, aby nigdy go nie odnaleźć? To wchodziło w grę, dlatego uważał to za rozsądny scenariusz i jak najbardziej prawdopodobny.
Może właśnie wtedy po raz pierwszy stracił nad sobą kontrole, a dopiero teraz wróciły do niego wspomnienia.
Nie podobała mu się jednak ta myśl. Dobijała go równie mocno, co wszystkie inne.
Tak bardzo nie chciał skrzywdzić Hanka ani nikogo innego. Nie chciał nawet włączać stanu uśpienia, by zrelaksować się, bo wiedział, ze znów przeniósłby się do pustki - opuszczonego miejsca bez niczego wewnątrz poza nim i Hankiem, a następnie zobaczyłby widok kompana torturowanego przez nikogo innego, ale jego własnego przyjaciela androida.
Wolał już zmagać się z rzeczywistością i myślami, niż znów tam wylądować i odgrywać tamtą scenę.
Morderstwo RK900 to jednakże jeden z najgorszych scenariuszy, jaki przewinął mu się przez myśl, aczkolwiek nie mógł go wykluczyć.
Nie potrafił również temu w pełni uwierzyć. Jego mechaniczne serce rozpadało się na kawałki, myśląc, iż mogła to być prawda.
Nigdy nie pragnął czegoś takiego, dlaczego miałby to zrobić?
Czemu teraz musiało się mu to wszystko przytrafiać? Był pewny, że od zawsze pragnął szczęścia ich wszystkich.
Hanka, Ninesa, Sumo, a nawet Gavina, który na samym początku był dla niego niemiły.
Ale Connor nie gardził nim za to. RK900 przekonał go do zmiany zdania, a sam detektyw zaczynał się zmieniać.
Starzec nie umiał przekonać bruneta swoim gdybaniem oraz przypuszczeniami, iż android był niewinny. Nie potrafił wyjaśnić ani jednego rozsądnego powodu, dlaczego to wszystko się działo.
Nie mógł nic potwierdzić ani uzasadnić lub znaleźć żadnego tropu czy wskazówki.
Ponadto partnerzy nie poczynili również żadnych postępów w śledztwie, a to oznaczało, iż Connor dobrze rozumiał, że problem leżał tylko i wyłącznie w nim.
Obawiał się dnia, w którym zrobi coś, czego będzie żałował do końca swoich dni, lecz ten moment nie nadchodził.
Czekał na niego dzień za dniem, zawinięty kocem, patrzący pustym oraz przygnębionym wzrokiem na bladą ścianę przed sobą.
Po prostu dalej siedział tam w zamknięciu, obawiając się najgorszego, lecz nic się z nim nie działo.
Co gorsze - sprawność systemu w pełni kompatybilna, a diagnostyka nie wykryła już więcej żadnych błędów.
RK800 zastanawiał się, co to oznaczało.
Może był cień szans na to, ze skoro przypadki androidów zmalały, wspólny mianownik znikł i do tego doprowadził, co za tym szlo - ta rzecz nie tkwiła już dłużej w Connorze.
Porucznik zastanawiał się, jak długo android zamierzał przebywać w jego sypialni.
Jednak wierzył, iż na pewno nie marnował on czasu i próbował przeanalizować wszystko, co do tej pory wiedzieli, a także ostatnie przykre wydarzenia.
Tak też było, niestety nic pozytywnego nie wynikło z przemyśleń Connora, co jedynie bardziej go dobijało.
Głucha cisza i mrok były jedynymi towarzyszącymi mu przez te dwa dni czynnikami.
Czasem ciche słowa wypowiadane z ust Hanka zza szpary drzwi, lub dźwięki szumu telewizora z salonu, stukot naczyń z kuchni, krople deszczu uderzające o okno w sypialni, w jakiej się znajdował oraz inne odgłosy go uspokajały.
Większość utwardzała w przekonaniu, iż Hank żył, poruszał się i normalnie funkcjonował.
Był tuż obok.
Był żywy.
Connor chciał chwilami zniknąć, by już nikomu nie zagrażać, a jednocześnie bał się gdziekolwiek ruszać.
Nie pragnął zostawiać Hanka samego, co było drugim powodem jego wahania.
Czuł się fatalnie, a nawet zaczynał współczuć ludziom o słabych nerwach, gdyż właśnie przechodził załamanie nerwowe, nigdy wcześniej niczego tak nie przeżywając, co dla innych musiało być nieraz istną katorgą.
Podjęcie decyzji pod taką presją w stresie oraz lęku było niemalże niewykonalne.
Android czuł w środku ból otoczony grubą warstwa lęku, który miażdżył wszelkie inne uczucia i pozostawiał jedynie wypełnioną niczym innym, a strachem oraz pozostałymi negatywnymi odczuciami, głęboką dziurę.
Brunet siedział skulony pod kocem w ciszy, mroku oraz lęku, czekając aż zdarzy się coś złego.
Paraliżująca groza, która dalej przepełniała jego umysł przerażającymi wizjami oraz niechcianymi, natrętnymi myślami, nie pozwalała mu na odprężenie od dobrych dwóch dni.
Lecz wtem nagle smuga światła zawitała do środka pomieszczenia, na co Connor uniósł źrenice i skupił je na postaciach przed nim.
Ujrzał nikogo innego, co Andersona.
Stara i pomarszczona twarz przywitała go ze zmartwionym spojrzeniem, a zza jego pleców wychyliła się dobrze znana Connorowi sylwetka.
— Siemka. — Uniósł dłoń w górę, krótkowłosy chłopak z heterochromią. Lekki uśmiech wdarł się na twarz androida, choć ten widząc chłopaka w takim stanie od razu go utracił, a jego lico przybrało bardziej smutny oraz współczujący wyraz.
RK800 odwrócił wzrok, nic nie mówiąc. Jego dioda dalej świeciła się na złoto, rzucając połysk na mrok pokoju, w jakim próbował się skryć przed światem zewnętrznym oraz jego mieszkańcami.
Hank stał obok z lekko zmartwioną miną, choć starał się zachować spokój.
Markus podszedł powoli w stronę Connora z wyciągniętymi przed sobą dłońmi, co wyglądało trochę tak, jakby człowiek zbliżał się do agresywnego psa, który zaraz miałby go ugryźć.
Jednak krótkowłosy nie bagatelizował jego problemu, gdyż wiedział już o wszystkim i próbował pokazać mu, że w razie czego powstrzymałby RK800 przed zrobieniem czegoś głupiego.
Kiedy znalazł się tuż o krok od spuszczonej makówki bruneta, ten uniósł swoje źrenice i wymienił się wzrokiem z jego starym oraz dobrym kumplem.
— Hej, Connor. Możemy pogadać? Hank martwi się o ciebie. Powiadomił mnie o wszystkim, co się stało. Nie musisz się bać, dobra? Jakby co to zareaguję odpowiednio, dlatego Anderson tu zostanie, ale będzie stał w rogu pokoju dla bezpieczeństwa. — Zerknął na siwowłosego, który podparł plecy ścianą i skinął do niego lekko, skupiając swój zmęczony wzrok na androidzie.
— Lepiej, żeby wypieprzał z mojej sypialni, bo w przeciwieństwie do niego - ja potrzebuję snu, a spanie na kanapie jest kurewsko niewygodne! — Burknął Hank pod nosem, choć tak naprawdę w ten sposób próbował powiedzieć, że bardzo się martwił.
Kąciki warg Connora uniosły się lekko i bardzo powoli, kiedy ponownie wlepiał wzrok w podłogę, a potem przeniósł go z powrotem na Markusa, który stał obok łóżka, na jakiego krawędzi siedział android śledczy.
— Chcesz mnie pocieszyć jakimś bezsensownym cytatem, który usłyszałeś od tego starca, jakim się opiekujesz? Dzięki z góry, ale... to nie pomoże. Już wystarczająco wiele usłyszałem od tego tam starucha pod ścianą. — Zażartował lekko RK800, a Hank spuścił brwi, odpowiadając z grymasem na twarzy.
— Ten staruch ma jeszcze dość siły, by kopnąć cię w te twoją plastikową dupę! — Oburzył się Hank, a Markus gwałtownie podniósł dłonie i odwrócił przodem do obu mężczyzn, szybko wypowiadając.
— Okej, rozumiem, że jesteście bardzo zestresowani, zmęczeni oraz zmartwieni sobą nawzajem, ale wystarczy tego. Nie chcę tu kłótni. — Porucznik prychnął oraz skinął głową.
— Racja, jesteś cholernym pacyfistą. — Rzucił, a dwukolorowooki spojrzał w dół na bruneta, którego poziom stresu wynosił aktualnie sześćdziesiąt trzy procent.
— Rozumiem, że jesteś zestresowany, ale przyszliśmy ci pomóc, a nie wszystko pogarszać.
— Nie da się tego bardziej spaprać i nie rozumiem, o czym chcesz rozmawiać. Jak mnie dezaktywować, ponieważ siwowłosy nie jest w stanie sam? — Hank uniósł brwi, zdziwiony tym, co powiedział android, a on sam po prostu patrzył w podłogę z tym samym spojrzeniem, co wcześniej.
— Connor... — Wyszeptał Hank.
— Dlaczego do kurwy nędzy chciałbym to robić?! — Wrzasnął, a Markus rozwarł wargi, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zdołał. Nie przywykł jeszcze do wybuchowej natury Andersona.
— Mówiłem ci, że to jedyne wyjście. — Odparł RK800.
— Ok. Jest z nim bardzo źle. Zrób coś, Markus. Potrafisz? — Zmarszczył czoło starzec, patrząc na krótkowłosego, a on sam przyglądał się Connorowi z powagą, lecz także współczuciem, rozumiejąc jego negatywne nastawienie, gdyż sam nie potrafił logicznie wyjaśnić przypadku, z jakim się zmagał.
Również poziom stresu androida był zbyt wysoki, a ryzyko autodestrukcji bardzo prawdopodobne, co wyjaśniało jego zachowanie.
U ludzi nazwałoby się ten stan po prostu depresją.
Markus milczał chwilę i wziął głęboki oddech, obserwując wszelkie zmiany w oprogramowaniu androida czy błędy systemu, analizował je oraz zwracał uwagę na jego zachowanie, ale nie wykrył niczego niepokojącego.
— Nie. Chcę porozmawiać o sprawie defektów, którą rozwiązujecie z Hankiem. — Na te słowa Connor gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na Markusa z przerażeniem utkwionym w jego brunatnych tęczówkach.
— Nie powinieneś tu być, ciebie też mogę zainfekować i— Przerwał mu siwowłosy, stojący w rogu pokoju, który kręcił przecząco makówką.
— Skończ te bzdury, Connor. Markus powiedział mi o przypadku androida, który gwałtownie zniszczył plastikową butelkę napoju, stojąc przy kasie w sklepie, po czym wybiegł z niego, a następnie słuch po nim zaginął. — Brunet uniósł brwi i spojrzał na Andersona w zdziwieniu. Po raz pierwszy od dwóch dni wymienił się z nim spojrzeniem.
Jego androidzkie zdolności wyłapały wiele detali na bladym licu porucznika, takie jak wyraźne zmęczenie, zmartwienie, a także liczne zadrapania w okolicy podbródka, które świadczyły o problemach z koncentracją podczas golenia.
RK800 spuścił wzrok, czując, iż Hank doprowadził się do takiego stanu z jego powodu. Nie mógł niestety temu zaradzić. Nie potrafił rozwiązać tej sprawy, mając tak wiele niewiadomych.
Była to definitywnie największa zagadka, z jaką kiedykolwiek przyszło mu się mierzyć.
Przeanalizował on w międzyczasie słowa siwowłosego, poruszając źrenicami, utkwionymi na punkcie na podłodze.
Jego dioda dalej lśniła na żółto, choć poziom stresu nieco opadł, co szybko spostrzegł przyjaciel stojący obok.
Wierzył, iż wszystko było z Connorem w porządku, ponieważ sam nie mógł znaleźć żadnego błędu w jego systemie.
— Kiedy to się stało? — Spytał brązowooki.
— Jakiś tydzień temu. Udało mi się go później znaleźć. Powiedział, że nie miał pojęcia, co się wtedy stało. Doświadczył ostrej derealizacji. — Brunet pokiwał twierdząco na znak zrozumienia, wydychając powoli powietrze z ust. Uniósł makówkę z powrotem na towarzysza.
— Ta informacja za wiele nie wnosi.
— Dowodzi, iż to nie ty jesteś tego źródłem, Connor. Nie mogłeś go spotkać, gdyż mieszka on na drugim końcu miasta. — Brunet westchnął, próbując uwierzyć w to, co obaj jego przyjaciele twierdzili. Próbowali sprawić, że RK800 odzyska dawną wiarę w siebie albo chociaż cząstkę determinacji. Brązowooki przymknął powieki, starając się zrelaksować.
— Myślę, że ten błąd wystąpił na chwilę w oprogramowaniu kilku z nas, ale już go nie ma, Connor. I wiele na to wskazuje. Zresztą... zdiagnozowałem cię i nie zauważyłem nic niepokojącego.
— Sam siebie też diagnozowałem i również nie widziałem nic złego, a jednak coś się zmieniło. — Markus uniósł kąciki ust i poklepał go po ramieniu, na co brunet wzdrygnął się, nie spodziewając kontaktu fizycznego, jakby obawiając, że w ten sposób mógłby za chwilę wyrządzić mu krzywdę, albo że w jakiś sposób ta usterka przeniosłaby się na Markusa.
— Autodiagnoza często nie wykrywa wszystkiego. Wierz mi, cokolwiek to nie było na pewno nie dotknęłoby ciebie w takim stopniu, jak resztę. Prawdopodobnie nie macie się już czym przejmować. W końcu wszystko z tobą dobrze od dwóch dni, a wcześniej nic takiego nie zrobiłeś, prawda? Poza tym... wczoraj ostatnim raz słychać było o dziwnym przypadku androida atakującego innego. Może to sprawdzicie? Możliwe, że wskaże wam przyczynę tego wszystkiego, jednak ja mam już swoją teorię, którą ci przedstawiłem. Weź ją sobie do serca, Connor. Ma dużo sensu. Błędy się zdarzają, a ci najbardziej agresywni najprawdopodobniej zostali sprowokowani i skończyło się to dla nich nie za ciekawie. Nie masz czym się martwić, lecz jeśli jednak chcesz być pewny to weź z Hankiem tę sprawę. Powinieneś być spokojny, kiedy już zdobędziesz wystarczająco informacji popierających moją teorię albo tworząc swoją własną. Rozważ fakt, iż liczba androidów z tym problemem spadła, a to już ostatni ogłoszony przypadek. Ujęty android. Wystarczy, że go przesłuchacie. Sądzę, że to będzie ostateczny dowód na to, iż cokolwiek sprawiło tobie i innym te problemy - już więcej nie stanowi problemu, ponieważ osoba ta odzyskała świadomość jako pierwszy przypadek i ma dużo do powiedzenia. Warto go wysłuchać. — Rzucał mu promienne spojrzenie z uśmiechem na twarzy, a Connor powoli rozwarł wargi i patrząc w dal, przemyślał to. Po chwili z determinacją w oczach pokiwał, na co Hank z drugiego końca pokoju skinął głową i odkleił od bladego fundamentu pomieszczenia.
— W porządku. Zatem nie traćmy czasu. — Powiedział donośnym oraz stanowczym tonem Anderson, a następnie skierował się w stronę wyjścia z Connorem.
RK800 przed opuszczeniem pomieszczenia zatrzymał się oraz wykręcił szyję w stronę krótkowłosego.
— Dzięki, Markus. Mam nadzieję, że masz rację.
— Nie macie nic do stracenia, nie? Lepiej być pewnym. — Uśmiechnął się, pewny siebie, że androidowi nic nie jest, na co brunet wymusił uniesienie kącików ust, po czym skinął do przyjaciela oraz wyszedł.
.
.
.
.
.
Wewnątrz budynku DPD stało się dziwnie tłoczno, a wszyscy wokół szeptali coś na lewo i prawo. Connor poprawił swój krawat, omiatając wzrokiem wiele znanych mu sylwetek, jednak nie wiedział jeszcze, o co chodziło.
Kierował się z siwowłosym spokojnym krokiem w stronę biura Fowlera, aby prosić o możliwość przesłuchania ujętego ostatnio delikwenta.
Czarnoskóry siedział ze splecionymi dłońmi ułożonymi na blacie przed nim w tym samym pomieszczeniu co zawsze, a widząc RK800 otwierającego szklane drzwi oraz porucznika wchodzącego do środka, skinął gestem ręki, pozwalając im usiąść.
Jego mina przyjęła poważny wyraz twarzy, choć Connor zauważył dziwne napięcie oraz wyczuł w powietrzu jakąś nieprzyjemną atmosferę, ale nie chciał jeszcze wyciągać pochopnych wniosków. Może to przez jego słabe samopoczucie tak mu się wydawało.
Niestety nie.
Oboje zauważyli nagle pewnego androida o kruczoczarnych włosach i żółtych źrenicach oraz wyjątkowo oficjalnym mundurze, stojącego obok Fowlera.
Brunet usiadł niepewnie na krześle i przeanalizował ten model.
RT500 - jeden z nowszych, wyposażonych o wiele nowych funkcji.
Connor zerknął na Hanka, który w tym samym czasie spojrzał na niego ze zmartwieniem oraz zdezorientowaniem, a następnie oboje skupili wzrok na szefie porucznika.
— Witaj, Hank. Domyślam się, po co tu przyszliście, jednak... — W tym momencie poziom stresu Connora podniósł się z wysokiego na bardzo wysoki, mając wrażenie, że jego koszmar zaraz się ziści i wyrzucą go za to, co ostatnio się stało.
Android gapił się na RK800 dziwnym, przeszywającym wzrokiem, lecz również nieco pustym, choć on nie zwracał na to uwagi. Czuł przeogromny strach, wypełniający całe jego ciało, iż za chwilę rozstanie się z Andersonem przez tamten incydent, którego nie był nawet w stanie wytłumaczyć, ponieważ nie rozwiązali jeszcze tej sprawy.
— Jednak... sam rozumiesz w jakiej znalazłeś się sytuacji ze swoim partnerem, prawda? — RK800 przełknął głośno ślinę, ale Anderson siedział spokojnie i po chwili zmarszczył nieco brwi, odrywając plecy od oparcia krzesła i pochylając się, zmierzył wzrokiem Fowlera.
— Co ty kurwa próbujesz powiedzieć? — Rzekł prosto z mostu siwowłosy, jakby czytał w myślach Connorowi i nie podobało mu się to, co za chwilę miał usłyszeć.
— Słuchaj Hank... zanim zaczniesz mnie obwiniać, wiedz, że to nie moja zakichana robota, iż przysłali tutaj tego androida. Zrobili to, ponieważ ma towarzyszyć wam w tym przesłuchaniu, jak i kolejnych sprawach. RK800 jest niebezpieczny i musi być pod kontrolą, a tylko inny android jest w stanie powstrzymać swojego, prawda? — Oboje wysłuchali co miał do powiedzenia, jednak Hank z impetem wstał oraz uderzył otwartą dłonią w blat stołu, zdenerwowany.
— Do kurwy nędzy, Jeffrey! Przecież on nic nie zrobił i nie życzę sobie pomocy od tej cholernej maszyny!
— Kurwa, Hank! Na litość boską, nie ty tu dyrygujesz, a poza tym decyzja już dawno zapadła. Czy tego chcesz, czy nie - ten android będzie trzymał oko na Connora. Zrozum... nie wyrzucamy go. Ale jeśli zrobi coś gorszego niż przedtem to nie będę miał wyboru. Zrozumiałeś? I nieważne, jak bardzo cię to wkurwi, bardzo mi przykro. — Brunet poczuł ogromną ulgę, słysząc te słowa, jednakże w tym samym czasie wypuszczając gwałtownie powietrze z ust, poczuł miażdżący jego klatkę piersiową stres.
''To tylko przesłuchanie. Za chwilę rozwiążemy sprawę i nic złego się nie stanie. Ze mną już wszystko w porządku, a to tylko tymczasowe środki bezpieczeństwa.'' Uspokajał się w myślach android, choć czuł, że to wszystko zaczynało go już powoli przytłaczać. Determinacja płynąca w jego kablach była jednak zbyt silna, aby poddać się tylko ze względu na poziom trudności.
Hank usiadł powoli i prychnął niezadowolony, krzyżując ramiona oraz mierząc wzrokiem tamtego androida, który nijak reagował na te zamieszanie, choć spoglądał na lewo i prawo.
— Wybacz, Hank. Tak każą przepisy. A teraz możecie odejść i pójść przesłuchać tamtego androida. — Starzec powstał niezadowolony i podszedł do Connora, kładąc swoją dużą oraz ciężką dłoń na jego barku. Chłopak dalej siedział, patrząc w dół, czując ogrom presji, gdyż pomimo gwarancji Markusa, wcale nie czuł się zbyt pewnie.
Hank jednak podniósł go na duchu i po chwili oboje wyszli z pomieszczenia, a nieznajomy android przysłany po to, by obserwować Connora podczas śledztw oraz przesłuchań podążał za nimi, nie odzywając się ani przez chwilę.
.
.
.
.
.
Na przeciwko Connora znajdował się ujęty w kajdanki z pochylona głową android. Na lewym policzku miał widoczną, głęboką ranę ciętą, a z oka po tej samej stronie wylewała się strużka niebieskiej cieczy, która oczywiście nie krzepła i sprawiała wrażenie świeżej, choć tak naprawdę RK800 oraz android stojący za nim, wykrył iż powstała kilka godzin temu. Connor nie mógł jednak zidentyfikować z jakiego powodu.
Blada cera oraz liczne zadrapania na nadgarstkach. Na biurku przed nimi leżały kartki papieru, a na nich zdjęcia pewnego człowieka - dokładniej mężczyzny czterdzieści trzy lata, alkoholika, który często rezydował w jednym i tym samym barze, a tam o północy w ciemnym zaułku został napadnięty przez model UW300, jakiego wszyscy troje doskonale teraz widzieli.
Po drugiej stronie weneckiego lustra stali policjanci oraz Gavin, który ponownie zmuszony był się temu przyglądać, a potem zdać raport Fowlerowi.
Czarnowłosy odrzekł głębokim głosem.
— Rana spowodowana uderzeniem ostrym metalowym drągiem, powstała trzy godziny temu. Winowajca uderzył z odpowiednią siłą pod kątem czterdziestu pięciu stopni. — Przesłuchiwany uniósł wzrok, zdziwiony, a Connor wraz z Hankiem zerknęli na mądrale, choć brunet rzucił mu krzywy uśmiech, ponieważ sam nie zdołał tego jeszcze wykryć.
— J-Ja... dostałem od tamtego mężczyzny... właściwie tylko tyle widziałem po przebudzeniu.
— Przebudzeniu? — Uniósł brwi Connor, próbując wyciągnąć z niego informacje.
Poziom stresu winowajcy wynosił pięćdziesiąt jeden procent i stopniowo zwiększał się, lecz także malał, ponieważ wokół trwała głucha cisza, a także nikt z tu obecnych nie próbował podejść do niego agresywnie. Sam był bardzo spokojny oraz opanowany, a to co się stało to nie jedna bójka, jakiej się dokonał. Tak naprawdę po raz pierwszy kogoś zabił, choć sam nie wierzył jeszcze w to, co się stało. Był rozkojarzony i nie dopuszczał do siebie tej myśli. Nie wyglądał na przerażonego. Być może powodem tego był brak więzi z osobą, którą zamordował, a także wypieranie faktów.
— Ja... poczułem ból... ból, którego nie powinienem był czuć. Nie do wytrzymania, a potem... jakbym oderwał się od rzeczywistości! A kiedy do niej powróciłem... przed moimi oczami pojawił się kij! Jakby znikąd, ponieważ wcale nie planowałem iść za tamtym kolesiem, przysięgam!! — W tej chwili jego oczy załzawiły się, a on sam zacisnął pięści, uderzając nimi głośno o blat stołu. Poziom jego stresu podniósł się radykalnie, lecz w tym samym momencie wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Spojrzenie androida powoli uspokajało się.
Connor patrzył na niego i analizował, a tamten drugi android złapał gwałtownie nadgarstek przesłuchiwanego, a jego syntetyczna powłoka odkryła się i to samo stało się z delikwentem. Połączyli się, a po tym osobnik szybko wydobył z niego informacje.
— W jego systemie wykrywam usterkę. Kod A086GD5, czyli tymczasowe uszkodzenie półkuli biokoponentu 47#HDB, a co za tym idzie problemy z pamięcią oraz niekontrolowanie własnych ruchów. Możliwa przyczyna - brak aktualizacji oprogramowania w jego modelu.
— Nonsens. Czułem dokładnie to samo, co on... ten ból... on... — Delikwent spojrzał na Connora, który się wtrącił i jakby na chwilę zmartwił oraz wystraszył, ale android, którego wysłali do pomocy, a także kontroli RK800 wyprostował się oraz odwrócił do niego przodem.
— U ciebie wystąpiła ta sama usterka, a przyczyną mogło być zaniedbanie sprawdzania oprogramowania przez Cyberlife. Sugeruję wykonywać częstsze testy przez specjalistów, a nie samowolne kontrole diagnostyczne, RK800. — Brunet zmarszczył brwi i wyprostował się, poprawiając swój krawat, dalej mierząc go wzrokiem.
— Nie widzę żadnego błędu w jego oprogramowaniu. — Dodał ostro, kładąc dłoń na ramieniu delikwenta, który przyglądał się temu zestresowany oraz zmieszany, a Connor z pewnością siebie, wypowiadał kolejne kwestie. Jego syntetyczna powłoka pojawiła się na chwilę, kiedy również połączył się z defektem.
— Być może niektóre twoje funkcje powinny zostać zmodernizowane. — Connor warknął, i gwałtownie złapał za bark pyskatego androida i szarpiąc nim, sprawił, iż stanęli twarzą w twarz, ale tamten ścisnął jego nadgarstek oraz mierząc wzrokiem dodał spokojnie.
— Uważaj, byś nie zrobił czegoś, co pogorszy twoją sytuację. — Brunet syknął, spuszczając wzrok oraz uspokajając się. Z całego stresu trzymanego w środku trochę go poniosło, dlatego wycofał się powoli oraz zostawił androida w spokoju.
On natomiast odwrócił się w stronę wyjścia.
— Sprawa rozwiązana. Zamierzam zdać raport detektywowi Reedowi. — Wyszedł, a w środku został tylko Hank, Connor or przesłuchiwany.
RK800 nie miał jednak więcej pytań, poza jednym.
Usiadł na krześle i spojrzał na delikwenta.
— Jak odzyskałeś świadomość? Ponoć byłeś pierwszym, który tego dokonał. — Winowajca podniósł źrenice przerażonych lekko oczu i spojrzał na niego nieśmiale, odwracając wzrok.
— Ja... nie mam pojęcia. Nagle usłyszałem krzyk i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, gdzie byłem oraz, co zrobiłem. — Brunet spuścił wzrok i powoli podniósł, ponieważ kończył im się czas i nie chciał być za chwilę wyrzucony z środka. Hank przez cały czas słuchał z uwagą, podpierając fundament ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
Connor skinął do niego i mieli już opuścić to miejsce, kiedy defekt dodał.
— Wiem, że nie ma to sensu, ale... ja naprawdę tego nie chciałem. — Wyszeptał, patrząc w stół, na co Connor dodał tylko.
— Wierzę. — A następnie opuścił salę przesłuchań i razem z towarzyszem szedł długim korytarzem, spotykając się ze wzrokiem wielu oficerów, policjantów oraz detektywów. Wszyscy plotkowali na jego temat, a on już to wiedział, więc jedynie spuścił wzrok, lecz Hank położył dłoń na jego ramieniu pocieszając go.
Kiedy brunet szedł obok, spojrzał na niego niepewnym wzrokiem.
— Hank... co jeśli mnie wyrzucą? Gdzie wtedy pójdę, co zrobię?
— Connor, nikt cię nie wyrzuci.
— Ten nowy model wykrył o wiele więcej niż ja... może nawet mieć te same funkcje, co Markus. Prawdopodobnie jestem zbyt słaby do bycia twoim partnerem... prawdopodobnie ten nowy mnie zastąpi, a wtedy... — Anderson zatrzymał się i kładąc drugą dłoń na barku androida, sprawił, że spojrzeli sobie w oczy, a brunet nieco zdziwił się, dlaczego zatrzymał go na środku korytarza.
— Nie, Connor. To tylko potwierdza teorie Markusa, a poza tym to oznacza, że problem z głowy i do następnych śledztw nie będziemy potrzebowali towarzystwa. Wszystko wróci do normy. — Uniósł kąciki ust Hank, ale RK800 wcale nie czuł się co do tego przekonany. Wydawało mu się, iż w tym wszystkim tkwiło coś dziwnego. Próbował zebrać informacje do kupy, przeanalizować. Musiał pomyśleć. Nie wierzył, że była to tylko zwyczajna usterka, która ot tak mogłaby wyparować.
Podczas przerwy w pracy Gavin wraz z nowym androidem rozmawiali z Fowlerem, a on zdenerwował się, iż nowy rozwiązał sprawę, którą Connor nie potrafił przez dobry tydzień. RK800 nie powinien tego słyszeć, lecz przechadzając się korytarzami, przypadkowo podsłuchał krzyki zza szklanej szyby, a jego uwagę przykuły gesty wymachiwania ze złości rąk Jeffreya.
Westchnął, dalej martwiąc się zbyt wieloma myślami, lecz teraz jego umysł przepełniony był tą sprawą.
Czuł, iż stał o krok od jej rozwiązania, a jednocześnie brakowało mu czegoś, co tak naprawdę stanowiło jej rozwiązanie.
Po chwili brunet w brązowej kurtce otworzył na szerz drzwi i szybko wyszedł, przeklinając pod nosem. Prawdopodobnie nie był zadowolony z faktu, iż zatrudnili kolejnego androida, a on nie dostał jeszcze podwyżki. Szybko udał się do miejsca, gdzie zawsze robi kawę i nie spostrzegł Connora stojącego w rogu, choć ten odprowadził Gavina wzrokiem, a następnie ponownie westchnął.
Android, który miał za zadanie towarzyszyć mu w śledztwach oraz pilnować - odszedł i zniknął gdzieś, prawdopodobnie nie mając teraz nic do roboty, a Fowler został w swoim biurze z grymasem wymalowanym na twarzy oraz spuszczonymi brwiami. Zmarszczki pojawiły się na jego ciemnym czole, kiedy przepisywał coś do komputera, wystukując klawisze na klawiaturze.
RK800 ruszył przed siebie, dalej głęboko myśląc. Na tyle mocno, iż nie zauważył jak cały gwar wokół powoli rozpraszał się i praktycznie w środku nie pozostało zbyt wiele osób, a korytarze świeciły pustkami.
Każdy zajęty był swoimi sprawami, opuszczając budynek albo skrył się w jakimś pomieszczeniu.
Być może większość zrobiła sobie przerwę i tak, jak detektyw Reed siedzieli teraz na kawie.
Po kilku minutach przemyśleń oraz łączenia faktów brunet zatrzymał się i usiadł na skrawku blatu jednego z biurek policjantów. Niedaleko znajdywało się stanowisko Hanka, lecz RK800 obserwując pustki wokół i ledwie kilka poruszających się korytarzami postaci w oddali, spostrzegł, iż porucznika nie było, ale nie przejmował się tym. Przecież nie musiał śledzić go, jak jakieś małe dziecko, ponieważ Anderson prawdopodobnie wyszedł do kibla albo również robił kawę.
Akurat zgadł poprawnie, ponieważ kilka chwil później zobaczył go idącego spokojnym, lecz uważnym krokiem, niosącego w dłoni gorący kubek napoju. Postawił go zaraz po tym na blacie biurka i westchnął, siadając.
Czuł ulgę, iż te wszystkie dziwne sprawy zostały wyjaśnione, ale Connor wcale nie podzielał jego uczuć. Rozumiał jednak, że dla porucznika sprawy technologii były zbyt niezrozumiałe oraz trudne do pojęcia, dlatego zaakceptował jakiekolwiek logicznie brzmiące rozwiązanie. Ufał również Markusowi, który był bliskim kumplem bruneta i to nie tak, że RK800 jemu nie wierzył, ale coś mu śmierdziało i nie był to smród dochodzący z ubikacji, którą minął jakieś kilka minut temu.
Jego LED zyskało bardziej niebieskawy kolor, jednak jeszcze nie w pełni, a kiedy myślał często przechodził w żółtawy odcień.
Connor przyglądał się porucznikowi, siedzącemu kilka metrów dalej. Odsunął on szufladę, próbując wyjąć długopis do pisania, ale przez przypadek, przytrzasnął sobie palec i zabluzgał pod nosem, machając ręką, co wydało się androidowi nieco zabawne, dlatego uniósł on kąciki ust.
Nagle jego uśmiech wyblakł, a źrenice jego oczu pomniejszyły się ze strachu.
Anderson akurat obrócił się na krześle i spostrzegł Connora patrzącego w przerażeniu na Hanka.
Zdziwił się, unosząc brwi.
— Co jest, Connor? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. — Zażartował, nie zdając sobie jeszcze sprawy z powagi sytuacji.
W tym samym momencie Connor zgiął się w pół, zaciskając mocno zęby, a także przyciskając powieki. Położył dłoń na klatce piersiowej i rozwarł szeroko wargi, jakby próbując coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobyło się żadne słowo, a jedynie stłumiony jęk. Ciało RK800 drżało, a on sam próbował złapać oddech, tak jakby nie mógł, gdyż coś mocno zaciskało go od środka, a on sam patrzył przed siebie z przerażeniem tak, jakby wiedział, co się działo.
Chciał powiedzieć coś Hankowi, ale czuł, jakby w jego gardle siedziała gula, blokująca słowa, przez co nie mógł wydusić z siebie nic, oprócz chropowatego lamentu.
Dławiąc się, próbował postawić krok do tyłu, ale jego ruchy wyglądały chwiejnie, tak jak pijanej osoby, przez co uderzył zbyt gwałtownie w biurko stojące za nim, przez co syknął cicho i upadł na ziemię.
Dyszał, mocno zaciskając zęby, choć w tym samym momencie dalej próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił, gdy ucisk jaki czuł zwiększał się z każdą chwilą, a Anderson wstał gwałtownie, patrząc na niego w szoku.
Android wyciągnął rękę i złapał się rogu blatu, podnosząc stopniowo, lecz druga dłoń spoczywała w okolicach klatki piersiowej, zaciskając materiał munduru, choć niewiele to dawało.
Zwijał się na podłodze z bólu, a obraz przed jego oczami był mocno zglitchowany oraz niewyraźny. Dźwięk natomiast nie do końca rzeczywisty, a co najbardziej przykuwało wzrok był ogromny, czerwony i migający napis ''SYSTEM: STAN KRYTYCZNY''.
Dioda androida świeciła się na czerwono.
Connor zmarszczył brwi i podniósł się z trudem, dalej trzymając rogu blatu, lecz zdołał machnąć niechlujnie drugą kończyną i uderzyć w mały słoik wypełniony długopisami oraz ołówkami, lecz także jedną parą ciemnozielonych nożyczek.
Przewrócił przeźroczysty pojemnik, a przedmioty w nim niegdyś tkwiące wysypały się na cały stolik i stoczyły na podłogę, robiąc nieco hałasu, a RK800 zdołał zacisnąć pięść na ostrym przedmiocie, tak jakby sprawiało mu to dużo trudu.
— CONNOR!! — Usłyszał, lecz jak przez mgłę. Ostatnie czego chciał to widok biegnącego do niego Hanka, ponieważ był w tamtym momencie pewny, co by się stało, a to wypełniło go tylko większym strachem. Nie dawał rady wygrać z tym, co czuł, dlatego jego oczy wypełniły się łzami, a on już prawie się poddając, zacisnął mocno zęby oraz odwracając tak, że plecami opierał się o blat stołu i w zgiętej pozycji pół siedzącej, uniósł lewą dłoń nad swoje kolano, w której trzymał nożyczki i z chwilową determinacją, jaka wypełniła jego ciało, pomyślał o Hanku oraz o jego miłości do niego, jak do ojca.
Myślał o tym nałogowo, by tylko nie przestać, żeby nie przegrać oraz, aby zrobić to, co właśnie zamierzał, uważając, że mogłoby to pomóc walczyć z paraliżującym bólem, jaki pojawił się znikąd.
Widząc w tle Hanka biegnącego w jego stronę, kończyna RK800 drżała szaleńczo, tak jak zresztą pozostałe partie ciała, ale ta również przesunęła się w stronę siwowłosego, lecz w tej samej chwili android gwałtownie zamachnął się ostrym narzędziem prosto w swoje prawe udo i wbił nożyczki dość głęboko, krzywdząc sam siebie, a tym samym jęcząc z bólu.
Błękitna ciecz rozprysnęła wokół, a później strumykiem spływała z jego spodni, a Connor spuścił głowę, dysząc i chwilo czując się lepiej, choć czuł kropelki potu spływające po jego bladym licu oraz to, jak ciężko było mu złapać oddech.
Hank pochylił się zmartwiony, co Connor wyprawiał i krzyczał do niego w chaosie to, co miał na języku, bluzgając przy tym, a zaraz po tym oparł dłonie na jego barkach i poruszył androidem, którego twarzy nie widział ze względu na to, iż opierał się o mebel skulony oraz pochylony na zimnej podłodze, a kiedy Hank nim poruszył, od razu spojrzał na zmęczone lico bruneta, które przepełnione było cierpieniem, strachem, bólem, a także syntetyczne policzki lśniły od przeźroczystej cieczy, która wylewała się z kącików jego oczu.
Twarz Andersona wyrażała szok. Przyglądał mu się zamrożony i niepewny co zrobić, a wokół nie było w tej chwili nikogo.
Brunet z trudem próbował otworzyć wargi i powiedzieć coś do Andersona, lecz wszystko co zdołał wykrztusić z dużym trudem, słabym oraz chropowatym głosem były dwa słowa.
— Nie, Hank... — Jednak Anderson był zbyt przerażony jego stanem, więc nie skupił na tym zbytnio swojej uwagi, a raczej na tym, aby jak najszybciej zabrać go do osoby, o której wcześniej nie pomyślałby, że jeszcze kiedyś odwiedzi, po tym do czego ostatnim razem próbował zmusić jego przyjaciela. Jednakże tylko on teraz przyszedł mu na myśl.
Złapał Connora za barki i podniósł, zarzucając jedno ramię na swój bark. Wtem głowa Connora wiotko opadła, tak jakby nagle zemdlał, lecz wcześniej przez cały ten czas wyglądał, jakby się dusił. W rzeczywistości tak nie było, ponieważ androidy nie potrzebowały tlenu, choć dało się zinterpretować jego zachowanie.
Krople łez przestały spływać po policzkach androida prosto na podłogę, a on sam gwałtownym ruchem ścisnął nagle nadgarstek porucznika, który tą samą kończyną objął wcześniej jego ramię.
Anderson zatrzymał się i przeniósł wzrok na bruneta, będąc lekko skołowany.
W tym samym czasie Gavin wracał z przerwy, idąc opustoszałym korytarzem z kubkiem kawy w ręku, kiedy nagle zatrzymał się, prawie rozlewając napój, ponieważ to co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.
Ujrzał jak kilka metrów dalej Connor szybkim i silnym ruchem wykręcił ramię porucznika i w tej samej chwili rzucił Hankiem przez ramię prosto na biurko za nim, o które mężczyzna uderzył plecami, a następnie osunął się na podłogę, jęcząc przy tym głośno z bólu. Złapał się za obolałą kończynę i z przerażeniem popatrzył na bruneta, stojącego teraz do niego przodem. Spoglądał na niego z nieobecnym wzrokiem, który po chwili zyskał na nowo barwy, a głęboko wydrążoną w nich pustkę zastąpiło przerażenie, a kąciki wypełniły się szybko przeźroczystą cieczą.
Dioda androida świeciła się ostro na czerwono, kiedy w tej samej chwili wystraszony Gavin odłożył kubek na blat stołu obok z taką siłą, iż rozlał trochę gorącego napoju, w tej samej chwili przeklinając pod nosem na tyle głośno, że RK800 usłyszał oraz wykręcił w jego stronę szyję.
Stał tylko i szybko oddychał, nie mogąc się ruszyć z wrażenia, gdyż poziom jego stresu wynosił teraz osiemdziesiąt dziewięć procent i z każdą sekundą wzrastał.
Jego dłonie drżały, a źrenice pomniejszyły się, gdy zobaczył jak detektyw szybkim ruchem wyciągnął pistolet i wymierzył w androida, marszcząc przy tym brwi.
Anderson również przeniósł swój wzrok na Gavina, próbując się podnieść, jednak ból pleców był zbyt duży, dlatego syknął i z niepowodzeniem upadł z powrotem na podłogę, głośno sapiąc. Podpierał się jedną ręką, gdyż druga kończyna została kompletnie zwichnięta.
Obraz oraz dźwięk powoli wracał do normy, dlatego Connor usłyszał perfekcyjnie dobrze krzyk Gavina w jego stronę.
— Nie ruszaj się, plastikowy skurwysynie!! Teraz to się doigrałeś! — Łzy ściekły po policzkach Connora, gdy on powoli wycofywał się, szybko oddychając. LED dalej paliło się na czerwono z powodu silnych negatywnych emocji, których nie był już w stanie kontrolować. Cały jego świat właśnie rozpadł się na kawałki.
Jego ciało drżało, lecz tym razem nie z bólu, a ogromnego stresu oraz strachu, ponieważ nie był głupi, aby nie zrozumieć, co się stało.
Wiedział, że skrzywdził Hanka.
— GAVIN, NIE!! ZABIJESZ GO!! — Krzyknął siwowłosy, wychylając się nieco oraz patrząc zdenerwowanym i przerażonym wzrokiem na Reeda, który w tej samej chwili pociągnął za spust. Źrenice Connora pomniejszyły się jeszcze bardziej, kiedy rozległ się dźwięk wystrzału.
Huk rozniósł się po całej sali, a potem zapadła głucha cisza, jaką przerwał odgłos dyszenia Gavina oraz Hanka z szoku, a także syknięcia RK800, a potem tylko ciężki dźwięk upadku ciała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top